Przejdź do głównej zawartości

WESELA

Obejrzane w telewizji (internecie) "Wesele" Wawrzyńca Kostrzewskiego ucieszyło mnie niezmiernie, bo udowadnia, iż teatr ze wszystkim nie ginie robiąc literaturę wysokiego lotu, potrafiąc czytać i mając w związku z tekstem coś do powiedzenia - oraz wykonawców. Czyli imponderabilia...

Świetna ekspozycja i akt pierwszy rozegrany w stołowym. Sytuacja sama narzuca napięcia.
Reżyser bardzo ciekawie porozbijał rytmy narzucone wierszem wpuszczając w nie psychologię i zaskakujące relacje, np. romans z przeszłości między Rachelą a Panem Młodym, z dyskretną współchęcią Poety; to czyni z bohaterów ludzi z krwi i kości, a nie tylko figury z narodowej szopki. Mówią, spierają się na argumenty, z podtekstami, a nie tylko popędzają i tańcują.
Czyli, jest to Wesele także przez rozum a nie tylko przez emocje.
Widać, że dialogi są przemyślane i grane tak, by umotywować postacie, nadać im charakter i skonfrontować ich racje z innymi. Chciałoby się powiedzieć: wiernie autorowi...

Potem, mam wrażenie, zabrakło czasu w realizacji i przewód nie jest już tak precyzyjnie opowiedziany, a i warstwa symboliczna drugiego aktu góruje nad tak ciekawie zarysowaną psychologią.
Pobojowisko znakowe robi się tautologiczne: czemu niby miałbym być bardziej oświecony sugestiami pomnikowymi z "przeklętej" historii zamiast iść do wnętrza - za Autorem - bohaterów, których, po wstępie, jestem ciekawy?
Trochę to wygląda na przejaw "wszystkoizmu", gdy reżyser opowiada fabułę, relacje politycznie i obyczajowo zróżnicowanie - ale mu mało, bo chce jeszcze Polskę przedstawić...".
Rozumiem, ale melduję, że umiar lepiej się tłumaczy (tym bardziej, że w tym miejscu oryginalna inscenizacja zaczyna zahaczać o Wajdę); symbolicznych "Wesel" było w teatrze dostatek, a to - bardziej psychologiczne otwierało nowe - porzucone niestety - perspektywy...
Motyw permanentnego chocholego tańca, efektowny i świetnie wykonany, przez swoją "somnambuliczność" i powtarzalność bliższy jest tu jednak alkoholowemu zamroczeniu niż przeznaczeniu, dlatego podstawowy dla Wyspiańskiego znak się degraduje (podobnie jak mnogość złotych rogów: Jasiek zgubił, ale zaraz znalazł mnóstwo podróbek, co dewaluuje Wernyhorę przedstawiając go jako hochsztaplera, lub musi znaczyć, że na rynku idei pomysłów na walkę o niepodległość jest dostatek, a to nieprawda). Realizm poetycki Wyspiańskiego to nie jest coś, czemu trzeba dopisywać znaczenia, bo jest wystarczająco pojemny i jednocześnie zakorzeniony - stąd jego siła i aktualność - w charakterach i historii. Opowiadanie nim bajek - spłyca, mnożenie bytów odwraca uwagę od sedna.
Pomysły na "osoby dramatu" idą trochę od sceny do sceny, bez wspólnej nuty, którą u SW jest to, co się "nagrało" wcześniej: potencjał, plus alkohol...

Tu dygresja w związku z niedawno usłyszaną tezą Zbyszka Majchrowskiego, że Wyspiański nie tyle zamyka wiek XIX, co raczej otwiera nowoczesność dwudziestowieczną... Kontrowersyjną, jeśli kryłaby wartościowanie. Bo w czym miałby być Stanisław lepszy pośród Artaud'ów, Ionesc'ów, a choćby i Beckett'ów w porównaniu z jego sporem z Mickiewiczem i zakorzenieniem w wielkości polskiego romantyzmu, lepszego od Goethego, Byrona czy Shelleya?
Mimo innego sposobu na Polskę Wyspiański cały jest z romantyzmu i jego drugiego aktu z duchami nie byłoby bez "Dziadów" części obrzędowej i Wielkiej Improwizacji. To Mickiewicz (czy nie jedyny w Europie?) nakreślił perspektywę wertykalną: że ludzie zwracają się z ziemi do Boga.

Inscenizacja Kostrzewskiego też jest wywiedziona z romantycznej tradycji, szczególnie właśnie w akcie II, co jest "przegadane" w obrazie i w finale z niesprecyzowanym egzystencjalnie Chochołem i dzieckiem jako nadzieją na przyszłość. Ten sentymentalizm jest poniżej Wyspiańskiego.

Niezaprzeczalnym (choć niewykoncypowanym) walorem tego, że "Wesele" poszło w telewizji jest okazanie - przez porównanie -  kiepskości Klaty w jego okrzyczanej wersji antyrządowej z rąbanką emocjonalną i zerową intelektualnie interpretacją dramatu, oraz wrzaskliwym aktorstwem.
Do kuriozalnej historii teatru przejdzie greps z Polską w brzuchu zamiast w sercu, bo w imaginacji pana Janka Panna Młoda się pospieszyła i po 24 godzinach akcji już jest w ciąży (obecność dziecka jako "nadziei na przyszłość" zarówno u Klaty jak u Kostrzewskiego). Wiadomo, nowoczesność... Prymitywna dosłowność to specjalność tego celebryty.

No, i jest jeszcze Włodek Staniewski, geniusz teatru.
Jego wersja (telewizyjna, ale i na żywo) jest najbardziej oryginalna, mimo, że jak sądzę, nie miał ambicji zagrać "całego", tylko - ba! - Polskę właśnie, i to w zaklętym kręgu z Malczewskiego...
To przedstawienie opowiada o nas współczesnych najwięcej, bo sytuuje akcję nie na cmentarzysku symboli, ale w ciągle żywej tradycji Zeusa i Jezusa "mieszkających w niebie" - ale tu u siebie...
Skrót myślowy tak wiele mówiący - i otwierający - że nawet, powszechne w Gardzienicach, żartobliwe przekonanie o obecności Greków na tych ziemiach rozumie się bez dodatkowych wyjaśnień.

O właśnie. Poczucie humoru! Dopiero Staniewski zdjął "czwartego wieszcza" z koturnu i uczłowieczył. Kostrzewski zrobił to przez rytmikę mówienia, a Staniewski przez ironię i energię.
Także poprzez żywioł kobiecości wszechobecny w przedstawieniu, z naddatkiem do czytanego po literkach autora.
Konstatacja, że to mężczyźni kręcą światem / czynieniem, a nimi kobiety, może nie jest zbyt śmiała, ale w kontekście mizogina z Krakowa przynosi rewelacyjne skutki w dziedzinie świata przedstawionego.
U Staniewskiego kobiety uruchomiają mężczyzn, a dopiero ci... Zresztą, nie tyle biorą się do czynu narodowo-wyzwoleńczego, co do pełni życia. Tak, bo to wesele ("Wesele") bachiczne, chciałoby się powiedzieć, śródziemnomorskie, z winem, tańcem i miłością, z wielokulturowością.
Chochoł (Kostrzewski się zapatrzył w Staniewskiego) o śmierci przypomina. Żywioł obrzędowy go (ją) przemaga...
Jeśli Kostrzewski, za Wyspiańskim, nawołuje do czynu, to Staniewski, za Grekami, do życia.
Robi teatr egzystencjalny, w którym elan vital (nie pytałem, czy z Bergsona) jest złotym rogiem i antidotum na chocholi taniec, na bez-czynność.
Kostrzewski robiąc teatr polityczny (z psychologiczną wkładką) musi się posiłkować nadzieją z dzieckiem - w przyszłości.
Klata nic z tego nie rozumie, tupie i tylko przy...dala.
Staniewski się śmieje.

Wyspiański wiecznie żywy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A(n)da - to nie wypada, czyli zwierzenia celebrytki

  Anda Rotenberg: "Schyłek (Dziennik 2019-2020" Ada - to nie wypada: tak KOD-ziawerzyć, łgać i wmaślać się       w tylne częścią ciała możnym tego PO-lszewickiego zadupia, udając uparcie, że to tylko właśnie śtuka i Jewropa, o ciągle tak samo modnych, w pewnych kręgach, pochodnych, kontaktach  i znajomościach. Po co to kupiłem - 450 stroniczek najczęściej w czerwonych barwnikach z Vogue'a - ktoś zapyta? I słusznie: to  c e l e b r y c k a  makulatura, ale ja już tak mam, że lubię wiedzieć,     co pika na tych salóónach u przeciwnika - nie żeby mojego sortu, po prostu braku rozumu    na swoim miejscu, a nie na sprzedaż i do kupienia, gdy nastaje koniunktura... A właśnie się spełnia: obraz świata, pseudo  a k s j o l o g i a  tego towarzystwa (adoracji wzajemnej), zatem listkę wymienianych przyjaciół, przyjaciółek i przydupników warto zachować dla przyszłych pokoleń, jako przykład, jak może upaść "entelygencj...

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i...

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć pr...