Przejdź do głównej zawartości

LITTELL, SKÓRCZYBYKU

Bywają książki, które... samemu chciałoby się napisać!
Bo dobra literatura to nie tyle odkrywanie czegoś nowego, a raczej nazywanie po imieniu tego, co mi się śniło - marzyło...

Jonathan Littell, po próbie współczesnej tragedii w postaci "Łaskawych" zadających podstawowe pytania kontynuuje swój katalog... atrybutów zła!
Tam to były zbrodnie Niemca - Niemców, tu orgiastyczny i często przemocowy seks. "Stara historia. Nowa wersja".
Na tym polega postęp dyskursu analitycznego i tym właśnie określa on to, co naprawdę zachowuje ze statusu wszystkich innych dyskursów. Oto, opatrzony nazwą punkt, który pokrywa niemożliwość stosunku seksualnego jako takiego - bełkoce "postmodernistycznie" Jacques Lacan.

Nie mam argumentów, gdy w recenzjach czytam, że to porno - to jest rejestrowane beznamiętnie.
Jednak, przede wszystkim, to l a b i r y n t.
Retardacje i natrętne powtórzenia. Czyli co, epos? Na pewno próba opisania - wykreowania "podróży", wędrówki. Do kresu nocy?

Autor niczego nie ocenia, tylko patrzy. A bohater biegnie, zmienia się z mężczyzny w kobietę i dziecko, z ofiary w kata, ze zdobywcy w zdobywanego; hermafrodytę.
Powtarza okoliczności i czynności, np. kąpiel, potrawy, widoki i spotykane typy. Jedno jest stałe - powtarza się: orgia.
Ale nie tyle zmysłowa, co eksperymentująca, kolekcjonująca doświadczenia i sposoby. Zapisana w strumieniu świadomości, logorei mieszającej rzeczywistość ze snem, prawdopodobnie podświadomością, która coś odzwierciedla.
Właśnie pytanie o naturę tego "czegoś" wydaje mi się zasadnicze. Bez odpowiedzi.
Ktoś tam gonił Tatarzyna, a on sam, za łeb trzyma... I tak w kółko, w kółko, w kółko. Życie?


Komentarze

  1. Łukasz Saturczak

    41-letni Littell wydaje Łaskawe, które otrzymało Goncourtów. Po 12 latach wraca z powieścią, która wprawia w zakłopotanie: dzieło wybitne, czy literacki żart, skłaniam się ku drugiej opcji.

    Trudność sprawia próba streszczenia fabuły. To ukazana na przestrzeni jednego (powtarzanego) dnia historia człowieka, który w poszczególnych rozdziałach zmienia płeć, preferencje seksualne i pozycję społeczną – raz jest poniżany, raz poniża. Człowiek ten zamknięty jest w ośrodku wypoczynkowym, w którym mieszkańcy głównie uprawiają seks – od zwykłego stosunku po orgie i brutalne gwałty. Seks jest tu mechaniczny, nie przynosi spełnienia i radości, choć to jedyna forma interakcji społecznej. Poza nim odbywają rutynowe czynności: basen, przyjęcia, śniadania – każdego dnia, w każdym kolejnym rozdziale. Konstrukcja powieści – forma labiryntu – sprawia, że w zależności od tego, przez które drzwi przejdzie, zmieniają się jego płeć, osobowość i historia. A dodatkową trudność powoduje fakt, że nijak nam odróżnić, co jest rzeczywistością, co snem.

    Ramy dla seksualnej odysei bohatera stanowią wojna, która dzieje się na zewnątrz ośrodka, oraz ucieczka w świat dzieciństwa będącego w swojej czystości przeciwieństwem zła. Choć, właśnie w dojrzewaniu bohatera pisarz szuka, przyczyn jego lęków i pragnień. To wtedy, gdy dziecięcy bohater powieści odkrywa seksualność, poznaje także jej diaboliczny wymiar. Należy zerknąć do Bataille’a, który we Łzach Erosa przedstawia sprzeczności nadane erotyzmowi przez religię oraz pokazuje, jaką drogę przebył on w kulturze.

    Postrzeganie erotyzmu na przestrzeni tysięcy lat istnienia człowieka rozumnego łączy podwójna natura erotyki – boska i diabelska.
    Bataille: „łzy pojawiają się w czasie smutku i radości”, podobnie łzy Erosa, boga, jak zaznacza filozof, w gruncie rzeczy tragicznego. Dionizja były przecież świętem radości, ale również transgresji, chrześcijaństwo utożsamiało erotykę z satanizmem (Bosh), obrazy Goi i powieści de Sade’a wybrały zaś właśnie mocną erotykę na przedstawienie piekła, jakie przygotowują sobie ludzie jeszcze na ziemi. A Stara historia?

    Łaskawe zdradziły obsesję pisarza. Aue, miał problemy z fizjonomią, jest homoseksualistą, Stara historia jest, par excellence powieścią erotyczną.

    „Erotyzm – pisze Bataille – jest jednocześnie zjawiskiem najbardziej poruszającym, ale i najpodlejszym”. To zdanie mogłoby opisać praktyki bohaterów Littella, bo ich relacje oscylują pomiędzy pragnieniem bliskości a sadyzmem. Nie innej niż ta znana opowieść o złu, które wyrządzamy sobie wzajemnie – jak łatwo stać się katem albo ofiarą oraz jak zniszczyliśmy sferę kontaktów międzyludzkich i uczuć, a jedyne, co nas czeka, to wojna i potępienie.

    „Średniowieczne malarstwo znalazło dla erotyzmu odpowiednie miejsce: wtrąciło go do piekieł!". Co właściwie z tego wynika?

    ...w czasie lektury powieści nie można oprzeć się wrażeniu, że w obu przypadkach brakuje Littellowi szaleństwa, które jest tak charakterystyczne dla pisarzy, z którymi go porównują. Dziś w posługiwaniu się transgresją, aby opowiedzieć o złu współczesnego świata, nie mówi nam Littell więcej niż Beigbeder (powieść o seksualnych orgiach uwięzionych w Word Trade Center 11 września 2001) czy Platforma Houellebecqa, gdzie czytamy o samotności bohaterów uprawiających seksturystykę.

    A Littell? Mam wrażenie, że raczej przepisuje kolejne dzieła kultury – w momencie, gdy tłem dla seksualnych ekscesów jest opera Mozarta, czujemy zażenowanie, przypominając sobie wielość dzieł, gdzie twórcy zestawiali ze sobą przemoc i muzykę klasyczną jako dwie skrajności stworzone przez człowieka (Mechaniczna pomarańcza Kubricka z 71 r. i Krajobraz po bitwie Wajdy).

    Francuska kultura produkuje dzieła przypominające, jak nieznośne, jest życie, jak wiele brudu gromadzi się pod powierzchnią i jak w łatwy sposób skrzywdzić drugiego człowieka. Nierzadko dzieła te ocierają się o transgresję. A Littell? Tyle w Starej historii literackiego szaleństwa, ile trucizny w zapałce, niestety.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A(n)da - to nie wypada, czyli zwierzenia celebrytki

  Anda Rotenberg: "Schyłek (Dziennik 2019-2020" Ada - to nie wypada: tak KOD-ziawerzyć, łgać i wmaślać się       w tylne częścią ciała możnym tego PO-lszewickiego zadupia, udając uparcie, że to tylko właśnie śtuka i Jewropa, o ciągle tak samo modnych, w pewnych kręgach, pochodnych, kontaktach  i znajomościach. Po co to kupiłem - 450 stroniczek najczęściej w czerwonych barwnikach z Vogue'a - ktoś zapyta? I słusznie: to  c e l e b r y c k a  makulatura, ale ja już tak mam, że lubię wiedzieć,     co pika na tych salóónach u przeciwnika - nie żeby mojego sortu, po prostu braku rozumu    na swoim miejscu, a nie na sprzedaż i do kupienia, gdy nastaje koniunktura... A właśnie się spełnia: obraz świata, pseudo  a k s j o l o g i a  tego towarzystwa (adoracji wzajemnej), zatem listkę wymienianych przyjaciół, przyjaciółek i przydupników warto zachować dla przyszłych pokoleń, jako przykład, jak może upaść "entelygencj...

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i...

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć pr...