Przejdź do głównej zawartości

carstwo, proszę bardzo. Na chwałę Moskwy

Bałem się tej premiery i wiem, czego się bałem.
Widziałem Peter Steina kiedyś "Oresteję" i "Księcia Homburgu", oraz dekadę temu "Wallensteina" i "Mewę" w Berliner Ensemble i w Rydze; to był zawsze wielki teatr idący za literaturą i piorunująco grany - powiedziany!
Szanuję wiedzę reżysera o epoce i to, że uważa t e k s t za skarbnicę wszystkiego, co teatrowi najpotrzebniejsze.
Nie ma w nim tylko wykonawców; aktorzy są, albo nie ma takich, którzy potrafią udźwignąć konwencję, w której to od nich wszystko - sens, wyraz, energia - zależy, bo mimo "filmowej" obrazowości inscenizacji, to aktor decyduje o wadze sprawy; albo to, co robi przechodzi przez rampę, albo zostaje w jakimś muzeum Pana Steina, jako ilustracja...
W teatrze Peter Steina trzeba, jak (niektórzy) Niemcy, Anglicy i Rosjanie - umieć mówić, czego Seweryn swoich nie nauczył, albo nie wymagał. 
Pod tym względem premierę w Teatrze Polskim "Borysa Godunowa" Aleksandra Puszkina uważam za nieudaną: wystrzeloną w kosmos, by nie powiedzieć w kierunku określonych trendów europejskich. 
Reżyser potrafi to wymyślić - przeczytać z tekstu - i na scenie ustawić, ale oni tego nie potrafią wykonać - p o w i e d z i e ć...
Zadania zostały postawione, ale wykonanie wyegzekwowane inaczej.
A scene from Friedrich Schiller’s “Wallenstein,” as directed by Peter Stein and presented by Mr. Stein and the Berliner Ensemble. 
CreditMonika RittershausNa Karasia Stein powtarza język i styl  "Wallensteina" inscenizowanego na scenie berlińskiego browaru z Brandauerem i sześćdziesięcioma aktorami, którzy mówią - przez 12 godzin do półtora tysiąca rozentuzjazmowanych własną wielkością Niemców (byłem na premierze, gdzie stojąca owacja z okrzykami i tupaniem trwała kilkadziesiąt minut), galopują w pełnym historycznym ukostiumowaniu z lewa na prawo i z powrotem, a sceny kameralne dzieją się w ruchomych kubikach i między ogromnymi płaszczyznami zmieniającymi się jak w kalejdoskopie (przecież nie napiszę, że skopiował swego "Borysa Godunowa" z Moskwy). I w s z y s t k o  s ł y c h a ć ! Niemcy i Rosjanie uprawiają i gloryfikują w ten sposób chwałę swych narodów w ramach polityki kulturalnej, która bywa u nich częścią imperialnej polityki zagranicznej. Od razu wiadomo, kto tu ważny.

Co w tym kontekście wyprawia Andrzej Seweryn (nie mówię o roli tytułowej, którą już widziałem w jego wykonaniu w "Szekspir Forever")? Mówię o nie posiadaniu zespołu będącego w stanie powiedzieć Puszkina tak, by był słyszalny, zrozumiały i interesujący przez trzy godziny... Stein wiele potrafi, ale z pustego nie naleje: poza państwem, Martą Kurzak, Szymonem Kuśmiderem, Adamem Biedrzyckim, Maksymilianem Rogackim, Marcinem Jędrzejewskim, Piotrem Bajtlikiem, Mirkiem Zbrojewiczem, Antkiem Ostrouchem i oczywiście dyrektorem - nie słychać, nie widać (panom, Bubółce, Orlińskiemu i Schejbalowi doradzałbym zmianę zawodu, bo jest tyle pożytecznych zajęć na "a"; jeśli kogoś krzywdzę brakiem spostrzegawczości to dlatego, że w tej wystawie najciekawszy jest Chór i Krwawe Dziecko - dlatego, że nic nie mówią). A w Polskim (w Polsce) się nie mówi, co najwyżej informuje...
Taki jest dzisiaj nasz teatr i inny być nie umie (nie ma racji Seweryn opowiadając, że uprawiają "awangardę", bo nikt tak nie robi - nieprawda: w Monaco, San Marino i Las Vegas, po casinach, takich operalni dostatek)...

Ale najgorsze w tym wszystkim jest co innego... Nie rozumiem wyboru tytułu i najwyraźniej nie pojmowania jego znaczenia i dzisiejszej wymowy.
Puszkin uprawia w i e l k o r u s k o ś ć i Seweryn chwaląc się, że tyle za to płaci (podziwiam staranność kostiumów i charakteryzacji), tylko do tej chwalby mocarstwowej Rosji ręki przykłada. Do gloryfikacji, do niczego innego!
Gadanie o uniwersalności "Godunowa" jest najzwyczajniejszym zawracaniem głowy poddanych. Przecież to słychać już u Mussorgskiego.
Ten utwór powstał na chwałę Wielikoj Rosiji - i takim pozostał.
Tu nawet śmierć i mordowanie jest "wielkie": widowiskowe i pouczające rabów (widzów), kto i jak tu rządzi! Jak zwykle mamy się bać...
Po co Sewerynowi za ministerialne pieniądze takie deklaracje? Czy ktoś przemyślał, co ta staranność wykonania spektaklu dzisiaj znaczy?

Jeśli wielki, mądry Niemiec deklaruje publicznie swą miłość do Rosji, w jej najbardziej imperialnym przejawie, to nad Wisłą należy się obawiać. Historia lubi się powtarzać.
Brandauer als „Wallenstein” 

Komentarze

  1. Peter Stein we Wprost. "Dziś Polacy boją się Rosji".
    Herr Stein: współcześni Polacy nikogo się nie boją. Przynajmniej większość poświadczona wyborami... Reszta, czyli gorszy sort, robi w hajdawery i nienawidzi demokratycznego wyboru, który pozbawia go (ich) przywilejów, ale już Mickiewicz (to ten lepszy od Goethego) pisał: "plwajmy na skorupę i zstąpmy do głębi". To dla nich wykonał Pan tę a p o t e o z ę imperialnej Rosji w najdroższych dekoracjach. Ale my wiemy, co sądzić, gdy Niemiec się kocha w Rosiji... Ja Pana lubię, ale czy nie czas uczyć się na błędach?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A(n)da - to nie wypada, czyli zwierzenia celebrytki

  Anda Rotenberg: "Schyłek (Dziennik 2019-2020" Ada - to nie wypada: tak KOD-ziawerzyć, łgać i wmaślać się       w tylne częścią ciała możnym tego PO-lszewickiego zadupia, udając uparcie, że to tylko właśnie śtuka i Jewropa, o ciągle tak samo modnych, w pewnych kręgach, pochodnych, kontaktach  i znajomościach. Po co to kupiłem - 450 stroniczek najczęściej w czerwonych barwnikach z Vogue'a - ktoś zapyta? I słusznie: to  c e l e b r y c k a  makulatura, ale ja już tak mam, że lubię wiedzieć,     co pika na tych salóónach u przeciwnika - nie żeby mojego sortu, po prostu braku rozumu    na swoim miejscu, a nie na sprzedaż i do kupienia, gdy nastaje koniunktura... A właśnie się spełnia: obraz świata, pseudo  a k s j o l o g i a  tego towarzystwa (adoracji wzajemnej), zatem listkę wymienianych przyjaciół, przyjaciółek i przydupników warto zachować dla przyszłych pokoleń, jako przykład, jak może upaść "entelygencj...

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i...

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć pr...