Przejdź do głównej zawartości

Posty

UPADEK

Marek Mikos, po trzech latach zarządzania Starym Teatrem Narodowym, stracił stanowisko przed końcem kontraktu... Osadzony na posadzie po ustawce z wyciągniętym z kapelusz na chybcika Michaelem Gieletą - wg ministra najlepszym polskim reżyserem za granicą - permanentnie niszczący narodowy  teatr  i g n o r a n t i zawodowy amatorszczyk upadł!  Łaska pańsko-ministerialna wprawdzie takich gości ujeżdża, ale niekoniecznie poważa ...  Jaki był pan Mareczek każdy widział. Do jego niezaprzeczalnych zasług należało wykopanie z posady dyrektora artystycznego, socjalisty wojującego, zwolennika praw kobiet, pederastów i Żydów - ale nie demokracji w Polsce, "zlikwidowanej w 1918 roku" - Michała kameleona Gielety. Cóż za przenikliwość... Kolejny wicedyrektor, starszy kolega, Jan Polewka, leciał z donosu aktorów przekierowanego przez Mikosa do ministra, i ... jak w banku: posada i pensja się opróżniła. Ratując własne zarobki oddał całą władzę w teatrze (Statut tego nie przewiduje) Radzie A

OSTATNI (DOBRY) SPEKTAKL W (WOLNEJ) POLSCE

  Odpocząwszy od kiepskiego teatru zyskałem nadzwyczajną satysfakcję intelektualną i estetyczną będąc zaproszonym na małą widownię (zgodnie z restrykcjami wypełnioną tylko w połowie) Teatru Narodowego na "Matkę Joannę od Aniołów". Autorskie przedstawienie Wojciecha Farugi, z którym - podobnie, jak z jego dramaturżką, Julią Holewińską - jest mi światopoglądowo zupełnie nie po drodze, a niegdysiejsze wspomnienie z Ateneum nastrajało bardzo sceptycznie, budzi mój szacunek dla precyzji scenariusza i pomysłowości wykonania. Odchodząc od Kawalerowicza ku Iwaszkiewiczowi inkrustowanego fragmentami poetyckim barokiem, realizatorzy stworzyli organiczną we wszystkich składowych całość, która dla mnie ogniskowała się wokół wyrażonej przez Joannę do Suryna prośby: zrób ze mnie świętą... Co zresztą reżyser inscenizuje w dopisanym obrazie uwznioślenia.  Zatem, mamy historię p r z e k r o c z e n i a - samo w sobie teatralnie efektowne.  Szlachectwo (prestiż sceny) okazało się zobowiązujące

DZIENNIK PRZECIW CZASOM ZARAZY

  Trafiło mnie tak, jak wszystkich. Z radia. Internetem z niewyspanej twarzy ministra... Telewizor stoi w kącie i nie truje! Raczej złość niż strach , mimo, że o z a s t r a s z e n i e w tych wszystkich komunikatach zarządzającym chodziło. W pierwszych dniach byłem gotowy podziwiać ich za sprawność komunikacyjną, dopóki nie znalazłem na własną rękę informacji naukowych , z których wynikało, że to propaganda - bez wiarygodnych danych! Że rządzący ściemniają... Internet zaroił się od świadectw podważających oficjalną narrację i dowodów na fałszerstwa, kłamstwa i próby podporządkowania bezmyślnemu stadnemu myśleniu. Byłem nieufny, chociaż maskę zdarzało mi się nosić dla świętego spokoju. W poczuciu dyskomfortu nie zdrowotnego, lecz, że ulegam konformizmowi...                                                        Artykuły dowodzące bezsensowności "kagańca" dowodnie mnie przekonywały, że jestem wpuszczany w maliny. Rygor rozumiałem jako z a s t ę p c z y, wobec widocznej niewied

nasza dupa taka sama... czyli o tym, jak tzw "dobra zmiana" w kulturze sama sobie robi koło pióra, i traci (na wybranych przykładach) wszelkie znamiona cnotliwej

 " teatrologia.info " to nowy wynalazek - Patryka Kenckiego, dziś pod przewodem Jagody Hernik Spalińskiej, na polu internetowym, mający jak mniemam, uzupełnić niedobory informacyjne z rynku teatrologicznego zaniedbane, lub wypaczane przez e-teatr.pl - wprawdzie odzyskany dla polityki kulturalnej rządu, ale tak nieporadnie realizujący amatorszczyznę Instytutu Teatralnego, że pole dla rzeczowej konkurencji aż się samo prosiło; ludzie o przekonaniach konserwatywnych czekają... Im więcej nadziei na (wreszcie) profesjonalną robotę tym więcej wymagań! I bęc! Zamiast dobrej zmiany... Grzechem pierworodnym naszych środowisk jest permanentne uprawianie KUMOTERSTWA: nie "co", tylko "kto" i nie czy do rzeczy, ale czy z naszych towarzyszy... Oczywiście, nie ma nikogo kto ustalałby jasne kryteria, ale nasłuch na aprobatę MKiDN każdemu ambitnemu aktywiście z prawej strony sceny politycznej przy finansowaniu się przyda. Pierwsza refleksja jest taka, że o n i e z a l e ż

z a r a z a w podskakujących kolorkach pseudo tęczy

Pandemia! Po zeszłotygodniowych ruchawkach ulicznych w stolicy wyraźnie widać - nie wszystkim jest dane nie być ślepym - prawdziwe źródło rozpanoszonej zarazy! To mentalny (z braku faktycznej władzy wykonawczej) BOLSZEWIZM praktykowany w przedkładaniu tak zwanej "sprawiedliwości ludowej" nad Konstytucją, sądami i Kodeksem karnym; o przyzwoitości w tej rzeczywistości oderwanej od zdrowego rozsądku już nawet nie wypada wspominać... https://www.facebook.com/PolskaSuwerenna/videos/1253012555050348/?t=5 Paradoksem (?) jest fakt, że dziś zadymiają i uprawiają b a n d y t e r k ę w przestrzeni publicznej wczorajsi obrońcy (Wałęsowskiej i kodziawerskiej) "otua'y", sądów i "demokracji" na bawełnianej piersi... Szaleństwo w środowisku ogarnia ludzi wydawałoby się roztropnych, od Wawrzyńca Kostrzewskiego do Klubu Jagiellońskiego, od Gabrieli Muskały, poprzez Cieplaka, jak zwykle Nowaka, do Kultury politycznej. Maski spadają i ukazują rzekomą obronę "wolnośc

KŁAMSTWO SMOLEŃSKIE

Film rekonstruujący tragedię smoleńską z kwietnia 2010 przygotowany przez podkomisję sejmową Antoniego Macierewicza potwierdza naukowymi dowodami f a k t morderczego zamachu na samolot i zabójstwo Prezydenta RP wraz z towarzyszącymi osobami, obalając tym samym kłamliwą tezę o "pancernej brzozie" i "wypadku lotniczym", w którym ofiary same chciały się wychłostać... Wojna polsko-polska rozpętana przy tej okazji przez totalną opozycję - wtedy władzę Platformy Obywatelskiej, objawia swe nie dające się zakłamać oblicze: ( Sejmowej komisji obrony przedstawiony został materiał filmowy o ustaleniach podkomisji smoleńskiej, zawierający wniosek, że przyczyną katastrofy Tu-154M były dwa wybuchy.   vimeo.com ) Polski teatr omijał szerokim łukiem temat tej z b r o d n i, ale Wojtek Tomczyk "wychylił się" i już w parę miesięcy po tragedii opublikował w Dialogu pierwszą wersję aluzyjnej paraboli, aby potem ją poprawić w wersji drugiej, która w czasie moich własnych sta