Czasem brak jednej bliskiej osoby sprawia, że świat staje się wyludniony
Alphonse de Lamartine
"Serotonina"jest potrzebna? Hormon szczęścia jako przeciwdziałanie depresji?
Michel Houllebecq w to wątpi, a ponieważ jest pisarzem wybitnym i jego ostatnia książka jeszcze bardziej przenikliwa i przewidująca, to lekko - po lekturze - nie jest, oj, nie...
To historia umierania z żalu. Rozpaczliwego rozpadania się świata, przeżywanego z perspektywy osobistej: jeśli narratora uznać za sobowtóra Autora, to szans, że innego końca świata nie będzie - nie ma.
Poruszająca konstatacja, tym bardziej, że tym razem nie z winy polityki, czy "zmierzchu cywilizacji", ale z bardzo subiektywnego przyłożenia ręki do nieszczęścia przez samego bohatera - mężczyzny rujnującego sobie życie kobietami. Niszczącego związki z kobietami, co w przekonaniu piszącego stanowi duchowe samobójstwo i wstęp do zagłady.
Mężczyzna całą winę za nieudane relacje z kobietami bierze na siebie!
Zatwardziałość naszych serc czyni bezsensowną nawet ofiarę Chrystusa i odbiera wszelką nadzieję.
W rzeczywistości Bóg się nami zajmuje, myśli o nas w każdej sekundzie i daje nam niekiedy bardzo precyzyjne wskazówki. Te przypływy miłości... to niezwykle jasne znaki.
Ale: "zatwardziałość naszych serc"... Nieumiejętność zaspokojenia głodu miłości wtrąca nas w nieodwracalną przegraną.
Francuz jest bezlitosny. Z samego środka zachodniego świata, najpierw opisał jego autodestrukcję, potem (w "Uległości") wszechogarniający konformizm, który sprzedał naszą kulturę i wolność za ułudę politycznej poprawności i pseudoreligijnej konwersji po garść błyskotek i "kobiet z haremu". Dziś stawia kropkę nad "i": brak miłości zabija...
"Biała owalna tabletka" tylko przedłuża agonię, bo problem z brakiem sensu i s a m o t n o ś c i ą nie jest natury chemicznej (medycznej) a międzyludzkiej (psychologicznej). Bólu istnienia nie zaspokaja lekarz, tylko inny człowiek - partner, przyjaciel.
To proste. Tak też zrobiłem...
Nie popełnię samobójstwa - powiedziałem z uśmiechem, który miał być rozbrajający. W każdym razie nie od razu...
Powieścią byłem zachwycony, szczególnie po pierwszych pięćdziesięciu stronach, które aż pienią się od autoironii i świadczącego o wysublimowanej inteligencji poczucia humoru na własny temat, aż zrozumiałem, że Houellebecq pisze "requiem" już nawet nie "roztrzaskanemu lustru" Zachodu (upadku zachodniej cywilizacji), ale nieuchronnemu zmierzaniu do końca człowieka, takiego jak ja, bo wychowanego w tym samym systemie wartości, który z naszej / swojej winy (!) chyli się ku nicości. Bez brata, bliźniego, przyjaciela, towarzysza poza samym sobą (J. J. Rousseau), a więc to problem narastający nie od dziś.
"Kobieta nie jest ani kurwą ani aniołem" - mówi bohater parafrazując Pascala, więc ta opowieść nie jest romansem ani melodramatem, raczej pytaniem, czemu miałoby się stawać bydlakiem?
Nawet Child in Time nie głuszy egzystencjalnej pustki. Bohater wie, co / kto jest jej przyczyną: C (D).
Nawet próbuje niezdarnego "powrotu do przeszłości", ale nie wstępuje się dwa razy do tej samej rzeki, dlatego, że ona nie jest już ta sama...
Czasem brak jednej bliskiej osoby sprawia, że świat staje się wyludniony - Alphonse de Lamartine. Choć słowo "wyludniony" zdaje się zbyt słabe, bo prawda jest taka, że brak jednej bliskiej osoby sprawia, iż świat zdaje się martwy, a człowiek umiera, lub zmienia się w ceramiczną figurkę, wszyscy ludzie zmieniają się w ceramiczne figurki, idealne izolatory cieplne i elektryczne, i nic już nie może nas dosięgnąć z wyjątkiem cierpienia...
Takie jest życie.
Alphonse de Lamartine
"Serotonina"jest potrzebna? Hormon szczęścia jako przeciwdziałanie depresji?
Michel Houllebecq w to wątpi, a ponieważ jest pisarzem wybitnym i jego ostatnia książka jeszcze bardziej przenikliwa i przewidująca, to lekko - po lekturze - nie jest, oj, nie...
To historia umierania z żalu. Rozpaczliwego rozpadania się świata, przeżywanego z perspektywy osobistej: jeśli narratora uznać za sobowtóra Autora, to szans, że innego końca świata nie będzie - nie ma.
Poruszająca konstatacja, tym bardziej, że tym razem nie z winy polityki, czy "zmierzchu cywilizacji", ale z bardzo subiektywnego przyłożenia ręki do nieszczęścia przez samego bohatera - mężczyzny rujnującego sobie życie kobietami. Niszczącego związki z kobietami, co w przekonaniu piszącego stanowi duchowe samobójstwo i wstęp do zagłady.
Mężczyzna całą winę za nieudane relacje z kobietami bierze na siebie!
Zatwardziałość naszych serc czyni bezsensowną nawet ofiarę Chrystusa i odbiera wszelką nadzieję.
W rzeczywistości Bóg się nami zajmuje, myśli o nas w każdej sekundzie i daje nam niekiedy bardzo precyzyjne wskazówki. Te przypływy miłości... to niezwykle jasne znaki.
Ale: "zatwardziałość naszych serc"... Nieumiejętność zaspokojenia głodu miłości wtrąca nas w nieodwracalną przegraną.
Francuz jest bezlitosny. Z samego środka zachodniego świata, najpierw opisał jego autodestrukcję, potem (w "Uległości") wszechogarniający konformizm, który sprzedał naszą kulturę i wolność za ułudę politycznej poprawności i pseudoreligijnej konwersji po garść błyskotek i "kobiet z haremu". Dziś stawia kropkę nad "i": brak miłości zabija...
"Biała owalna tabletka" tylko przedłuża agonię, bo problem z brakiem sensu i s a m o t n o ś c i ą nie jest natury chemicznej (medycznej) a międzyludzkiej (psychologicznej). Bólu istnienia nie zaspokaja lekarz, tylko inny człowiek - partner, przyjaciel.
To proste. Tak też zrobiłem...
Nie popełnię samobójstwa - powiedziałem z uśmiechem, który miał być rozbrajający. W każdym razie nie od razu...
Powieścią byłem zachwycony, szczególnie po pierwszych pięćdziesięciu stronach, które aż pienią się od autoironii i świadczącego o wysublimowanej inteligencji poczucia humoru na własny temat, aż zrozumiałem, że Houellebecq pisze "requiem" już nawet nie "roztrzaskanemu lustru" Zachodu (upadku zachodniej cywilizacji), ale nieuchronnemu zmierzaniu do końca człowieka, takiego jak ja, bo wychowanego w tym samym systemie wartości, który z naszej / swojej winy (!) chyli się ku nicości. Bez brata, bliźniego, przyjaciela, towarzysza poza samym sobą (J. J. Rousseau), a więc to problem narastający nie od dziś.
"Kobieta nie jest ani kurwą ani aniołem" - mówi bohater parafrazując Pascala, więc ta opowieść nie jest romansem ani melodramatem, raczej pytaniem, czemu miałoby się stawać bydlakiem?
Nawet Child in Time nie głuszy egzystencjalnej pustki. Bohater wie, co / kto jest jej przyczyną: C (D).
Nawet próbuje niezdarnego "powrotu do przeszłości", ale nie wstępuje się dwa razy do tej samej rzeki, dlatego, że ona nie jest już ta sama...
Czasem brak jednej bliskiej osoby sprawia, że świat staje się wyludniony - Alphonse de Lamartine. Choć słowo "wyludniony" zdaje się zbyt słabe, bo prawda jest taka, że brak jednej bliskiej osoby sprawia, iż świat zdaje się martwy, a człowiek umiera, lub zmienia się w ceramiczną figurkę, wszyscy ludzie zmieniają się w ceramiczne figurki, idealne izolatory cieplne i elektryczne, i nic już nie może nas dosięgnąć z wyjątkiem cierpienia...
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuńdziękuję. To wybitna powieść, i przejmująca. Czego Miśkiewicz w T. Studio zupełnie nie zrozumiał
Usuń