
R. Brzyk (wyproducent socrealistycznego produkcyjniaka "Brygada szlifierza Karhana" i "regulaminu" w T. Powszechnym, którym porozumiał się z patronem i starymi).

Jako żywy świadek tego nie mającego precedensu w historii współczesnego teatru wrogiego przechwycenia, zamierzam przypominać, na czym polega to "porozumienie".
Konkurs w Starym został ogłoszony ze względu na brak akceptacji profilu artystycznego teatru Jana Klaty przez nowo-wybraną władzę.
Jednak MKiDN Glińskiego nie odwołało dyrektora mianowanego przez Zdrojewskiego niezgodnie z ustawą, tylko urządziło fikcyjną - bo wcześniej ustawioną pod poleconego kandydata / kandydatów - komedię, dodatkowo nie przestrzegając własnego rozporządzenia o sposobie przeprowadzania konkursów.


Przeciwnie, aktorzy uznali, że w imię demagogicznych haseł opłaca się im narzucić słabemu Mikosowi swoją wolę dotyczącą repertuaru i reżyserów.
A trzeba pamiętać, że aktor zarabia w teatrze nie tyle na pensji, co za wchodzenie na scenę, czyli bycie obsadzanym.
Gildia, wcześniej bojkotująca Mikosa połknęła język i natychmiast stawiła się w "obronie substancji" skromnie nie wspominając o honorariach własnych.
Gęby mając pełne frazesów zaczęli robić interesy.
W pierwszej obsadzie - u Strzępki - znalazła się większość Rady, z żoną radnego.
W ciągu paru miesięcy nastąpiła nieoczekiwana zamiana miejsc, przez beneficjentów zwana porozumieniem, a nie wymuszeniem.
I amnezja na temat znaczenia dla polskiego teatru autentycznego bojkotu (!) za Jaruzelskiego, który zresztą też się porozumiewał - w PRON-ie.
Krakowiacy wybrali tradycję "okrągłego stołu", czyli sprawdzone: władza za pieniądze!
Wszystkie "debile" - dedykowane dyrektorowi Mikosowi i "Czerwone świnie" z "jebać ich, jebać" dyplomatycznie zostały odsprzedane za 30 tys euro od łebka, które płaci ten sam przecież dyrektor z ministerialnej kasy.
Jednocześnie MKiDN prowadziło rozmowy o natychmiastowym zastąpieniu swego nieudolnego wybrańca. Na razie w zawieszeniu, ale jako dowód zaufania pracodawcy do wybranego kompromitujące całą tę ustawkę i plany i kombinacje Radosława K.
Autentycznie zmówiło się ministerstwo ze zbuntowanymi przeciwko sobie aktorami w sprawie usunięcia z dnia na dzień Jana Polewki, starszego kolegi radnych, którzy nie zawahali się złożyć na niego donosu.
Ten bezprecedensowo hańbiący układ był rodzajem powtórki z rozrywki z Gieletą, którego aktorzy dezawuowali wcześniej, nie widząc go na oczy, a minister wychwalał pod niebiosa,
ale w przeddzień nominacji nabrał wody w usta i nie miał nic przeciwko odesłaniu "najlepszego polskiego reżysera" do Londynu - na własny koszt zresztą.
To co to jest?
Porozumiewanie się? Aha!
A nie szczyty hipokryzji i konformizmu?
Podobny wariant ministerstwo kultury zastosowało w wypadku konkursu w Instytucie Teatralnym.
Nie dla Buchwald - ale bez zwolnienia za popełnienie czynu kwalifikowanego w kodeksie karnym jako przestępstwo - i po "nie rozstrzygnięciu" (w istocie błędzie proceduralnym) wobec nacisków opozycji
"okrągły stolik" u Zwinogrodzkiej, przy którym ustala się kontynuację dla przegranej pani magister z zastępcą.
W rezultacie, po "geście Kozakiewicza" namaszczonego, faktyczny paraliż instytucji z Buchwaldową na tylnym siedzeniu i pensji.
Chciałoby się powiedzieć, że "z Unii Wolności się wychodzi, ale ona z (premiera Glińskiego) nigdy"...
Metoda porozumiewania się ponad prawem (Statut NST nie przewiduje roli decydenta dla RA) i bez pytania publiczności (PiS pod hasłem "dobrej zmiany") o zdanie wiecznie żywa.
Trzydzieści lat temu skończyła się neo-peerelem, a dziś skrajnym lewactwem w teatrze.
Po to jedliśmy tę żabę?
Wyleciał z posady dyrektora Teatru Powszechnego z inicjatywy Rady Artystycznej z Z. Zapasiewiczem, E. Dałkowską, M. Dubrawską
OdpowiedzUsuńi powinien mieć "wilczy bilet" w środowisku, a tymczasem Krzyżowski mówi o nim jako o jednym z najlepszych reżyserów na rynku.
UsuńŚ. p. Krzysztof Zalewski w transmitowanej na żywo audycji radiowej powiedział: "nie zasługuje pan na podanie ręki będąc człowiekiem głęboko nieprzyzwoitym"...