Niech pan mówi głośniej. Przecież jest pan aktorem...
Marian Brandys
27 osób na małej scenie Teatru Narodowego znacząco pogarsza akustykę tego i tak kameralnego i tu zabudowanego scenografią wnętrza. Kiepsko słychać, czego reżyserka wznawiająca granie spektaklu "w reżimie sanitarnym", najwyraźniej nie dosłyszy.
13 czerwca 2020 chciałem przy tym być: teatr się "odmraża" - co to będzie, co to będzie?
Siedzący obok - w odległości nieczynnego miejsca - czterdziestolatek wyglądający na bankowca, w białej koszuli bez krawata, strofuje mnie, że moja maseczka nie zakrywa nosa, i powinienem się poprawić. Odpowiadam spokojnie i rzeczowo, że to mi jest potrzebne do oddychania i nie zaparowywania okularów, a odnośne zarządzenie przewiduje odstępstwo od kagańca. Ale, najwyraźniej przystosowany do reżimu zaprowadzonego bezmyślnie przez oberministra, który dorobił się już na mieście przydomka, Szumowiny, ma ambicje wychowawcze i pouczająco gawędziarskie.
Do rękoczynów, ani interwencji obsługi nie dochodzi, ale już wiem, że wieczór, w sensie nastroju, mam zmarnowany, i dowód, że pandemia strachu działa i przystosowuje leminga do posłuszeństwa.
Jestem w teatrze czasów zarazy, który chce mnie przekonać, że nic się nie stało. Nieskutecznie!
O akustyce już wspominałem... Wspólnota z publicznością wykluczona: ludzie przemykają ukradkiem, siedzą jak trusie, i tylko na finał chcą aktorom "wynadgrodzić" i dwie panie biją brawo specjalnie głośno. Po wszystkim ludzie uciekają pospiesznie. Młodzież nie dopisała, parami nie usiądziesz, ściskają się tylko publicznie i na niby, my pod czujnym okiem pań w przyłbicach.
Aktorzy (bez masek) wydają się tym spięci, choć w trakcie się rozkręcają.

Spektakl spływa po mnie jak po kaczce, bo historia jest nieopowiedziana - pomysły przeważają nad wytłumaczeniem akcji, ale nie to wydaje się najważniejsze w tym eksperymencie. Teatru jakiego lubię - wywołującego żywe reakcje i emocje NIE MA, i nie widzę szans, by w tych warunkach mógł się objawić... Bez bicia widać, że wszyscy mają co innego na głowie i ani skupienia, ani kontaktu nie ma. Forma i "profeska"...
Jedno wielkie udawanie, na scenie i na widowni...

Jeśli tak miałby wyglądać teatr po pandemii
to jak mawiał, Bartleby, wolałbym nie!
Ale to nam załatwi niedouczony minister rzekomo od zdrowia zbiorowego, wraz z drugim wicepremierem, który ma już swoje zasługi w likwidowaniu teatru.
Jak to było? Dyktatura a m a t o r s z c z y k ó w !
Marian Brandys
27 osób na małej scenie Teatru Narodowego znacząco pogarsza akustykę tego i tak kameralnego i tu zabudowanego scenografią wnętrza. Kiepsko słychać, czego reżyserka wznawiająca granie spektaklu "w reżimie sanitarnym", najwyraźniej nie dosłyszy.
13 czerwca 2020 chciałem przy tym być: teatr się "odmraża" - co to będzie, co to będzie?
Siedzący obok - w odległości nieczynnego miejsca - czterdziestolatek wyglądający na bankowca, w białej koszuli bez krawata, strofuje mnie, że moja maseczka nie zakrywa nosa, i powinienem się poprawić. Odpowiadam spokojnie i rzeczowo, że to mi jest potrzebne do oddychania i nie zaparowywania okularów, a odnośne zarządzenie przewiduje odstępstwo od kagańca. Ale, najwyraźniej przystosowany do reżimu zaprowadzonego bezmyślnie przez oberministra, który dorobił się już na mieście przydomka, Szumowiny, ma ambicje wychowawcze i pouczająco gawędziarskie.
Do rękoczynów, ani interwencji obsługi nie dochodzi, ale już wiem, że wieczór, w sensie nastroju, mam zmarnowany, i dowód, że pandemia strachu działa i przystosowuje leminga do posłuszeństwa.
Jestem w teatrze czasów zarazy, który chce mnie przekonać, że nic się nie stało. Nieskutecznie!
O akustyce już wspominałem... Wspólnota z publicznością wykluczona: ludzie przemykają ukradkiem, siedzą jak trusie, i tylko na finał chcą aktorom "wynadgrodzić" i dwie panie biją brawo specjalnie głośno. Po wszystkim ludzie uciekają pospiesznie. Młodzież nie dopisała, parami nie usiądziesz, ściskają się tylko publicznie i na niby, my pod czujnym okiem pań w przyłbicach.
Aktorzy (bez masek) wydają się tym spięci, choć w trakcie się rozkręcają.

Spektakl spływa po mnie jak po kaczce, bo historia jest nieopowiedziana - pomysły przeważają nad wytłumaczeniem akcji, ale nie to wydaje się najważniejsze w tym eksperymencie. Teatru jakiego lubię - wywołującego żywe reakcje i emocje NIE MA, i nie widzę szans, by w tych warunkach mógł się objawić... Bez bicia widać, że wszyscy mają co innego na głowie i ani skupienia, ani kontaktu nie ma. Forma i "profeska"...
Jedno wielkie udawanie, na scenie i na widowni...
Jeśli tak miałby wyglądać teatr po pandemii
to jak mawiał, Bartleby, wolałbym nie!
Ale to nam załatwi niedouczony minister rzekomo od zdrowia zbiorowego, wraz z drugim wicepremierem, który ma już swoje zasługi w likwidowaniu teatru.
Jak to było? Dyktatura a m a t o r s z c z y k ó w !
Komentarze
Prześlij komentarz