FENOMENALNA premiera Czechowa w Narodowym, dzieje się tu i teraz, czyli w teatrze. I jest to czas a p o k a l i p t y c z n y - głęboko tragiczny - na miarę naszego d z i s i a j ! Kapitalnie rozpracowano wzajemne relacje, które - w s z y s t k i e - prowadzą do przegrania nadziei i rozpaczliwego pozbywania się złudzeń... Porzuć, porzuć swe nadzieje... I tylko idiotyczne kłótnie o czechartmę i czeremszę - choć to przecież zupełnie inne rodzaje kuchni. Nic to: w beznadziei można i za to poświęcić, co wspólne.
Przerwa po drugim akcie stanowi cezurę: wyraźniej niż u Autora sygnalizuje, że (po pożarze) nie ma co zbierać: zostają zgliszcza i wypalone szanse. Zmiany nie było ("do Moskwy", lub marzeń o lepszym jutrze: "dobrej zmianie", oraz Dudzie na prezydenta), tylko wyniszczająca rozgrywka między partnerami - oczywiście, w dobrej (niedobrze zmienianej) wierze.
Każdy miał tu swe pięć minut, ale poza nuworyszką w bogatym futrze (za pieniądze ze wspólnej sadyby, bez pytania rodziny), Nataszą, nikt nie wychodzi na swoje. W pierwszym akcie Irinie na imieniny - ale można to uogólnić - ciągle ktoś coś obiecuje, a nawet ofiaruje samowar, i co? Widzimy same destrukcyjne skutki: polaryzację, rozpad rodziny i trupy... Reżyser sygnalizuje subtelnie, że to się musiało źle skończyć, na przykład, gdy na trzepaku Solony sprawnie fika, a Tuzenbach nie daje rady - po odstrzeleniu barona Irina kładzie się tylko bezradnie pod współczesną dekoracją i psychicznie zdycha.
Ten świat kończy się wprawdzie hukiem, ale ludzie już wcześniej skomlą (jak z Eliota). O uczucie. Na przykład Masza u Wierszynina na oczach męża z przyprawionym czerwonym nosem. Śmieszne?
Nie ma szans. Nic z tego nie będzie. Zmiana się nie dokona, może być tylko gorzej!
Aluzja do sytuacji spoza sceny, z życia, jest przejrzysta i kto tego nie rozumie powinien przemyśleć swe zniewolenie, np. "covidianizmem"... Teatr robi swoje: ostrzega!
Choć premierowa publika domagała się komediowych igrzysk, teatr zagrał dramat w czterech aktach o niej samej: "po literkach", bez dopisywania, choć zrozumiany aktualnie, na nowo. Bez kurtyny, bo resztę, która nie jest milczeniem, zafundujecie sobie państwo sami. Sztuka teatru to l u s t r o !
Demonstruje to, czego w trakcie rocznej pandemii strachu i kłamstwa nikt - poza mną - nie postulował i nie przepracował: reformy systemu!Każdy d o b r y teatr obnaża resztę średnich, zideologizowanych i niepotrzebnych... Kryzys finansów publicznych i wzajemnego zaufania unieważnia gro teatralnych przechowalni nie mających niczego do powiedzenia. A takich jest zdecydowana większość w tym naszym socjalistycznym z ducha teatralnym grajdole: "czy się stoi, czy się leży, pensja - na etacie - się należy".
PiS-owi w jego populistycznym rozdawnictwie i oddawaniu teatrów totalnej opozycji pieniędzy nie wystarczy. Inflacja i bezrobocie w gospodarce wymuszą racjonalizowanie potrzeb, czyli bezrobocie! Jak nie, to wszystko i wszystkich szlag trafi.
Co nie musi oznaczać likwidowania instytucji kultury, lecz przekształcanie ich funkcji; z drogich zespołów utrzymanków, na "domy produkcyjne", czyli wyposażone miejsca do wynajęcia - projektów dla zainteresowanych.
To pozwoliłoby oszczędzić koszty stałe i wzmogło konkurencję na rynku, który dziś w teatrze nie istnieje, bo został zafałszowany przez polityczne dojścia.
Gliński w swojej amatorszczyźnie nie wydaje się widzieć różnicy między finansowaniem Englerta i Seweryna, do niedawna Mikosa, czy Klynstry i Raźniaka. Rozdając posady z klucza wiernopoddańczości i konformizmu, wobec opozycji nie ma odwagi wybierać i decydować. Póki miał kasę, ten rodzaj przekupstwa przynajmniej gasił pożary i przekierowywał opór w kolaborację. Skończą się "dziaćki" to upadnie tak sprawowane organizowanie, w którym ani aksjologii, ani sprawczości, tylko kumoterstwo i asekuranctwo. Alternatywy programowej i ideowej "dobrej zmianie" wypracować się nie chciało.
Myśleli, mądrale, że jak przekupią, to będą mieli spokój. Niespodzianka - większość teatrów podlega samorządom śmiertelnie wrogim rządowi - więc mamy poziom stukający od spodu. W kryzysie wszystkiego (gospodarki, służby zdrowia i moralności) utrzymać się tego nie da, będą ważniejsze dziury do zasypania - nawet Wandzia nie będzie chciała...
Platformizacja partii rządzącej postąpiła w trybie przyspieszonym: wykluczono autokrytycyzm i wewnętrzny dialog, na rzecz służalstwa, kiepskości kadr, kultu wodza i podlizywania się, oraz wszech panującej a m a t o r s z c z y z n y (Obajtek potwierdza każdego dnia, że wśród wszystkich Dyzmów tej władzy dzierży tytuł najzdolniejszego. Bo chyba żadnego lud pisowski tak nie pokochał jak właśnie jego - głoszą nagłówki gazet).
Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się ino sznur (obecny w opowieści Fieraponta)... Jan Englert właśnie to inscenizuje w Teatrze Narodowym, a "dobra - s t r a c o n a - zmiana" tylko wyje na ulicach pałkami i gazem.
Czyli, jest nadzieja, że zaraza oczyści. Jeśli Merkel pozwoli.
Matka Kurka: Jest takie powiedzenie, które odnosi się do dzieci schodzących na zła drogę: „co się z tobą człowieku stało”. Taką samą bezsilność czuję wobec partii PiS, z tą różnicą, że doskonale wiem, co się z tą partią stało. PiS zszedł do poziomu PO łamane na AWS i to, co nie tak dawno wydawało się niemożliwe, dziś jest w zasięgu ręki. Gdybym jeszcze rok temu miał wskazać na polskiej scenie politycznej ugrupowanie dające gwarancje, że marksistowskie projekty Berlina i całej UE w Polsce nie przejdą, to wskazałbym na „Konfederację” i PiS. Dziś nie przecieram oczu ze zdziwienia, gdy PiS mówi o „paszporcie covidovym”, bo widzę jak to towarzystwo się zblazowało i zaprzedało wszystkie wartości, którymi wyciera sobie buzię.
OdpowiedzUsuńPrócz gorzkiej oceny kondycji moralnej i intelektualnej partii rządzącej, mam też konkretne argumenty oddające ten żałosny stan rzeczy. Mamy do czynienie z klasycznym syndromem oblężonej twierdzy, dodatkowo ta „twierdza” przypomina zupełnie inny i w dodatku płonący przybytek. Chłopcy bawią się sami ze sobą i oglądają nerwowo za plecy, poszukując błysku noża wyłaniającego się zza rogu. Walka o pozycje lidera na prawicy i schedę po Kaczyńskim wypełniła im życie. Udają twardzieli, ale tylko we własnym towarzystwie, przy pierwszym kontakcie z presją zagraniczną, czy medialną, podwijają ogony. „Pandemia” bezlitośnie obnażyła PiS, nie wyłączając samego Kaczyńskiego. Nic nie zostało z dawnych ambitnych planów budowania dumnej i suwerennej Polski. Rządowi politycy mówią nie tylko o tym, co robią Niemcy, ale podpierają się Czechami i Słowacją, w taki sposób tłumaczą swój udział w wielkiej inżynierii społecznej zwanej „pandemią”. W tym obszarze nie wychylili się ani na krok, nie dość, że powielają wszystkie ruchy niemieckie, które akurat Niemcom służą, to jeszcze dodają coś od siebie.
PiS zamiast zająć się Polską i korzystać z historycznej szansy, postanowił zająć się sobą i wewnętrznymi wojenkami, których nie da się już ugasić. Gdy się osłabia własnym obóz, to gubi się potencjał konieczny do znacznie trudniejszych zadań i batalii z o wiele trudniejszymi przeciwnikami. Dlatego też przy Merkel i notablach brukselskich PiS zachowuje się jak zbity pies, a co za tym idzie nie ma żadnej siły przebicia. Skutkiem tego jest rozpaczliwa próba zaklinania rzeczywistości, bo przecież oni doskonale wiedzą czym jest „pandemia” i czemu służy „paszport covidowy”. Nie przeciwstawią się temu z powodu swojej słabości tłumaczonej „dobrem Polski”. Bardzo łatwo znaleźć fałszywy argument, że w tym finalnym marksistowskim planie chodzi o gospodarkę i swobodę przemieszczania się. Dziecko wie, że tu chodzi o wszystko, tylko nie o gospodarkę i jakąkolwiek swobodę, ale o dokładnie przeciwne kwestie. Kolejny krótki łańcuch założony masom i koloniom, co jest znacznie bardziej niebezpieczne niż próba zasiedlenia Europy „uchodźcami”. Powstaje pytanie, jakim cudem PiS udaje się jeszcze zachować względnie duże poparcie, przy takim fatalnym obrocie spraw i postaw.
Odpowiedź sprowadza się do interesów i fanatyzmu, działa tu znany od początku istnienia polityki mechanizm. Zbyt wielu ludzi jest pod to korytko podczepionych, aby się w imię idei chcieli od niego oderwać. Z drugiej strony tak duża partia zawsze będzie miała fanatycznych zwolenników i takich „zdroworozsądkowych”, którzy w sumie stanowią najmniej 20%. Wystarczy spojrzeć na PO, w najbardziej żenującej postaci i formie nie schodzili poniżej 20%, dokładnie z tych samych względów. Przy podejmowaniu najgorszych dla Polski decyzji partia rządząca może liczyć na bezkrytyczne poparcie swojego „żelaznego elektoratu” i na tym etapie o nic innego nie walczy. Polska i Polacy są zakładnikami rozsypującej się „Zjednoczonej Prawicy” i skonfliktowanego wewnętrznie PiS, gdzie toczy się walka na śmierć i życie o przejęcie schedy po Kaczyńskim. Skutki tego będą dla nas fatalne, miedzy innymi „paszport covidowy” PiS przełknie bez popicia.
"Przekleństwa wypowiadane przez osoby niedotknięte koprolalią są objawem braku kultury osobistej, a nie zespołu Tourette’a" – czytamy w oświadczeniu Polskiego Stowarzyszenia Syndromu Tourette’a wydanym w związku z medialnymi doniesieniami, jakoby na to rzadkie schorzenie cierpiał prezes Orlenu Daniel Obajtek
OdpowiedzUsuńNie tylko ostatnie wydarzenie w Sejmie, gdzie politycy Solidarnej Polski zagłosowali razem z opozycją przeciwko PiS, pokazuje, jak złe są relacje w Zjednoczonej Prawicy. Wzajemne oskarżenia o przecieki medialne, czy wyciąganie brudów i taśm z przeszłości są obecnie na porządku dziennym. Od publikacji przez „Gazetę Wyborczą” taśm Daniela Obajtka trwa poszukiwanie autorów spisku, wymierzonego w „złote dziecko” prezesa Kaczyńskiego, jak w partii rządzącej mówi się o prezesie Orlenu.
OdpowiedzUsuńPolitycy Solidarnej Polski wraz z samym Obajtkiem – jak twierdzą nasi rozmówcy – podejrzenia kierują pod adresem premiera Morawieckiego i jego otoczenia. Jak argumentują, Morawiecki miał najlepszy motyw ku temu, by zdyskredytować taśmami Obajtka, którego coraz więcej osób w obozie rządzącym zaczęło wymieniać, jako potencjalnego kandydata na nowego premiera. Z kolei szef rządu wraz ze swoimi ludźmi nie ma wątpliwości, że to właśnie Zbigniew Ziobro podsunął dziennikarzom taśmy, które miały znajdować się w aktach śledztwa przeciwko Obajtkowi. A teraz z pełną premedytacją przed samym prezesem PiS próbuje przykleić sprawę taśm Obajtka premierowi.