Telewizyjne rozpowszechnienie "Wesela" Wyspiańskiego - Kostrzewskiego i pierwsze medialne reakcje na nie skłaniają do poczynienia. Niekoniecznie filozofując młotem (jak na obrazku), bo to zwierciadlane odbicie metody, z którą się walczy. Rozpatrując wszystkie "za" - "przeciw" należą bardziej do arkanów sztuki - mnie w tym miejscu interesuje wymowa ideologiczna zachwytów przekuwana na użytek polityki... Najbardziej znaczącym dla wywodu jest argumentacja Piotra Zaremby, usytuowanego blisko władzy, który ogłaszając, że "Mikos to dobra zmiana" w Starym Teatrze naznaczył sam siebie ojcem chrzestnym rzekomych zmian dokonywanych przez prof. Glińskiego i koleżankę Zwinogrodzką... Ale - jak Zarembę - nie interesuje mnie zupełnie, czy Kostrzewskiego: a ni prawica, ani liberalna lewica (nie) uważają, z jego symetryzmem i krytyczną miłością do polskości, za swego. Bo prawicowy celebryta rozumie sztukę jako uprawianą przez swego, lub - to konsekwencja...
DZIENNIK o SPRAWACH, OSOBACH i SZTU(CZ)KACH: "Do źródeł płynie się zawsze pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci"