APOCALIPSIS cum 3 SIOSTRY i PARU ich NIE WYRABIAJĄCYCH SIĘ MĘŻCZYZN, czyli OSTATNIE POWAŻNE PRZEDSTAWIENIE w tym BURDELU
Skończywszy lat siedem dziesiątek (tak, tak, czas umyka) trudno mi się godzić na badziewne zagrywki pań Moniki, Majki, czy Janka, a ostatnio, niejakiego Radka, i Krzysia... Szkoda mi czasu.
Zawsze wierzyłem, że teatr jeśli nie musi, to przynajmniej powinien być: magiczny, nie dla każdego, nie dla każdego, tylko dla szalonych, wejście kosztuje rozum...
Luk Perceval wie na czym to polega (wcześniej sprawdzałem przy okazji "Otella" i "Wujaszka Wani"). Obdarza nas teatrem totalnym - z (pustej) przestrzeni, z niesamowitej fonosfery (przestrzeni z muzyką) i z ludzi - przed LUSTREM - co należy rozumieć dosłownie i metaforycznie, bo szukając dla siebie rozpaczliwie sensu przeglądają się w odbiciu i w naszych oczach. Wrażenie jest wstrząsające!
To spektakl na temat Czechowa, a nie ilustrowanie tekstu, bo to jest SZTUKA TEATRU. Wielka kreacja zbiorowa odbija nasz los bez znieczulenia, i nie zostawia nadziei na przyszłość. Człowiek człowiekowi zgotował ten los: - "To, co być mogło i to, co było, zmierza ku jednemu końcowi, który jest zawsze teraz". Wydrążeni - my - ludzie... Porzućmy nadzieję! Nasz los właśnie się dopełnia. Apokalipsa...
Jednak powinnością artystów (tak kiedyś jak i teraz) jest podstawiać nam przed sumienie lustro.
Nostalgia prowadzi tylko do tego, czego nie ma, a dziś jest jeszcze gorzej, bo rządzący zafundowali nam świat bez szans na wolność i rozwój. Kłamstwo zdominowało naszą wyobraźnię, więc, robimy / oglądamy teatr jako ostatni bal na Titanicu. Gra muzyka. Podrygujemy nie wiedząc kto pociąga za sznurki... Śmiej się pajacu!
Szacunek i podziękowanie dla Kolegów: Jacka Belera (Wierszynina), Marty Ojrzyńskiej (Nataszy), Zygmunta Józefczaka (Tuzenbacha), Natalii Kality (Maszy), Rafała Maćkowiaka (Kułygina), Marysi Maj (Olgi), Jacka Romanowskiego (Czebutykina), Małgorzaty Zawadzkiej (Iriny), Mirka Zbrojewicza (Andrzeja).
Aktorzy w tym przedstawieniu osiągają mistrzostwo świata.
PS:
Charakterystyczne, że "tradycyjna", bo podążająca za tekstem, inscenizacja Englerta w Narodowym też nie pozostawiała złudzeń na przyszłość. Słowo się rzekło... Może ktoś rozwali ten burdel, w którym żyć się nie da. Teatr swoje powiedział!
PPS: trudno się zgodzić z Flamandem (geniuszem teatru!), że starość - "konserwatyzm" - jest jakąś winą współczesnego człowieka - naszej cywilizacji...
Komentarze
Prześlij komentarz