Przejdź do głównej zawartości

ŻĄDAM ZMIANY

Tego teatru j u ż  n i e  m a, urządził się w dupie i jest teraz bankomatem do pieniędzy budżetowych...
Maciej Stroiński

I co z tego, że jako jedyny wcześniej mówiłem, prosiłem i ostrzegałem?!

To się musiało tak skończyć. Dalsze rujnowanie narodowej sceny w imię partykularnych i finansowych interesów musi się skończyć.

Domagam się natychmiastowej zmiany (od lewej) Marka Mikosa na posadzie objętej w wyniku przekrętu zwanego konkursem na dyrektora NST. 
Złamanie Rozporządzenia Ministra Kultury w sprawie konieczności wymiany jurorów pozostających w konflikcie interesów ze startującymi kandydatami zaowocowało fatalną nominacją i nie zrealizowaniem zapowiedzianego programu, klęską artystyczną i oddaniem teatru w ręce aktorów z grupy trzymającej władzę za poprzedniej dyrekcji, co ministerialny konkurs rzekomo miał dobrze zmienić. 
Tym samym przypominam o konieczności rozwiązania Rady Artystycznej pod przewodem Radosława Krzyżowskiego (drugi od lewej), kiedyś inteligentnego aktora, a dziś tylko przewodzącego stowarzyszeniu kolaborantów z nieudanym, ale dobrze płacącym zarządzającym.
Obłudny interes, w wyniku którego uprzywilejowani aktorzy, np. Anna Dymna i Dorota Segda (kolejne członkinie RA z lewej) mają zapewnione role w obsadach, ale nie rozwój artystyczny. Prezentowana jakość ostatnich produkcji, sprowadziła teatr do poziomu, w którym można już tylko pukać od spodu... Kończący się, rzekomo ratunkowy, sezon u d o w o d n i ł, że dobry teatr nie robi się po znajomości, ale w wyniku profesjonalnych wymagań.

Cele konkursu zostały zaprzepaszczone, a rzekoma wymiana ośmieszona podtrzymywaniem status quo bez Jana Klaty, który wyrósł w tych pozastatutowych umowach na dojrzałego artystę ("Trojanki" z T. Wybrzeże), czyli MKiDN dokonało niedobrej zmiany!

Rządząca partia po wyborach ma dług wobec n o r m a l n o ś c i, dlatego domagam się zaprzestania ulegania opozycji w kulturze i przywrócenia standardów zawodowości na tej wyjątkowej scenie.
Minister Kultury ma obowiązek mianować dyrektora, na przykład Włodzimierza Staniewskiego, wielkiego artystę, z którym Wanda Zwinogrodzka o tym rozmawiała.
Nie wiem jakich argumentów należy użyć, by go przekonać, ale to obowiązek wszystkich, którym na sercu leży dobro kultury w naszym kraju.

Dosyć demagogii, że Mikos w Starym to było coś dobrego (P. Zaremba). Nie można dłużej się kompromitować zaprzeczając faktom, bo jaki teatr jest każdy widzi.
Twarz i nazwisko ma się tylko jedno. Proszę nie szargać!
PS
Przypominam, że ci sami aktorzy niedawno potrafili się zachować:
Pytam, dlaczego dzisiaj chcą sprzedać cały swój dorobek i dobre imię za honoraria w nieudanych występ(k)ach?

Komentarze

  1. "Podróże Guliwera" Pawła Miśkiewicza to praca magisterska o kolonializmie, czyli - jak to magisterka - keks cytatów i mądrości. Nudny, szkolny, uwrażliwiający wykład. Kazanie na trzy godziny, oszałamiająco puste, gdzie krzyk i zagrywa udają intencje, kazanie recytowane przez aktorki zawodowe, choć mógłby to robić syntezator mowy. Pomyja po teatrze postdramatycznym, który dawno już się skończył, ale jeszcze tego nie wie. Nie wiem, jak zapóźnionym należy być snobem, żeby się dzisiaj czymś takim podjarać.

    Kompozycyjnie mamy sequel "Podopiecznych". Tę samą kaskadę drętwych deklamacji, które można by powiedzieć w porządku odwrotnym i nie byłoby różnicy. W tym odcinku nie biedniejsi przybywają do nas, lecz my do biedniejszych, ale znowu NASZA WINA. W pierwszej części Wikipedia, kopiec dat i faktów, w drugiej - wreszcie wyruszają w podróże z tytułu, ale najlepiej, kiedy się na chwilę zamkną i se pośpiewają. Ciągnie się to jak glut, jak "Podopieczni", specjalnym rodzajem ciągnięcia się, a z lewej przygrywa bandzik. Bawią się w transowość. Przyszedłem dlatego, że Marta Ścisłowicz miała się, o dziwo, rozebrać. Pokazała tylko uda.

    Walczyłem o dobro Starego Teatru, a teraz żałuję. Je regrette tout. Tego teatru już nie ma, urządził się w dupie i jest teraz bankomatem do pieniędzy budżetowych. "I pomyśleć, że po tośmy walczyli" (Mrożek, "Tango"). Zaraz, ile to było, 120 tysięcy? Chyba dopytam w trybie informacji publicznej. I wszystko już jedno, kto pobiera z bankomatu. "Pierwiastek z minus jeden", "Panny z Wilka", "Guliwer", "Nic" - jeden kij. Jeśli Marcin Wierzchowski nie uratuje honoru sezonu...

    Młodzi w Starym będą mieli całkiem spory problem, bo w tym teatrze o nic już nie chodzi. Najwyżej o to, żeby mieć ten etat i myśleć o sobie, że się robi sztukę w prestiżowej budzie. Nie ma żadnego "zespołu", tylko konglomerat zgłodniałych narcyzów, którym rzuć choćby ochłapek, a pobiegną za nim, ręczę! Stary jest znowu jak za czasów Bradeckiego, tylko dużo gorzej. Jest jak zombie, jak żywy trup, jak "grób pobielany". Czuję do tego miejsca już tylko nechęć. Rzuciłbym w "Podróże Guliwera" miedziakami na znak obrzydzenia, ale mogę tylko zbliżeniowo. Frajczyk, nie wracaj, bo nie ma do czego. W Warszawie robisz przepiękne spektakle ("Strach", "2118", a zwłaszcza "Cząstki kobiety"), a krakowskie dziady połykają własny ogon.

    Ostatnim dobrym spektaklem Starego jest "Wesele" Klaty. Oby nie ostatnim ever, ale na razie, jeśli mogę szczerze, to źle to wygląda. Inne teatry różnie sobie radzą, ale zawsze jakoś żyją i idą do przodu, a Stary jak ta sierota, której nikt już nie współczuje. Bo i nie ma po co współczuć, roztrwoniliście nasze zaufanie, nasze zaangażowanie, a teraz się bawcie sami za publiczną kasę, niech Wami rządzą celeby z seriali. Jesienią nie zagłosuję na Prawo i Sprawiedliwość, ale jeżeli wygrają, to przynajmniej się ubawię, że Mikos Was nie opuści.

    Klątwa Górskiego nad drużyną narodową trwała 25 lat. Ciekawe, ile nad Starym Teatrem potrwa klątwa Klaty.

    Maciej Stroiński
    Materiał nadesłany
    31-05-2019

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i