Dlaczego jest pan aż tak okrutny dla swoich bohaterów?
Widz
Jeśli dzisiaj możliwe jest pisanie dobrych książek o teatrze (wszystko już było) to za najpierwszą z nich trzeba uznać biografię Jerzego Jarockiego Elżbiety Koniecznej. Łatwo zgadnąć, że z powodu bohatera...
Profesor Jerzy Jarocki był fantastycznym reżyserem, jednym z największych artystów teatru jakiego mieliśmy w tym stuleciu.
Byłem przez moment jego asystentem, do jego pierwszego zawału, w PWST przy dyplomie z Różewicza, i nie mogę się nadziwić dowiadując, że tak torturował ludzi. Mnie nigdy nic złego z jego strony nie spotkało, choć nie mogę powiedzieć, jak twierdzi o sobie Duda-Gracz, że mnie lubił.
Z niezwykle wnikliwego portretu pani Koniecznej wynika, że nie tykał tych, którzy się go nie bali . Cenił sobie charakter i własne zdanie?
Odwiedzając go - w imieniu studentów w Klinice Akademii Medycznej - dostałem koniaczek (spod łóżka) i cierpliwość w wysłuchiwaniu peanów o Swinarskim. Umówmy się, że do czasu, bo wizytujący go Jurek Radziwiłowicz stwierdził zmianę koloru twarzy i przerywając mój monolog wpłynął raczej pozytywnie na kondycję pacjenta...
Widziałem mnóstwo, 34, jego przedstawień, i większość z nich zaliczam do największych swych doświadczeń w sztuce. Od "Paternoster" i "Matki" do "Ślubu", "Błądzenia", "Tanga" i "Sprawy", nie ma sensu wymieniać, bo to prawie bez wyjątku arcydzieła. Choć może to nie były wstrząsy, emocjonalne erupcje, ale zawsze strawa do myślenia.
Autorka Biografii - "hołdu dla wielkiego teatru" znakomicie, bo wielostronnie portretuje reżysera.
Kapitalnie rekonstruuje przedstawienia i ich znaczenie, ale koncentruje się na relacjach współpracowników i świadków epoki.
Jarocki był czarodziejem precyzyjnie wydobywającym z tekstu wszystkie dna i rozpychającym znaczenia w kosmos, od kulisy do kulisy. "Zimny", "żyletka"? E tam, po prostu mądry, skomplikowany człowiek i niejednoznacznie opowiadający Artysta. Z jego scenicznej "matematyki" najczęściej rodziła się w odbiorze poezja.
To jest odwieczne pytanie, czy wzruszamy ludzi wtedy, gdy sami jesteśmy wzruszeni, czy wtedy, kiedy zachowujemy trzeźwość, oziębłość i manipulujemy uczuciami. Jan Frycz.
... nie była to fascynacja dotycząca myśliciela, artysty, tylko fantastycznego rzemieślnika, który doskonale wie, jak w tym scenicznym czasie zorganizować ludzi, przeprowadzić myśl, wyselekcjonować środki, żeby to było jasne, klarowne lub zaciemnione - tak jak chciał. Stanisław Radwan.
Ale hola, nie porywam się na pisanie o Profesorze, tylko referuję swój zachwyt książką wydaną w "Znaku". Powtórzę, to dzieło samo w sobie, bo przenika dzieła i osoby o takim potencjale, że ta lektura ubogaca; po prostu wskazuje, jak być powinno, i jakie to trudne.
Z benedyktyńską skrupulatnością (a jak można o Jarockim inaczej?) odtwarza i rekonstruuje szczegóły sumujące się w większą całość: wielki teatr, rozedrganych artystów, prawdę o życiu...
"Ale nic pewnego na ten temat nie wiadomo, bo do końca nie zdjął ciemnych okularów". Nieprawda, ta książka daje pewność jak się dochodzi do doskonałości w sztuce - choć, przyznajmy, wiele jest dróg.
Siedziałem i grałem w karty ze śmiercią.
Ta dziwka oczywiście szachruje
W rękawie zawsze ma asa
Przebija atutem
I mało brakowało i byłoby po mnie
(Błazen w "Życiu snem")
Z dzieła Koniecznej jasno wynika, jak bardzo osobisty teatr robił Jarocki, jak bardzo głęboko wnikał w każde życie i jak wiele wymagał w pracy. W ten sposób osiągał perfekcję.
To, co mówił o nas, o naszych rolach, było głęboko humanistyczne, wypowiadane z wielkim dystansem, z mądrością człowieka, który już odchodzi... (byłem tej nocy obok).
Widz
Jeśli dzisiaj możliwe jest pisanie dobrych książek o teatrze (wszystko już było) to za najpierwszą z nich trzeba uznać biografię Jerzego Jarockiego Elżbiety Koniecznej. Łatwo zgadnąć, że z powodu bohatera...
Profesor Jerzy Jarocki był fantastycznym reżyserem, jednym z największych artystów teatru jakiego mieliśmy w tym stuleciu.
Byłem przez moment jego asystentem, do jego pierwszego zawału, w PWST przy dyplomie z Różewicza, i nie mogę się nadziwić dowiadując, że tak torturował ludzi. Mnie nigdy nic złego z jego strony nie spotkało, choć nie mogę powiedzieć, jak twierdzi o sobie Duda-Gracz, że mnie lubił.
Z niezwykle wnikliwego portretu pani Koniecznej wynika, że nie tykał tych, którzy się go nie bali . Cenił sobie charakter i własne zdanie?
Odwiedzając go - w imieniu studentów w Klinice Akademii Medycznej - dostałem koniaczek (spod łóżka) i cierpliwość w wysłuchiwaniu peanów o Swinarskim. Umówmy się, że do czasu, bo wizytujący go Jurek Radziwiłowicz stwierdził zmianę koloru twarzy i przerywając mój monolog wpłynął raczej pozytywnie na kondycję pacjenta...
Widziałem mnóstwo, 34, jego przedstawień, i większość z nich zaliczam do największych swych doświadczeń w sztuce. Od "Paternoster" i "Matki" do "Ślubu", "Błądzenia", "Tanga" i "Sprawy", nie ma sensu wymieniać, bo to prawie bez wyjątku arcydzieła. Choć może to nie były wstrząsy, emocjonalne erupcje, ale zawsze strawa do myślenia.
Autorka Biografii - "hołdu dla wielkiego teatru" znakomicie, bo wielostronnie portretuje reżysera.
Kapitalnie rekonstruuje przedstawienia i ich znaczenie, ale koncentruje się na relacjach współpracowników i świadków epoki.
Jarocki był czarodziejem precyzyjnie wydobywającym z tekstu wszystkie dna i rozpychającym znaczenia w kosmos, od kulisy do kulisy. "Zimny", "żyletka"? E tam, po prostu mądry, skomplikowany człowiek i niejednoznacznie opowiadający Artysta. Z jego scenicznej "matematyki" najczęściej rodziła się w odbiorze poezja.
To jest odwieczne pytanie, czy wzruszamy ludzi wtedy, gdy sami jesteśmy wzruszeni, czy wtedy, kiedy zachowujemy trzeźwość, oziębłość i manipulujemy uczuciami. Jan Frycz.
... nie była to fascynacja dotycząca myśliciela, artysty, tylko fantastycznego rzemieślnika, który doskonale wie, jak w tym scenicznym czasie zorganizować ludzi, przeprowadzić myśl, wyselekcjonować środki, żeby to było jasne, klarowne lub zaciemnione - tak jak chciał. Stanisław Radwan.
Ale hola, nie porywam się na pisanie o Profesorze, tylko referuję swój zachwyt książką wydaną w "Znaku". Powtórzę, to dzieło samo w sobie, bo przenika dzieła i osoby o takim potencjale, że ta lektura ubogaca; po prostu wskazuje, jak być powinno, i jakie to trudne.
Z benedyktyńską skrupulatnością (a jak można o Jarockim inaczej?) odtwarza i rekonstruuje szczegóły sumujące się w większą całość: wielki teatr, rozedrganych artystów, prawdę o życiu...
"Ale nic pewnego na ten temat nie wiadomo, bo do końca nie zdjął ciemnych okularów". Nieprawda, ta książka daje pewność jak się dochodzi do doskonałości w sztuce - choć, przyznajmy, wiele jest dróg.
Siedziałem i grałem w karty ze śmiercią.
Ta dziwka oczywiście szachruje
W rękawie zawsze ma asa
Przebija atutem
I mało brakowało i byłoby po mnie
(Błazen w "Życiu snem")
Z dzieła Koniecznej jasno wynika, jak bardzo osobisty teatr robił Jarocki, jak bardzo głęboko wnikał w każde życie i jak wiele wymagał w pracy. W ten sposób osiągał perfekcję.
To, co mówił o nas, o naszych rolach, było głęboko humanistyczne, wypowiadane z wielkim dystansem, z mądrością człowieka, który już odchodzi... (byłem tej nocy obok).
Komentarze
Prześlij komentarz