Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2019

weselność prawicy

Telewizyjne rozpowszechnienie "Wesela" Wyspiańskiego - Kostrzewskiego i pierwsze medialne reakcje na nie skłaniają do poczynienia. Niekoniecznie filozofując młotem (jak na obrazku), bo to zwierciadlane odbicie metody, z którą się walczy.  Rozpatrując wszystkie "za" - "przeciw" należą bardziej do arkanów sztuki - mnie w tym miejscu interesuje wymowa ideologiczna zachwytów przekuwana na użytek polityki... Najbardziej znaczącym dla wywodu jest argumentacja Piotra Zaremby, usytuowanego blisko władzy, który ogłaszając, że "Mikos to dobra zmiana" w Starym Teatrze naznaczył sam siebie ojcem chrzestnym rzekomych zmian dokonywanych przez prof. Glińskiego i koleżankę Zwinogrodzką... Ale - jak Zarembę - nie interesuje mnie zupełnie, czy Kostrzewskiego: a ni prawica, ani liberalna lewica (nie) uważają, z jego symetryzmem i krytyczną miłością do polskości, za swego. Bo prawicowy celebryta rozumie sztukę jako uprawianą przez swego, lub - to konsekwencja

wyzwolenie: kogo z czego

Wyzłośliwiałem się tu jakiś czas temu na jubileusz aktora, który - moim zdaniem z powodów koniunkturalnych - fotografuje się z przegranymi politykami, a być może przestępcami... Chcę dopowiedzieć: "KTO SIĘ Z KIM ZADAJE TAKIM SIĘ SAM STAJE"... Nic w tej sprawie nie jest bez kosztów, a na scenie, w miejscu kształtowania publicznej świadomości - szczególnie. I nie piszę o sympatiach partyjnych, tylko o pozostawaniu w zgodzie z moralnością. Ktoś znany publicznie z rozsiewania przemocy symbolicznej, kłamstwa i złości nie będzie neutralnie wyglądał i znaczył na scenie. Oczywiście, zwolennikom tego kłamstwa w to graj, tylko ich podbechta do podskakiwania. Tyle, że to przestaje być sztuka - pełna sprzecznych racji, a zaczyna się propaganda określonej ideologii i partyjnego działania w celu odzyskania. Trzeba wiedzieć, co się robi: uprawia teatr czy amatorskie politykowanie? Obie aktywności podlegają ocenie nie tylko z powodów warsztatowych, ale zgodności przekazu z faktami, rze

WESELA

Obejrzane w telewizji (internecie) "Wesele" Wawrzyńca Kostrzewskiego ucieszyło mnie niezmiernie, bo udowadnia, iż teatr ze wszystkim nie ginie robiąc literaturę wysokiego lotu, potrafiąc czytać i mając w związku z tekstem coś do powiedzenia - oraz wykonawców. Czyli imponderabilia... Świetna ekspozycja i akt pierwszy rozegrany w stołowym. Sytuacja sama narzuca napięcia. Reżyser bardzo ciekawie porozbijał rytmy narzucone wierszem wpuszczając w nie psychologię i zaskakujące relacje, np. romans z przeszłości między Rachelą a Panem Młodym, z dyskretną współchęcią Poety; to czyni z bohaterów ludzi z krwi i kości, a nie tylko figury z narodowej szopki. Mówią, spierają się na argumenty, z podtekstami, a nie tylko popędzają i tańcują. Czyli, jest to Wesele także przez rozum a nie tylko przez emocje. Widać, że dialogi są przemyślane i grane tak, by umotywować postacie, nadać im charakter i skonfrontować ich racje z innymi. Chciałoby się powiedzieć: wiernie autorowi... Potem, mam

przyszłość teatru

                                                                 Zrobimy jeszcze raz to samo, tylko lepiej     Wojtek Tomczyk. Zakładając, że PiS będzie rządziło z 20 lat i jako strukturalnie niereformowalne nie zmieni ani du-du "premiera z tabletu" - czarno widzę... W ramach uprawianego przez ministerstwo kultury strachliwego koniunkturalizmu i idiotycznych decyzji personalnych rozdźwięk między aksjologią "dobrej zmiany", a praktyką olewającej to części środowiska będzie sukcesywnie wzrastał. Ponieważ publiki dla pseudorewolucjonistów powinno wystarczyć tylko na premiery i eventy, a niekoniecznie na eksploatację, to pracy będzie coraz mniej, za to chałtur przybędzie. Nadprodukcja aktorów (i reżyserów) będzie owocowała "projektami", które w poszukiwaniu sponsora obniżą poziom wykonania na rzecz dostosowywania i zakłamywania rzeczywistości. Nie tyle "warstat" będzie w cenie, co wypowiedzenie - się i okazywanie: pchaj się na afisz, bez

s k u t k i

Świnia świni tyłek ślini. - Co masz na myśli? - zapytałem. Odpowiedział: myślę o Polakach. Witold Gombrowicz Żeby nie było, że mnie się pan minister nie podoba, hola, hola... Odczuwam potrzebę przekazania , że różne takie dofinansowywane, a to Janek, a to Monisia i Majka także niekoniecznie! Nie żeby zaraz nie podobały osobiście, czy coś. Ale w tym sposobie: co dotacja, to zaraz okaz... Znaczy: się kombinacja / przedstawieniowa elukubracja, festiwalomania, instytutowa grafomania - i kłopot. Trzeba przyznać, że intelektualny. Z tymi naszymi opozycjonistami zagwozdka taka, że ciamajdy, mądrale nie są, ale, że korzystają to korzystają, co by miały nie korzystać. Ostatecznie Drewniak też musi z czegoś żyć, co nie, Łukaszu? Miały Buchwald to im to zagwarantowywała. Ten tam poziom kultury i w ogóle po znajomości. Ale się z panią magister tak napopierali, nawet u Wandzi ponaradzali, że z gąską byli o ciut, ciut, ale doktor im zrobił wbrew i z klapą się pozostali... Dbać o siebie p

bilans służący

polityk, czy nam się to podoba czy nie, stoi najniżej w hierarchii prestiżu społecznego Polityk stojący. Czterdzieści miesięcy nam miłościwego panowania skłania do podsumowania. Nie budżetu i służby w wojsku, tylko po swojsku, kultury i tego, no, narodowego... Nie będzie o rozdawaniu szmalu, bo: "wystarczy nie kraść" (?), poza tym zwracanie tego, co nagrabione - przez poprzednich poprzedników - to nie zasługa, ale raczej usługa dla ludności. O muzeach i pomnikach też nie będzie. Będzie o polityce w teatrze. Prosta z mosta teza jest taka, że "Człowiek Wolności" służy interesom opozycji. Na wszelki słuczaj godzi się przypomnieć, że Pan Jourdain też nie wiedział, że mówi prozą... Ba, żeby... Marsowe oblicze i takie, niewątpliwie, zasady, ale co do rady (daje czy nie daje rady?), to jako się rzekło, opozycja się pożywia... By nie być gołosłownym (być wołającym, nawołującym, zwracającym, to niestety, tylko o ścianę groch rzucającym) krótki kurs przec

LARS

Straszny film (wczoraj widziałem). Na szczęście, po półtorej godzinie (znaki tego są od początku) okazuje się być traktatem filozoficznym napisanym przy pomocy środków filmowych. A jeszcze Bruno Ganz (najwybitniejszy teatralny aktor niemiecki, taki ichniejszy Łom) jako ktoś w rodzaju Wergilego w wędrówce w zaświaty. Żaden tam nihilistyczny Tarantino (jego aktorka otwiera kryminalną sekwencję), tutaj mamy do czynienia z m o r a l i s t ą, a więc jest o czym pomyśleć i o co się spierać. Teza jest taka, że psychopatyczny morderca poprzez destrukcję tworzy coś nowego i nazywa to sztuką. Poddane sobie ciała układa i komponuje z szokującą estetyczną jakością - sycąc się bachowskimi arcydziełami Glena Gulda, perfekcjonisty... Nie miłość i empatia a niszczenie stwarza nową rzeczywistość... Nie etyka a kształt zadowala. Trudno się z tym nie zgodzić, jeśliby przyjąć, że chodzi tylko o stare formy, ale tu idzie o życie. Artysta - pan życia i śmierci? Jest coś na rzeczy, tym bardziej, że