Wojtek Tomczyk.
Zakładając, że PiS będzie rządziło z 20 lat i jako strukturalnie niereformowalne nie zmieni ani du-du "premiera z tabletu" - czarno widzę...W ramach uprawianego przez ministerstwo kultury strachliwego koniunkturalizmu i idiotycznych decyzji personalnych rozdźwięk między aksjologią "dobrej zmiany", a praktyką olewającej to części środowiska będzie sukcesywnie wzrastał.
Ponieważ publiki dla pseudorewolucjonistów powinno wystarczyć tylko na premiery i eventy, a niekoniecznie na eksploatację, to pracy będzie coraz mniej, za to chałtur przybędzie.
Nadprodukcja aktorów (i reżyserów) będzie owocowała "projektami", które w poszukiwaniu sponsora obniżą poziom wykonania na rzecz dostosowywania i zakłamywania rzeczywistości.
Nie tyle "warstat" będzie w cenie, co wypowiedzenie - się i okazywanie: pchaj się na afisz, bez względu na to, co ty z kumplami potrafisz albo i nie potrafisz.
Niewątpliwie teatr przyszłości będzie kroczył w awangardzie postępu i "lewicowej wrażliwości". To znaczy kłamał, ideologizował, próbował odwrócić chrześcijańską normę cywilizacji i propagować, znaną z niechlubnej przeszłości, walkę klas, aby ich było na wierzchu - przodem do przodu.
Wszystkim tym ruchawkom minister będzie werbalnie przeciw, ale nie potrafiąc się przeciwstawić w codziennej praktyce jak najbardziej - za. Polityka kulturalna (tego) państwa będzie wprost odwrotnie proporcjonalna do zapowiedzi, deklaracji i wywiadów z Wandą Zwinogrodzką. W dryfie...
Skrzydelski niby zapyta, ale niekoniecznie.
Mikos dobrze płacąc Demirskiemu więcej zrobi dla zmieszczanienia rzekomych kontestatorów niż Gliński przywołujący tradycyjne wartości, by ich nie dotrzymywać.
Nasza zrewoltowana lewica się wzbogaci i w sztuce pójdzie w obyczajówkę, a tu "równościowe" okrzyki łatwiej wznosić niż je zrealizować w gospodarce.
Będzie "wszystko dozwolone" (cóż z nich za "kapitan"), co wzburzy profesora, ale wicepremier wytłumaczy (sobie), że dla dobra partii trzeba się dogadać, to znaczy ustąpić i zamiast "konfliktu" nie mieć spadku w sondażach, tylko kolejną instytucję oddaną gorszemu. Alternatywy dla badziewia nie będzie, bo zabraknie woli politycznej, i zresztą "krótka ławka"... Wszyscy się spotkają przy kasie.
Triumf (woli) opozycji w kulturze pełen (etatów), choć, by wiedzieli co z tym zrobić, to założę się, że nie.
Sądzę, że wszystko się spełni w "mockumencie" i różne grupy "wykluczonych" będą miały swoje odzwierciedlenia, przedstawienia - im bliżej naturalizmu, tym lepiej. Zabójstwo na scenie, czemu nie? Strzępka już zapowiedziała, że trzeba ich jebać debili, jebać... To będzie imitacja życia z ideologiczno-wychowawczą wkładką w kierunku pierekowki i "nowego wspaniałego człowieka", czyli powtórka z Sowietów, plus technologia - kiedyś to się nazywało "elektryfikacją"...
Ludzie potrzebują mocnych wrażeń, więc trzeba im będzie zapewniać igrzyska: Jasiów, Michasiów, Monisiów z młodszymi jeszcze bardziej niezdolnymi. Warlik na swoje - z Brukseli - wyjdzie...
Ministerstwo kultury niczego z tym nie zrobi, bo będzie udawało, że się dogaduje i współpracuje. Konformistów i kolaborantów nie zabraknie, więc obłuda z hipokryzją będą się miały. Aż to pęknie; do skasowania tego biurokractwa.
Cenzura już raczej nie wróci, ale różne takie misie, jak ten tu LOrlowski, będą swym nieuctwem próbować dyktować standardy, a w każdym razie wysilać się i nabzdyczać...
Artyści sobie poradzą, głupków nie ma co żałować.
Aha, bym zapomniał: Łukasz Drewniak zostanie gławnym doradzającym Piotra Glińskiego (jak magister z profesorem - już go pod siedzibą widziano), bo doradzając opozycji tyle przewidział, co nic. I to się właśnie będzie nosić: "profesjonalizm" inaczej.
WARTO ROZMAWIAĆ?
OdpowiedzUsuń"Ufając w otwartość ministerstwa, zaświadczoną już w odpowiedzi na środowiskowy list poparcia dla Doroty Buchwald - mając też na względzie obchodzone właśnie Święto Niepodległości, z którego wyciągam refleksję o potrzebie porozumienia ponad podziałami, bo tylko wtedy odnosimy pełne zwycięstwo - chciałabym zgłosić propozycję rozmowy ministra z przedstawicielami środowiska, jeszcze przed mającym się odbyć konkursem. Mogłaby ona odmrozić wzajemne relacje, a może wówczas obie strony ujrzałyby rzeczy w innym świetle".
Kalina Zalewska
Ponieważ jest już po „konkursie”, a Twoja Redakcja wzięła udział w nieprzejrzystych mediacjach (czemu z dwojgiem a nie czworgiem przesłuchiwanych kandydatów?) w MKiDN zakończonych niekoniecznie tak jak w Magdalence, też uważam, że warto, co zgłosiłem dzień po posłuchaniach.
Szanowna Kalino,
zgódź się, proszę, że aby rozmowa cokolwiek posuwała sprawy do przodu należy ustalić fakty. Proponuję, aby to robić „po sokratejsku”, czyli zadając pytania.
Co by miało znaczyć porozumienie części środowiska popierającego wbrew idei wolnej konkurencji tylko jedną kandydatkę ze wskazanymi do mianowania osobami? Poza tym, że to autorska koncepcja ministerstwa, jako organizatora, który z powodów proceduralnych (brak kworum jurorów) nie jest w stanie przeprowadzić konkursu zgodnie z prawem?
Co by miało znaczyć przekonanie - wyrażone przez Ciebie w innym miejscu - że o wyborze powinien przesądzać: „program to nie wszystko, liczy się też zdolność do jego zrealizowania”…? Abstrahuję w tym miejscu od wyrażonego publicznie przez Przewodniczącego (Zastępcę) Komisji, prof. Śliwonika, werdyktu, że to kandydaci podobno zawiedli, bo nikt - nic: „żaden nie przedstawił”… ale pytam, w czym by ta zdolność miała się przejawić PRZED konkursem, nie czyniąc z niego fikcji i udawania? Sugerujesz jakieś konszachty z członkami Komisji (prof. Śliwonik ubolewał, że ich nazwiska ujawniono narażając ich na „naciski”), czy tak zwaną opinię środowiskową, czyli plotki, insynuacje i pomówienia? Czy konkurs nie służy czasem - a przynajmniej powinien!- ich weryfikacji poprzez konkrety: pisemne deklaracje i rozmowy? W przeciwnym razie, po co by w ogóle miał być konkurs, zamiast mianowania? Czy ucieczka przed odpowiedzialnością organizatora usprawiedliwia tę, moralnie dwuznaczną, procedurę?
Pytam, bom smutny i widzę, co się stało w zamian: status quo i klapa!
Z uszanowaniem
Czytałam już o tym, ale przyznam szczerze, że Twój wpis bardzo mi się spodobał. Będę wpadała tutaj częściej, bo bardzo fajnie opowiadasz o teatrze i o tym, co się dookoła dzieje.
OdpowiedzUsuńbardzo proszę i dziękuję, ale rzecz nie w "fajności", tylko w PRAWDZIE - o faktach, jako żywy świadek.
Usuń