Przejdź do głównej zawartości

ŁUKASZ GRZEGORZEK

Utalentowanego to warto wysłuchać i obejrzeć, co ma do powiedzenia.
Śmiem twierdzić, że to najciekawszy reżyser na naszym rynku.
Mówi, że w kinie chciałby ludziom dawać coś dobrego. Jest wyluzowany i zdeterminowany: przed powstaniem "Córki trenera" twierdził, że nakręci to nawet na komórce. A kreci perfekcyjnie.
Zarówno debiutancki "Kamper" jak i tenisowa historia autobiograficzna są znakomicie napisane i zrealizowane: zagrane, sfotografowane z pomysłowym dźwiękiem (w "Córce" momentom wysiłku na korcie odpowiada wysiłek grania Paganiniego w kontrapunkcie - i tu i tu lekuchno, choć po tytanicznych ćwiczeniach). Tyle, że to jest film niekoniecznie o tenisie i nawet nie przede wszystkim o relacji ojca - trenera z dorastającą córką - zawodniczką, ale, moim zdaniem, o pochwale samego życia, w którym sukces nie jest najważniejszy - choć do tej konstatacji się dojrzewa...
To by było bardzo pouczające przesłanie na czas, w którym żyjemy, bo idące pod prąd duchowi momentu i temu, co nas pogania. Dlatego - po wysłuchaniu rozmowy z nim - twierdzę, że jest wyluzowany. Nie sprawia wrażenia ulegania ciśnieniu, choć właśnie "ciśnienie" jest tematem jego drugiego filmu.

Widać, że wie o czym chce mówić, i że to jest u niego przeżyte i przemyślane. Dlatego nic nie jest jednoznaczne czy dwukolorowe. Reżyser pokazuje zmaganie na różnych poziomach znaczenia tego słowa - od ciała do psychiki. Od dojrzewania do upartego trwania.
I racje rozkłada sprawiedliwie, bo i perfekcja i spontaniczność bywają w życiu motoryczne i satysfakcjodajne. Ważne na jakim etapie.

Artysta jest mądry i nie poucza. Pokazuje marzenia, wysiłek pracy w dochodzeniu do warsztatu, ale i konieczność dystansu, nie stawiania wszystkiego na jedna kartę.
Bardzo mi taki światopogląd odpowiada.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

carstwo, proszę bardzo. Na chwałę Moskwy

Bałem się tej premiery i wiem, czego się bałem. Widziałem Peter Steina kiedyś "Oresteję" i "Księcia Homburgu", oraz dekadę temu "Wallensteina" i "Mewę" w Berliner Ensemble i w Rydze; to był zawsze wielki teatr idący za literaturą i piorunująco grany - powiedziany! Szanuję wiedzę reżysera o epoce i to, że uważa t e k s t za skarbnicę wszystkiego, co teatrowi najpotrzebniejsze. Nie ma w nim tylko wykonawców; aktorzy są, albo nie ma takich, którzy potrafią udźwignąć konwencję, w której to od nich wszystko - sens, wyraz, energia - zależy, bo mimo "filmowej" obrazowości inscenizacji, to aktor decyduje o wadze sprawy; albo to, co robi przechodzi przez rampę, albo zostaje w jakimś muzeum Pana Steina, jako ilustracja... W teatrze Peter Steina trzeba, jak (niektórzy) Niemcy, Anglicy i Rosjanie - umieć mówić , czego Seweryn swoich nie nauczył, albo nie wymagał.  Pod tym względem premierę w Teatrze Polskim "Borysa Godunowa" Alek...

SZTUKA BYCIA

 Ostatnio pasjami zaczytuję się w Coeetzee'm - ulubionym autorze Warlika (?) Po Gombrowiczu, Dostojewskim, Szekspirze, T. Mannie i Orhanie Pamuku to się zrobił mój "topowy" pisarz. Przyznaję się do tego troszku z konfuzją, bo mam wrażenie, że ulegając trendom zaniżam poziom; to literatura na służbie - słuszna, owszem, owszem - ale, przede wszystkim, poprawna politycznie, czyli nie żeby wolna myśl i wyobraźnia, ale... Nie człowiek / psychologia, lecz "sprawa", zatem, jakby na to nie spojrzeć, p o l i t y k a. Nie żebym wymagał od pisarstwa spełniania jakichś określonych zadań, lecz bez rozpętywania wyobraźni i sięgania tam, gdzie wzrok nie sięga, twórczość mnie interesuje i ... horyzontów nie poszerza. Dla siebie mam takie osobiste kryterium tego, co mnie zachwyca: nie, że coś jest "nowatorskie", ale, że mi się to śniło - przeczuwałem to - nie potrafiąc samemu zapisać, zrealizować... Czyli, kręci mnie nie tyle nowatorstwo, co sięganie do tajemnicy mojej...

A(n)da - to nie wypada, czyli zwierzenia celebrytki

  Anda Rotenberg: "Schyłek (Dziennik 2019-2020" Ada - to nie wypada: tak KOD-ziawerzyć, łgać i wmaślać się       w tylne częścią ciała możnym tego PO-lszewickiego zadupia, udając uparcie, że to tylko właśnie śtuka i Jewropa, o ciągle tak samo modnych, w pewnych kręgach, pochodnych, kontaktach  i znajomościach. Po co to kupiłem - 450 stroniczek najczęściej w czerwonych barwnikach z Vogue'a - ktoś zapyta? I słusznie: to  c e l e b r y c k a  makulatura, ale ja już tak mam, że lubię wiedzieć,     co pika na tych salóónach u przeciwnika - nie żeby mojego sortu, po prostu braku rozumu    na swoim miejscu, a nie na sprzedaż i do kupienia, gdy nastaje koniunktura... A właśnie się spełnia: obraz świata, pseudo  a k s j o l o g i a  tego towarzystwa (adoracji wzajemnej), zatem listkę wymienianych przyjaciół, przyjaciółek i przydupników warto zachować dla przyszłych pokoleń, jako przykład, jak może upaść "entelygencj...