Przejdź do głównej zawartości

Posty

KULTURA, GŁUPCZE

Jerzy Giedroyć tworząc nowe pismo w powojennym Maisons-Laffitte nazwał je "KULTURĄ", a nie  którymś z tytułów przedwojennych, bo wiedział, że właśnie k u l t u r a stanie się polem boju z komunistami zmieniającymi Polskę. Nie chcę tworzyć łatwych analogii, ale muszę przypomnieć (poinformować), że rozpoczynając swe przesłuchanie przed Komisją w konkursie na dyrektora Instytutu Teatralnego im. mojego profesora, Zbigniewa Raszewskiego, oświadczyłem - przy świadkach, że marzy mi się Jazdów na wzór paryskiej Kultury - jako ośrodek wysublimowanej myśli i intelektualnej debaty na maksymalnie wysokim poziomie (a jak to zrobić, dopiero od wczoraj można ze szczegółami przeczytać na e-teatrze)... Rozległy się ironiczne pomruki, że mam się za ho, ho (bo nikt nie słyszał, że chętnie za Herlinga-G). Bez żartów, bo czas zapytać decydentów - przypominając także Churchilla deklarującego, "o co walczymy" - JAKI DZIŚ JEST STAN POSIADANIA ? Jak na polu bitwy z postbolszewizmem w k

CZYJE SĄ TEATRY?

Kwestia wydawała się być rozstrzygnięta ustawowo (art. 1 p. 2, art. 8 i 9 o organizowaniu i prowadzeniu instytucji kultury), ale co pewien czas pytanie wraca i sieje z n i s z c z e n i e. To przecież nikt inny, tylko rządząca Wanda Zwinogrodzka uznała za stosowne tłumaczyć się, że NST nie powstał za Jana Klaty i nie skończy z jego odejściem (maj '17). Oczywista oczywistość? Ale już wcześniej za umiłowanych przywódców bardziej cennych dla dziś antyrządowych zrzeszonych w Gildii, lub kolaborujących np. z ramienia Rady Artystycznej, czy tylko najzwyczajniej konformistów za ministerialny szmal, wzmożonych (nie w kij dmuchał, bo ze cztery tysiączki sygnatariuszy) na temat, że Teatr jest - coś tam, coś tam, a widz... - odwrotnie... W anonimowym przywództwie tej klasowej ruchawki dało się zidentyfikować ze stylu wypowiedzi i zdjęć z Teatru Dramatycznego, Monikę Strzępkę i Pawła Demirskiego, a ze mną korespondował osobiście niejaki Wawer jr. Czyli, chciałoby się za Gombrowiczem zauwa

o, jeziu

Bardzo mi się, nie powiem, a jakże ...gdy postmodernizują: "postmodernizm, czyli wszystko dozwolone" - Leszek Kołakowski. W odróżnieniu od postdramatyzowania, czyli grania, że się nie gra... A tu, chciałoby się rzec, kubłami, czerpie się ze wszystkiego, jak leci. I ironizuje. I z dystansem kreuje. Bawią się. Przebierają się. Po nich choćby potop? Geller troszku trąci prywatnymi zachowaniami, ale skoro wszystko do. Temida się wzmoże, że szydzą, ale przecież widać, że tylko relatywizują: styl, konwencję, wreszcie prawdę. Co proszę, jaką prawdę? No właśnie. Postmodernizm. Czy za tym się coś kryje? A bo ja... Taka troszku wywrotowość. Ale malutka, nie żeby od razu rewolucyjka i na barykady. Takie tam raczej "ciupciane", na pół gwizdka, nie żeby zszargać, zatargać i w ogóle. Dla zabawy: szukają, opisują, że niby "doświadczenie" doświadczyli. Półprywatnie, jakby w szkolniackim kółeczku, czy innej remizce. Było miło. Niezobowiązująco. Mogłoby t

bagno

Po pierwsze, Trotylowa nie ma kompetencji teatrologicznych. Zdatna jest natomiast jako komisarz polityczny. Spodziewam się najpierw czystek personalnych, następnie doprowadzenia Instytutu do stanu propagandowej placówki Piśków, a w końcu katastrofy. To zapewne wywoła krzywy uśmiech Glińskiego, co w jego wypadku jest wyrazem najwyższego ukontentowania. Co robić, że spytam jak Czernyszewski. Nie wiem, ale podnieść raban trzeba na pewno. A potem? Ponawiam propozycję, którą zgłaszałem już w grudniu: podejmijmy solidarnie bojkot Instytutu Teatralnego. Nic innego nam nie pozostało.                                                                                  Janusz (kodziawerski) Majcherek Trudno się nie zgodzić z propagatorem upadłego reżimu. Odsunięty od źródeł (lecz niekoniecznie przychodów) zapędza się z tymi "czystkami": ani pani magister, ani panu pożytecznemu idiocie, rzecznikowi, włos z głowy nie spadł i jak korzystali z budżetowego wypłatomatu, tak kasują (słyszałem,

co robić, skoro prof. Gliński nie chce?

Paweł Sanakiewicz    Ni ma Cysorza, Biskupa czy innego tłustego Żyda, co by się znał na rzeczy, płacił swoim złotkiem i wymagał. Jest demokratyczny bęcwał, który się nie zna a płaci za pokorną służbę pełnioną w interesie rodzimej polit-ideolo hordy bęcwała. Płaci łatwo bo  nie z własnego mieszka. Taki "mechanizm" świetnie służy promocji demagogów, ideologów, niezdolnych tupeciarzy oraz innego chłamu "krytycznie" zbuntowanego. Nie bójmy się stwierdzić odważnie - dotyczy ten burdel KAŻDEJ opcji spłodzonej w demokratycznym kociołku. Neo-marksiści wypadli chwilowo i częściowo z łaski to i beczą klacim czy lupim bekiem. Wcześniej beczał Wolski z Pietrzakiem. A Zembrzuski stale i wciąż wyje na puszczy... I co? I g...no. (na fb). Tego (Narodowego Starego) teatru j u ż  n i e  m a, urządził się w dupie i jest teraz bankomatem do pieniędzy budżetowych... -  twierdzi Maciej Stroiński, opozycyjny krytyk z Krakowa! Ja w " Przypadek Starego " (e-teatr.pl z 8.06.2018

Lupa w procesie. Czyli bojaźń i (d)rżenie

przed wejściem dwóch pederastów robi sobie "gilgotki" i obmacuje obalając się na bruk "ogrodu powszechnego"; ileż popiskiwania i wesołkowatości... (ja, mimowolny świadek) Dla upowszechniania postaw "nienormatywnych", kto jak kto, ale Krystian Lupa ma zasługi w teatrze fundamentalne. Od Piotra, poprzez PM z Gildii i Borczucha, jako przykładów, używając. Zaraz żeby talenty - to chimera, odpowiednia orientacja zrobi z ciebie reżysera... Ale molestowanie, księżofobia i pedofilia w kręgach swoich dzisiaj na Pradze nie na tapecie. Smarzol z tym drugim grubym mają wychodne, choć przedpremierowa publika w dziedzinie zachowań - jak hołota da radę... O tem potem. Mam deja vu... Wszystko to już kiedyś widziałem: szepty, zlepy, ciągi, to znaczy, pauzy, nastroje, wolne chodzenie i pod nosem marudzenie, wgapianie się po widowni ("w pysk wam mówię litość moje"?), wyżerka przy stole, acha, fujarecka męska (z podwiązką na interesik nagłaśniający) i biuścik

starzyzna

Narodowy Stary Teatr w Krakowie jest nie do uratowania! Duch Helenki M. powinien straszyć chałturników (jak u Strzępki) nadużywających jej nazwiska, wystarczy, że nie szanują własnych. Tego teatru j u ż  n i e  m a, urządził się w dupie i jest teraz bankomatem do pieniędzy budżetowych... "Podróże Guliwera" Pawła Miśkiewicza to praca magisterska o kolonializmie, czyli - jak to magisterka - keks cytatów i mądrości. Nudny, szkolny, uwrażliwiający wykład. Kazanie na trzy godziny, oszałamiająco puste, gdzie krzyk i zagrywa udają intencje, kazanie recytowane przez aktorki zawodowe, choć mógłby to robić syntezator mowy. Pomyja po teatrze postdramatycznym, który dawno już się skończył, ale jeszcze tego nie wie. w Starym o nic już nie chodzi. Najwyżej o to, żeby mieć ten etat i myśleć o sobie, że się robi sztukę w prestiżowej budzie. Nie ma żadnego "zespołu", tylko konglomerat zgłodniałych narcyzów, którym rzuć choćby ochłapek, a pobiegną za nim, ręczę! Stary jes