Nie mam zamiaru recenzować "Biesów" Janusza Opryńskiego na Woli z powodów, które mam zamiar wyjaśnić. Robiłem tego Dostojewskiego (bez premiery) za granicą jako spektakl o Polsce, a potem przygotowałem jeszcze wnikliwszą adaptację na inaugurację Narodowego Starego Teatru po Klacie, ale minister Zwinogrodzka stanęła temu pomysłowi na przeszkodzie. A miała to być inauguracja teatru narodowego w stulecie odzyskania niepodległości - wybór nieprzypadkowy, tylko profetyczny, o czym po tym. Dlatego znam powieść i mam do niej subiektywny i gruntownie przemyślany stosunek. Także znam od lat Janusza, zachwycałem się jego teatrem w przeszłości - szczególnie pomysłową i prosto wyinscenizowaną "Ferdydurke", a Littell sprzed paru lat kompletnie mnie zachwycił. Jednak "Biesy" muszę uznać tylko za bryk z literatury, znakomicie opracowany filologicznie i przemyślany filozoficznie, ale nie działający scenicznie przez brak decyzji o czym miałyby być; wierność Autorowi
DZIENNIK o SPRAWACH, OSOBACH i SZTU(CZ)KACH: "Do źródeł płynie się zawsze pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci"