Odpocząwszy od kiepskiego teatru zyskałem nadzwyczajną satysfakcję intelektualną i estetyczną będąc zaproszonym na małą widownię (zgodnie z restrykcjami wypełnioną tylko w połowie) Teatru Narodowego na "Matkę Joannę od Aniołów".
Autorskie przedstawienie Wojciecha Farugi, z którym - podobnie, jak z jego dramaturżką, Julią Holewińską - jest mi światopoglądowo zupełnie nie po drodze, a niegdysiejsze wspomnienie z Ateneum nastrajało bardzo sceptycznie, budzi mój szacunek dla precyzji scenariusza i pomysłowości wykonania.
Odchodząc od Kawalerowicza ku Iwaszkiewiczowi inkrustowanego fragmentami poetyckim barokiem, realizatorzy stworzyli organiczną we wszystkich składowych całość, która dla mnie ogniskowała się wokół wyrażonej przez Joannę do Suryna prośby: zrób ze mnie świętą... Co zresztą reżyser inscenizuje w dopisanym obrazie uwznioślenia.
Zatem, mamy historię p r z e k r o c z e n i a - samo w sobie teatralnie efektowne. Szlachectwo (prestiż sceny) okazało się zobowiązujące i rzecz jest konstruowana gustownie, to znaczy z umiarem: eksponując tekst i relacje między postaciami...
Zachwyciła mnie aktorska mowa ciała, która jest czymś więcej niż tylko choreografią, bo daje protagonistom "sylwetki" - znaczący wyraz fizyczny - związane plastycznie z charakterem.
Opowiada o miłości, ale reżyser ma znakomite pomysły. Na przykład oświadczyny młodych gra w konwencji zatrącającej o sadyzm i masochizm. Takiego fizycznego rozwiązania nie powstydziłaby się Pina Bausch (np. w "Cafe Muller"), gdzie grała pragnienie i niespełnienie, a Faruga - pożądanie i odpychanie...
Czyli, jest to teatr psychoanalityczny, idący w głąb człowieka, np. we wspomnieniach przeszłości, i dążący do źródeł, a nie spływający z prądem mody - także w sposobach inscenizowania. Nowoczesny teatr!
W inteligentnie pomyślanym spektaklu, to i na aktorów popatrzeć ciekawie... To teatr zespołowy, w którym "primabalerinom" partnerują sensownie różnorodni panowie.
Małgosia gra Joannę powściągliwie i delikatnie, tym bardziej dojmujący jest jej krzyk: opętanie jest piękne, nie odpychające, bo, jako się rzekło, jego celem jest świętość, czyli miłość!
Ujęła mnie konceptem na urszulankę, Małgorzatę, Edyta... Łomnicki, albo Zapasiewicz by powiedzieli, że gra "z ziemi" ("z dołu", a nie z góry), czyli konkret, o którym w postaci mówi, że się "nie wygłupia"... Jakże charakterystyczny jest pomysł, że ta przezwana kurwą zakonnica obnaża w którymś momencie ogoloną czaszkę... Ileż to razy mężczyźni fundują kobietom ten los...
Jezuickiego wielkiego inkwizytora kreuje Jarek. Ironią podszywa trzymanie się zasad i formy - ma to w sylwetce i sposobie chodzenia, oraz artykulacji, ale nie byłby mistrzem zawodu, gdyby nie przebył drogi do szaleństwa - wyzwolenia, w inferno (symbolicznym Holokauście?) u cadyka.
Tak, na psychologicznych ambiwalencjach rozpostarty jest ten, rytmicznie grany, spektakl.
Znakomitą - i wspaniale wykonaną - jest scena "filozofowania młotem" z aluzjami do Nietzschego i Wagnera, co zważywszy na moment powstania utworu - w czasie wojny - znaczy przeczucie psychicznej Apokalipsy, ale i siły woli w przezwyciężaniu jej skutków.
Dlatego mamy teatr: poważny, bogaty znaczeniowo i wypełniony aktorstwem wysokiej próby!
Ostatni... (próbowany prawie rok, więc poza wymyśloną "plandemią", w warunkach niemożliwych), co tak moją emocją wodził - dlatego taki tytuł i osobisty ton świadectwa.
Ale to już temat na zupełnie inne opowiadanie o nieudolności (?) katastrofalnego zarządzania kryzysem.
C. d. n.
Muszę koniecznie zobaczyć. Długo Kożuchowska czekała na rolę. Englert jej nie docenia. Kolejny raz obsadzi ją w 2025 roku.
OdpowiedzUsuńOby więcej takich sztuk, które wzbudzają emocje.
jeśli dobrze pamiętam, to siedem lat po Jarockim. Ale to najlepsza szkoła była
Usuń