Przejdź do głównej zawartości

ZAKAŁAPUĆKANA INSTYTUTA


D: Czy Ty coś z tego konkursu w IT rozumiesz?
Ja: Na drugi dzień napisałem, że nie. Dzisiaj więcej...
D: Ustawka?
Ja: Bez wątpienia. Choć sprowokowana i dobrze zagrana!
D: Wykręcasz się?
Ja: Nie. Normalnie to się odbywa "z góry" i w sposób wcześniej ustalony, tylko ze statystami, którym się wydaje, że biorą udział w jakimś konkursie - ktoś ich słucha i decyduje w związku z programami... A tu zostali zaskoczeni. Rozmiarem manifestacji antyrządowej wyrażanej poparciem przeciw demokratycznej procedurze.
Ale decydująca była decyzja Komar-Morawskiej o wycofaniu się z mojego przesłuchania ze względu na zaszłości przy NST, zresztą przyzwoita, tyle, że bez wyobraźni o skutkach.
D: Widziałeś, że jej nie ma w czasie posiedzenia.
Ja: Oczywiście, i nawet przez moment zastanawiałem się jak z tego wybrną.
Wynik mnie zaskoczył, ale nie skojarzyłem, iż to się jedno z drugim wiąże.
Dopiero przeczytawszy protokół zobaczyłem czarno na białym, że pani przewodnicząca tylko mnie zaszczyciła zapomniawszy o pozostałych trojgu uczestnikach przesłuchań. Nie da się na jednych głosować, a na pozostałego Zembrzuskiego - nie. Mówię o podziale na przesłuchiwanych przez wszystkich i jednego, tylko przez część!
D: Dlatego zagłosowali przeciw. Przeciwko wszystkim...
Ja: Ale w przypadku braku kworum jurorów dla wszystkich kandydatów nie mieli podstaw prawnych do głosowania. Tym bardziej, że późniejsze oświadczenie Królikowskiego i Rogackiego wprost - choć mimochodem - zdradza, że musiały być jakieś targi zamiast jedynie możliwego unieważnienia. Pewnie nie chcieli robić sensacji i umówili się, że "nierozstrzygnięcie" będzie takim salomonowym wyrokiem i zwrotem biletu do nadawcy - ministra - niech się martwi.
D: Ale czy przepisy dawały im takie prawo?
Ja: Zdecydowanie nie! W protokóle nie ma śladu rezygnacji Komar-Morawskiej z obowiązków Przewodniczącej Komisji, co by oznaczało nie pytanie pozostałych kandydatów i rezygnację z głosowania. Powtarzam, nie ma o tym słowa w szczegółowym zapisie, który wiele miejsca poświęca "zajściu" ze mną, ale nic o innych, czyli ewidentnie nierówne traktowanie
Ja, oczywiście, nie wnosiłem żadnych zastrzeżeń, niekoniecznie licząc na jej przychylność, ale przy swoim perfekcyjnym przygotowaniu nie odbierało mi to szans w głosowaniu.
D: A tu głosowanie fikcyjne?
Ja: Tak dyktuje rozwój wypadków. Komisja nie wiedziała, że pani dyrektor postawi ich pod ścianą na pół godziny przed wejściem Buchwald. Mieli do wyboru: anulować posiedzenie, albo udawać i przekazać decyzję ministerstwu. Właściwie trudno im się dziwić, że wybrali to drugie. Mało tego, dochodzę do przekonania, że im się wydawało (prawnik ich w błąd wprowadził?), iż nie głosują, bo przecież orzekają: nikt - nic... Tyle, że to j e s t głosowanie - w tych warunkach nieuprawnione. Można albo głosować, albo nie głosować, a nie zbiorowo zadecydować, że się nie rozstrzyga - to znaczy głosuje za nierozstrzygnięciem (przy wątpliwościach prezesów). Ten werdykt przerzuca odpowiedzialność na zgłaszających się - byli nieprzygotowani - podczas, gdy błąd proceduralny obciąża Komisję, która ma obowiązek odstąpić od procedowania i wnioskować o powtórkę, a nie u d a w a ć, że kandydaci - nic się nie stało, ale szkoda, że się nie przygotowaliście i w związku z tym nie zaprezentowaliście, na pięć lat zresztą...
D: Ale potem zaczął się ten wyścig na oświadczenia...
Ja: Ano właśnie. I coraz więcej puszczania farby.
O prezesach już była mowa. Podpisali "zero" dla wszystkich, bo taka była umowa - i jestem pewien, że powzięta bezpośrednio po decyzji Komar-Morawskiej, czyli przed przesłuchaniami - a potem zorientowali się, że to nie najlepiej brzmi na mieście i postanowili się wytłumaczyć przed swoimi środowiskami (bo niczego takiego jak jednolite środowisko nie ma), kablując na kolegów, i wywołując tym ich nieukrywaną wściekłość... 
Nie w tym rzecz, że nie przekonaliby większości do optowania za Buchwald, tylko żadnej większości nie można było zebrać jeśli na czworo głosuje (przesłuchuje) sześcioro, a siedmioro jurorów tylko na troje zgłoszonych. Tego się nie da policzyć! 
A prawnik wyszedł, i nie miał ich kto ostrzec przed wpuszczeniem się w maliny. Zakładam, że z najlepszą wolą wybrali "mniejsze zło", zamiast trzymać się prawa.
D: Czarę goryczy przelał chyba prof. Śliwonik komunikując, że żaden program nie spełnił jego oczekiwań, i nikt "nie dawał gwarancji"...
Ja: Co w pierwszym momencie też potraktowałem z dobrą wolą i dopiero potem zapytałem: jak to? Jakie oczekiwania? Sędzia ma mieć jakieś oczekiwania, czy pilnować wyniku? Przecież to definicja braku bezstronności - te "oczekiwania". 
To kuriozalny wywód, który zamiast propozycji autentycznej reformy kompletnie zakłamanego sposobu wybierania dyrektorów instytucji kultury, czemu służy brak przejrzystości, w sposób mało elegancki przerzuca odpowiedzialność na uczestników. A wystarczyło nazwać sposób przeprowadzenia tego "konkursu" tak, jak na to zasługiwał: prawną amatorszczyzną i graniem komedii przed uczestnikami i opinią publiczną.
D: Czyli zasłużyli sobie na atak braci Majcherków?
J: Majcherki nic z tego nie zrozumieli złorzecząc, że nie ich kumpela, pani magistera, wywierając dozwolony, choć obłudny n a c i s k (Śliwonik mówi o tym wprost do protokołu) i sugerując jakąś intrygę ministra. 
Było dokładnie odwrotnie: sami rączek przyłożyli do zabagnienia procedury i odwracania znaczenia: żadnego polecenia z ministerstwa (dopiero potem u Wandy, nieudolna próba łagodzenia), tylko amatorka, ale za to histeria Buchwald, i wynik, którego nie dało się wyliczyć - po błędzie Komar-Morawskiej.
Mowa o "braku programu, który by gwarantował", to przepraszam, zwykła granda i nieuczciwość. Mój program ewidentnie g w a r a n t o w a ł zmiany i rozwój Instytutu. Była o tym mowa i nikt nie wnosił zastrzeżeń ani nie podważał moich założeń. Dlatego napisałem: nie rozumiem werdyktu, proszę o debatę. Cisza!
Także ze strony pro-magisterskich "Didaskaliów", które domagały się jawności i dyskusji - to samo redakcja "Teatru". Gdy padło "sprawdzam", nabrali wody w usta - sami demokraci, a jakże.
D: "Teatr" grał swoje konfitury?
Ja: Nie wiem, choć plotki w IT wskazywały na Kopcińskiego jako murowanego kandydata. Redakcja coś plotła o konsultacjach... Potem zaczęli wygłupiać się wszyscy - "po uważaniu"... Wanda w bezradnym konsultowaniu i Kopciński, który nie pytając dlaczego do dyskusji zaproszono akurat tych dwoje z czworga startujących (przypominam: z zerowo-remisowym wynikiem) pojechał jakimś zgniłym kompromisem, który dezawuował wynik Komisji (gdy nie tak dawno w Ateneum Rada Artystyczna polecała Tyszkiewicza, to w ministerstwie usłyszała: "pan Artur nie uzyskał akceptacji komisji"), uprawiał jakąś dezynwolturę i przemądrzalstwo - wszystko na konto i przy aprobacie MKiDN, prawem kaduka i, psia mać, salonu z Krakowską, przecież przez Wandę nazwaną stalinówką i Sieradzkim, który wszędzie gdzie płacą i sądzą nóżkę podstawia, nie wyłączając chałtur w Teatralnym.
Przed ostateczną kompromitacją z nominowaniem przegranej lewicowej urzędniczki uchronił ministerstwo dr Patryk Kencki, zachowując się przyzwoicie. 
Z późniejszych oświadczeń jurorów dowiedzieliśmy się, że sama poparta ręki dołożyła awanturując się i stawiając jakieś warunki, jakby nie była na aucie...
Po prostu: demokracja i konstytucja! Dziwić się, że totalna opozycja ich krytukuje? Popis kumoterstwa, zaprzeczania własnym ideałom i deklaracjom. Nihil novi sub ministerio...  
D: Jaka by miała z tego płynąć nauka?
Ja: Poza tym, że wśród samych przyjaciół psy zająca zjadły?
D: Czy "nierozstrzygnięcie" robi Ci coś w stosunku do nie ważności?
Ja: No pewnie. Czemu mam brać odpowiedzialność za fałszywy komunikat? Czy ja tam poszedłem w sprawie ogrodnictwa? Nie miałem / nie mam programu i nie obroniłem go przed komisją?
D: Ale?
Ja: Ale, taki jest system. I "dobra zmiana" niczego nie zmieniła, tylko korzysta garściami uprawiając te-ka-em...
D: Więc opozycja ma rację?
Ja: A gdzie tam. Wart Pac pałaca. Dobór negatywny działa... 
KONKURS TO FIKCJA WYPRACOWANA RĘKA W RĘKĘ PRZEZ KAŻDĄ WŁADZĘ!

Komentarze

  1. List otwarty do prof. Lecha Śliwonika w sprawie konkursu w Instytucie Teatralnym

    Szanowny Panie Profesorze,
    z naszego spotkania 6 marca - przesłuchania konkursowego - wyszedłem zadowolony, co było także Pańską zasługą. Myślę o zaprezentowanym przez Komisję poziomie zainteresowania tym, o czym rozmawiać przy takich okazjach należy. Mam porównanie, i to przesłuchanie było konkursowe.
    Nie mam wrażenia bym w sposób s i e b i e zadawalający odpowiedział na wszystkie pytania, np. na Pańskie o dodatkowe środki dla IT odpowiedziałem: „nie wiem”, a powinienem odpowiedzieć: to nie mój biznes, tylko wicedyrektora ekonomicznego i trzech pań księgowych, a moją rzeczą jest - to powiedziałem - wskazać lepiej się na tym znającym ode mnie, że np. na Lecha Majewskiego, mimo, że pewnie droższego, łatwiej będzie zdobyć dodatkowe pieniądze niż na Krystynę Duniec. To tylko przykład…
    Ale wspominam o tym, bo mam prawo podpisać się pod Pańskim: „- zależy mi na polskiej kulturze, na rozwoju życia teatralnego, również na obecności w nim idei, które są mi bliskie i troski o potrzeby, które uważam za ważne (nie moje prywatne)”.
    „Po drugie” - n i e jestem bezstronny…


    Poświęciłem temu pomysłowi - mówię o sposobie funkcjonowania Instytutu Teatralnego, a co za tym idzie, t e a t r o w i, kawałek życia i dlatego Pańskim twierdzeniem: „to (nie) jest program, którego realizacja przez tę osobę zagwarantuje trwanie, naprawę błędów i rozwój Instytutu w nadchodzących 5 latach” c z u j ę s i ę d o t k n i ę t y - to NIEPRAWDA…
    Zresztą, nie od razu tak czułem występując publicznie w Waszej obronie przed plotkami, pomówieniami i fałszywymi oskarżeniami. Dzisiaj chcę dodać do tej mojej spontanicznej reakcji to, czego dowiedziałem się z ujawnienia protokołu Waszego posiedzenia, a co Panu było wiadome od początku.


    Po pierwsze: nic nie wiem o tym - wiem, ale tak nie uważam - by program Doroty Buchwald, bez jakiejkolwiek wiedzy merytorycznej o sprawie poparty w imię zakwestionowania idei konkursu przez przeciwników tego rządu, spełniał Pańskie oczekiwania, ale chcę tu mówić za siebie.
    Otóż, mój spełniał jak najbardziej…
    Nie dyskutuję tu z Pańskimi przekonaniami, ale z Pańską funkcją i doświadczeniem. Miał być Pan sędzią! W przeciwnym razie, trzeba było zgłosić program własny.
    Mój program gwarantował właśnie „naprawę błędów” - rozmawialiśmy o tym w czasie przesłuchania: przykładowy Majewski zamiast konkretnej Duniec - i jak najbardziej „rozwój Instytutu”… Właśnie rozwój różnorodności, a nie stagnację na poziomie polityczności.
    Jeśli chodzi o „tę osobę”, to przypominam, że zostałem zakwalifikowany i nie przypominam sobie, bym był skazany na pozbawienie praw obywatelskich.
    Bądźmy dżentelmenami. To miał być konkurs…


    Panie Profesorze, najlepiej Pan wie, że NIE BYŁ!
    Nie wracam tu do politycznych nacisków, które zaowocowały zwróceniem przez Państwa decyzji ministrowi: od razu uważałem to za błąd. Piszę o rachunku wynikającym z braku kworum, czyli nie przestrzeganiu zasady równych szans (o prawie każdego kandydata do oceny przez każdego z jurorów) wobec wszystkich zgłoszonych. Matematyka nie pozwala wyprowadzić prawidłowego wniosku z postępowania siedmiorga jurorów przesłuchujących tylko troje kandydatów, a tylko sześcioro wszystkich czworo. Zdrowy rozsądek też nie!
    Dlatego głosowanie na „zero” było nieuprawnione, bo w tych warunkach - faktycznej rezygnacji Przewodniczącej Komisji ze swych obowiązków, nie zgłoszonej ministrowi! - ŻADNE GŁOSOWANIE NIE MOGŁO SIĘ ODBYĆ.
    Konkurs winien być anulowany…


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. c. d.
      Już na marginesie: gdyby projekt ustawy zawierał - tyle razy postulowaną przez „środowisko” (którego zresztą, jako bytu jednorodnego nie ma!) PRZEJRZYSTOŚĆ POSTĘPOWANIA nie byłyby potrzebne te wszystkie oświadczenia, w których - takie można było odnieść wrażenie - zabrakło tylko Putramenta.
      Jawność to warunek demokracji, i prawdziwa cnota…
      To Pan Profesor wie lepiej ode mnie.


      z uszanowaniem
      Jacek K. Zembrzuski
      jako profesjonalny reżyser oceniający Wasz występ znakomicie,
      ale jako zatroskany i uważający za ważne, proszący o jedynie sprawiedliwy werdykt, który brzmi: nieważne.
      Dlatego, że to dla moralności publicznej ważne.

      Usuń
  2. Warszawa. List otwarty Jacka K. Zembrzuskiego

    Znając ustawę daję pełne prawo komisji i ministrowi do podejmowania suwerennych decyzji, tylko, decyzji podjętej wczoraj nie rozumiem! - pisze jeden z kandydatów w konkursie na dyrektora Instytutu Teatralnego.

    W związku z nieeleganckimi próbami nacisku na Komisję konkursową w sprawie wyboru kandydata na dyrektora Instytutu Teatralnego w Warszawie dezawuującymi obowiązujące prawo przed i - od dziś - po konkursie, jako jego pełnoprawny i merytorycznie zakwalifikowany uczestnik postuluję - zgodnie ze swym Programem - natychmiastowe zorganizowanie debaty w Instytucie Teatralnym z czworgiem przesłuchiwanych wczoraj kandydatów, oraz przedstawicielami (wszystkimi uczestnikami?) Komisji...

    Znając ustawę daję pełne prawo komisji i ministrowi do podejmowania suwerennych decyzji, tylko, decyzji podjętej wczoraj nie rozumiem!

    Uważam (to też mój postulat programowy), że przejrzystość i jawność podejmowania działań w sprawie bulwersującej środowisko jest konieczna dla potwierdzenia dobrych intencji MKiDN i wbrew "poparciu" proponuję otwarty d i a l o g.

    To warunek demokracji bo... prawdziwa cnota (władza) krytyk się nie boi.

    Z uszanowaniem

    Jacek K Zembrzuski

    Jacek K Zembrzuski
    Materiał nadesłany
    07-12-2018

    OdpowiedzUsuń
  3. do Macieja Dercza, prawnika MKiDN
    Szanowny Panie,
    interesuje mnie, czemu nie ostrzegł Pan Komisji ds. wyboru dyrektora dla Instytutu Teatralnego (wiadomo mi, że po wyjściu był Pan telefonicznie konsultowany), że chwilowe zrzeczenie się przez Przewodniczącą Komisji prowadzenia obrad NIE JEST RÓWNOZNACZNE ze zgodą na brak kworum przy formułowaniu ocen konkursu: wszyscy oceniają część kandydatów, ale tylko niepełny skład jurorów wypowiada się o wszystkich przesłuchiwanych kandydatach?
    A także, że zaprotokołowane "nie rozstrzygnięcie" j e s t wynikiem głosowania, a nie wstrzymania się od głosowania - w zaistniałej sytuacji całkowicie prawnie nieumotywowanego?
    Czy był Pan uprzejmy poinformować o tym pana ministra?

    z uszanowaniem
    Jacek K. Zembrzuski,
    uczestnik błędnie przeprowadzonego postępowania

    OdpowiedzUsuń
  4. Warszawa, dnia 20 stycznia 2019 roku
    Pan Jacek K. Zembrzuski
    Szanowny Panie.
    Odnosząc się do skierowanego do mnie Pańskiego Listu otwartego, uprzejmie wyjaśniam.
    Wszystko, co chciałem powiedzieć o konkursie i moim udziale w komisji konkursowej oraz w związku z konkursem na stanowisko dyrektora Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego, zawarłem w tekście Głos wolny wolność niewolący, opublikowanym na wortalu IT e-teatr , a także w kwartalniku „Scena” 2018 nr 3-4.
    Przynajmniej do chwili pełnego wyjaśnienia sprawy dyrektora Instytutu, nie będzie z mojej strony żadnych polemik, komentarzy, ocen… Przez „pełne wyjaśnienie” rozumiem decyzję organizatora czyli Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W zaistniałej sytuacji (konkurs nierozstrzygnięty), organizator może:
    Ogłosić nowy konkurs.
    Powołać dyrektora w trybie bezkonkursowym.
    Powierzyć obowiązki dyrektora wybranej przez siebie osobie (na okres nie dłuższy niż rok). Tu w grę wchodzi także powierzenie obowiązków jedynie na czas przygotowania i ogłoszenia nowego konkursu.
    Moje postanowienie niezabierania głosu wynika z możliwości ogłoszenia nowego konkursu. W takim przypadku zgłosić się do niego mogą również osoby, które przystąpiły do wcześniej ogłoszonego i nierozstrzygniętego. Osoby te mają prawo przedłożyć ten sam lub prawie taki sam program, jaki złożyły do wcześniejszej próby (na przykład uznając poprzednią komisję za niekompetentną, bądź nierzetelną). Moje teraz wypowiedziane opinie słusznie mogły by być uznane za próbę wpływania na kształt programów, za próbę utrudniania przystąpienia, a nawet szkodzenia potencjalnym kandydatom.
    „Oprzyrządowanie prawne” konkursu przygotowuje jego organizator i do niego należy ewentualna interpretacja. Jako członek komisji, uznałem je za właściwe. Tu zauważę tylko, że każdy członek komisji ma j e d e n głos, albo prawo nieoddania głosu.
    Z wyrazami szacunku
    Prof. AT Lech Śliwonik
    Jacek Zembrzuski
    ad vocem prof. Śliwonikowi na e-teatrze:
    Panie Profesorze,
    dziękuję za odpowiedź, której skąpi mi ministerialny organizator (także pan mecenas), pytany (z dostępu do info publicznej) m. in. o wzór matematyczny pozwalający przeliczyć zastosowany w konkursie rachunek "polityczny", z którego wynika, że siedem razy trzy (osoby), plus sześć razy cztery równa się z e r o - "osobo-kandydata" po głosowaniu!
    Rzeczywiście, brakuje w tym rachunku głosu wolnego zdrowy rozsądek ubezpieczającego...
Na szczęście, my, Obywatele, mamy w ręku kartkę wyborczą dyktującą władzy - każdej władzy - jej powinności, do których NIE NALEŻY podejmowanie tak ważnych dla teatru decyzji "po uważaniu".
(Prawdziwy) protokół konkursowy faktów się nie boi, tylko stwierdza.
    Kłaniam się
    Jacek K Zembrzuski
    ("nie znajdujący potwierdzenia w oczach właściwych organów") 
PS: głos ewentualnie "nieoddany" nie rozstrzyga o "nierozstrzygnięciu" (z powodu "braku" u kandydatów), tylko o braku wyniku - konkursu z powodu organizatora. To różnica kompetencji

    OdpowiedzUsuń
  5. Warszawa, 21 stycznia 2019
    Szanowni Państwo,
    odpowiadając na wniosek o udostępnienie informacji publicznej z d. 7 stycznia 2019 r. dotyczącej statusu pani Doroty Buchwald w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie, zgodnie z ustawą z dn. 6 września 2001 (...) uprzejmie informuję, że pani Dorota Buchwald jest pracownikiem Instytutu Teatralnego.
    p/o dyrektora
    Dorota Głowacka

    OdpowiedzUsuń
  6. aha, czyli NIE BYŁO GŁOSOWANIA, tylko wynik umówiony ręcznie i, jak mniemam, osobiście?
    I w dalszym ciągu będzie mówione, że to był konkurs, w którym to kandydaci ("żaden") nie spełniali oczekiwań?

    Bo ja bym oczekiwał nie robienia z siebie balona.
    ja
    W dniu 2019-01-24 16:03:28 użytkownik BIP napisał:
    Szanowny Panie,

    W odpowiedzi na Pana wniosek o udostępnienie informacji publicznej z dn. 11 stycznia br. uprzejmie informujemy, że w protokołach posiedzeń Komisji Konkursowej wybierającej kandydata na stanowisko dyrektora Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego, nie ma informacji o wzorze matematycznym, o którego udostępnienie Pan wnosi. Nie pojawia się również informacja o głosowaniu, o którym napisał Pan we wniosku o IP.

    Z wyrazami szacun

    Centrum Informacyjne
    Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor