Ostatnia afera w Bagateli nakazuje szczególnie krytycznie przyglądać się poczynaniom rozszalałej poprawności politycznej w wydaniu rodzimych feminonazistek (trafne określenie prof. Chodakiewicza) z branży teatralnej. Przy całej empatii i współczuciu dla ewentualnie pokrzywdzonych, trzeba pamiętać o wojnie kulturowej i odwracaniu znaczeń (zawłaszczaniu języka), przy którym seksizm nie musi oznaczać dyskryminacji kobiet, bo w teatrze coraz częściej jest walką z mężczyznami - kiedyś przejawiającą się w tzw. "buncie halabardników", czyli próbie zaistnienia mniej zdolnych wśród zdolniejszych. W przypadku dyrektora S. (mnie samemu, przyznaję, mało sympatycznemu) najważniejszy jest fakt zgłoszenia do prokuratury. Skarżące się panie poszły do organizatora teatru, czyli przełożonego dyrektora, a ten uznał, że konieczne jest śledztwo w ramach wymiaru sprawiedliwości. I to element rozstrzygający w dziedzinie nadużywania insynuacji i pomawiania dla załatwiania partykularnych int
DZIENNIK o SPRAWACH, OSOBACH i SZTU(CZ)KACH: "Do źródeł płynie się zawsze pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci"