Sobie i wszystkim (moim czytelnikom) życzy się w r a ż e ń - z życia i z lektur, bo tylko intensywne przeżywanie bytu daje napęd i smak naszemu istnieniu. Jedno drugiemu nie przeczy, tylko się uzupełnia. Pamiętam, w czasach licealnych - chodziłem do Reya - przechadzałem się po Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu z książką przed oczami, by kończyć lekturę w Ogrodzie Saskim. Czy to był tylko "szpan" - sposób na laski - czy jednak fascynacja, której nie dawało się odłożyć na później, np. Iberoamerykanami, nie mnie oceniać. Książka jako najlepszy przyjaciel i klucz do sekretów zostało mi do dzisiaj...
Głupie pytanie! Z życia, to znaczy z własnych doświadczeń! Na przykład: Michiko Aoyama... "Kakao w czwartki" - tytuł niezbyt zachęcający, ale w środku - powieści i opisywanej kawiarni - świat się zmienia, ulega przekształceniu i sięga do głębi. Czego? Oczywiście psychologii! "W każdy czwartek ten niezwykły lokal staje się a z y l e m dla tych, którzy zgubili się w codzienności" Coś dla nas, nieprawdaż? Ciepłe słowo może zmienić wszystko! To nie dydaktyka, lecz empatia i znajomość życia zapełnia te kartki. Pytanie, czy poprzez lekturę mamy znajdować odpowiedzi: jak żyć?! Sądzę, że to jest źródło nie najgorsze, nie poradnikowe, ale skłaniające do myślenia własnego, zindywidualizowanego. Tak przecież traktował książki już nawet Hamlet. "Słowa, słowa, słowa", ale prowokujące, nawet stwarzające rzeczywistość w praktyce. Co mają w sobie takiego "Japońce", że ich doświadczenie bywa uniwersalne? Tego nie wiem; własną historię, klimat, położenie...