Przejdź do głównej zawartości

DZIENNIK PRZECIW CZASOM ZARAZY

 

Trafiło mnie tak, jak wszystkich. Z radia. Internetem z niewyspanej twarzy ministra... Telewizor stoi w kącie i nie truje!

Raczej złość niż strach, mimo, że o z a s t r a s z e n i e w tych wszystkich komunikatach zarządzającym chodziło. W pierwszych dniach byłem gotowy podziwiać ich za sprawność komunikacyjną, dopóki nie znalazłem na własną rękę informacji naukowych, z których wynikało, że to propaganda - bez wiarygodnych danych! Że rządzący ściemniają...

Internet zaroił się od świadectw podważających oficjalną narrację i dowodów na fałszerstwa, kłamstwa i próby podporządkowania bezmyślnemu stadnemu myśleniu.

Byłem nieufny, chociaż maskę zdarzało mi się nosić dla świętego spokoju. W poczuciu dyskomfortu nie zdrowotnego, lecz, że ulegam konformizmowi...                                                       Artykuły dowodzące bezsensowności "kagańca" dowodnie mnie przekonywały, że jestem wpuszczany w maliny. Rygor rozumiałem jako z a s t ę p c z y, wobec widocznej niewiedzy i bezradności władzy... Jeśli zaordynujemy maski - tak myślałem o intencjach rządzących - to będzie wyglądało, że nie tracimy głowy, czuwamy i podejmujemy jakieś decyzje.                                                                                                                                                      Wobec panującego szumu informacyjnego gotów byłem to rozumieć i  tolerować. Dopóki nie doświadczyłem, że decyzji poprawiających moje bezpieczeństwo nie będzie, a to co mi karzą, coraz radykalniej ogranicza moje prawa obywatelskie. Na to mojej zgody być nie mogło.

Kolejne konfrontacje faktów z coraz bardziej pogrążającym się w kłamstwach ministrem zrujnowały całkowicie maje zaufanie do tego rządu.                                                                                                  Jeszcze gorzej zachowywał się "twardy elektorat". Facebook kipiał od wiernopoddańczych lojalek, hołdów i adresów poparcia, w których brak rozsądku ścigał się z niechęcią do samodzielnego myślenia i zakrzykiwania tych, którzy o to apelowali. Żadnej dyskusji, tylko niekonstytucyjne rozporządzenia!                                          

W przestrzeni publicznej dominował zgiełk tłumu, który niczym biesy z Dostojewskiego pragnął, by mu dyktować postępowanie, zagłuszał krytykę i ślepo realizował wytyczne. Lewactwo jako bezmyślne posłuszeństwo i lemingowate podążanie wyznaczoną ścieżką znajdowało swoje lustrzane odzwierciedlenia jako prawactwo - kubek w kubek wśród wyzbytych wątpliwości zwolenników jedynie słusznej wersji.

Obrzydzeniem napawały liczne dowody donosicielstwa i bezmyślnej restrykcyjności Policji; sfilmowane ściganie inwalidy na wózku bez maski w Ogrodzie Saskim wyczerpało kredyt tolerancji dla metod milicyjnych (za chwilę gaz na ulicach Warszawy przeciwko tracącym pracę i obłudne wyjaśnienia wykrzywionego w grymasie Kamińskiego w sejmie, że nic się nie stało).

To już drugi raz w życiu, po Jaruzelu, pisowscy socjaliści odbierali mi kawałek mojego życia, czyli ugruntowaną w wolności możliwość samostanowienia. Nie da się tego im zapomnieć.

Plandemia (zaplanowana pandemia) ujawniała w ludziach najgorsze cechy.

Za Houellebecqiem nie widziałem w niej nic metafizycznego. To nie kara boska, lecz czyjś cyniczno-zbrodniczy plan biznesowy - myślałem. 

Ewidentne memento mori niknęło w polityce i w niej należało szukać odpowiedzi na najważniejsze pytania.

Najgorsza w tym była bezsilność i niemożność przebicia się z racjonalnymi argumentami przez ścianę propagandy i zastraszenia. Przeczucie, że to dopiero początek jakiegoś szerszego projektu nie nastrajało optymistycznie. Rząd ciągle straszy, a ja widzę, że poza kłamstwem i własną bezradnością nie ma nic konstruktywnego do zaproponowania, ukrywając przed opinią publiczną skutki swego amatorskiego nieprzygotowania i mnożąc przekręty i b e z p r a w i a ! Raczej zaprowadzą nas w przepaść, niżby mieli przyznać się do własnych błędów!

Panika - siana przez rząd - paniką, ale obserwuję obywateli coraz częściej mających w dupie obostrzenia i śmiejących się z władzy, a pamiętam, że         ś m i e c h to gorzej dla nich niż kamień. Sami sobie gotują swój los...

Nie mam wrażenia bym popadał w defetyzm, czy beznadzieję, ale charakterologicznie motywowane "walenie głową w mur", tym razem nie uruchamiało, bo trudno było zdefiniować przeciwnika.

Niewątpliwie była nią g ł u p o t a - na pewno władzy, ale i poszczególnych jednostek mijanych na ulicy i mających w pogardzie konstytucyjne prawa, fakty, rozum i przyzwoitość. Pandemiczne łgarstwo kompromitowała wszechobecna cenzura!

Negatywne skutki rozpatrywałem przede wszystkim w kulturze, a szczególnie teatrze.

Nie ulegało dla mnie wątpliwości, że lockdown oznacza w istocie ruinę i odbiera możliwość normalnej pracy na lata. Śmieszyły mnie naiwne zapewnienia, że próby ruszają i podawane do wiadomości domniemane daty premier. Doświadczyłem na własnej skórze, że bez wzajemnego zaufania można incydentalnie pokazywać się dla wypełnienia planu finansowego, ale sztuka z tego nie powstaje. Aktorzy przed pustą widownią i publika przestraszona własnym udziałem w nie wiadomo czym, tworzą razem irracjonalność absurdalną. MKiDN wmawia nam, że to działalność instytucji.

Teatr to komunikacja, a w to właśnie uderzyły obostrzenia! 

Bez wolnego spotkania wolnych ludzi o żadnym teatrze mowy być nie może. Aktorzy zarabiają za normy, więc pozorowanie pracy jest odpowiedzią na ściemę pandemii.
Wpadliśmy w dołek obłudnego udawania: minister od zdrowia zakazuje, od kultury płaci, widzowie się boją, a aktorzy występują z rzadka za połowę wynagrodzenia przed opustoszałą salą.
Z tego ma być jakiś teatr na przyszłość? Figa z Glińskim!

Ja sam cofnąłem się przed monitor (na kilkanaście godzin dziennie, brrr) w celu przypomnienia sobie np. Warlika, którego zapisy i retransmisje przynajmniej były technicznie doskonałe, a "Elektra" Straussa bardzo interesującą kopią wcześniejszych przestrzeni z Nowego Teatru; zdecydowana większość prezentowanego w Internecie teatru grzeszyła fatalnym dźwiękiem i amatorszczyzną wykonania.

Ale, ile można siedzieć przed ekranem? Tym bardziej, że najcześciej aktorzy ocipieli na widok kamery i nie mając nic do powiedzenia zaczynali się wygłupiać.
Ministerium sypnęło pieniędzmi (mnie samemu 1/100 tego, co mógłbym zarobić, gdyby mi nie zamknięto możliwości) i inflacja, oraz bezrobocie przestały być problemami tylko w teorii...
Uzupełniłem się lekturowo ze znajomości Greków i przypomnienia mitów greckich, oraz powieściowego Bernharda, co okazało się pożyteczne, bo jego złość i niechęć do rodaków zabrzmiała adekwatnie do tego, co jest: marności otoczenia.

Wychodzenia co wieczór do teatru mi nie brakuje (do kina można, prawie bez ograniczenia, tylko nie ma na co - fascynującą wizualnie i wyobraźnią "Dolinę Bogów" widziałem wcześniej). Wkurwia mnie ruina kontaktów społecznych za pośrednictwem kultury, i naiwne udawanie, że to chwilowe.
BRAK RUCHU - w każdym tego słowa znaczeniu, także intelektualnym - jest najbardziej dotkliwą restrykcją narzuconą bezrozumnie przez nieudolnie zarządzających kryzysem.
Wziąłem zdecydowany udział w kilkudziesięciotysięcznej manifestacji p r a w i c o w e j na ulicach Warszawy pod hasłem:"rząd pod sąd", gdzie ciśnięto kukłą Szumowskiego (w przeddzień dymisji) pod bramą Ministerstwa Zdrowia, i zasypano znienawidzony publicznie konterfekt psychopaty kagańcami "maseczek", ale ponieważ na ulice nie wyszedł milion zbuntowanych, premierowi Glińskiemu to nie robi; słychać, że ma awansować, czyli wadza idzie w zaparte...
Więc świat, który znaliśmy skończył się raz na zawsze...
Francuski wizjoner, którego przywoływałem twierdzi, że "po" będzie tak samo, tylko gorzej!
PS:
Osobiście spotkałem jednego jedynego chorego, to znaczy ozdrowieńca, świeżo wypuszczonego po dwóch tygodniach wysokiego gorączkowania ze szpitala. Jak sam twierdził, ze słabymi (osłabionymi) wynikami gruntownych przebadań.                                          
Zbyszek podejrzewa, że mógł się zarazić od zagranicznego znajomego; poprzednio widziałem się z nim dosłownie w przeddzień jego zachorowania, a mimo to zaraza mnie ominęła.                                                            
Według mnie to znaczy, że wirus istnieje, ale nie ma żadnej "pandemii".
Czy zastosowane przez PiS lekarstwo nie jest gorsze od choroby bankructw, depresji i ruiny poszczególnych istnień, niech każdy osądzi sobie sam nabywszy minimum wiedzy poprzez weryfikację tego, co mówią.
Ja spodziewam się najgorszego: uporu władzy i oporu obywateli.
Oby domniemany Armagedon był "tylko" wojną domową,
a nie cywilizacyjną.
PS:
Powiedzieć, że "plandemia" rozpętywania strachu wydobywa z nie istnienia KREATURY,
to lukrować rzeczywistość, w której bezprawie i możliwość zrekompensowania sobie kompleksów kosztem zbiorowości staje się wymuszoną normą kneblowania - bez prawa.
Przepisy stosują określone indywidua, i możliwość "rządzenia" - posługiwania się czyimiś prawami obywatelskimi - uruchamia psychopatyczną chęć bycia strażnikiem 
(opisaną przez prof. Zimbardo w stanfordzkim eksperymencie więziennym), 
czyli najgorsze cechy w człowieku od decydowania.
Instytut Teatralny powołany dla jednoczenia środowiska, i poprzez nadanie mu imienia prof. Raszewskiego, powinien spełniać najwyższe standardy etyczne, ale poprzez manifestacje swego Rzecznika, Łukasz Orłowskiego, temu celowi się sprzeniewierza.
Elementarny brak szacunku dla starszych, nie umiejętność prowadzenia dialogu i katastrofalna ignorancja prawna 
powoduje, że na płaszczyźnie komunikacji mamy do czynienia z wymuszeniami - ingerencjami w pracę artystów - zamiast służenia dobru wspólnemu. 
Tej komuchowatej mentalności nie tyka żadna "dobra zmiana", bo zadekowany na nieróbstwie i psuciu wizerunku
agresywnie niekulturalny szczeniak w roli pana kierownika mniema, że mu wszystko wolno.



Komentarze


  1. Prof. dr hab. Roman Zieliński, kierownik Katedry Genetyki Wydziału Biologii UWM w Olsztynie:

    Pełnia lata i żar lejący się z nieba, a wokół ludzie w maseczkach paradują po ulicach.

    I nie jest to bal maskowy tylko przekonanie, że maseczki to antidotum na zło koronawirusa.

    Niestety ludzie dali sobie wcisnąć kit, że sezonowe przeziębienie to super groźny wirus, który dziesiątkuje nasze społeczeństwo.

    Wsłuchani w kłamliwe przekazy medialne, w których śmiertelność podawano bez zestawienia z normalną dzienną śmiertelnością w analogicznym okresie lat poprzednich, wierzący w zmontowane obrazy w innych państwach, na których pokazane są iście dantejskie sceny nie chcą i nie mają ochoty posłużyć się rozumem.

    Bezwolnie słuchają pozbawionych sensu nakazów Ministra Zdrowia, karnie zamykają usta i ograniczają oddychanie, gdy tylko przekroczą próg sklepu.

    Zakładają kawałki szmatek wyciąganych z kieszeni, lub nasuwają na nos coś co wcześniej mieli na brodzie.

    Mikrobiolog badając skład gatunkowy tychże "środków ochrony" miałby niezłe używanie.

    I nikt nie piśnie słowem, że maseczki to zagrożenie dla naszego zdrowia i życia tak jakby ktoś zaprogramował obniżenie zdrowotności społeczeństwa.

    Gdy przyjdzie jesień i wirusy ponownie się uaktywnią, maseczkofarianie pozbawieni odporności, zainfekowani milionami grzybów i bakterii będą niezłą przykrywką dla kolejnego zamknięcia ludzi w domach pod płaszczykiem epidemii, która zagraża życiu.

    I takim sposobem rząd czyni z ludzi niewolników, którzy lada dzień będą metkowani podobnie jak obecnie dzieje się to w przypadku trzody chlewnej czy bydła domowego.

    Oczywiście w imię dobra społeczeństwa.

    Tymczasem coraz więcej jest głosów naukowych wskazujących na koronawirusa jako ogromny przekręt medialny i polityczny.

    Takim głosem jest wypowiedź Bedy M. Stadler, immunologa i biologa oraz byłego dyrektora Institute for Immunology na University of Bern.

    Profesor bez ogródek stwierdza, że wirus nie jest nowy, że wiele podobnych wirusów istnieje od lat i w związku z tym ludzie mają odporność.

    W barwnej wypowiedzi Profesor wyśmiewa pojęcie bezobjawowych chorych i w prostych słowach obnaża niedoskonałość testów PCR wykonywanych z tkanek pacjenta.

    O tym sam wielokrotnie pisałem.

    Testy PCR muszą być stosowane do materiału czystego, a więc wyizolowanego wirusa, a nie do mieszaniny pobranej z tkanek ludzkich.

    W tym ostatnim przypadku PCR wykrywa wszystko co jest trochę do wirusa podobne. Warto zapoznać się z tekstem szwajcarskiego profesora.

    Może wreszcie do nas dotrze, że koronawirus jest inżynierią społeczną, a nie śmiertelną chorobą.

    Obecnie odszedł nieco w cień, gdyż mamy wybory.

    Nie chcę być złym prorokiem, ale uważam, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że po wyborach wzrośnie liczba zakażeń, a politycy znowu zaaresztują społeczeństwo.

    Być może tym razem nie tylko maseczki będą przymusowe, ale także testy i terapie. I tak do wiosny, a potem do następnej jesieni.

    Czy w takim świecie chcemy żyć? W świecie, w którym zniszczono więzi wspólnotowe, zakryto nam twarze i zredukowano prawo do oddychania tym samym ograniczając nasze prawo do życia.

    Czyż politycy ingerujący w nasze prawa tak dalece, że zagrażają naszemu istnieniu nie powinni zostać rozliczeni i pociągnięci do odpowiedzialności?

    "Ci młodzi i zdrowi ludzie którzy teraz chodzą w maskach na twarzy lepiej niech noszą jesienią kask, bo ryzyko, że coś spadnie im na głowę jest większe niż poważny przypadek COVID-19"

    M. Stadler, były dyrektor Institute for Immunology na berneńskim Universität Bern, biolog i Profesor

    https://www.odkrywamyzakryte.com/koronawirus-to-pretekst-d…/

    OdpowiedzUsuń
  2. Żyjemy w tak paranoicznych czasach, że Boże Narodzenie spokojnie można porównać do „pandemii”, tym bardziej, że z powodu „pandemii” PiS odwołał Wielkanoc. W czasie Świąt Bożego Narodzenia 2016 roku działy się rzeczy przedziwne, w sejmie najgłupsza na świecie opozycja organizowała nieudolny pucz, który bardzo szybko stał się pośmiewiskiem. Do obiegu i języka potocznego przeszło wiele słówek i anegdot, na przykład „zanitrasić”, czyli podwędzić coś z ławy poselskiej. Jednak w sposób szczególny utkwiły ludziom w pamięci dwie sceny. Pierwsza to Mateusz K., były lider KOD, wygrzewający się przed kominkiem, gdy inni „walczyli o konstytucję”. Druga, to romantyczna podróż Ryszarda Petru z kochanką „klubową” na Maderę.

    Po tych dwóch scenach kariera obu polityków była praktycznie skończona, chociaż jeszcze próbowali utrzymać się na powierzchni, to zawsze i wszędzie ciągnęły się za nimi kompromitujące sceny. Przed gwałtownym upadkiem i Petru i Kijowski sięgali szczytu. Petru miał być nowym premierem, a jego „Nowoczesna” zwyciężała w sondażach. Kijowski dla odmiany był drugim Wałęsą, co akurat okazało się prawdą, ale nie w takim wymiarze, jakiego oczekiwali fanatyczni zwolennicy. Stali Czytelnicy moich felietonów już wiedzą, że ten wstęp nie jest przysłowiowym laniem wody, tylko charakterystycznym, autorskim, wprowadzeniem do tożsamej degrengolady z udziałem Łukasza Szumowskiego. Były minister zdrowia został okrzyknięty niemal bogiem i nie ma w tym wielkiej przesady, bo nie kto inny tylko biskup nazwał ministra Łukaszem ewangelistą. Od samego początku „pandemii” przypisywano mu „uratowanie milionów Polaków” i uważano za autora „polskiego fenomenu”, wskazując na wyjątkową niską liczbę „zachorowań” i „zagonów” wywołanych nowym wirusem.

    Cały „fenomen” był oparty na prymitywnej żonglerce statystycznej, Polska wykonywała po 4 tysiące testów, w porywach do 10 tysięcy, podczas gdy sławetne Włochy i Hiszpania po 35 tys. I druga składowa „fenomenu” to seria idiotycznych zakazów i nakazów dyscyplinujących Polaków, jednak szczegółowy opis zamykania lasów i chodzenia w maseczkach po parkach, sobie darujemy. Ostatnia rzecz, którą Szumowski skopiował jeden do jednego z Niemiec i… Szwecji, to przyjmowanie do szpitali wyłącznie tych „zakażonych”, którzy wymagali hospitalizacji, reszta siedziała w domach i zamawiała pizzę. Za to pozostali chorzy na „stare” choroby w większości bali się zgłaszać do lekarza, dzięki czemu powstał jeden wielki paradoks. W czasach zarazy szpitale, łącznie z jednoimiennymi, świeciły pustkami. Tak wyglądał „profesjonalizm” i niezwykłe „talenty” Szumowskiego, a poziom emocji był na tyle duży, że większość nie zauważała kompletnych kretynizmów, jakie ten cyniczny geszefciarz wypowiadał. Można z tego zbudować całą listę, od wyśmiewania maseczek, po zakładanie do jazdy na rowerze, od gromkich alarmów, że wybory przy urnach mogą się odbyć za dwa lata, po rekomendację dla wyborów w czerwcu. Do klasyki satyry przejdą też prognozy Szumowskiego i jego nowomowa, z takimi „perełkami”, jak: „jesteśmy pomiędzy spadkiem i wzrostem wywłaszczonej krzywej zakażeń”.

    OdpowiedzUsuń
  3. c.d.: Pomimo tak licznych kompromitacji i całej serii szemranych interesów, nie tylko z czasów „pandemii”, Szumowski był nietykalny. Potrafił robić to, co robi większość oszustów moralnych bazujących na ludzkich emocjach, choćby Owsiak, czy sprzedawcy garnków i kołder z owczej wełny. Szumowski to aktor udający zmęczonego, przepracowanego, zatroskanego, przygnębionego i jeszcze przy tym głęboko wierzącego i bezinteresownego. Teatr jaki ludziom i wokół siebie urządzał nijak nie przystawał do faktów, prosta informacja o rozdzielności majątkowej na miliony złotych, powinna dać ludziom do myślenia. Które małżeństwa się na coś takiego decydują? Bezinteresowne, spontaniczne, głęboko kochające się i wierzące? Oczywiście, że nie, to są typowe działania dla osób, którym materia daje więcej satysfakcji niż duch. Podobnie rzecz się ma z biznesami prowadzonymi wspólnie z przestępcą i jakimiś szemranymi typami typu instruktor narciarstwa, czy handlarz bronią. Tutaj nie ma przypadków, to sposób funkcjonowania i prawdziwa, cyniczna twarz Szumowskiego.

    Niestety w życiu fakty bardzo rzadko wygrywają z emocjami i dlatego nic przez wiele miesięcy Szumowskiemu nie szkodziło, ale właśnie popełnił błąd, który może go kosztować tyle, ile zapłacił Petru i Kijowski. Najczęstsze zawołanie w stronę krytyków „pandemii”, to groteskowe: „Leć do Hiszpanii albo do Włoch”. No i Szumowski, po tym jak zostawił ministerstwo zdrowia w szczycie „pandemii”, do Hiszpanii na urlop poleciał. Cudów się nie spodziewam, z dnia nadzień nie przyjdzie rachunek, ale jestem pewien, że to symboliczna „Madera” i „kominek” Szumowskiego. O ile PiS w końcu się nie przebudzi i nie wróci do korzeni, czyli słuchania i szanowania ludzi, zamiast gnojenia i zastraszania, to następna podróż odbędzie się w kosmosie. PiS oderwane od rzeczywistości i ludzi skończy identycznie, jak kończyło wiele „niezatapialnych” formacji, a zawsze się zaczynało od głupstw: „firanek w Mercedesie”, „ośmiorniczek” albo wycieczki na Kanary w czasie „pandemii”.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie „lemingi”, ale masy ludzkie od wieków zachowują się dokładnie tak samo, w stadzie zawsze raźniej i choćby to było stado baranów, to i tak żyją w przekonaniu genialności i uczciwości poczynań. Szumowski w oczach stada pozostanie bohaterem na zawsze, o ile jakiś przywódca stada nie nazwie go czarną owcą i nie wyrzuci z pastwiska.

    OdpowiedzUsuń
  5. Obowiązek zakrywania twarzy i nosa wynika teraz z § 24 ust. 1 pkt 2d rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 7 sierpnia 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii. Przepis ten zastąpił uprzednio obowiązujące regulacje - z 19 czerwca oraz z 16 maja. Już do pierwszego z nich (z 16 maja) rzecznik miał fundamentalne zastrzeżenia, a przede wszystkim takie, że zostało wydane z przekroczeniem upoważnienia ustawowego. RPO wskazuje, że podstawą taką nie może być ustawa o zapobieganiu oraz zwalczaniu chorób zakaźnych, na którą rząd się powołuje. Rząd nie zareagował jednak na apel RPO.

    „Sierpniowe rozporządzenie znów zostało wydane bez podstawy ustawowej. A to musi mieć wpływ na to, jak policja może egzekwować obowiązek noszenia maseczek. Np. sąd w Kościanie odmówił wszczęcia postępowania w sprawie o nienoszenie maseczki właśnie z powodu wykroczenia przez Radę Ministrów poza delegację ustawową. Jest to co prawda orzeczenie jednostkowe, jednak jego szerokie nagłośnienie może mieć znaczenie dla kształtowania się dalszego orzecznictwa sądów powszechnych” – ostrzega RPO.

    Zarówno wcześniejsze jak i obecne przepisy przewidują zwolnienie z obowiązku zakładania maseczek niektórych ludzi. Sierpniowe rozporządzenie zwalnia m.in. osoby, które nie mogą zakrywać ust lub nosa z powodu: całościowych zaburzeń rozwoju, zaburzeń psychicznych, niepełnosprawności intelektualnej w stopniu umiarkowanym, znacznym albo głębokim, lub trudności w samodzielnym zakryciu lub odkryciu ust lub nosa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jacek Zembrzuski zameldował się w: Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego.
    16 godz. · Warszawa
    fenomenalne przedstawienie Ondreja Spisaka, który wywodząc "Mistrza i Małgorzatę" z ludycznego teatru "poprawił" Bułhakowa dopisując mu to, czego on ze względu na cenzurę napisać nie mógł: absurd codziennego bytowania, ale i świadectwo-list Meyerholda do najwyższej zwierzchności z przejmującym tłumaczeniem się z własnego zaangażowania po stronie jedynej słuszności... I w tym wszystkim KOMPROMITACJA I. T. - w osobie swego rzecznika, niejakiego Orłowskiego Łukasza, który w stanie wskazującym na o d u r z e n i e władzą (sic!) USIŁOWAŁ ZERWAĆ SPEKTAKL po przerwie bełkocząc coś na widowni o nosie, nie wiedząc, że tu nie Gogol... Pożyteczny idiota, prawniczy IGNORANT i chamski GBUR nie mający pojęcia o kulturze, dialogu z artystami i starszymi od swojego szczeniactwa prowokował publiczny skandal - nie wiedząc - jak to u n i e u k a - że taka jego postawa już jest opisana w historii teatru przez Antoniego Słonimskiego. Ze względu na powtarzające się ekscesy i permanentne zaniżanie poziomu obsługi i komunikacji z użytkownikami publicznej instytucji kultury, skoro musi ono mieć takie NIEPROFESJONALNE KIEROWNICTWO, d o m a g a m się odebrania Instytutowi Teatralnemu imienia Patrona, mojego Profesora, którego pamięć obecne naczyrdupstwo hańbi i spotwarza uprawiając totalitarne maniery rodem z mentalnego,"jedynie słusznego", k a c a p s t w a ! Kury im szczać, a nie przykładać paluchy do braku kultury

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor