Przejdź do głównej zawartości

mój biuścik nie jest lepszy niż wasz chuj (bo nasz oprawca rzadziej daje się złapać na mobbingu niż twój)

 

Ja ich muszę teraz zgwałcić, żeby ich potem nie zgwałciło życie 
Tadeusz Łomnicki (?)

https://teatr-pismo.pl/blog/jacek-kopcinski-krytyka-jako-donos/

 Oto wyznanie obłudnika (jacekkopcinski@wp.pl)!

Stając rzekomo w obronie czystej krytyki odbiera prawo do mówienia rzeczy zamiatanych w środowisku pod dywan...
W tym samym rządowym miesięczniku inny felietonista rozsądnie odnosi się do ideologii #MeToo przypominając o konieczności udziału w rzucanych publicznie inwektywach - to maja interpretacja - prokuratora, który przypomina plotkującemu po mediach art. 216 kk: Kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.


Czy „wesołkowatość” (określenie prof. Chodakiewicza), bra-tać się, ma być wyłączona z publicznego rozstrząsania? Niby dlaczego? Przecież mowa o manifestowaniu presji, nie o zaglądaniu do rozporka! 
Bo metoda np. Krystiana Lupy udokumentowana w filmie „Spróbujmy wskoczyć do studni” to krowa, o której Redakcja "Teatru" - jak Kali - awanturuje się i wyklucza krytyka, dlatego, że według niej orientacja seksualna to „insynuacja”? Wskazanie na wykorzystywanie tego, co nie należy do sztuki, tylko seksualnego wykorzystywania to „donos”? … Aha! Bo nie kompleksy świętoszka? 
Zatem „uprawianie swego ogródka” nie jest tym samym, za co zakrzykiwana w środowisku była Joasia i Grzesiu, łamiący niepoprawnie tabu o rządach we współczesnym teatrze homolobby?

To jakieś przekroczenie w świecie namawiających do przekroczenia, czy zwykła hipokryzja? Przemoc na własnej płci to nie przemoc, tylko tajemnica w kulisach? Molestujący luj jest nieusprawiedliwiony - słusznie, słusznie! - a nagabująca ciota?

Muu! Krowa kradziona daje więcej „mleka”, np. na festiwalach i po teatralnych rynkach?
"Problem w tym, że gdyby naprawdę chciał się zająć tematem prześladowania, upokarzania czy ośmieszania pracowników Teatru Wybrzeże, musiałby dotrzeć do ofiar mobbingu, skonfrontować ich zeznania z wersją osoby o mobbing oskarżanej, a także znaleźć świadków tych ubolewania godnych praktyk. Słowem, musiałby zebrać dużo więcej informacji, a potem zaryzykować ich publikację, licząc się z pozwem sądowym”.

Otóż to, otóż to… Lecz zamiast prezentowania podwójnej moralności 
w y p i e r a j ą c e j z targowiska próżności zachowania „krów nietykalnych" - jeśli chce się uchodzić na placu publicznym za moralniaka (i obiektywnego krytyka), może warto stosować równe kryteria dla wszystkich, zamiast kompromitować się wybiórczą poprawnością polityczną? Co? Dajecie głowę, czy cztery litery - na Krakowskim Przedmieściu, czy od razu do Brukseli?
Poeta pamięta.

Krajowa odmiana #MeToo rozpętała nagonkę na "przemoc w teatrze"... * Wypowiedziała się i pani Zdzisia i Janda, oraz parę tuzinów kibiców na Fb -mnie z tego powodu Zuckerberg'i dali bana: Nie można wysłać Twojej wiadomości, ponieważ zawiera ona treści, które inni użytkownicy Facebooka zgłosili jako obraźliwe.

*na łamach "GW" kolejny aktor nawiązuje do toczącej się ogólnopolskiej dyskusji o przemocy i wszelkiego rodzaju nadużyciach, stwierdzając: Wszyscy jesteśmy sprawcami i ofiarami. Jeśli milczymy, to znaczy, że przyzwalamy. 
- Gdy czytam wpis jednego ze znanych kolegów: "dość terroru i chamów pedagogów", to chciałbym mu przypomnieć, że jak byliśmy razem na roku i wielka, emerytowana już aktorka znęcała się nad koleżanką, to my chichraliśmy się po kątach. Dla nas to była normalna metoda pedagogiczna. Wiadomo, jak się źle gra, to trzeba opier... A że dziewczyna wymiotowała ze strachu przed zajęciami, to dla nas był to większy powód do drwin. Powinniśmy przerwać ten cyrk? Tak! Dziś łatwo podłączyć się pod ofiary - puentuje.

  (https://www.majorfydrychart.comZresztą dzisiaj Grotowskiego też by można było oskarżać. Nie mówiąc o Kantorze, ten nie wyszedłby z sądu...

Granice w teatrze” przeciw przemocy i nadużyciom w teatrze i szkolnictwie artystycznym to partnerski projekt podnoszący świadomość praw człowieka, standardy stosowania prawa i równego traktowania w polskim szkolnictwie teatralnym i w teatrze stworzony przez Polski Ośrodek Międzynarodowego Instytutu Teatralnego ITI (Polish Centre of the International Theatre Institute). Jest odpowiedzią na coraz częściej raportowane i nagłaśniane przypadki nadużyć w polskich teatrach i szkołach artystycznych. Jego efektem ma być stworzenie projektu KARTY PRAW i GRANIC TWÓRCZEGO PROCESU.

Jacek Zembrzuski

23 marca o 15:13 
Grono odbiorców: Publiczne
nowe pokolenie feminanazistek i aktywistów bolszewizowania popełnia masowe przestępstwa obmowy (art. 216 kk) plując w przestrzeni publicznej, bez zgłaszania nadużyć Prokuraturze (gdzie jest się ściganym za fałszywe zeznania). Tak się odbywa ruchawka neomarksistowska, lekceważąca sobie prawo i standardy cywilizowanego państwa, w którym oskarża się publicznie dopiero PO UDOWODNIENIU WINY, A NIE PRZED KONTRADYKTORYJNYM PROCESEM. To mentalność post-sowiecka! W demokracji obowiązuje DOMNIEMANIE NIEWINNOŚCI!
Stop przemocy. Fala zmian na uczelniach teatralnych | e-teatr.pl
E-TEATR.PLStop przemocy. Fala zmian na uczelniach teatralnych





Komentarze

  1. Powiem coś, co w kontekście tych wszystkich oświadczeń z ostatnich dni brzmi niemal prowokacyjnie, ale jest jednak bardzo ważne. Teatr z definicji jest przekroczeniem, jeśli nie może nim być, w ogóle nie warto go uprawiać. Dlatego nieustannie poszukujemy w teatrze możliwości dokonania przekroczenia i powinniśmy jej szukać. Nie może się to jednak odbywać – i to jest właśnie drugi powód potrzeby stworzenia swoistego kodeksu postępowania – czyimkolwiek kosztem. Zawsze kiedy o tym mówię, chętnie przytaczam antyczną definicję pojęcia obsceniczności: to coś, czego nie należy robić publicznie, chyba że na scenie. Scena ma od zawsze swoje święte prawa, a dzisiejsza scena jest przecież praprawnuczką ołtarzy ofiarnych, miejsc dokonywania świętych obrzędów.

    Dlatego to właśnie tam jest przestrzeń na gesty artystyczne, nawet bardzo radykalne i prowokacyjne. Ale muszą się one odbywać za zgodą wszystkich uczestniczek i uczestników. Jeśli do głosu dochodzą złe instynkty czy chore ambicje, pojawia się ważne pytanie: czy ta skórka jest warta wyprawki? Zawód aktorki czy aktora jest zawodem okrutnym z samego założenia: bycie na scenie na oczach setek ludzi, powtarzanie całymi tygodniami czy miesiącami tych samych gestów, zwykły wysiłek fizyczny i psychiczny, który się z tym wiąże – to wszystko samo w sobie jest bardzo trudne. Nie można do tego dokładać jeszcze takich obciążeń, o jakich dziś czytamy.



    Podam prosty przykład, o którym ostatnio było głośno – fuksówka. Ten zwyczaj jest oczywiście oparty na wieloletniej tradycji, a w teatrze tradycja to rzecz święta i bardzo często jest wystarczającym uzasadnieniem wielu zachowań i sytuacji. Ale skoro ten zwyczaj zderza się z godnością i wrażliwością ludzi, a oni jasno i wyraźnie o tym mówią, nie powinno być na niego miejsca w teatrze. Powiedzmy sobie szczerze: tradycja tradycją, ale jakość kształcenia zawodowego w szkołach aktorskich nie ucierpi ani trochę na skutek zlikwidowania tego zwyczaju.

    Maciej Nowak

    OdpowiedzUsuń
  2. Adrian Perdjon opisuje swoje doświadczenia związane z obecnym dziekanem AST - aktorem Narodowego Starego Teatru, Adamem Nawojczykiem, znanym szerokiej publiczności za sprawą ról w takich produkcjach jak "Atak paniki", "Artyści", "Belfer" czy "Czas honoru".

    "Adam Nawojczyk jest odpowiedzialny za moje załamanie nerwowe w okresie studiów. Nie tylko moje, bo rok później doprowadził pierwszoroczniaka do stanu, gdzie ten zamknął grupe w sali, klucz zostawił na portierni, wyszedł ze szkoły i nigdy nie wrócił. To było na zajęciach Nawojczyka, który dziś jest DZIEKANEM!! W kolejnych latach nie wiem co się działo, ale opowieści absolwentów których spotykam w pracy potwierdzają, że ten człowiek się nie zmienił. Praca z Nawojczykiem to był koszmar. Prywatne przytyki, obgadywanie za plecami, nastawianie kolegów z roku przeciwko mnie i uwagi odnośnie talentu to była codzienność. Czułem się nikim. Wpadłem w głęboką depresję" - relacjonuje Perdjon.
    "Jak dzisiaj czytam, że Nawojczyk przyczynia się do tego, że osoby stosujące przemoc psychiczną nie pracują w AST, to bierze mnie pusty i smutny... nie śmiech... jęk żalu nad studentami! Ja poradziłem sobie z depresją i niską samooceną, którą zafundowali mi Ci ludzie, a dziś robię w dziedzinie aktorstwa rzeczy o których oni nie mają bladego pojęcia!" - dodaje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Paweł Tomaszewski – zawstydzony.
    List Anny Paligi zmroził mnie. Szczególnie o pracy z Grzegorzem Wiśniewskim.
    W 2005 przez trzy miesiące jako student PWST w Krakowie brałem udział w przygotowaniu "Plasteliny" Grzegorza Wiśniewskiego w T. Polskim w Bydgoszczy. Przez trzy miesiące byłem uczestnikiem obłędu tego człowieka. Byłem uczestnikiem jego manipulacji, zastraszania, znęcania się, zamęczania, dręczenia, nagabywania, wykorzystywania, nadużyć na każdej płaszczyźnie nie wykluczając sfery seksualnej. Byłem świadkiem i uczestnikiem przemocy oraz patologii. Tam nauczyłem się, że jak nie zedrzesz sobie gardła, nie masz zdartych kolan, nie wylądujesz w szpitalu w wyniku skrajnego przemęczenia, to znaczy że nie zaangażowałeś się wystarczająco, że po próbie wieczorowej nie pytany o zgodę musisz zostać na próbie nocnej, która potrwa nie wiadomo do której i nie wiadomo jak się skończy, tam nauczyłem się, że umowy nie obowiązują, że nie masz prawa wyboru, nie masz prawa do prywatności, intymności, decydowania o ciele. Nauczyłem się, że po próbie trzeba się najebać, jechać do hotelu i rżnąć, wciągać kreske i rozbijać kufle w barze. Nauczyłem się co to bezsenność i czym są myśli samobójcze. 'Tylko nikomu nie mów’. Tam nauczyłem się typowego dla osób z przejebanym problemem uzależnieniowym, zaklęcia: ’tego nie było’. To się nie liczy. Aż do teraz kiedy znowu jest. Tam doznałem traumy, wykorzystania i piekła. To miał być mój dyplom. Przyjechała dziekan, Agnieszka Mandat. Obejrzała ‚Plastelinę’ Sigariewa i powiedziała ‚to jest peep show’ to nie jest teatr. Miała rację. Były tam sceny w majtkach i bez majtek, sceny sexu i przemocy na tle sexualnym, były tam sceny agresji i śmierci, pogrzeby i bójki. To było piekło. Ale nie zapytała: jak się masz? Jak się czujesz? Jak Ci minęły trzy miesiące? Dlaczego jesteś blady? Dlaczego przytyłeś 12 kg? Dlaczego jesz dwie pizze o czwartej nad ranem popijając żołądkową. Dlaczego nie śpisz o piątej nad ranem. Dlaczego jesteś smutny? Dlaczego masz poranione ciało? Co z Twoim głosem? Dlaczego nie patrzysz mi w oczy? Tylko, że nie zalicza tego jako dyplomu i tyle. Do widzenia. Przedstawienie było grane kilka lat. Mechanizmy jakie dostałem od psychopatycznego reżysera na długo zadomowiły się w moim życiu. Niestety. Ten pan był zły i robił złe rzeczy. Ale o tym nikomu ani mru mru. Krzysztofowi Globiszowi? Który był tak wybitny, że aż nieosiągalny bo go nie było? Bo pił. Bo płakał albo wpadał w furię lub w manie? Którego wszyscy się bali? Zmowa milczenia o jego codziennym piciu. Poniedziałek godzina 11. Pierwsze pytanie: pijany? Niestety. To tak jakby go nie było. Albo dużo gorzej: jakby był zaprzeczeniem samego siebie. Smutny Pan od Wiersza i scen współczesnych. O nim się nie mówi bo on jest był wybitnym aktorem i nie wolno tak. Poza tym miał wylew, więc po co to wywlekać.? Bo to Ktoś, kto jest bardzo ważnym Kimś.
    Nie było z kim pomówić. Więc oto jestem Aktorem. Nauczyłem się. Sam. Przy pomocy różnych trenerów, terapeutów... Przede wszystkim jak się ochronić. Jak dbać o siebie.
    Zabrałeś mi coś bardzo cennego panie Wiśniewski. Coś co się ma tylko w wieku 22 lat. Wyrządziłeś mi krzywdę i upokorzyłeś mnie. Oddaję Ci ten wstyd i ból. Przepraszam osoby które padły ofiarą Wiśniewskiego, że dopiero teraz. Gdybym zrobił to kilka lat temu to Was by nie spotkało to samo. Upokorzenie i hańba. Wyparłem to. Kierował mną strach. Niechęć i obrzydzenie do samego siebie. W pracy zawodowej nie spotkałem się z praktykami i manipulacją jakie stosował pan Wiśniewski i nadal jak rozumiem stosuje. Ja się wykaraskałem. Niektórzy tego nie dźwignęli. Oskarżam pana panie Wiśniewski. O przemoc, znęcanie się, wykorzystanie i nadużycia w pracy. Proszę spodziewać się listu z prokuratury. Osoby mające podobne doświadczenia z psychopatycznym twórcą proszę o kontakt. Wszystkiego dobrego z okazji Dnia Teatru.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oto "marsz przez instytucje": żadnych dowodów nie potrzeba!

    Sztuka nie usprawiedliwia przemocy!
    Przed zajęciami z wielką aktorką dziewczyny wymiotowały ze strachu. Na warsztatach z wielkim aktorem łapanie za piersi miało być formą uwolnienia emocji. Upokarzani i wyzywani studenci szkół teatralnych wreszcie zaczęli mówić głośno o tym, że polski teatr zbudowany jest na przemocy.
    Przecieramy z niedowierzaniem oczy. Jak to możliwe, że przez lata w polskich szkołach teatralnych i filmowych, a także w teatrach dochodziło do przemocy? Jedno wyznanie pociąga za sobą kolejne. O swojej traumie opowiadają aktorzy z niewielkim stażem i ci tuż przed emeryturą.

    Jest w tych historiach strach przed wyrzuceniem ze szkoły czy pracy, upokarzanie, wyzywanie od "pierd... mimoz", a nawet szarpanie i molestowanie. Na wszystkie przemocowe zachowania są paragrafy, ale w przypadku artystów prawo nie zadziałało.
    Diagnoza nie jest trudna, choć bolesna: ciągle żyjemy w paradygmacie, że artyście wolno więcej, że musi doświadczyć bolesnych emocji, by potrafił zagrać, że trzeba złamać młodego człowieka, by wydobyć z niego prawdziwe wycie - rzekomo pomocne w późniejszej karierze scenicznej. Pedagogiczne metody ze szkół teatralnych miały podobno hartować charaktery, bo aktorstwo to zawód dla odpornych. Zaczynało się już na egzaminach, gdy - jak opowiadają aktorzy - komisja złożona z autorytetów o wielkich nazwiskach wyśmiewała kandydatów: "I tylko tyle ma pan do powiedzenia?", "Tak pani to gra, hmm", "Z takimi warunkami to inny zawód musi pani wybrać".
    W przypadku krakowskiej szkoły teatralnej (dziś to Akademia Sztuk Teatralnych) przyjęcie do grona studentów oznaczało jeszcze przejście przez obrzęd "fuksowania". To wielotygodniowe balangi z poddawaniem najmłodszego rocznika wymyślnym torturom emocjonalnym i fizycznym, przypominającym wojskową falę. Ci, którzy nie chcieli się "fuksować", byli wrzucani poza nawias studenckiej społeczności: nie odzywano się do nich, nie mieli prawa usiąść razem z innymi. Krakowska Akademia już pod rządami Doroty Segdy zakazała tego barbarzyńskiego zwyczaju, ale wcześniej pedagodzy go tolerowali. Traktowano go jako wstępny etap hartowania przed tym, co działo się już podczas studiów.

    Tradycja przemocy w szkołach artystycznych przez lata z ofiar robiła później katów. Ci, którzy doświadczyli przemocy, sami w końcu stawali się sprawcami, którzy wyżywają się na młodszych. Świat się jednak zmienia, a MeToo sprawiło, że ofiary nie są wreszcie na straconej pozycji. Proces oczyszczania i głośnego opowiadania o traumach będzie długi i bolesny. Ani wiek, ani autorytet czy status gwiazdy nie uchroni sprawców.
    Młodzi aktorzy, którzy publicznie decydują się wyznać, kto ich krzywdził, są już z tego pokolenia, które potrafi stawiać granice. Nie chodzi o to, że mają inny próg wrażliwości niż ich starsi koledzy. Oni chcą po prostu normalnych stosunków na uczelniach, w których relacja mistrz-uczeń nie będzie oznaczała upokarzania i wyzywania. Tylko tyle i aż tyle.

    OdpowiedzUsuń
  5. 29 marca redakcja e-teatru (Instytutu Teatralnego) skandalicznie ocenzurowała, cytowaną tu, wypowiedź Pawła Tomaszewskiego... Zatem ewentualna dyskusja o praworządności i standardach etycznych nabiera charakteru rozprawy z Orwella - o "równych zwierzętach" - i staje się poprzez kumoterstwo przeciwskuteczna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Prokuratura Okręgowa w Lublinie w dniu naszej pierwszej publikacji ogłosiła wszczęcie śledztwa - prowadzi je Prokuratura Rejonowa w Świdniku.

    Śedztwo pozostaje w toku, toczy się "w sprawie", tzn. nikomu nie postawiono zarzutów.
    Z Marianą Sadovską prokuratura nie rozmawiała

    Na razie prokuratura prowadzi śledztwo dotyczące "złośliwego i uporczywego naruszania praw pracowniczych", czyli z art. 218 par. 1 kodeksu karnego, oraz pozbawienia wolności, czyli z art. 189 art. 1 kodeksu karnego.
    Pierwszy czyn zagrożony jest karą pozbawienia wolności do lat dwóch, drugi - do lat pięciu. Oznacza to, że pierwszy przedawnia się w polskim prawie po pięciu latach, drugi - po dziesięciu.

    "W sprawie odstąpiono od przesłuchań osób przebywających poza granicami kraju, a także od przesłuchań osób pokrzywdzonych czynami, których przedawnienie karalności nastąpiło jeszcze przed wszczęciem tego śledztwa" - poinformował "Wyborczą" prokurator Marcin Nosowski.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przeraziła cię skala świadectw przemocy, do jakiej dochodzi w szkołach teatralnych i na próbach? To nie tylko głos młodego pokolenia aktorów, ale też tych dojrzałych. Okazuje się, że łapanie za piersi ma emocjonalnie wyzwalać, mieszanie z błotem ma odblokować, a wywalanie z prób ma zdopingować do lepszej gry. Do tego zastraszanie, obrażanie, presja psychiczna...
    Czy krzyk jest już przemocą? Zamykanie się z aktorkami i nakłanianie ich do rozbierania się jest obrzydliwe, nie ma na to miejsca. Ale sam krzyk? Dziś do głosu doszło pokolenie, które nasze autorytety ma w nosie. Ma to swoje dobre i złe strony. Być może oni nie potrzebują mistrza, ale partnera.
    Jesienią w ramach Laboratorium Nowego Teatru powstał „Spektakl dyplomowy, czyli kilka piosenek o przemocy w teatrze”. Oddaliśmy scenę młodym ludziom, którzy swoim językiem chcieli opowiedzieć o przemocy, z jaką się spotykają. Historie, jakie opowiadają twórcy tego przedstawienia - Karolina Szczypek i Paweł Sablik - są autentyczne. Jest tu przemoc werbalna, ale też finansowa. Zresztą aspekt finansowy odgrywa kluczową rolę w spotęgowaniu fali świadectw. Młodzi twórcy pozbawieni są jakiejkolwiek systemowej pomocy i opieki socjalnej. Czują się bezradni, szukają więc źródeł swojego niepowodzenia. Za komuny każdy kończący szkołę aktor dostawał angaż. Dlatego tak ważna jest ustawa o statusie artysty. Ona przerwie łańcuch frustracji! Ten projekt powinien powstać już dawno, bo dawno (jak mówiła Szczepkowska) skończył się komunizm. Wielkie uznanie należy się tym, którzy tę ustawę przygotowali.
    Istnieje niebezpieczeństwo, że ta burza zbierze ofiary wśród tych, którzy na to nie zasłużyli.
    - Wśród wielu świadectw i opowieści o traumie pojawiają się też próby wyrównania rachunków z dawnych czasów. Jeden pokrzywdzony kolega oskarża A.N.. A ja wiem, że to jego oświadczenie jest, jak mawiał Dyzma, dęte. Chłopak zawalał, nie przychodził na zajęcia, wiecznie przysypiał. Jego obecne oskarżenia pod adresem wymagającego dziekana to już czyste szaleństwo. Cienka widać jest granica miedzy „wymaganiem” a „przemocą”.
    Coraz częściej słyszę głosy tych, którzy być może subiektywnie czują się poszkodowani, ale obiektywnie nie doznali wielkich krzywd. Za to aktorzy i aktorki, którzy doświadczyli traumy, np. przemocy seksualnej, wciąż milczą. Zjada ich wstyd i strach.

    OdpowiedzUsuń
  8. W najnowszym oświadczeniu Poniedziałek odnosi się też szerzej do afery, jaka wstrząsnęła w ostatnich tygodniach polskim środowiskiem teatralnym. Jego zdaniem "w polskim teatrze odbywa się walka pokoleń, zmiana paradygmatu pracy oraz niestety wielkie polowanie na czarownice" - a problem, jaki dziś obserwujemy, dotyczy tak naprawdę nie samego środowiska teatralnego, a całego społeczeństwa.

    "Żyjemy w stanie permanentnego wrzenia" - ocenia, przedstawiając, że zniszczone wcześniejszymi doświadczeniami więzi społeczne podlegają dziś "kompletnej destrukcji w wyniku rządów fanatycznej prawicy"

    OdpowiedzUsuń
  9. W związku z zaistniałą sytuacją uprasza się, aby zgłosiły się te osoby, które nie dopuszczały się w teatrze bądź szkołach teatralnych żadnej przemocy fizycznej, psychicznej, czy ekonomicznej, a to w celu rozważenia, czy z tej racji nie należałoby przyznać im jakiegoś państwowego orderu (może Virtuti Militari???, zważywszy na to iż teatr stał się placem boju).

    OdpowiedzUsuń
  10. otóż to! Tym bardziej, że normalność stała sie odstępem od zwyczaju... Ale: «Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miastu przez wzgląd na nich»

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I rzekł Abraham: "To kogo mam szukać, bo z nerwów nie za dobrze usłyszałem? Jeżeli pięćdziesięciu sodomitów, to powinno być dość proste zadanie".

      Usuń
    2. sami się znajdą. I obsadzą. Ale to dziś nieważne. Gliński zlikwidował teatr, więc problema nie ma

      Usuń
  11. Tadeusz Chudecki:
    W sprawie BEATY FUDALEJ, PRZEMOCY W TEATRZE i nie tylko. Przerażony jestem tym jak media i portale społecznościowe przyjęły na siebie wydawanie wyroków. Ostatnio szaleje w nich temat mobbingu w szkołach teatralnych przy kształceniu aktorów... Na szczęście przez 40 lat nie przypominam sobie sytuacji aby ktoś z moich profesorów w AT stosował takie metody chociaż Lomnicki czasami lubił sobie pokrzyczeć na studenta i dopingował go swoim głosem ale gdy był zadowolony z rezultatu nagradzał szerokim uśmiechem dobrze wykonana prace. Przynosiło to ulgę a czasami nawet dawało poczucie satysfakcji... Potem już w pracy zawodowej zdarzały się przypadki bardzo miłej czy mniej miłej współpracy z reżyserami ale nigdy nie przekraczały one dozwolonych norm. Gdyby tak się stało nie pozwoliłabym sobie na takie traktowanie i zapewne zrezygnował z pracy. Trzeba jednak pamiętać, że w naszym fachu pracujemy na emocjach, szukamy środków wyrazu czasami bardzo ostrych czy wręcz ekstremalnych. To ryzyko tej pracy a często wysoka cena, która trzeba zapłacić za uprawianie tego zawodu. Wiadomo tez, ze nie każdy artysta działa na tych samych falach co jego kolega czy reżyser - tak samo jak i w życiu małżeńskim ludzie mogą się pięknie kochac pomimo tego ze różnią ich temperamenty. Wysoce niestosowne wydaje mi się, wydawanie medialnych sądów na podstawie których orzekane są spoleczne wyroki. Ludzie o mało ciekawym życiu lubią czytać w tabloidach i na forach, kto z artystów się upił i niestosownie zachował. Problem w tym, że większość tych informacji jest niesprawdzona. Fantazja i pogoń za ciekawym newsem nie ma granic i zahamowań. Moim zdaniem tak ma się sprawa z Beata Fudalej. Beatę znam od dawna. Jest wspaniała aktorka i moja rówieśniczka. Nigdy mnie nie uczyła ale wierze, ze jest wspaniałym pedagogiem. Widziałem jak pracuje, jak prowadzi warsztaty i przede wszystką jaka sama jest Artystka. Ktoś kto wymaga czasami musi być surowy i robić wrażenie okrutnego. Wazne, żeby praca twórcza i sposób jej wykonywania odnosiła się do sprawy a nie do człowieka. Dzisiaj przeczytałem na Fb jak pewna młodsza aktorka „przejechała” się po swojej byłej profesor. Akurat tak się stało, ze ostatnio miałem sposobność uczestniczyć w próbach z ta robiąca coraz większa karierę skądinąd utalentowana aktorka. Przed premiera doprowadziła do sytuacji, ze została z niej usunięta a premiera i kilkumiesięczna praca kolegów byłaby przez nią zmarnowana. Z takim brakiem profesjonalizmu i zachowaniem spotkałem się chyba pierwszy raz w moim życiu zawodowym. Dzisiaj czytam jak ta koleżanka staje się wyrocznia i wypowiada druzgocąca opinie na temat swojej byłej profesor! Podobnie David Ogrodnik wykazuje się wiedza na temat swojej byłej wykładowczyni z krakowskiej akademii. Mówi co prawda, ze nic złego go od niej nie spotykało ale wielu jego kolegów tak. Można kogos walnąc to dlaczego nie skorzystać! Zwłaszcza jak się jest „na fali” i media będą cytować moje słowa... Beata to prawy i porządny Człowiek. Mam poczucie ze takie „sady kapturowe” mogą zabić niejednego człowieka i trzeba byc bardzo ostrożnym w ich wydawaniu. Nie dawajmy sobie przyzwolenia na publiczne osadzanie ludzi tym bardziej, ze wiarygodność i uczciwość dowodów jest często niejasna i podejrzana. Nie sądźcie a nie bedziecie sądzeni. To pozostawicie sądom. Oby one były bezstronne. Wiem co obecnie przeżywa zaszczuta przez „wolne media”

    OdpowiedzUsuń
  12. Kołonotatki o rewolucji (2)
    ŁUKASZ DREWNIAK

    Facebook – jakie to fajne miejsce. Chodzę po nim z otwartą gębą i nie tęsknię za znów zamkniętym polskim teatrem. Bo to tutaj bije dziś puls polskiego życia scenicznego. Seks, zdrada i przemoc. Sąd doraźny, konfesjonał i miejsce kaźni!

    Piątek: Dawid Ogrodnik oskarża Beatę Fudalej o przemocowość w pracy ze studentami. Sobota: Fudalej mówi, że oskarżenia Ogrodnika i innych osób to podłość i nieprawda. Nie przeprasza. Niedziela: były student Ogrodnika, Aleksander Kurzak, oskarża go o to samo, o co on oskarżył Fudalej: przemoc, krzyk, wyzwiska. Poniedziałek: DO udziela wywiadu „Newsweekowi”, tłumaczy sytuację i studenta przeprasza. Wtorek: Ewelina Marciniak ogląda stare zdjęcia ze swoich spektakli, wspomina i przeprasza aktorów i współpracowników, że była, jaka była. Środa: Alina Czyżewska udostępnia anonimowy post osoby współpracującej niegdyś z Marciniak, w którym zwarta jest teza, że jedno ogólne przepraszam nie wystarczy, że Marciniak uprzedza atak, trzeba przeprosić wszystkich osobiście, każdy przypadek wyjaśnić oddzielnie, wybaczenia nie ma. Czwartek: z offowego Teatru z Maszewa przeprasza reżyser Marek Kościółek, wyjaśnia się wreszcie, dlaczego przez wszystkie te lata bardzo go lubiłem i bardzo się go bałem. Piątek: Paweł Tomaszewski ujawnia, jak przebiegała praca nad jego teatralnym debiutem w Plastelinie w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Groza. Obłęd. Prokurator. Tomaszewski przeprasza wszystkich, którzy później musieli pracować z Wiśniewskim, że ich nie ostrzegł, nie zostawił świadectwa. Człowiek czyta i płacze. Gehenna młodego aktora puszczonego na stracenie, w łapy deprawacji i nałogu. Oskarża swoich pedagogów z krakowskiej PWST: Agnieszkę Mandat, że nie dostrzegła w nim ofiary, i Krzysztofa Globisza za alkoholową nieobecność w roli opiekuna roku. Sobota: Poniedziałek. To znaczy Jacek Poniedziałek przeprasza za awanturę z Zmitem zakończoną rękoczynami, zasłabnięciem koleżanki aktorki, interwencją policji, adwokatów i odwołanym spektaklem Powrotu do Reims. Ukarany naganą Poniedziałek prosi o drugą szansę, tłumaczy, że jest w trakcie odwyku i bardzo pracuje nad sobą, uczy się panować nad atakami agresji i wybuchami poczucia wyższości. Zmit nie przeprasza, bo czuje się ofiarą. Boję się, że już po spektaklu albo po tej obsadzie. Niedziela: Na profilu „Spod dywanu teatru polskiego”. Poniedziałek: w poniedziałek nie ma co żartować ani z tragedii Poniedziałka, ani ze skali rozliczeń w polskim teatrze. Niech to pędzi, niech to się gmatwa. Przypływ sprawiedliwości trwa. Wtorek: był taki spektakl terapeutyczny w T. Ludowym przed laty. Reżyserowała Inka Dowlasz, opowiadała o transmisji przemocy z pokolenia na pokolenie, od człowieka do człowieka. Spektakl nosił tytuł Bici biją. I dzieje się znów, teraz, dziś, tyle że w Internecie.

    Jak uda nam się zdefiniować w pełni przemoc w teatrze?

    Dam przykład takiego węzła moralnego.
    Bankiet w Starym Teatrze. Konrad Swinarski siedzi na podłodze między Anną Polony i Jerzym Stuhrem. Stuhr widzi, jak lewa ręka Konrada wodzi po udzie Anny Polony, nagle czuje drugą rękę reżysera na swoim pośladku. Zdumiony zwraca głowę w stronę reżysera, a ten mruga do niego i mówi: „Właśnie to nazywamy w Krakowie symultanką!”.

    OdpowiedzUsuń
  13. CZYŻ NIE DOBIJA SIĘ KONI
    Personalne dokładanie do pieca mnie nie interesuje, chodzi mi o coś więcej.
    O sprawę.
    Kiedy to było dokładnie nie pamiętam ale nie daty tutaj są ważne.
    Zaczynają się próby do,
    "Czyż nie dobija się koni" Mai Kleczewskiej.
    I nagle - zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Okazuje się, że ja - Ryszard Węgrzyn jedyny w całym zespole, próbuję najgorzej i robię wszystko źle. Początkowo nie wiem o co chodzi, przecież wszyscy jedziemy na jednym wózku i zaczynamy. Nie rozumiem tego tym bardziej, że w poprzedniej realizacji w
    "Locie nad kukułczym gniazdem"
    było wszystko ok. i relacje z Mają były bardzo dobre.
    Poziom agresji wobec mnie, wciąż wzrasta, w którymś momencie ta agresja dochodzi do zenitu ale okazuje się, że zenit był wczoraj, dzisiaj agresja wzrasta jeszcze wyżej. Sytuacja staje się irracjonalna.
    Permanentne mówienie, źle, niedobrze, fatalnie czuję się tak, jakbym zanim wejdę na scenę już coś źle robił i tak do premiery i po też - no i okazuje się jeszcze, że nagle w "Locie" też zacząłem grać źle.
    Każdy z nas kto pracuje w teatrze wie co czuje aktor, gdy od początku prób do końca bez przerwy mówi mu się, że wszystko robi źle i gdy jeszcze ma pewność, że reżyser świadomie wybrał go sobie na ofiarę i gdy to trwa i trwa.
    Ten stan wciąż wzmagającej się agresji to miesiące prób i po premierze też - tygodnie, dni, godziny i tak dalej...
    Zarządzanie strachem - cały zespół zostaje w to wmieszany, świadoma manipulacja, na wielu poziomach.

    Dziękuje mojemu przyjacielowi, który wspierał mnie od początku do końca i wiem jakie musiało to być dla niego trudne, w tych okolicznościach.
    Okazuje się, że w domu aktora po wieczornych próbach odbywa się, sabat - jaki ten Rysiek jest beznadziejny, niektórzy tego nie wytrzymują i opowiadają mi jak bardzo źle się czują w tym sabatowym szaleństwie.
    Jest kozioł ofiarny.
    Pomocnicy Mai Kleczewskiej.

    Strach. Tak, tu chodzi o strach.
    Powszechnie się teraz uważa, że nie należy oceniać.
    A ja się z tym teraz nie zgadzam, uważam, że rzeczy trzeba nazywać po imieniu.
    Byłaś wtedy Maju okrutna, tak bardzo okrutna, wobec mnie i trwało bardzo długo i za długo.
    Robiłaś to świadomie i celowo, tak czułem, wtedy i tak czuję dzisiaj i nie mam żmudnych wątpliwości. Wiem co mówię, bo jestem aktorem z ponad 40 letnim stażem 132 role tylko w teatrze...
    Nie jest sztuką wyżywać się na kimś, kto nie umie się bronić.
    Moja mama wychowała mnie inaczej uczyła mnie, że się współczuje, pomaga i wspiera słabszych.
    Miałem takie wrażenie wtedy Maju- że Twoja wiedza psychologiczna pomotała Ci pastwić się i być okrutną.

    Biorę w 100% odpowiedzialność za te słowa.
    Do czasu naszego spotkania, każdy z reżyserów szanował moją integralność i to że inaczej dochodzę do roli - czasem, może wolniej w swoim rytmie a czasem, może zbyt chaotycznie ale dochodzę.
    Szanowano mnie takim jakim byłem, ze wszystkimi zaletami i wadami.
    Ty mnie nie szanowałaś!
    I wszyscy po Tobie reżyserzy szanują mnie.

    W teatrze jak w życiu- wszyscy jesteśmy potrzebni, właśnie tacy jacy jesteśmy. Inni!

    Bardzo mnie skrzywdziłaś Maju,
    Skrzywdziłaś moich kolegów, którzy nie wiedzieli jak mają się znaleźć w tej sytuacji.
    I skrzywdziłaś tych, którzy dołączyli do Twojego chóru.
    Te rany które mi zadałaś Maju krwawiły długo.
    Wśród różnych blizn na ciele i duszy mam już na zawsze tę ranę zadaną przez Ciebie.
    To co piszę o Tobie to nie rewanż - to prawda, czas na który czekałem lata - nadszedł i cieszę się że doczekałem.
    Kamień Maja Kleczewska
    z moich pleców spadł.
    Kamień
    Nie - szlachetny
    Nieszlachetny!
    Niestety.

    Ps. Jeżeli trzeba będzie dokładniej opisać tę sytuację jestem gotowy starałem się w największym skrócie bez innych nazwisk i sytuacji.
    I naprawdę dla dobra sprawy i wyższych celów a nie, że do pieca.
    Pamiętam ten okrutny czas do dzisiaj, ze szczegółami, czy to nie jest dziwne?
    Jak myślisz? Co?
    Rikko Riczi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zlikwidować ten teatr - Bronisław Wildstein
    Od miesiąca aktorzy nie zajmują się już walką o praworządność i demokrację w Polsce. Mniej nawet zabiegają o prawa człowieka, co w ich wydaniu oznacza pełną dopuszczalność aborcji. Nie analizują konstytucji ani nie piętnują jej niewłaściwej interpretacji, nie protestują przeciw sposobowi powołania KRS i Sądu Dyscyplinarnego, który jest jej elementem. Doszło do tego, że Janda przestała się zajmować aktami defekacji ze strony polityków, których pada ofiarą. Aktorzy zajęli się sami sobą.

    Zaczęło się od tekstu absolwentki Szkoły Filmowej Anny Paligi, która swoją byłą Alma Mater przedstawiła... no, w dość ciemnych barwach. Wystrzał uruchomił kanonadę. Wydaje się, jakby cała społeczność aktorska i około aktorska czekała na sygnał, aby na wyprzódki zacząć się licytować w przerażających relacjach o doświadczeniach, jakie miały być ich udziałem nie tylko na uczelniach, ale także w artystycznej praktyce. Okazało się, że teatr polski przemocą stoi.
    Sęk w tym, że w zglobalizowanym świecie wszystkie te kampanie przebiegają jakby pod jedną batutą. Kilka razy w tym miejscu krytycznie pisałem o kampanii #MeToo. Stała się ona okazją do ideologicznych i osobistych porachunków, których ofiarami padają osoby niszczone za błahe przewiny, a niekiedy i bez nich. Nieznaczące uchybienia rozdymane są do rangi zbrodni. Kobiety, które świetnie odnajdywały się w niezdrowych warunkach show-biznesu, po dekadach odgrywają role niewinnych ofiar. Kampanie te prezentowane są jako kolejne sekwencje postępu ludzkości, która wyrywa się z oków patriarchalnej przemocy. W rzeczywistości są przykładem prawidłowości, zgodnie z którą ideologia zaciekle zwalcza stwarzane przez siebie problemy.

    Opisywałem już sprawę wybitnego reżysera, Włodzimierza Staniewskiego, twórcy instytutu Gardzienice, którego oskarżenia ufundowane zostały na... właściwie niczym. Dawna aktorka przypomniała sobie, że ponad 20 lat temu reżyser ją... źle traktował, a raz nawet zamknął w swoim gabinecie na klucz. Była gwiazdą i nawet dziś jest z tego dumna, jeśli trzeba raz jeszcze przeszłaby to samo, ale... ciężko przeżyła to psychicznie. Dołączyło do niej ileś byłych aktorek, opowiadając mniej więcej to samo. Jedna przypomniała sobie, że Staniewski zapytał ją, „co myśli o seksie z nim", a ona to zbagatelizowała. Nic więcej na ten temat nie było, ale wystarczyło, aby pisać dziś, że Staniewski oskarżony jest o „przemoc seksualną".

    Aktorstwo to specyficzny zawód. Wymaga swoistego ekshibicjonizmu, emocjonalnego zaangażowania w odtwarzane postacie, a więc poświęcenia się. Powoduje napięcie i wiąże się z psychicznymi kosztami. Jeśli ktoś decyduje się na aktorstwo i domaga się bezstresowych warunków pracy, znaczy to, że nie rozumie, czego chce.
    Aktorstwo jak każda sztuka, choć ono w sposób szczególny, wymaga terminowania u mistrza. Relacja ta zawsze stwarza okazje do nadużycia. Tradycyjne konwencje i obyczaje do pewnego stopnia przed tym chroniły, a regulaminy ich nie zastąpią.
    Można zlikwidować relacje mistrz-uczeń, ale wtedy pozbywamy się istotnego elementu nauki rzemiosła. Demokracja w sztuce to nonsens.
    Można odnieść wrażenie, że im mniej aktorzy wiedzą o swoim kunszcie, tym namiętniej angażują się w politykę. Czy nie prościej zlikwidować ten teatr, który i tak coraz bardziej jest nim tylko z nazwy?

    OdpowiedzUsuń
  15. Paranoja jest goła i się rozpędza: "Nasi rodzice nas bili, nauczyciele na nasz krzyczeli, ksiądz mógł nas wyszarpać za ucho. Musimy nauczyć się nowego języka szacunku, świat się zmienia - mówiła w "Rezerwacji" Magdalena Popławska, nawiązując do tematu nadużyć przemocowych w teatrze. - Uczelnia nie dawała parasola ochronnego dla patologii. Po prostu były inne normy. To nie jest tak, że tylko teatry są gniazdem patologii. Ważne, by podkreślić, że to się dzieje w każdym miejscu, dotyczy to prawników księży, korporacji... - stwierdziła Sonia Bohosiewicz".

    OdpowiedzUsuń
  16. Wykładowczyni B. (we Wrocławiu) zaprzeczyła zarzutom o nawiązywaniu do orientacji seksualnej studentów. Przyznała, że „zdarzyło jej się używać określeń odnoszących się do orientacji, ale nie w kontekście seksualności studenta, tylko w celu obrazowego tłumaczenia brzmienia głosu” - czytamy w piśmie rzeczniczki.
    Krzyki i obrażanie studentów wykładowczyni wyjaśniła tym, że jest „osobą obdarzoną dużym temperamentem”. „Oświadczyła również, że wszelkie uniesienia emocjonalne podczas zajęć wynikają z jej dużego zaangażowania. Wybuchy emocjonalne miały być reakcją na nieprzygotowanie lub niewłaściwe zachowanie studentów oraz były wyrazem jej braku akceptacji na lekceważenie zajęć”.
    I choć studenci przyznali, że często była to reakcja na ich błędy, to podkreślali w rozmowach z rzeczniczką, że ich zdaniem były to reakcje przesadzone i nieadekwatne do sytuacji.

    Rzeczniczka tłumaczy jednak: „Niecenzuralne słowa, które magister B. wypowiedziała podczas zajęć, według niej wynikały z jej frustracji i bezsilności wobec braku rzetelności i pracy własnej studentów, nie były one wymierzone bezpośrednio w studentów – nie miały na celu ich obrazić, upokorzyć”.
    "Doszło do zachowań niewłaściwych, ale..."

    Kończąc swoje pismo, rzeczniczka podkreśla, że „na zajęciach z techniki wokalnej prowadzonych przez magister B. doszło do zachowań niewłaściwych”, ale w zachowaniach tych nie dopatruje się „perfidii, chęci obrażania, upokarzania czy gnębienia studentów”, według niej są one „raczej wyrazem pedagogicznej ambicji i nieprzeciętnego zaangażowania magister B. w zajęcia. Zaangażowanie to wpływa jednak na zbyt dużą i - w mojej ocenie - nie do końca kontrolowaną przez magister B. emocjonalność” - pisze rzeczniczka.
    Zarzucane magister B. dotykanie w miejsca intymne „zdaje się być wynikiem nieostrożności, a nie umyślnym działaniem” - czytamy w piśmie do rektor Segdy, w którym rzeczniczka pisze też, że jej zdaniem „niewłaściwość zachowania magister B. polega głównie na niedostosowaniu formy zajęć i metod pedagogicznych do dynamicznie zmieniających się norm wynikających ze zmiany pokoleniowej oraz nieuwzględnieniu emocjonalności i wrażliwości konkretnych studentów”.

    W jej opinii są to „przewinienia dyscyplinarne mniejszej wagi”. Decyzji rektor Segdy pozostawiła, czy wykładowczyni zasługuje na upomnienie, czy... sprawę należy umorzyć.

    OdpowiedzUsuń
  17. Sho[r]t: Jak przestałem się martwić i pokochałem Grzegorza Wiśniewskiego
    Długo dojrzewające wyznanie. Poleca się obejrzenie filmików, które są integralną częścią wylewu oraz zdekodowanie licznych i ważnych dla całości dygresji.

    Po obejrzeniu „Lilli Wenedy” w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego doszły do mnie informacje o podejrzeniu mobbingu i molestingu w Teatrze Wybrzeże. Zwlekałem z napisaniem recenzji, bo dla mnie była to sytuacja dyskomfortowa. Jednak spektakl zasługiwał na omówienie, więc popełniłem tekst (Jak napisać recenzję ze spektaklu, o którym wie się za dużo?), delikatnie sugerując, że zdarzyło się coś niedobrego. Delikatnie na pewno w stosunku do informacji, jakie uzyskałem z wielu źródeł.

    Reakcja nadeszła równie szybko, co niespodziewanie. Cały Teatr Wybrzeże, tak można było wnioskować z pierwotnego podpisu, wybatożył mnie przykładnie:

    „Z niesmakiem, graniczącym z zażenowaniem, zdumieniem i oburzeniem przeczytaliśmy na portalu e-teatr tekst pana Piotra Wyszomirskiego „Jak napisać recenzję ze spektaklu, o którym wie się za dużo?”, który pod płaszczykiem recenzji przedstawienia LILLI WENEDY jest stekiem pomówień, supozycji i insynuacji.

    Zapewne Grzegorz Wiśniewski podejmie stosowne kroki dla obrony swojej prywatności i dobrego imienia.

    A Teatr Wybrzeże zapewnia, iż już od wielu miesięcy działają tutaj wdrożone z akceptacją wszystkich pracowników procedury antymobbingowe. Wybrzeże, jak każda instytucja, nie ma obowiązku podawać do publicznej wiadomości informacji o swoich wewnętrznych działaniach ani przebiegu procesów realizacyjnych, konfliktach czy ich braku, burzliwych problemach czy pogodnym błogostanie. Jeśli istnieje taka konieczność mamy od tego rzecznika prasowego i swoje kanały informacyjne”.

    W sukurs Teatrowi przyszedł Jacek Kopciński, którego szczerze i wytrwale podziwiam za niewiedzę teatralną i kulturową. W swoim felietonie w swoim piśmie wyzwał mnie od donosicieli i wytknął w pakiecie kilka kiksów stylistycznych. A co ja na to?

    Jak naiwniak z interioru brnąłem dalej! Poprosiłem dyrektora Orzechowskiego o wypowiedź w sprawie.

    Ciągle miałem problem. Nie mogłem napisać recenzji, dopóki czegoś nie zrobię. I nagle olśnienie! Dostałem linka z zapowiedzią nowego sezonu sceny naszej narodowej i znalazłem tam informację o planowanej premierze „Marii Stuart” w reżyserii… Grzegorza Wiśniewskiego! Dzięki Janie Englercie, niezapomniany odtwórco spiżowych moralnie postaci Zygmunta i Erwina Malinioka, na których budowałem za młodu kościec etyczny! Dzięki i… przepraszam! Teraz już wiem, że zbłądziłem, byłem głupim, pyszałkowatym ślepcem. Grzegorz Wiśniewski jest super i wysławi jeszcze bardziej narodową scenę. Przeżyłem szok, zakończony dezintegracją pozytywną.

    Przez cały czas od „Lilli Wenedy” byłem jedyną osobą, której sprawa zachowania Wiśniewskiego i otoczenia sprawiała ból. Koleżanki i koledzy dziennikarze nie zauważali problemu, czułem się źle z tym wszystkim, że psuję atmosferę lepszości i błogostanu, bo przecież tak pięknie się kłamie w dobrym towarzystwie, a ja głupi zadawałem niewygodne pytania. I kolejne olśnienie po narodowym: ja po prostu Wiśniewskiego kocham. To miłość dziwna, może trochę sztokholmska, ale pewna i głęboka.

    Powinienem już tylko kochać, być już tylko grzeczny i przymilny, bo teatr musi grać, nie? Powinienem prosić o ostatnią szansę na nawrócenie, naprawę błędów, prosić o miłosierdzie. I oczywiście o wejściówki. Jasne.

    Gazeta Świętojańska online
    Autor:
    Piotr Wyszomirski

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i