Jeszcze można zatrzymać i odwrócić proces degradacji Starego Teatru w Krakowie.
Robić interesujące przedstawienia, a nie ich nie robić, tylko udawać i powielać to, co jest.
Zacząć się r o z w i j a ć: rozmawiać o sztuce, o czym i po co, coś jest, o warsztacie i o formie, aby nie była powtarzaniem i kopiowaniem; grać zamiast politykować.
Rozpoznawać swe autentycznie profesjonalne moce i talenty a nie kombinować, kombinować, kombinować - spiskując.
Otworzyć się mentalnie i ryzykować, miast trzymać siebie w zamknięciu i starych, kumoterskich przyzwyczajeniach.
Konflikt w Teatrze jest do rozwiązania przy minimum rozpoznania skąd się przyszło, gdzie się jest i dokąd zmierza - bez chodzenia w zaparte. Sugerowałbym nie tyle "dobrą wolę", co pryncypia i fakty!
Ponieważ ministerstwo kultury upiera się przy swojej błędnej decyzji o mianowaniu dyrektorem kogoś, kto się do tej funkcji nie nadaje, kto swymi dotychczasowymi rządami rujnuje tradycję i markę tego miejsca, należy użyć wszelkich środków perswazji i publicznego nacisku, aby przekonać, że nie ma racji i lepiej byłoby dla wszystkich naprawić ten fatalny w skutkach błąd. By robiąc w konia innych nie robiło z siebie pośmiewiska.
Klucz do zamkniętej kapsuły uprzedzeń i ambicji posiada moim zdaniem mieszkający w Londynie Michaś / Michael Gieleta, przezwany tu przeze mnie "kameleonem", za grę, która miała go dostosować do różnych oczekiwań decydentów, ale jednak nie sprzeniewierzający się uczciwości i jak sądzę, wierności własnym przekonaniom.
Napisałem kiedyś, że ze swoim światopoglądem nie powinien być dyrektorem teatru narodowego
(wcześniej, nie znając dokładnie, lub nie rozumiejąc wnikliwie jego programu, apelowałem by był - on a nie ministerialny nominowany) w tym konkretnym momencie swej kariery i przy polityce takiego rządu, i zdania w tej materii nie zmieniam, ale twierdzę, że właśnie on ma źródłową wiedzę na temat konsultacji i obietnic, które zaowocowały niespotykanym w dziejach naszego współczesnego teatru kryzysem i jego samego wykorzystaniem (także finansowym).
On nie znał wystarczająco tego teatru ani nie analizował prawidłowo historii i szczególnego momentu naszego kraju, ale nie można mu odmówić uczciwości, inteligencji, profesjonalności i dobrej woli.
Nie mam wątpliwości, że jest człowiekiem kulturalnym i ideowym i sprawdziłem, że nie rzuca słów na wiatr, nie obiecuje, nie zwodzi - chciałby dogadania i kompromisu... Pamiętam, że opowiadał mi o swoim wymarzonym teatrze, który tu powinien być czymś na kształt instytucji porozumienia narodowego (przywoływał Mandelę), łączył, nie dzielił - i z tą swoją ideą tu przegrał, tzn. został wystrychnięty na dudka.
Parę osób zagrożonych w swych nieeleganckich interesach mu pomogło...
Twierdzę, że właśnie on jest najbardziej predysponowany do opisania zakłamanego układu, którego, jako człowiek nie stąd i wychowany w wyższych standardach, najwyraźniej nie rozumiał, ale w nim wykorzystany i zmacerowany został.
Jestem przekonany, że powinien o tym opowiedzieć! Opisać mechanizm angażowania go przed konkursem. Bo teatr narodowy nie może być dziś fundowany na KŁAMSTWIE i tylko bezkompromisowe trzymanie się zaistniałego stanu rzeczy (nawet bez wołania Tractatus Logico-Philocopicus) może - i musi! - oczyścić tę zafajdaną atmosferę i skłonić organizatora wreszcie do racjonalnego myślenia, zwrotu z drogi donikąd...
Robić interesujące przedstawienia, a nie ich nie robić, tylko udawać i powielać to, co jest.
Zacząć się r o z w i j a ć: rozmawiać o sztuce, o czym i po co, coś jest, o warsztacie i o formie, aby nie była powtarzaniem i kopiowaniem; grać zamiast politykować.
Rozpoznawać swe autentycznie profesjonalne moce i talenty a nie kombinować, kombinować, kombinować - spiskując.
Otworzyć się mentalnie i ryzykować, miast trzymać siebie w zamknięciu i starych, kumoterskich przyzwyczajeniach.
Konflikt w Teatrze jest do rozwiązania przy minimum rozpoznania skąd się przyszło, gdzie się jest i dokąd zmierza - bez chodzenia w zaparte. Sugerowałbym nie tyle "dobrą wolę", co pryncypia i fakty!
Ponieważ ministerstwo kultury upiera się przy swojej błędnej decyzji o mianowaniu dyrektorem kogoś, kto się do tej funkcji nie nadaje, kto swymi dotychczasowymi rządami rujnuje tradycję i markę tego miejsca, należy użyć wszelkich środków perswazji i publicznego nacisku, aby przekonać, że nie ma racji i lepiej byłoby dla wszystkich naprawić ten fatalny w skutkach błąd. By robiąc w konia innych nie robiło z siebie pośmiewiska.
Klucz do zamkniętej kapsuły uprzedzeń i ambicji posiada moim zdaniem mieszkający w Londynie Michaś / Michael Gieleta, przezwany tu przeze mnie "kameleonem", za grę, która miała go dostosować do różnych oczekiwań decydentów, ale jednak nie sprzeniewierzający się uczciwości i jak sądzę, wierności własnym przekonaniom.
Napisałem kiedyś, że ze swoim światopoglądem nie powinien być dyrektorem teatru narodowego
(wcześniej, nie znając dokładnie, lub nie rozumiejąc wnikliwie jego programu, apelowałem by był - on a nie ministerialny nominowany) w tym konkretnym momencie swej kariery i przy polityce takiego rządu, i zdania w tej materii nie zmieniam, ale twierdzę, że właśnie on ma źródłową wiedzę na temat konsultacji i obietnic, które zaowocowały niespotykanym w dziejach naszego współczesnego teatru kryzysem i jego samego wykorzystaniem (także finansowym).
On nie znał wystarczająco tego teatru ani nie analizował prawidłowo historii i szczególnego momentu naszego kraju, ale nie można mu odmówić uczciwości, inteligencji, profesjonalności i dobrej woli.
Nie mam wątpliwości, że jest człowiekiem kulturalnym i ideowym i sprawdziłem, że nie rzuca słów na wiatr, nie obiecuje, nie zwodzi - chciałby dogadania i kompromisu... Pamiętam, że opowiadał mi o swoim wymarzonym teatrze, który tu powinien być czymś na kształt instytucji porozumienia narodowego (przywoływał Mandelę), łączył, nie dzielił - i z tą swoją ideą tu przegrał, tzn. został wystrychnięty na dudka.
Parę osób zagrożonych w swych nieeleganckich interesach mu pomogło...
Twierdzę, że właśnie on jest najbardziej predysponowany do opisania zakłamanego układu, którego, jako człowiek nie stąd i wychowany w wyższych standardach, najwyraźniej nie rozumiał, ale w nim wykorzystany i zmacerowany został.
Jestem przekonany, że powinien o tym opowiedzieć! Opisać mechanizm angażowania go przed konkursem. Bo teatr narodowy nie może być dziś fundowany na KŁAMSTWIE i tylko bezkompromisowe trzymanie się zaistniałego stanu rzeczy (nawet bez wołania Tractatus Logico-Philocopicus) może - i musi! - oczyścić tę zafajdaną atmosferę i skłonić organizatora wreszcie do racjonalnego myślenia, zwrotu z drogi donikąd...
W związku z informacjami podanymi przez Dyrektora Naczelnego Narodowego Starego Teatru Marka Mikosa na konferencji prasowej 6 września 2017, pragnę złożyć następujące oświadczenie.
OdpowiedzUsuń1. Nigdy nie złożyłem rezygnacji ze stanowiska dyrektora artystycznego NST. Przez nikogo nie zostałem z tej pozycji odwołany.
2. Według instrukcji MKiDN, warunki mojej umowy miały być negocjowane po objęciu przez Marka Mikosa stanowiska Dyrektora Naczelnego 1 września 2017. Nigdy nie poznałem jej przyszłych detali. Nie jest więc możliwe abym rzekomo zrezygnował ze stanowiska z powodów finansowych, które nie zostały nigdy ani mnie ani moim agentom zaproponowane.
3. Nigdy nie miałem z Markiem Mikosem konfrontacji na temat odmiennej wizji kształtu artystycznego NST. Wygrana aplikacja dawała wyraźny zakres zainteresowań dramaturgicznych i artystycznych, które pragnę zrealizować.
Statut NST nie określa zakresu działalności żadnego ze stanowisk, moja prośba o określenie ich na piśmie przez MKiDN nie została uhonorowana.
4. Chronologia cytowana przez Marka Mikosa jest nieprawdziwa: 16 czerwca nie było mnie w ogóle w Polsce. Na prośbę Marka Mikosa stawiłem się jednak w Krakowie trzy razy w czerwcu na spotkania z Zespołem, z których żadne się nie odbyło. Ostatnie z nich miało mieć miejsce 27 czerwca. Marek Mikos odmówił refundacji kosztów moich wizyt pomimo odmiennych instrukcji MKiDN.
Michał Gieleta
7 września
Usuńzbliża się rocznica tego haniebnego pseudo-konkursu.
Ja nie jestem stroną, ale jestem poinformowany. Nikt nie zweryfikował oświadczenia Michała, choć mogę zaświadczyć, że o swoich postulatach mnie informował mailowo wcześniej, dlatego trzeba je skonfrontować z kłamstwami drugiej strony.
Mikosa plotkami z wywiadu radiowego, gdzie pierwszy raz publicznie powiedział o "utracie zaufania" do MG okraszając to stekiem pomówień o mnie. a potem zmyślając o ewentualnych współpracownikach i programie, co łatwe do sprawdzenia.
Moźe Zwinogrodzka powiedziałaby o czym rozmawiała z Gieletą w ministetstwie 27 sierpnia, na trzy dni przed ostatecznym upublicznieniem wiadomości, że wylatuje on z obiecanej (przez nią reklamowanej) posady, bo przecież po tej rozmowie poleciał do Krakowa; na co liczył?
Przewodnicząca Komisji dyr Komar-Morawska niech się przyzna jak formowała to ciało nie biorąc pod uwagę rozporządzenia MK o konflikcie interesów i zeznając pod przysięgą przed prokuratorem, że "deklaracje programowe w aplikacjach konkursowych nie są zobowiązujące" (sic!). To co jest zobowiązujące, bo ta deklaracja dezawuuje i przekreśla wynik konkursu!
Wreszcie, minister też coś publicznie mówił o Gielecie. Gdzie jest ta kobyłka? Bo jego rzecznik permanentnie łże, iż nie zaszły w sprawie żadne nowe okoliczności.
Słowo Michała przeciwko...? No właśnie
Czas najwyższy by prawda wyszła na jaw.
UsuńKoleżanka
to zadanie dla niezawisłych dziennikarzy, np dla Zaremby, który ma się za kompetentnego, a nie brak wiedzy zastępującego ideologią... Parę pytań, nie do psychiatry, ale do organizatora tej afery
Usuń