Przejdź do głównej zawartości

Posty

Sobie i Innym!

Sobie i wszystkim (moim czytelnikom) życzy się  w r a ż e ń - z życia i z lektur, bo tylko intensywne przeżywanie bytu daje napęd i smak naszemu istnieniu. Jedno drugiemu nie przeczy, tylko się uzupełnia.                                                                              Pamiętam, w czasach licealnych - chodziłem do Reya - przechadzałem się po Nowym Świecie                   i Krakowskim Przedmieściu z książką przed oczami, by kończyć lekturę w Ogrodzie Saskim.                Czy to był tylko "szpan" - sposób na laski - czy jednak fascynacja, której nie dawało się odłożyć na później, np. Iberoamerykanami, nie mnie oceniać. Książka jako najlepszy przyjaciel i klucz do sekretów zostało mi do dzisiaj...

skąd się biorą w literaturze Japończycy?

 Głupie pytanie! Z życia, to znaczy z własnych doświadczeń! Na przykład: Michiko Aoyama...        "Kakao w czwartki" - tytuł niezbyt zachęcający, ale w środku - powieści i opisywanej kawiarni - świat się zmienia, ulega przekształceniu i sięga do głębi. Czego? Oczywiście psychologii! "W każdy czwartek ten niezwykły lokal staje się  a z y l e m  dla tych, którzy zgubili się w codzienności" Coś dla nas, nieprawdaż? Ciepłe słowo może zmienić wszystko! To nie dydaktyka, lecz empatia i znajomość życia zapełnia te kartki. Pytanie, czy poprzez lekturę mamy znajdować odpowiedzi: jak żyć?! Sądzę, że to jest źródło nie najgorsze, nie poradnikowe, ale skłaniające do myślenia własnego, zindywidualizowanego. Tak przecież traktował książki już nawet Hamlet. "Słowa, słowa, słowa", ale prowokujące, nawet stwarzające rzeczywistość w praktyce. Co mają w sobie takiego "Japońce", że ich doświadczenie bywa uniwersalne? Tego nie wiem; własną historię, klimat, położenie...

Anthony Burges

... to był dla mojego pokolenia autor kultowy ze względu na "Mechaniczną pomarańczę" - bardziej film niż książkę - o konsekwencjach dla indywidualnej wolności zaprogramowanego kolektywizmu, który kojarzył się nam w PRL z rodzimym socjalizmem. Ciekawi mnie - bo jeszcze nie przystąpiłem do lektury - jak brzmi po latach opis doświadczenia, które samemu się - zachowując wszystkie proporcje - przeżyło, z perspektywy historycznej, czy to już tylko karykaturalny obrazek? Inaczej mówiąc, na ile zepsute ziarno zakiełkowało w umyśle. Czy życie przez ileś tam lat w systemie odmóżdżającym ma wpływ... Czy da się "suchą nogą" oczyścić         z rzeczywistości fikcyjnej?  Bo przyglądając się naszym współczesnym politykom - tym dzisiaj na trybunach i tamtym przegranym    (którym kibicowałem, wstrzymując się podczas wyborów) mniemam, że różnice są minimalne; władza     degeneruje bez względu na światopogląd! To już u Platona przeanalizowane, ale nauka "poszła...

Ciągle czytam i tak mi... dobrze!

 Tym razem noblistę, Laszlo Krasznarkai "A świat trwa"; w sprawie outsiderów, a to/tych lubię.   Wszystko dobrze, ale dlaczego bez kropek? Przez kilkadziesiąt stron ani przecinka - co to za ekstrawagancja? Owszem, na scenę to się nadaje, bo obowiązuje tzw. "kropka logiczna", która niekoniecznie wynika z gramatyki, raczej z rytmu i myśli, którą chce się zaakcentować, ale tutaj, strona po stronie - nie rozumiem... Takie kadencje, moim zdaniem, odwracają uwagę od sensu na rzecz formy, czyli, jakby nie było socrealizm. Oczom nie wierzę, przecież w Sztokholmie - u nas w wydawnictwie "Czarne" - nie powinni się dawać nabierać. Czy to nie jest czasem szukanie oryginalności za wszelką cenę? Wszystko już było, zatem by się sprzedało wymyśla się takie sztuczki, zamiast oryginalnej historii i pracy nad językiem. "Było nie było, buch w głupie ryło" - nie przystoi laureatowi, chyba... Chyba, że już tak zgnuśnieliśmy, że nas porusza już tylko coś czego nie było...

co mnie / nas czeka?

 ... niewiele, oj, obym nie wykrakał - myśląc o naszym coraz bardziej bezmyślnie upadającym teatralnym rzemiośle, jego krytyce i w końcu publice. Ruchawka "młodszych jeszcze mniej zdolnych" będzie się rozwijać degradując gust inteligenta. Zafunduje więcej polityki, to znaczy służalstwa możnym i przyznającym granty z mamony przy niedoborze inteligencji. Na scenach będzie coraz prościej, bo Internet i przekaz obrazkowy przyzwyczaja, by się zbytnio nie wysilać: niech żyje rozrywka! "Być albo nie być" zastąpi - tak wróżę - mieć, albo stracić, a najlepiej to się pokazać... Teatr będzie salonikiem - nie raz już tak bywa - gdzie warto się pokazywać, załatwiać interesy, ale niekoniecznie przeżywać cokolwiek, co ma związek z literaturą. Zatem, upowszechni się "pismo obrazkowe" nie za trudne do pojęcia nawet we wtorek po premierze, kiedy aktorom najczęściej się nie chce. Teatrów stałych ubędzie, w budynkach zagoszczą przedsięwzięcia okazjonalne ("hejka: robimy ...

... ten dzień!

 Ten dzień, a właściwie noc, roku pamiętnego "Jaruzelskiego", pamiętam, spędzałem na Bernardyńskiej   w towarzystwie Małgosi Walas, wtedy na wylocie z Teatru Ósmego Dnia, i jej narzeczonego włoskiego, dzisiaj męża (?), pijąc przednie wina i deliberując o sztuce... Rano zdziwiło nas to, co się działo w radiowej "Trójce": hymn i wojskowe marsze, oraz telefony nieczynne!  W południe poszliśmy do Teatru Dramatycznego, który był na głucho zamknięty i tylko na drzwiach wisiała kartka o przerwaniu WST - spotkań teatralnych - oraz pod siedzibę Regionu Mazowsze, już otoczonego przez ZOMO, gdzie zasięgnęliśmy języka, co to za klika z tym "stanem wojennym",              w istocie walce ówczesnej władzy z Narodem.                                                                     ...
ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze.. .                                                              Pan B Promocja książki o Jerzym Grzegorzewskim napisanej przez byłą małżonkę wyglądała w Instytucie Teatralnym może nie jak Zaduszki, ale czołobitny wiec poparcia z zeszłej epoki. Nie przymierzając, sam Soso byłby zachwycony metodą wychwalania i eliminowaniem krytyki naukowej.  Pośród serdecznych przyjaciół intelektualna "zajęczość" (brak odwagi) p r a w d ę o artyście zjadła... A sztuka powinna bronić się sama, i lakierowanie kartofla nie służy dobrze ani artyście, ani statutowym zadaniom dokumentowania i analizowania faktów przez IT, czemu "brązownictwo" i wazeliniarstwo przeszkadza. Pisał Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - ale do gloryfikowania go nie zaproszono: Najnowszy spektakl Jerzego Grzegorzewskiego bu...

za co...?

Za co uwielbiam Haruki Murakamiego? Sam nie jestem pewien, ale lekturę jego powieści serdecznie polecam.                                                                                                                                                      Mimo tak różnych źródeł kulturowych w jego twórczości można się świetnie odnaleźć. Sądzę, że to sprawa psychologii i traktowania postaci, w czym nie jest taki znowu różny od np. Czechowa (?) Wielka historia zawsze stanowi tylko tło dla indywidualności i pytań typu: "jak wspominam ojca" ( jak bardzo głęboko wojna może wpłynąć na życie i psychikę ), co rozwija się jako uo...

Mój rok w kulturni

 Tak jakoś bym to wszystko, co przeżyłem w minionym roku, zsumował, sumował, ale nie wiem po co... Klęski: a). w teatrze rzucenie Jasia Klaty na Narodowy, co trzeba zapisać na minus urzędującej "ministrze"; b). "przeniesienie się" do lepszego świata Piotra Cieplaka, z czym Św. Piotr nie chciał zaczekać; c). "Termopile polskie" pana Janeczka jako wrzaski i zgiełki, choć ze zredukowanym sensem; d). brak "światełka w tunelu" w młodej reżyserii - co debiut to klapa zamiast "fory"; e). kontynuacja strupieszałej struktury zespołów teatralnych, gdzie staż i znajomości ciągle przeważają nad przydatnością (ilościowo to nadreprezentacja emerytów). Do ewidentnych pozytywów mam przyjemność zaliczyć: a). działalność Filharmonii Narodowej - programowo i wykonawczo; b). kolejne lektury: Murakamiego, Pamuka, Faulknera, Celina, Atwood i Thomasa Manna; c) program II Polskiego Radia z muzyką poważną i słuchowiskami literackimi;  Moimi lekturami "prze...

Spieszmy się...

Spieszmy się kochać ludzi, bo tak prędko odchodzą.... Ks. Twardowski Piotrek i Jego teatr nie był mi jakoś szczególnie bliski, raczej traktowałem go jako naiwny i beztroski. Cosik miałem z nim na  pieńku w czasie Jego Rozmaitości - Halinka Chmielarz pewnie pamięta, bo ja nie  hoduję w sobie złości.                                                                                                                                Jego dendrologiczne hobby i uniwersalne wartości w dobie, gdy trzeba było "przywalać" komuchowi trąciły mi eskapizmem i unikami. Za to rowerem do Barcelony (nie mylę geografii?) - o! to było to, sam przecież wiem, co to wiatr we włosach (Piotra...

Sobie życzę w Nowym Roku

 Zdrowia - po rozjechaniu mnie przez samochód - przede wszystkim, i nowych fascynujących k s i ą ż e k. Mam ich w bibliotece już tyle, co na zdjęciu u Marii Janion, ale ciągle mi mało; nie papieru, lecz doznań. Bo w książkach jest zapisany świat, którego brakuje za oknem: ciekawszy, bardziej złożony i, co ważne, dający do myślenia. To z książek wyrusza się w podróż, która nie ma końca i żadnych ograniczeń. To z papieru można wykreować rzeczywistość ze swoich/naszych marzeń! Tylko z książek.  Dlatego czytanie - nie mówiąc o "czernieniu papieru" - jest remedium na świat, w którym brakuje wzorów. Tylko w książkach można znaleźć emocje i bohaterów, z którymi chciałoby się spotkać i pogadać; tylko  tam, tylko w książkach... Jeśli propaguję tu jakiś "eskapizm" to jako obronę przeciw przeciętności i małości naszych codziennych dążeń, bo to tam świat rozpościera się na miarę naszych potrzeb. Dlatego więcej czytając nie muszę tak uważnie "patrzeć przed siebie"... C...

ŻYCZENIA NOWOROCZNE

 ... aby wreszcie skończyć naszą wojenkę w/o teatrze! To jest dziedzina poddana konkurencji, owszem, co nie musi oznaczać chodzenia do celu po trupach! Twierdzę, że dostęp do pracy na scenie jest u nas uwarunkowany mnóstwem zachowań, które mają niewiele wspólnego z profesjonalizmem, to raczej kumoterstwo jest w cenie! Kto z kim i nie tyle za ile, ile: co może zyskać ten, kto rozdaje angaże...  A zaczyna się ta gangrena już przy konkursach na dyrektorów, które są permanentnie u s t a w i a n e przez Organizatora, by mieć swojego/posłusznego wykonawcę. I to nie tyle cenzura, lecz "kręgosłup z gumy" widzi się decydentom jako partner. To z gruntu fałszywa personalna polityka, bo poprzez teatr nie obala się dzisiaj władzy, a i Dejmka           w Nowym już nie ma, zatem czego boi się władza? By jej "czterech liter" na scenie nie zobrazować? Dzisiejszy teatr nie ma tej siły, która wyprowadzałaby ludzi na ulice - vide casus "Dziadów" Dejmka - lecz ciągle, w o...

Moja, bardzo subiektywna, list(k)a wzruszeń

To chyba Jan Kott zwykł był mawiać: " mam mało czasu, oto moja hierarchia dzieł "... Dlatego, ku pamięci, sobie układam, bardzo subiektywnie, własne wzruszenia i zadziwienia w roku mijającym,                          z pogłębiającym się przekonaniem, że warto "więcej czytać niż patrzeć za okno" (przypominam: stare ruskie przysłowie), i że lektura książek da się inscenizować w głowie ponad poziom tego co widać w tzw. realu; a oto pretensje proszę mieć nie do mnie, bo ja tylko przytomnie świadkuję. 1. "O" Miki Liukonena, 2. "Mordercza pani Shim" Jiyong Kang, 3. "Schronienie" Williama Faulknera, 4. Ostatni spektakl Janusza Opryńskiego w Lublinie, 5. Sezon w Filharmonii Narodowej, 6. "Gwiazda poranna" Karol Ove Knausgarda, 7. "Masło" Asako Yuzuki, 8. "Dziedzictwo PRL" Jerzego Eislera, 9. "Brooklyn" Colm Toibin, 10. "Spóźnieni kochankowie" Williama Whortona  - oraz: "Buddenbrukowie"...

moje aktualne lektury

  Znowu NABOKOW : tym razem" Feralna trzynastka " dołożona na półce do poprzednich powieści; THOMASA MANNA : " Buddenbrukowie " w nowym przekładzie - "tołstyj źurnał", lubię grube książki,   w których można się zanurzyć, a nawet utonąć; wreszcie ELENA FERANTE : " Genialna przyjaciółka " - pamięć mnie zawodzi, alem to chyba widział na scenie u niejakiej Marciniak (?); wreszcie najgrubsze tomiszcze, MIKI LIUKONENA : "O" - to dla mnie odkrycie epickie i fabularne. Na starość coraz bardziej skłaniam się ku lekturze - kontra oglądactwu po teatrach - biorąc przykład          z Jakuba z " Jak wam się podoba " Szekspira (robiłem w Poznaniu), bo tutaj to ja "rządzę", to mnie przypada przyjemność interpretowania zdarzeń, a nie oglądanie czyichś interpretacji zubażających. Mając (tfu, tfu) wyobraźnię rozprzestrzenia się teatr w swojej głowie, zatem scena do niczego nie jest mi potrzebna. Bo przecież myśli innych artystów przy...

... jak z "Absolwenta"?

Moje roztargnienie, lub nieumiejętność opanowania "kompa" spowodowała / uchroniła mnie przed partycypacją w nasiadówce jak z filmu "Absolwent". Pamiętacie? Tam młody miał przygody ze starszym pokoleniem. Ja byłem najstarszy na inauguracyjnym roku WoT-u Koeniga, zatem porównanie jest wygórowane, ale okoliczności takich z(a)jazdów bywają podobne.                                                                                         Czas płynie nieubłaganie i to co było kiedyś w Kolegach i Koleżankach pociągające dziś może odstręczać. Zatem spotykać się, czy nie spotykać, oto jest pytanie. Studiowałem w sumie na trzech wydziałach dwóch uczelni i druchów ze studiów mam na pęczki, ale, abym utrzymywał kontakty - to za nic. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, lub in...

kolejny raz...

Kolejny raz Instytut Teatralny nudzi... Tym razem o swoim patronie, profesorze Raszewskim. A przecież - byłem jego studentem i magistrantem - On uczył nas, że to dziedzina komunikacji, która nie powinna umierać za drzwiami teatru; że teatr musi być po coś , że ambicją teatrałów winno być zmienianie świata poprzez teatr (proszę wspomnieć Hamleta), a nie tylko dostarczanie taniej rozrywki. Pamiętam jak mnie odpytywał o Grota i jego pozateatralne poczynania, w które się angażowałem.    Proszę pana - opowiadał mi, poza lekcją - swego czasu jeździliśmy z Gawlikiem WFM-ką (to taki motocykl na licencji NRD) do Opola, by ratować Jerzego przed tamtejszą władzą, która chciała go/ich zlikwidować; zrobili to o tyle "nieskutecznie", że Grot sam się wypisał z teatru na rzecz kulturotwórczych poszukiwań, które - może poza Brookiem - nie miały wtedy precedensu, a w komunistycznej Polsce były oazą wolności, tak, tak... Profesora bardzo to interesowało, choć kręcił głową z niedowierzaniem ...

Kla(t)pa w Narodowym

" Koniec i bomba, a kto oglądał ten trąbą ", czyli Jasiu dał czadu, ale rozumu nam od tego ubyło! Pan Jasieniek jest butny, zarozumiały i rezolutny, więc były dymy i bity, szkoda, że  m y ś l i  zabrakło, bo w jego wystawiennictwie zawsze szło o efekty, zgrzyty i osobiste porachunki, oraz kompleksy; ze sztuką teatru ma to tyle wspólnego, że trąbienie na wiwat niektórym (znajomkom) kojarzy się z muzyką.                                  Sorry, za starym wróbel, by dać się nabierać na pozerstwo i zarozumialstwo.  Nawet zarabianie w showbiznesie ma swoje konsekwencje, czego wytrzeszcz - patrz zdjęcie - na poziomy nie uniesie. Przewaga formy nad treścią i propagandy nad sensem jest wskrzeszaniem truchła  socrealizmu . Śmieszne w tym wszystkim jest to, że łyseńki ma się za awangardystę i burzyciela jakowychś struktur, utrwalając    w najlepsze konserwatywne nieuctwo i amatorszc...

ostatnio czytam...

Twardocha Szczepana "Zimne wybrzeża" - jak go nie cenię za politykę, jaką uprawia dla "usamodzielnienia się" Śląska oderwanego od macierzy, czyli nacjonalizm, oraz Koreankę Jiyoung Kang "Mordercza pani Shim" - reklamowaną przez wydawnictwo jako nowe Delicatessen, i słusznie, jest coś na rzeczy... To kryminał o jedzeniu: o smakach i potrawach. Jako wieczny kawaler (nie tak całkiem, bo zawżdy prowadzany przez Mieszka po różnych oryginalnych barach i miejscach do konsumowania - np. na Siekierkach - uważam się za smakosza nie potraw gastronomicznych tylko strawy duchowo-papierowej). Brukselka, kalafior i  b ó b (mniam-mniam), to owszem, ale umówmy się nie samymi kaloriami intelektualista (tfu-tfu) żyje, zatem zadrukowany papier też działa, szczególnie na wyobraźnię i rozwija nie tylko kulturę fizyczną i tzw. aparycję, tak użyteczną wśród dam, ale i to co pod czaszką.                      Mnie smakuje najbardziej coś (powieść, albo ...

Słowo na sobotę (i każdy dzień tygodnia poza poniedziałkiem)

Chyba już kiedyś o tym pisałem, ale widocznie problem mi doskwiera:  nie chce mi się peregrynować po tingel-tanglach zwanych teatrami, wolę zostać w domu i nad książką rozpościerać wyobraźnię... Czyżby to był tylko mój problem? A co o tym - o frekwencji - mają do powiedzenia Organizacje widowni? To ich problem, bo ja raczej o sobie. Przez długie lata - zapisując wrażenia - chodziłem po teatrach codziennie  (poważnie!), a w czasie festiwalu to i trzy razy, co w przeciętnym miesiącu dawało absurdalną liczbę "oglądów" w granicach 30 - 50 spektakli nie zawsze wysiedzianych do końca, przyznaję. Co za absurd (!) nie da się tego wytłumaczyć nawet "teatromaństwem",  lub zawodową ciekawością, co kombinuje konkurencja; mam przecież dyplom reżysera i na koncie wiele własnych wystawień. Dzisiaj mi się już nie chce... Ale o tym nie warto byłoby czernić papieru (wykorzystywać elektryfikację w Internecie), gdyby za tym wyznaniem nie kryła się głębsza intencja. Spektakl w pomieszcz...

Arturo z dziada do wnuczka

Nie ukrywam, że znam człowieka - robiłem nawet kiedyś na off-offie jego sztukę - ale sądzenie sądzących sprawia mi nieukrywaną przyjemność (nie sadź, nie sądź, bo cię osądzą - kto to powiedział?). Najważniejsze w tym fachu jest chyba to - tak wyrokował Puzyna , nie pomnę - żeby pisać tak, aby było wiadomo, czy pisze blondyn czy brunet ... Arturo Grabowski ma charakter, obok Przemo Skrzydelskiego to czołówka omawiających (to nic, że wraz z osądem) teatralnych kronikarzy. " Dziady i wnuczęta " (wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego ) spełnia warunki nie tylko naukowe, ale i beletrystyczne - je się po prostu dobrze czyta. Abstrahuję od poszczególnych ocen (aktorzy, podobno, pamiętają tylko, czy dowalili, czy chwalą), bo nie wszystkie recenzowane spektakle widziałem, ale lektura wydaje mi się przewodnikiem po zagadnieniach: "co w trawie piszczy". Narodowy teatr nie zdziadział , on stetryczał i zleniwiał, przeto nieuchronnie stał się infantylny...    Ostatecznie zatem kryt...