Przejdź do głównej zawartości

Miśkiewicz haftuje Houellebecqa a gorszy sort się cieszy

Pawła Miśkiewicza uważam organoleptycznie i z nabytego doświadczenia za najbardziej niezdolnego przydupasa Krystiana Lupy. Zdążył zmarnować w teatrze i Czechowa i Szekspira i Dostojewskiego, zrujnować jako dyrektor Polski we Wrocławiu i Dramatyczny w Pałacu Kultury. To częsty w naszym teatrze wypadek, że nie umiejętności a znajomości... Usytuowanie "starego" na mapie krajowych korzyści teatralnych umożliwia "młodszemu" (Aloszy w "Braciach Karamazow" KL) prezesowanie korporacyjnej sitwie pod nazwą "Gildia r i r", oraz zarabianie na stołecznych scenach.
Po niegdysiejszej udanej realizacji Jurka Łukosza w Krakowie naoglądałem się tyle jego nieudanych przedstawień we Wrocławiu, Krakowie i Warszawie, że głowa mała i idąc na "Serotoninę" do Studia miałem jak najgorsze przeczucia.
Jednak rzeczywistość przekroczyła moje obawy - w dół, i przez trzy godziny pukała - nudziła od spodu...

Przejmująca powieść Michaela Houellebecqa NIE NADAJE się do adaptacji, ponieważ dzieje się w narracji pierwszosobowej, wyraźnie autobiograficznej i akcja dostarcza kolejnych argumentów do przemyślenia życia bohaterowi niedwuznacznie tożsamemu z Autorem, nie tworząc fabuły, tylko wewnętrzny monolog.
Miśkiewicz sobie z taką konstrukcją nie radzi nudząc wybiórczym streszczeniem recytowanych statycznie fragmentów pozbawionych akcji i zbudowanych postaci. 
Przez scenę (udekorowaną "chmurą" na wzór Wasilkowskiej, co w wypadku tak renomowanej scenografki jak Hanicka jest skandalicznym zapożyczeniem) przewija się sznur nieokreślonych person raczej wyglądających niż kogokolwiek grających. Nie mają postawionych zadań aktorskich i tylko ilustrują obrazek referowany przez bohatera.

Ukochany niezdolnemu inscenizatorowi lewakowi "postdramatyzm" pozwala kreować "ni z gruszki, ni z pietruszki" według zasady, że wszystko dozwolone, więc o logice i wynikaniu nie ma mowy.
Zatem, "występywają", co w rzeczywistości pozbawionej ról i psychologicznych relacji sprowadza się do swoistego haftowania sceny duperelami i komedianckimi zagrywkami pod publiczkę, bo gdy widownia się śmieje to aktorus wie, że istnieje...
Sami nie wiedzą, czy by chcieli być "po Grzegorzewsku", czy raczej gazetą.
W ten sposób przejmująca diagnoza kondycji współczesnego mężczyzny w świecie zachodnim jawi się tu jako obyczajówka z "cipką" i "kutasikiem" w roli centralnej do rechotania. Z diagnozy autodestrukcji cywilizacji zachodniej robi się erotomaństwo-gawędziarstwo!

Nie mając co grać aktorzy ratują się w ramach uprawianego wodolejstwa grepsami i ozdóbkami, które czynią z tego dziwowiska żenujący popis amatorszczyzny i pomysłów "sztuki dla sztuki" - po nic i niczemu nie służących. Kompromitacja braku dramatu powoduje wyścigi solowego zagrywania się nie w związku z postacią, tylko brakiem akcji.
Jedyną widoczną motywacją dla zajmowania czasu publice jest tu zamysł komercyjny  wysługiwania się modnym tytułem i nazwiskiem autora. Teatr nie dodaje od siebie niczego wartościowego.
Owszem, pomysł podwojenia narratora daje możliwość dramatyzowania, ale rzecz wyczerpuje się znaczeniowo po kwadransie, a potem niczego nie wnosi poza uniknięciem uczenia się zbyt wielkiej ilości tekstu na pamkę.
Reżyserowi świeczkę honorarium i mnie ogarek z książki. Miśkiewicz czyni krzywdę Houellebecqowi...

Po scenie chodzi jeden jedyny dobry aktor, Marcin Czarnik, który gra temperament sprzeczny z depresją bohatera, ale przynajmniej artykułuje tak, że słychać, iż miał dobrych nauczycieli, i umie.
Przymuszają mnie do oglądania Rasikówny w roli Rasiakówny, po raz setny powtarzającej zgrane bulwarowe numery i miny z repertuaru "pierwszej naiwnej", choć już roztytej i podstarzałej. Warto by się szanować, proszę Pani... 
Dobry kiedyś aktor, Garncarczyk, w drugim akcie tak niemożebnie błaznuje i paraduje w ptasiej masce, że nie wiadomo z jakiej przyczyny.
Bo na tym właśnie polega konstrukcja tej prezentacji: nie wiadomo co i po co i dlaczego. 

Do kasy udadzą się po bankiecie. I zgromadzoną na premierze kodziawerkę to cieszy, mimo, że w oryginale powieść jest przejawem myślenia konserwatywnego i bezkompromisowo krytycznego wobec postępu. Ale Garncarczyk nie rozumie, co mówi w końcowym odwołaniu się do ofiary Chrystusa i przelatuje nad wyznaniem wiary współczesnego nihilisty, pozostawiając rzecz bez pointy.
Centralny motyw, którym jest przyznanie się bohatera do winy bezuczuciowości i zaniedbania relacji z kobietami zupełnie tu nie wybrzmiewa w powodzi grepsów i obyczajowych świntuszeń - siadania, wstawania i gadania. Dlatego przedstawienie w Teatrze Studio należy traktować jako nadużycie tytułu i dowód 
b e z r a d n o ś c i wobec sceny. 
Taka to, panie, ta nowoczesność w marksistowskim teatrze!

Lepiej byś Miśkiewiczu cicho w swej skorumpowanej Gildii siedział, to by się widz o Twoim braku talentu tak bezpośrednio nie dowiedział. O, klapa!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor