Kwestia wydawała się być rozstrzygnięta ustawowo (art. 1 p. 2, art. 8 i 9 o organizowaniu i prowadzeniu instytucji kultury), ale co pewien czas pytanie wraca i sieje z n i s z c z e n i e.
To przecież nikt inny, tylko rządząca Wanda Zwinogrodzka uznała za stosowne tłumaczyć się, że NST nie powstał za Jana Klaty i nie skończy z jego odejściem (maj '17). Oczywista oczywistość?
Ale już wcześniej za umiłowanych przywódców bardziej cennych dla dziś antyrządowych zrzeszonych w Gildii, lub kolaborujących np. z ramienia Rady Artystycznej, czy tylko najzwyczajniej konformistów za ministerialny szmal, wzmożonych (nie w kij dmuchał, bo ze cztery tysiączki sygnatariuszy) na temat, że Teatr jest - coś tam, coś tam, a widz... - odwrotnie...
W anonimowym przywództwie tej klasowej ruchawki dało się zidentyfikować ze stylu wypowiedzi i zdjęć z Teatru Dramatycznego, Monikę Strzępkę i Pawła Demirskiego, a ze mną korespondował osobiście niejaki Wawer jr. Czyli, chciałoby się za Gombrowiczem zauważyć, że to "swój do swego po swoje"... Z czym przesadzam, tylko trochę, bo jednak stroną i adresatem "listu" była władza - Pana Mareczka, ale państwo artyści (aktorzy) wyraźnie artykułowali, i za tym podpisy zbierali, że: "nic o nas bez nas..."; wsparci licznie przez czynnik społeczny w postaci oglądającego.
I byłoby pikne, pane Havranku, gdyby po nieskutecznej wrzutce Pawła Łysaka do Dramatycznego (Słobodzianek [na herbatce u pana Mareczka] - Jan Klata, powołany przez ministra Zdrojewskiego w zupełnie pozaregulaminowym „konkursie zamkniętym” [minister Zwinogrodzka] pozycjonował się na antylewicowego do tego stopnia, że Strzępka z Demirskim obiecywali "iść po niego", a "GW" uznawała za wroga modernizacji), poszumiawszy, pogębowawszy reformatorzy z bożej łaski, rozjechali się do domów; pisał o tym w "Teatrze" Wojciech Majcherek i szczegółowo, wielokrotnie - ja.
Tyle, że smak władzy aktorzy poczuli i ćwiczyli już za dyrektora Rudzińskiego w Teatrze Powszechnym za pomocą (a jakże) Rady Artystycznej rozdzielającej między siebie obsady - aktor zarabia nie na pensji, tylko honorariami za granie spektakli, więc kto gra, to wpływa sobie na końcowe zarobki - doprowadzając do permanentnych awantur między Jandą a Szczepkowską, i zamiany starego ugodowego wobec aktorskiej braci szefa na hunwejbina, który ogłosił, że młody jebie starego (dziś tenże zarabia po staremu w Narodowym podwawelskim).
Czyli, s k u t e k rządów uprzywilejowanej grupy aktorów na funkcjonowanie teatru dawał się łatwo przewidzieć i ministerstwo, mimo manifestacyjnego sprzeciwu (a podobno nawet "bojkotu") w Starym Teatrze stawiało na swoim i wbrew ustawowym zapisom, artystycznym efektom i wizerunkowej przeciw-skuteczności utrzymywało Mikosa przeciwko aktorom (!), aż do zrzeczenia się przez nieudacznika faktycznego zarządzania teatrem na rzecz kolaborantów.
DLATEGO AKTORZY RZĄDZĄ TEATRAMI WSZĘDZIE TAM, GDZIE WŁADZA JEST SŁABA I NIEZDECYDOWANA. TO ZAWSZE PROWADZI DO CHAOSU, KŁÓTNI I OBNIŻENIA POZIOMU ARTYSTYCZNEGO INSTYTUCJI, KTÓRĄ NIE DA SIĘ KIEROWAĆ KOLEKTYWNIE, I NA KTÓRĄ TRZEBA PATRZEĆ SPOZA GRUPY INTERESÓW, A NIE "TRZYMAJĄC GŁOWĘ W GARNKU" UKŁADÓW WEWNĄTRZZAKŁADOWYCH, ORAZ MORALNEJ KOMPROMITACJI ORGANIZATORA.
I nie mówię o większości teatrów samorządowych, w których minister - gdyby chciał - mógłby zdecydowanie dawać głos, a jest zagłuszany, w permanentnych ustawkach, ale o tych paru teatrach narodowych, które zamiast d a w a ć p r z y k ł a d płyną z prądem...
Kiedy Ministerstwo Kultury odrobi lekcję z destrukcji i klęski Narodowego Starego Teatru w Krakowie (nieciekawej sytuacji artystycznej w pięciu współprowadzonych przez siebie teatrach); kiedy Wanda Zwinogrodzka przypomni sobie o swym dorobku, intelektualnej i zawodowo-etycznej postawie i poprzez sensowne n o m i n a c j e dyrektorskie podejmie choćby próbę stworzenia instytucjonalnej ALTERNATYWY dla tego, co jest, to znaczy agresywnego monopolu liberalno-lewicowej spółdzielni pod wezwaniem Krewnych i Znajomych Królika realizującej powszechny plan adoracji wzajemnej i zawracania jakości "kijkiem" postępu? Kiedy? Widzowie - wyborcy czekają!

To przecież nikt inny, tylko rządząca Wanda Zwinogrodzka uznała za stosowne tłumaczyć się, że NST nie powstał za Jana Klaty i nie skończy z jego odejściem (maj '17). Oczywista oczywistość?
Ale już wcześniej za umiłowanych przywódców bardziej cennych dla dziś antyrządowych zrzeszonych w Gildii, lub kolaborujących np. z ramienia Rady Artystycznej, czy tylko najzwyczajniej konformistów za ministerialny szmal, wzmożonych (nie w kij dmuchał, bo ze cztery tysiączki sygnatariuszy) na temat, że Teatr jest - coś tam, coś tam, a widz... - odwrotnie...
W anonimowym przywództwie tej klasowej ruchawki dało się zidentyfikować ze stylu wypowiedzi i zdjęć z Teatru Dramatycznego, Monikę Strzępkę i Pawła Demirskiego, a ze mną korespondował osobiście niejaki Wawer jr. Czyli, chciałoby się za Gombrowiczem zauważyć, że to "swój do swego po swoje"... Z czym przesadzam, tylko trochę, bo jednak stroną i adresatem "listu" była władza - Pana Mareczka, ale państwo artyści (aktorzy) wyraźnie artykułowali, i za tym podpisy zbierali, że: "nic o nas bez nas..."; wsparci licznie przez czynnik społeczny w postaci oglądającego.
I byłoby pikne, pane Havranku, gdyby po nieskutecznej wrzutce Pawła Łysaka do Dramatycznego (Słobodzianek [na herbatce u pana Mareczka] - Jan Klata, powołany przez ministra Zdrojewskiego w zupełnie pozaregulaminowym „konkursie zamkniętym” [minister Zwinogrodzka] pozycjonował się na antylewicowego do tego stopnia, że Strzępka z Demirskim obiecywali "iść po niego", a "GW" uznawała za wroga modernizacji), poszumiawszy, pogębowawszy reformatorzy z bożej łaski, rozjechali się do domów; pisał o tym w "Teatrze" Wojciech Majcherek i szczegółowo, wielokrotnie - ja.
Tyle, że smak władzy aktorzy poczuli i ćwiczyli już za dyrektora Rudzińskiego w Teatrze Powszechnym za pomocą (a jakże) Rady Artystycznej rozdzielającej między siebie obsady - aktor zarabia nie na pensji, tylko honorariami za granie spektakli, więc kto gra, to wpływa sobie na końcowe zarobki - doprowadzając do permanentnych awantur między Jandą a Szczepkowską, i zamiany starego ugodowego wobec aktorskiej braci szefa na hunwejbina, który ogłosił, że młody jebie starego (dziś tenże zarabia po staremu w Narodowym podwawelskim).
Czyli, s k u t e k rządów uprzywilejowanej grupy aktorów na funkcjonowanie teatru dawał się łatwo przewidzieć i ministerstwo, mimo manifestacyjnego sprzeciwu (a podobno nawet "bojkotu") w Starym Teatrze stawiało na swoim i wbrew ustawowym zapisom, artystycznym efektom i wizerunkowej przeciw-skuteczności utrzymywało Mikosa przeciwko aktorom (!), aż do zrzeczenia się przez nieudacznika faktycznego zarządzania teatrem na rzecz kolaborantów.
DLATEGO AKTORZY RZĄDZĄ TEATRAMI WSZĘDZIE TAM, GDZIE WŁADZA JEST SŁABA I NIEZDECYDOWANA. TO ZAWSZE PROWADZI DO CHAOSU, KŁÓTNI I OBNIŻENIA POZIOMU ARTYSTYCZNEGO INSTYTUCJI, KTÓRĄ NIE DA SIĘ KIEROWAĆ KOLEKTYWNIE, I NA KTÓRĄ TRZEBA PATRZEĆ SPOZA GRUPY INTERESÓW, A NIE "TRZYMAJĄC GŁOWĘ W GARNKU" UKŁADÓW WEWNĄTRZZAKŁADOWYCH, ORAZ MORALNEJ KOMPROMITACJI ORGANIZATORA.
I nie mówię o większości teatrów samorządowych, w których minister - gdyby chciał - mógłby zdecydowanie dawać głos, a jest zagłuszany, w permanentnych ustawkach, ale o tych paru teatrach narodowych, które zamiast d a w a ć p r z y k ł a d płyną z prądem...
Kiedy Ministerstwo Kultury odrobi lekcję z destrukcji i klęski Narodowego Starego Teatru w Krakowie (nieciekawej sytuacji artystycznej w pięciu współprowadzonych przez siebie teatrach); kiedy Wanda Zwinogrodzka przypomni sobie o swym dorobku, intelektualnej i zawodowo-etycznej postawie i poprzez sensowne n o m i n a c j e dyrektorskie podejmie choćby próbę stworzenia instytucjonalnej ALTERNATYWY dla tego, co jest, to znaczy agresywnego monopolu liberalno-lewicowej spółdzielni pod wezwaniem Krewnych i Znajomych Królika realizującej powszechny plan adoracji wzajemnej i zawracania jakości "kijkiem" postępu? Kiedy? Widzowie - wyborcy czekają!
skoro poeta, to i aktor powinien pamietać!

Komentarze
Prześlij komentarz