Teatr Polski dał wreszcie udaną premierę i bardzo ważne - także dla przykładu - przedstawienie.
Po "Weselu" - ale z zaniechaniem "Ślubu" - zrealizował "Dziady" Mickiewicza" w autorskim teatrze Janusza Wiśniewskiego.
Panie polonistki (i wielbiciele Lupy) pospadają z krzeseł: narodowy dramat trwa tu dwie godziny bez przerwy, a Wielka Improwizacja nieledwie kwadrans. I wszystko co trzeba jest powiedziane!
To szczególny przypadek w panoramie współczesnego naszego teatr: polska szkoła, czyli wiedza i ciągłość w kulturze, a więc to czego nam dziś najbardziej brakuje.
Także materialny dowód na wartość umiejętności warsztatowych w teatrze i to, co wiąże się z wiekiem i doświadczeniem reżysera - wyparte dziś przez dyktaturę niedouczonych młodziaków.
To imponderabilia sztuki teatru: forma i treść!
Przemyślanie nienaturalistyczny, tylko wykreowany styl obrazowania i sposób mówienia: artykułowania scenicznego. To najlepiej powiedziane przedstawienia na polskich scenach.
Ekspresjonistyczny język Wiśniewskiego, uwolniony od bezpośrednich zapożyczeń z Kantora, dopuszcza do głosu Autora, i to jest chyba bezpośrednią przyczyną sukcesu tego spektaklu (na popołudniówce, dzień po premierze, młoda publiczność słuchała wieszcza jak zaklęta).
Nie bez przyczyny wspominam tryptyk: od Mickiewicza poprzez Wyspiańskiego do Gombrowicza, bo w ich wymienionych dziełach najpełniej przejawia się specyfika naszej najlepszej dramaturgii i jej - wywiedziona z Romantyzmu - o r y g i n a l n o ś ć: "żywych z duchami obcowanie"!
Zatem, być może "charakter narodowy", wystarczy przypomnieć rolę Sollemnitas Omnium Sanctorum 1 listopada... Tym się różnimy od innych i dlatego nasz narodowy dramat (wraz z kontynuacjami w "Wesełu" i " Ślubie") jest niepowtarzalny i oryginalnie nieporównywalny.
Janusz Wiśniewski świetnie to rozumie i umie zrealizować na dużej scenie przy Karasia, "cofając się" jako inscenizator ze swoich przyzwyczajeń na korzyść Poety - nic nie tracąc z siebie. To teatr nie do pomylenia z żadnym innym.
Z wolnej struktury poematu tworzy zwartą kompozycję dramatycznego widowiska dziejącego się "na trupach", w symbolicznej izbie (za chwilę weselnej?) podszytej upiorami i szatańską ingerencją o moskiewskiej proweniencji...
Nie bez znaczącego powodu najmocniejszą personą tego zbiorowego zgromadzenia jest ruski satrapa, Nowosilcow. Jemu reżyser przeciwstawia chrześcijańską potęgę Księdza Piotra i młodego poetę, Konrada, który jeszcze tym razem przegrywa, ale reżyser kończy moralnym przypomnieniem z Prologu:
Człowieku, gdybyś ty wiedział, jaka twoja władza Kiedy myśl w twojej głowie, jako iskra w chmurze Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza I tworzy deszcz rodzajny, lub gromy i burze; Gdybyś wiedział, że ledwie jedną myśl rozniecisz... czekają twej myśli szatan i anioły; A ty jak obłok, górny, ale błędny pałasz I sam nie wiesz, gdzie lecisz, sam nie wiesz co działasz. Ludzie! Każdy z was mógłby samotny, więziony, Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony!...
Co z mocnym akcentem Księdza Piotra w scenie u szalejącego Senatora, gdy mowa o wymierzeniu sprawiedliwości: "to BÓG!" (dalej wiemy: grom i stopione targowickie srebrniki) daje efekt aksjologicznego porządku i przywraca hierarchię wartości.
Wprawdzie "już mija wiek, jak z Moskwy w Polskę nasyłają samych łajdaków stek", ale walkę Szatanowi (grupa diabelska jest "multikulturowa") wydał już młody, i jest ich więcej...
To brzmi współcześnie, chociaż nowy "Salon warszawski" ciągle ma swoje zdradzieckie głosy z lewej i zarozumiałe wrzaski z prawej, a widzenie Księdza Piotra pozostaje niespełnione...
PS
Włodek Staniewski ze swoim "Weselem" (zagranym w godzinę) i teraz, Janusz, przywracają teatrowi godność, styl i klasę jakiej brakuje w masie produktów teatro-podobnych.
Po "Weselu" - ale z zaniechaniem "Ślubu" - zrealizował "Dziady" Mickiewicza" w autorskim teatrze Janusza Wiśniewskiego.
Panie polonistki (i wielbiciele Lupy) pospadają z krzeseł: narodowy dramat trwa tu dwie godziny bez przerwy, a Wielka Improwizacja nieledwie kwadrans. I wszystko co trzeba jest powiedziane!
To szczególny przypadek w panoramie współczesnego naszego teatr: polska szkoła, czyli wiedza i ciągłość w kulturze, a więc to czego nam dziś najbardziej brakuje.
Także materialny dowód na wartość umiejętności warsztatowych w teatrze i to, co wiąże się z wiekiem i doświadczeniem reżysera - wyparte dziś przez dyktaturę niedouczonych młodziaków.
To imponderabilia sztuki teatru: forma i treść!
Przemyślanie nienaturalistyczny, tylko wykreowany styl obrazowania i sposób mówienia: artykułowania scenicznego. To najlepiej powiedziane przedstawienia na polskich scenach.
Ekspresjonistyczny język Wiśniewskiego, uwolniony od bezpośrednich zapożyczeń z Kantora, dopuszcza do głosu Autora, i to jest chyba bezpośrednią przyczyną sukcesu tego spektaklu (na popołudniówce, dzień po premierze, młoda publiczność słuchała wieszcza jak zaklęta).
Nie bez przyczyny wspominam tryptyk: od Mickiewicza poprzez Wyspiańskiego do Gombrowicza, bo w ich wymienionych dziełach najpełniej przejawia się specyfika naszej najlepszej dramaturgii i jej - wywiedziona z Romantyzmu - o r y g i n a l n o ś ć: "żywych z duchami obcowanie"!
Zatem, być może "charakter narodowy", wystarczy przypomnieć rolę Sollemnitas Omnium Sanctorum 1 listopada... Tym się różnimy od innych i dlatego nasz narodowy dramat (wraz z kontynuacjami w "Wesełu" i " Ślubie") jest niepowtarzalny i oryginalnie nieporównywalny.
Janusz Wiśniewski świetnie to rozumie i umie zrealizować na dużej scenie przy Karasia, "cofając się" jako inscenizator ze swoich przyzwyczajeń na korzyść Poety - nic nie tracąc z siebie. To teatr nie do pomylenia z żadnym innym.
Z wolnej struktury poematu tworzy zwartą kompozycję dramatycznego widowiska dziejącego się "na trupach", w symbolicznej izbie (za chwilę weselnej?) podszytej upiorami i szatańską ingerencją o moskiewskiej proweniencji...
Nie bez znaczącego powodu najmocniejszą personą tego zbiorowego zgromadzenia jest ruski satrapa, Nowosilcow. Jemu reżyser przeciwstawia chrześcijańską potęgę Księdza Piotra i młodego poetę, Konrada, który jeszcze tym razem przegrywa, ale reżyser kończy moralnym przypomnieniem z Prologu:
Człowieku, gdybyś ty wiedział, jaka twoja władza Kiedy myśl w twojej głowie, jako iskra w chmurze Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza I tworzy deszcz rodzajny, lub gromy i burze; Gdybyś wiedział, że ledwie jedną myśl rozniecisz... czekają twej myśli szatan i anioły; A ty jak obłok, górny, ale błędny pałasz I sam nie wiesz, gdzie lecisz, sam nie wiesz co działasz. Ludzie! Każdy z was mógłby samotny, więziony, Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony!...
Co z mocnym akcentem Księdza Piotra w scenie u szalejącego Senatora, gdy mowa o wymierzeniu sprawiedliwości: "to BÓG!" (dalej wiemy: grom i stopione targowickie srebrniki) daje efekt aksjologicznego porządku i przywraca hierarchię wartości.
Wprawdzie "już mija wiek, jak z Moskwy w Polskę nasyłają samych łajdaków stek", ale walkę Szatanowi (grupa diabelska jest "multikulturowa") wydał już młody, i jest ich więcej...
To brzmi współcześnie, chociaż nowy "Salon warszawski" ciągle ma swoje zdradzieckie głosy z lewej i zarozumiałe wrzaski z prawej, a widzenie Księdza Piotra pozostaje niespełnione...
PS
Włodek Staniewski ze swoim "Weselem" (zagranym w godzinę) i teraz, Janusz, przywracają teatrowi godność, styl i klasę jakiej brakuje w masie produktów teatro-podobnych.
Komentarze
Prześlij komentarz