Przejdź do głównej zawartości

po balu

Teatry rzekomo grają, a więc się "odmrażają"...
I co z tego?

Nie pytam o gaże, to znaczy normy jako dodatki za rolę do pensji etatowych, ponieważ premierowi Glińskiemu - o ile się dobrze orientuję - moniaki na drzewach ogródka w ministerstwie nie rosną, więc to długo nie może potrwać...
Dlatego występki w "warunkach sanitarnych" sensu nie mają!

Od pierwszych dni wprowadzonej kwarantanny i obostrzeń z nią związanych, mieliśmy przekonanie, że ta sytuacja bardzo mocno wpłynie na sektor kultury i branży kreatywnej - pisze Gildia R. i R. i jak mawia jeden z jej (przepraszam za wyrażenie) członków: "dupy nie urywa"...
- Jeśli restrykcje związane z pandemią nie zostaną zniesione, uruchomienie teatru operowego może być nierealne - wskazał w rozmowie z PAP dyrektor Teatru Wielkiego - Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski.
O! Tu przynajmniej konkretnie i na temat, choć pod prąd ogólnie udawanemu optymizmowi.
Jakub Orliński: "Frustracja jest duża. Sportowcy wrócili, można chodzić do baru czy restauracji, ale my jesteśmy na końcu tej drogi. Można oczywiście wpuścić ludzi do teatru, posadzić co dwa, trzy miejsca w co trzecim rzędzie... I co? To nie jest takie fajne śpiewać do prawie pustej sali. Ale cóż, jeśli tylko będzie taka możliwość, wszyscy z niej skorzystamy. My, wykonawcy, potrzebujemy tego. I nie myślę tylko o stronie finansowej - choć to ważne, bo teraz nikt z nas nie zarabia - ale o potrzebie uprawiania zawodu. Tak tęskno mi do pójścia do teatru, opery, na jakiś koncert. Uwielbiam wrażenia na żywo. Żaden filmik na YouTubie mi tego nie zastąpi, żadna płyta. To jest zupełnie inny rodzaj zabawy". 

Lepiej posłuchajmy, co czuł Grześ Małecki, bo to dobry aktor: "granie w tzw. reżimie sanitarnym nie jest sytuacją normalną. Burzy ideę teatru, ogranicza i widza, i aktora. - Białe kartki z napisem „Prosimy nie siadać” i maseczki na twarzach sprawiały smutne wrażenie. Widz powinien mieć wolność i komfort oglądania, które udzielają się też aktorom na scenie, tymczasem sytuacja była krępująca i dla widzów, i dla wykonawców. Dla mnie ten spektakl był… niewygodny. Jest jakaś więź, która wytwarza się pomiędzy aktorami a widownią w czasie spektaklu. Wie o tym każdy, kto choć raz był w teatrze. Przy większej widowni jest lepsza energia, widza się słyszy, czuje, jest wręcz „dotykalny”. Dziś miałem poczucie zagrania jakby połowy spektaklu"...
O swoich wrażeniach z TN pisałem, że, owszem, chcemy, ale wszystkie te okoliczności trącą wymuszoną sztucznością, i o ile aktor da radę, na widowni króluje nieufność, a nawet strach spychany na innego - ja jestem w porzo, w kagańcu, ale ten tam, nosa nie zakrył... "Co mu bede ten nos tulerował...?"
Na dłuższą metę tak się teatru robić nie da...

Antyrządowy plotkarz, Drewniak, sprzedał insynuację, że odmrożenie jest po to, by teatrom się nie udało, i ministerstwo miało podkładkę, aby więcej nie finansować (?)
O tyle taki domysł trzymałby się kupy, gdyby ktokolwiek z zainteresowanych choćby bąknął, że teatrów jest za dużo, pieniądze będą potrzebne na ważniejsze straty, więc? A właśnie... Warto by pomyśleć o samoograniczeniu. Zaprogramowane, to znaczy przemyślane, w odróżnieniu od wymuszenia sytuacją mogłoby pozwolić zachować kontrolę nad nieuniknionym - i niezbędnym! Bez tego wygląda, że wszyscy grają w to, by było tak, jak było...
I to robi rząd zmiany, o której najzagorzalsi prawacy zapominają, że miała być dobra. Dziś raczej mierny, byleby był wierny. Cała para idzie w wybory, a potem się zobaczy...

Tymczasem, "naszemu zwycięstwu" nie przysłuży się teatr - prof. Gliński najwyraźniej machnął nań ręką - tylko spory światopoglądowe: to jest temat, który polaryzuje i mobilizuje po stronie.
Jeszcze o "Klątwę" można się było pospierać, ale że dziś grozi, że coś wystawi Maciej Nowak? Toż to śmiech na sali. O! LGBT to jest zadyma. A z plusem?
Prawda, jaka klata? Jak nie przymierzając, narodowy teatr...
Dobrze, przesadzam, Jasiu tylko w gębie mocny (bo widać, że bladzioch), ale ideologicznie to idzie dziś wpieriod. Wnuki Aurory znowu by chciały puścić bąka z pancernika, jak nie z powodu zaśmiardniętego mięsa, to:
"LGBT jest dosyć niefortunnym akronimem. Jeżeli mówimy o samym akronimie, to oczywiście mówimy tylko o ludziach. Ale nie w tym znaczeniu jest to najczęściej używane; zazwyczaj do usprawiedliwiania histerii aktywistów, którzy przekonują, że wspierają te osoby. Możliwe, że cała ta dyskusja jest przesadzona. Samo określenie „ideologia LGBT” prawdopodobnie niczym nie różni się od tego, co jeszcze rok temu nazywano „ideologią gender”. A jest ona tylko odpryskiem różnych teorii neomarksistowskich, które zakładają, że świat dzieli się na tych, którzy są uciskani i tych, którzy zadają im cierpienie. A jest to wizja bardzo uproszczona" (mówi gej, niekoniecznie aktywista). 
Tyle, że po teatrach i często po ulicach hasa, na golasa.
W imię "tolerancji", oczywiście... Ba, tyle, że to "tolerancja represywna" w pochodzie przez instytucje i rewolucji postmarksistowskiej w kulturze i sztuce.

I tu rządowi pandemiści zamykając teatry i gospodarki pchają mimo woli występy na ulice. Do tego jeszcze "ocieplenie klimatu" i obudzimy się z ręka w nocniku w "nowym wspaniałym świecie"...
Goli ale poszczepieni!



Komentarze

  1. artykuł Michaela Swifta pt. „Gay Revolutionary” (1987), zwany często „gejowskim manifestem”, zakreślający cele tego, co dziś nazywamy „gejowskim lobby” czy „ruchem LGBT”:

    „Będziemy sodomizować waszych synów, emblematy waszej kruchej męskości, waszych płytkich marzeń i wulgarnych kłamstw. Będziemy ich uwodzić w waszych szkołach, w waszych internatach, w waszych siłowniach, w waszych szatniach, w waszych halach sportowych, w waszych seminariach, w waszych grupach młodzieżowych, w łazienkach sal kinowych, w barakach waszych armii, na waszych przystankach dla ciężarówek, we wszystkich waszych męskich klubach, w waszych domach Kongresu, gdziekolwiek mężczyźni są razem z mężczyznami. Wasi synowie staną się naszymi podwładnymi i będą wykonywać nasze rozkazy. Zostaną oni przekształceni na nasz obraz”.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac