Takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie. Jan Zamyski
Festiwal studencki "ItSelf" słaby, z roku na rok słabszy, z jednym wyjątkiem, o czym po tym.
Tym, co tu faktycznie rządzi wraz ze zmianami...
"O czym milczeliśmy w szkołach teatralnych" - konferencja... To nieprawda, sam w "karnawale Solidarności" i na strajku byłem współorganizatorem, m.in. z Wandą Zwinogrodzką, szeregu spotkań, bez tego zadęcia, ale z lepszą frekwencją - z A. Michnikiem i Z. Herbertem. Wtedy próbowaliśmy nazwać i zmienić molestowanie ideologiczne i polityczne, a dzisiaj organizatorki - bo rządziły i wykluczały panie (których się nie całuje w rękę) - gadają przede wszystkim o seksie, to znaczy o przemocy - na przykład seksualnej doznawanej (?) od nauczycieli: Józek, Józek, nie daruję ci tej nocy...
My, wtedy, wybieraliśmy Wyspiańskiego ("zróbmy coś..."), gdy dziś one Rzecznika partyjnego.
Zaproponowały p o w i e r z c h o w n o ś ć i wybiórcze traktowanie.
Przez dwa dni biły panie pianę o "wyznaczaniu granic" i "strefach bezpieczeństwa". Dowodów nie okazano, konkretów nie udokumentowano, za to anonimowe ankiety - teatralnie inscenizowane - działały na emocje, Narcyzą Żmichowską, prekursorką feminizmu trącąc.
Nie padło słowo TALENT ani KONKURENCJA, jakby w szkole artystycznej wszyscy - wszystkie miały być równe. Jakby Hamleta mogła i musiała grać tylko kobieta, bo to wynika z "paryteta"...
To oczywista pochodna lewicowego politykowania, ale wobec permanentnego stosowania szantażu emocjonalnego trudno było nie współczuć dotykanym, obrzucanym nieparlamentarnym słowem, czy ocenianym (to wg nich "opresja"). Gorących głów nikt nie badał (chciałoby się powiedzieć dotykał, ale tego właśnie nie wolno)... Czy te emocje miały pokrycie w faktach, znaczenia nie ma, trybunały ludowe nie dochodzą prawdy, one wyrokują i piętnują...
Ofiary muszą być: przypominam doktrynalne założenie marksizmu kulturowego, który dla urzeczywistnienia rewolucyjnego - sobie korzystnego, w tej ruchawce - potrzebuje uciemiężonych (kobiet, Żydów, gejów), z braku kiedyś wykorzystywanego robotnika, by w ich imieniu (zdrowie wasze w gardła nasze) ruszać z posad bryłę świata. Tiepier one
(w demokracji zdradzone?)!
Szkoły teatralnej, zwanej akademią, nie żałuję, bo personalne decyzje na funkcjach dziekańskich i poziom dyplomów równają ten przybytek z ziemią, i pukają od spodu. Ale jak nie współczuć przemoc'onym?
Spróbuj spytać o dowody złego traktowania to, jak w wypadku nie wymienionego z nazwiska ("ale wszyscy wiedzą") Pawłowskiego, padło, że mawiał "skarżypytka" i było też coś o "ręce strąconej z ramienia"; alkoholizm dorzucano mu tak na przyprzążkę i od niechcenia...
Świadomości łamania prawa (art. 212 i 216 kk) drogie panie nie miały, jakby takie gołosłowne oskarżenia bez procesu i postępowania k o n t r a d y k t o r y j n e g o nakazującego dopuszczenie do głosu pomawianego nie były właśnie klasyczną przemocą i w y r o k i e m śmierci cywilnej w przestrzeni publicznej. Zapał rewolucyjny to nie jest dobry czas do zadawania pytań: gilotyna się grzeje, huzia na Józia...
Dało im przykład "#metoo", jak zwyciężać mają... Naprzód młode hunwejbinki, przed wami jutrzenka "równości"; to nic, że za nim się czai jakieś - jak zawsze - totalitarne "słońce". Jest pogoda dla neo-bolszewii, i co jej (im) zrobisz?
Wracając do teatru - przy całym współczuciu dla ewentualnie pokrzywdzonych - bez przeprowadzenia dowodzenia należy zjawisko traktować jako BUNT HALABARDNIKÓW. Ponieważ demokracja jest tu tylko w bufecie, a na scenie decydują zdolności i wkład pracy - zero równości!
Artysta artyście nierówny, to tylko wobec prawa (właśnie, właśnie, oskarżony też ma niezbywalne prawa) i przy urnie wyborczej.
Nikt nie pytał o granice, które można by postawić Krystianowi Lupie. Czy ktokolwiek kiedykolwiek mu staw(i)ał? Próbowałem ruszyć ten temat - nierównego traktowania, czyli podwójnej moralności, ale gdzie tam... Kali ukraść i Kalemu ukradli to zupełnie inna ocena prawa.
Przyznając się do całowania w rękę (poniżej łokcia) aktorki wyskoczyłem na molestowicza.
W tym towarzystwie nikt nie był zainteresowany dialogiem, bo chór lubi śpiewać w tej samej tonacji: "liewoj, liewoj, kto tak szagajet prawoj?" Wszystko to już było... I przypomnę jak się skończyło.
Wyznaczenie tych granic - słowo przyzwoitość jakoś nie bywało w użyciu - zrówna tak ideologizowany teatr z jeszcze gorszym poziomem artystycznym niż jest teraz, bo w sztuce nie ma i być nie może żadnych granic. Co nie oznacza, że nie obowiązuje etyka i kodeksy - aktor to też, i przede wszystkim, człowiek.
Już widzę (przed oczami duszy mojej) Grotowskiego stawiającego granice Ryszardowi Cieślakowi w próbach "Księcia niezłomnego"...
A na przykład w sporcie? Szybkobiegacz tylko pod warunkiem, że nie będą na trybunach gwizdać i sędzia nie strzela z pistoleta by nie naruszać jego ego subtelnego...
Komedia ludzka tak brutalnie podszyta polityką, że głowa mała!
Są pieniądze (i zgiełk) do wyjęcia: rektor Malajkat już życzył Adamieckiej (będzie broniła to znaczy oskarżała zza funkcyjnego biurka - na prokuratora Wyszyńskiego ma warunki i charakter) powodzenia...
A przecież te "granice" ("strefy bezpieczeństwa") s ą - są, są - do ogarnięcia. Wystarczy w pracy odchodzić od dosłowności i naturalizmu na rzecz metafory, skrótu, symbolu, i jest jeszcze poezja...
Robił to prof. Filsztyński z petersburskimi: w scenach brutalności i przemocy zawieszali granie - udawanie, przechodzili do słowa tylko (?) mówionego, czytanego... Poza tym przypominał Stanisławskiego, o etyce, o konieczności miłości i szacunku do partnera. Czy ktoś go rozumiał?
Wątpię, dla zmienności rewolucyjnej to niewystarczająca metoda. Jeśli fakty przeczą rzeczywistości, to tym gorzej dla faktów... Lenin wprawdzie śmierdzi, ale wzory wyznacza!
Dla oddania sprawiedliwości muszę jeszcze wspomnieć o wystąpieniu Jagody Szelc, która opisywała metodę reżyserowania planu filmowego w oparciu o psychologię, rozpoznanie współpracowników i znaczenie używanych słów, języka, który uruchamia i pomaga przezwyciężyć lęki i bariery. Czyli, ewentualnej winy szukała raczej w sobie niż w "systemie" i mężczyznach.
Więcej ich grzechów politycznej poprawności nie pamiętam. Bezmyślność zwycięża.
PS
Ale o specyficznej organizacji wspomnieć trzeba.
Spotkanie było "otwarte", po wcześniejszej rejestracji, ale okazało się być na kartki...
Niby dyskusja z widownią, ale praktyki jak w Instytucie Teatralnym: dopuszczanie do głosu tylko swoich - ciągle tych samych - i ignorowanie osób spoza własnego towarzystwa. Czyli, orkiestra z rozpisanymi rolami bez umiejętności dialogu i wiedzy odbiegającej od scenariusza.
Sprawnie odegrane przedstawienie przemocy symbolicznej w przestrzeni publicznej. A kto fundował?
I jeszcze taki drobiażdżek o braku cywilnej odwagi: dzisiejsze sufrażystki (autosamice i feminonazistki) biegają po gazetach (Gazecie) z donosami, bo to ich nic nie kosztuje, a w Prokuraturze musiałyby podpisać zeznanie uprzedzone o konsekwencjach za fałszywe oskarżenia...
I klops, bo bez udowodnienia winy oplutemu to się samemu wpada pod wymiar. I nie ma przebacz.
https://youtu.be/CBIdn-Ka5AY?t=2639
Festiwal studencki "ItSelf" słaby, z roku na rok słabszy, z jednym wyjątkiem, o czym po tym.
Tym, co tu faktycznie rządzi wraz ze zmianami...
"O czym milczeliśmy w szkołach teatralnych" - konferencja... To nieprawda, sam w "karnawale Solidarności" i na strajku byłem współorganizatorem, m.in. z Wandą Zwinogrodzką, szeregu spotkań, bez tego zadęcia, ale z lepszą frekwencją - z A. Michnikiem i Z. Herbertem. Wtedy próbowaliśmy nazwać i zmienić molestowanie ideologiczne i polityczne, a dzisiaj organizatorki - bo rządziły i wykluczały panie (których się nie całuje w rękę) - gadają przede wszystkim o seksie, to znaczy o przemocy - na przykład seksualnej doznawanej (?) od nauczycieli: Józek, Józek, nie daruję ci tej nocy...
My, wtedy, wybieraliśmy Wyspiańskiego ("zróbmy coś..."), gdy dziś one Rzecznika partyjnego.
Zaproponowały p o w i e r z c h o w n o ś ć i wybiórcze traktowanie.
Przez dwa dni biły panie pianę o "wyznaczaniu granic" i "strefach bezpieczeństwa". Dowodów nie okazano, konkretów nie udokumentowano, za to anonimowe ankiety - teatralnie inscenizowane - działały na emocje, Narcyzą Żmichowską, prekursorką feminizmu trącąc.
Nie padło słowo TALENT ani KONKURENCJA, jakby w szkole artystycznej wszyscy - wszystkie miały być równe. Jakby Hamleta mogła i musiała grać tylko kobieta, bo to wynika z "paryteta"...
To oczywista pochodna lewicowego politykowania, ale wobec permanentnego stosowania szantażu emocjonalnego trudno było nie współczuć dotykanym, obrzucanym nieparlamentarnym słowem, czy ocenianym (to wg nich "opresja"). Gorących głów nikt nie badał (chciałoby się powiedzieć dotykał, ale tego właśnie nie wolno)... Czy te emocje miały pokrycie w faktach, znaczenia nie ma, trybunały ludowe nie dochodzą prawdy, one wyrokują i piętnują...
Ofiary muszą być: przypominam doktrynalne założenie marksizmu kulturowego, który dla urzeczywistnienia rewolucyjnego - sobie korzystnego, w tej ruchawce - potrzebuje uciemiężonych (kobiet, Żydów, gejów), z braku kiedyś wykorzystywanego robotnika, by w ich imieniu (zdrowie wasze w gardła nasze) ruszać z posad bryłę świata. Tiepier one
(w demokracji zdradzone?)!
Szkoły teatralnej, zwanej akademią, nie żałuję, bo personalne decyzje na funkcjach dziekańskich i poziom dyplomów równają ten przybytek z ziemią, i pukają od spodu. Ale jak nie współczuć przemoc'onym?
Spróbuj spytać o dowody złego traktowania to, jak w wypadku nie wymienionego z nazwiska ("ale wszyscy wiedzą") Pawłowskiego, padło, że mawiał "skarżypytka" i było też coś o "ręce strąconej z ramienia"; alkoholizm dorzucano mu tak na przyprzążkę i od niechcenia...
Świadomości łamania prawa (art. 212 i 216 kk) drogie panie nie miały, jakby takie gołosłowne oskarżenia bez procesu i postępowania k o n t r a d y k t o r y j n e g o nakazującego dopuszczenie do głosu pomawianego nie były właśnie klasyczną przemocą i w y r o k i e m śmierci cywilnej w przestrzeni publicznej. Zapał rewolucyjny to nie jest dobry czas do zadawania pytań: gilotyna się grzeje, huzia na Józia...
Dało im przykład "#metoo", jak zwyciężać mają... Naprzód młode hunwejbinki, przed wami jutrzenka "równości"; to nic, że za nim się czai jakieś - jak zawsze - totalitarne "słońce". Jest pogoda dla neo-bolszewii, i co jej (im) zrobisz?
Wracając do teatru - przy całym współczuciu dla ewentualnie pokrzywdzonych - bez przeprowadzenia dowodzenia należy zjawisko traktować jako BUNT HALABARDNIKÓW. Ponieważ demokracja jest tu tylko w bufecie, a na scenie decydują zdolności i wkład pracy - zero równości!
Artysta artyście nierówny, to tylko wobec prawa (właśnie, właśnie, oskarżony też ma niezbywalne prawa) i przy urnie wyborczej.
Nikt nie pytał o granice, które można by postawić Krystianowi Lupie. Czy ktokolwiek kiedykolwiek mu staw(i)ał? Próbowałem ruszyć ten temat - nierównego traktowania, czyli podwójnej moralności, ale gdzie tam... Kali ukraść i Kalemu ukradli to zupełnie inna ocena prawa.
Przyznając się do całowania w rękę (poniżej łokcia) aktorki wyskoczyłem na molestowicza.
W tym towarzystwie nikt nie był zainteresowany dialogiem, bo chór lubi śpiewać w tej samej tonacji: "liewoj, liewoj, kto tak szagajet prawoj?" Wszystko to już było... I przypomnę jak się skończyło.
Wyznaczenie tych granic - słowo przyzwoitość jakoś nie bywało w użyciu - zrówna tak ideologizowany teatr z jeszcze gorszym poziomem artystycznym niż jest teraz, bo w sztuce nie ma i być nie może żadnych granic. Co nie oznacza, że nie obowiązuje etyka i kodeksy - aktor to też, i przede wszystkim, człowiek.
Już widzę (przed oczami duszy mojej) Grotowskiego stawiającego granice Ryszardowi Cieślakowi w próbach "Księcia niezłomnego"...
A na przykład w sporcie? Szybkobiegacz tylko pod warunkiem, że nie będą na trybunach gwizdać i sędzia nie strzela z pistoleta by nie naruszać jego ego subtelnego...
Komedia ludzka tak brutalnie podszyta polityką, że głowa mała!
Są pieniądze (i zgiełk) do wyjęcia: rektor Malajkat już życzył Adamieckiej (będzie broniła to znaczy oskarżała zza funkcyjnego biurka - na prokuratora Wyszyńskiego ma warunki i charakter) powodzenia...
A przecież te "granice" ("strefy bezpieczeństwa") s ą - są, są - do ogarnięcia. Wystarczy w pracy odchodzić od dosłowności i naturalizmu na rzecz metafory, skrótu, symbolu, i jest jeszcze poezja...
Robił to prof. Filsztyński z petersburskimi: w scenach brutalności i przemocy zawieszali granie - udawanie, przechodzili do słowa tylko (?) mówionego, czytanego... Poza tym przypominał Stanisławskiego, o etyce, o konieczności miłości i szacunku do partnera. Czy ktoś go rozumiał?
Wątpię, dla zmienności rewolucyjnej to niewystarczająca metoda. Jeśli fakty przeczą rzeczywistości, to tym gorzej dla faktów... Lenin wprawdzie śmierdzi, ale wzory wyznacza!
Dla oddania sprawiedliwości muszę jeszcze wspomnieć o wystąpieniu Jagody Szelc, która opisywała metodę reżyserowania planu filmowego w oparciu o psychologię, rozpoznanie współpracowników i znaczenie używanych słów, języka, który uruchamia i pomaga przezwyciężyć lęki i bariery. Czyli, ewentualnej winy szukała raczej w sobie niż w "systemie" i mężczyznach.
Więcej ich grzechów politycznej poprawności nie pamiętam. Bezmyślność zwycięża.
PS
Ale o specyficznej organizacji wspomnieć trzeba.
Spotkanie było "otwarte", po wcześniejszej rejestracji, ale okazało się być na kartki...
Niby dyskusja z widownią, ale praktyki jak w Instytucie Teatralnym: dopuszczanie do głosu tylko swoich - ciągle tych samych - i ignorowanie osób spoza własnego towarzystwa. Czyli, orkiestra z rozpisanymi rolami bez umiejętności dialogu i wiedzy odbiegającej od scenariusza.
Sprawnie odegrane przedstawienie przemocy symbolicznej w przestrzeni publicznej. A kto fundował?
I jeszcze taki drobiażdżek o braku cywilnej odwagi: dzisiejsze sufrażystki (autosamice i feminonazistki) biegają po gazetach (Gazecie) z donosami, bo to ich nic nie kosztuje, a w Prokuraturze musiałyby podpisać zeznanie uprzedzone o konsekwencjach za fałszywe oskarżenia...
I klops, bo bez udowodnienia winy oplutemu to się samemu wpada pod wymiar. I nie ma przebacz.
https://youtu.be/CBIdn-Ka5AY?t=2639
Warszawa, 17 lipca 2018
OdpowiedzUsuńJego Magnificencja Rektor
Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicz w Warszawie
Prof. dr hab. Wojciech Malajkat
W związku z ogłoszeniem na witrynie internetowej e-teatr.pl w dn. 10. 07. 2018 bezczelnego ataku na prof. Andrzeja Pawłowskiego kontynuowanego w „Gazecie Stołecznej” oświadczam, że jestem w najwyższym stopniu zbulwersowany sposobem żywcem zapośredniczonym w niesławnej pamięci Związku Radzieckiego w jaki podpisane pod listem - donosem osoby wydają wyrok infamii na swego nauczyciela i kolegę bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów i dania „oskarżonemu” racji - głosu w sprawie.
Próbowałem interweniować w Redakcji Instytutu Teatralnego popełniającego w ten sposób przestępstwo znieważenia osoby publicznej (art. 216 § 1 k.k.), ale bez skutku i odpowiedzi.
Dlatego oświadczam - i jestem gotów poświadczyć to przed sądem, - że znając Kolegę Pawłowskiego od 1978 roku (byliśmy na jednym roku Reżyserii u Z. Huebnera i Z. Zapasiewicza), potem on był moim dyrektorem w Teatrze Studyjnym i producentem w warszawskiej LeMadame, a ja od kilkudziesięciu lat oglądam jego egzaminy w PWST i AT, że n i g d y nie spotkałem się nawet ze śladem zachowań przypisywanych mu przez osoby na ogół dawno niebywające w Szkole, a nawet nie mające z nim nic wspólnego.
Pragnę zdecydowanie zaprotestować przeciwko prezentowanemu w przestrzeni publicznej sposobowi postępowania, w którym najpierw człowieka skazuje się na niesławę i utratę dobrego imienia, a potem dopiero docieka jak mogłoby być.
Nie jestem dysponentem żadnych tajemnic, ale wielokrotnie widziałem Profesora w kontaktach ze studentkami, studentami i kolegami z uczelni: zawsze był wymagający, profesjonalny i dowcipny.
Przed rokiem prosiłem go o rekomendację najzdolniejszych dla mojego projektu dla Narodowego Starego Teatru w Krakowie i skorzystałem z kontaktów oraz przeprowadziłem szereg rozmów
z paniami Łęcką, Malinowską, Kopiec, Koszulińską i innymi, nigdy nie zetknąwszy się z niechęcią czy podejrzliwością wobec wykładowcy, przeciwnie, wielokrotnie obserwowałem wyniki ciekawej pracy wymienionych.
Nie mnie sądzić, ale mnie t w i e r d z i ć , że w bulwersującej sprawie standardy postępowania zostały postawione na głowie, a „brud”, którym obrzucono człowieka wymaga starań związanych z przywróceniem przyzwoitości i obowiązującego prawa.
Wyrażam nadzieję, że Jego Magnificencja i Szanowny Kolega dołoży starań do ukrócenia plotek, pomówień i kłamstw i zechce oczyścić brzydko pachnącą atmosferę.