Przejdź do głównej zawartości

porozumienie

aktorom Starego Teatru udało się coś, co wydawało się niemożliwe - uratować miejsce i swój świat, wypracowali porozumienie
R. Brzyk (wyproducent socrealistycznego produkcyjniaka "Brygada szlifierza Karhana" i "regulaminu" w T. Powszechnym, którym porozumiał się z patronem i starymi).



Jeden z podstarzałych młodych reżyserów z sortu umysłowej neobolszewii i szkoły Krystiana L. podzielił się (z)myślątkiem na temat "warstatu", w którym zarabia po przejęciu go przez skolaborowaną Radę Artystyczną aktorów aprobujących opluwanego wcześniej dyrektora za oddanie im całej władzy w Teatrze i zarobki własne z rodziną.    
Jako żywy świadek tego nie mającego precedensu w historii współczesnego teatru wrogiego przechwycenia, zamierzam przypominać, na czym polega to "porozumienie".
Konkurs w Starym został ogłoszony ze względu na brak akceptacji profilu artystycznego teatru Jana Klaty przez nowo-wybraną władzę.
Jednak MKiDN Glińskiego nie odwołało dyrektora mianowanego przez Zdrojewskiego niezgodnie z ustawą, tylko urządziło fikcyjną - bo wcześniej ustawioną pod poleconego kandydata / kandydatów - komedię, dodatkowo nie przestrzegając własnego rozporządzenia o sposobie przeprowadzania konkursów.
Potem była klapa za klapą i rzekomy bojkot reżyserów, ale zabrakło żądania ODWOŁANIA nieudacznika, które przedstawicielstwo zespołu artykułowałoby wobec organizatora. 

Przeciwnie, aktorzy uznali, że w imię demagogicznych haseł opłaca się im narzucić słabemu Mikosowi swoją wolę dotyczącą repertuaru i reżyserów. 
A trzeba pamiętać, że aktor zarabia w teatrze nie tyle na pensji, co za wchodzenie na scenę, czyli bycie obsadzanym.

Gildia, wcześniej bojkotująca Mikosa połknęła język i natychmiast stawiła się w "obronie substancji" skromnie nie wspominając o honorariach własnych.
Gęby mając pełne frazesów zaczęli robić interesy.
W pierwszej obsadzie - u Strzępki - znalazła się większość Rady, z żoną radnego.
W ciągu paru miesięcy nastąpiła nieoczekiwana zamiana miejsc, przez beneficjentów zwana porozumieniem, a nie wymuszeniem.
I amnezja na temat znaczenia dla polskiego teatru autentycznego bojkotu (!) za Jaruzelskiego, który zresztą też się porozumiewał - w PRON-ie.
Krakowiacy wybrali tradycję "okrągłego stołu", czyli sprawdzone: władza za pieniądze!

Wszystkie "debile" - dedykowane dyrektorowi Mikosowi i "Czerwone świnie" z "jebać ich, jebać" dyplomatycznie zostały odsprzedane za 30 tys euro od łebka, które płaci ten sam przecież dyrektor z ministerialnej kasy.
Jednocześnie MKiDN prowadziło rozmowy o natychmiastowym zastąpieniu swego nieudolnego wybrańca. Na razie w zawieszeniu, ale jako dowód zaufania pracodawcy do wybranego kompromitujące całą tę ustawkę i plany i kombinacje Radosława K.
Autentycznie zmówiło się ministerstwo ze zbuntowanymi przeciwko sobie aktorami w sprawie usunięcia z dnia na dzień Jana Polewki, starszego kolegi radnych, którzy nie zawahali się złożyć na niego donosu.
Ten bezprecedensowo hańbiący układ był rodzajem powtórki z rozrywki z Gieletą, którego aktorzy dezawuowali wcześniej, nie widząc go na oczy, a minister wychwalał pod niebiosa, 
ale w przeddzień nominacji nabrał wody w usta i nie miał nic przeciwko odesłaniu "najlepszego polskiego reżysera" do Londynu - na własny koszt zresztą.
  
To co to jest?
Porozumiewanie się? Aha!
A nie szczyty hipokryzji i konformizmu?

Podobny wariant ministerstwo kultury zastosowało w wypadku konkursu w Instytucie Teatralnym.
Nie dla Buchwald - ale bez zwolnienia za popełnienie czynu kwalifikowanego w kodeksie karnym jako przestępstwo - i po "nie rozstrzygnięciu" (w istocie błędzie proceduralnym) wobec nacisków opozycji
"okrągły stolik" u Zwinogrodzkiej, przy którym ustala się kontynuację dla przegranej pani magister z zastępcą.

W rezultacie, po "geście Kozakiewicza" namaszczonego, faktyczny paraliż instytucji z Buchwaldową na tylnym siedzeniu i pensji. 
Chciałoby się powiedzieć, że "z Unii Wolności się wychodzi, ale ona z (premiera Glińskiego) nigdy"...
Metoda porozumiewania się ponad prawem (Statut NST nie przewiduje roli decydenta dla RA) i bez pytania publiczności (PiS pod hasłem "dobrej zmiany") o zdanie wiecznie żywa.
Trzydzieści lat temu skończyła się neo-peerelem, a dziś skrajnym lewactwem w teatrze.
Po to jedliśmy tę żabę?

Komentarze

  1. Wyleciał z posady dyrektora Teatru Powszechnego z inicjatywy Rady Artystycznej z Z. Zapasiewiczem, E. Dałkowską, M. Dubrawską

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i powinien mieć "wilczy bilet" w środowisku, a tymczasem Krzyżowski mówi o nim jako o jednym z najlepszych reżyserów na rynku.
      Ś. p. Krzysztof Zalewski w transmitowanej na żywo audycji radiowej powiedział: "nie zasługuje pan na podanie ręki będąc człowiekiem głęboko nieprzyzwoitym"...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A(n)da - to nie wypada, czyli zwierzenia celebrytki

  Anda Rotenberg: "Schyłek (Dziennik 2019-2020" Ada - to nie wypada: tak KOD-ziawerzyć, łgać i wmaślać się       w tylne częścią ciała możnym tego PO-lszewickiego zadupia, udając uparcie, że to tylko właśnie śtuka i Jewropa, o ciągle tak samo modnych, w pewnych kręgach, pochodnych, kontaktach  i znajomościach. Po co to kupiłem - 450 stroniczek najczęściej w czerwonych barwnikach z Vogue'a - ktoś zapyta? I słusznie: to  c e l e b r y c k a  makulatura, ale ja już tak mam, że lubię wiedzieć,     co pika na tych salóónach u przeciwnika - nie żeby mojego sortu, po prostu braku rozumu    na swoim miejscu, a nie na sprzedaż i do kupienia, gdy nastaje koniunktura... A właśnie się spełnia: obraz świata, pseudo  a k s j o l o g i a  tego towarzystwa (adoracji wzajemnej), zatem listkę wymienianych przyjaciół, przyjaciółek i przydupników warto zachować dla przyszłych pokoleń, jako przykład, jak może upaść "entelygencj...

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i...

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć pr...