Przejdź do głównej zawartości

SPRAWA STAREGO

Wnikliwe, a nie stereotypowe, przyjrzenie się wypadkom wokół Narodowego Starego Teatru w Krakowie tylko w ciągu ostatniego roku (ministerialny konkurs na dyrektora odbył się tam 9 maja 2017) odsłania prawidłowość rządzącą naszym środowiskiem jeśli nie od zawsze, to od czasu, który skłonni jesteśmy raczej wypierać ze świadomości. Nazwę tę dolegliwość konformizmem w przystosowywaniu się do nieakceptowanych okoliczności i tylko pozorami „buntu” i sprzeciwu, zresztą motywowanego politycznie, choć artykułowanego  zamiast źle skrywanej chęci obalenia rządu, na co środowisko - w większości zdecydowanie antypisowskie - nie ma ani odwagi, ani armat.

Wziąwszy pod uwagę pozostawanie na garnuszku nielubianej władzy stan taki bliski jest psychicznemu rozszczepieniu jaźni i potocznie należałoby go zwać podwójną moralnością.

Oczywiście, robię intelektualne założenie, że organizator teatru według konstytucyjnych wymogów nie jest właścicielem narodowego majątku, tylko jego dysponentem predysponowanym w wyniku demokratycznych wyborów. To samo dotyczy „robotników teatru” czyli aktorów, tyle, że ich legitymizacja pochodzi od publiczności - widzów „głosujących nogami” i kupujących bilety na tych a nie innych - choć, że akurat na tych nie da się dokładnie policzyć.

Uważam, że fałszywa świadomość towarzysząca tej sytuacji nie tylko wpływa decydująco źle na kondycję osób, ale paraliżuje sprawne działanie instytucji.
Wiemy już, że solidarności między nami nie będzie, bo teatr jest miejscem realizowania różnych interesów politycznych, finansowych i estetycznych.
Zespół wcale nie musi chodzić „w nogę” - pluralizm poglądów może ubogacać a nie paraliżować - ale minimum „kochania teatru w sobie, a nie tylko siebie w teatrze” („Etyka” Konstantego Stanisławskiego) raczej nie przeszkadza, tylko pomaga w zasypywaniu przepaści. Od siebie dodam, że użyteczna jest tu także praca - etos pracy podporządkowany prakseologii i wymogom warsztatowym a nie założeniom ideologicznym. Przykładowemu wykonaniu salta do tyłu nie pomoże przynależność partyjna czy niechęć do tego lub owego przywódcy - to się ćwiczy…
Pracujemy na wolnym rynku, co niestety często oznacza brak kryteriów zawodowości. To znaczy brak kryteriów oceniania zawodowości, bo jednak większość z nas posiada tytuły co najmniej magistra sztuki, a to jest poddaniem się weryfikacji kryteriów jak najbardziej profesjonalnych. „Wszystko dozwolone” wcale nie oznacza jakiejś wyimaginowanej wolności w sztuce, lecz raczej pogardę dla umiejętności i jakości (wiedzy o teatrze) - na przykład w medycynie wykluczone i niedozwolone. Chcemy być gorsi od zawodowców? Mamy nie umieć tyle co fachowcy?

Dlatego kryterium zawodowości nie może być tak ostentacyjnie rugowane z robienia teatru (bo, kto co sobie o tym pomyśli, dla tego wywodu jest mniej ważne), a gust nie powinien zastępować wiedzy i doświadczenia.
W tym sensie teatr „nie jest dla wszystkich”, tylko - za Hermanem Hesse - „dla obłąkanych”, czyli wznoszących się ponad codzienność życiowych uwarunkowań - jeśli nie po dwóch, to na pewno po naszej stronie rampy.
„Obowiązkiem linoskoczka fikać kozły, gdy ludzie przyszli” - tak uczył nas Zbigniew Zapasiewicz w PWST i był to postulat warsztatowej gotowości czyli przygotowania, a nie błaznowania pod publiczkę.

Zespół Starego Teatru jest świetny - to cytat z szeroko rozpowszechnionej opinii. Potwierdzam, że bardzo wiele potrafi. Pozostawiam do sprawdzenia, czy to wiele jest wykorzystywane z naddatkiem dla rozwoju, czy tylko dla utwierdzania w podobaniu. Uprzedzam, że odróżniam jakość od popularności.
Brak rozwoju i ciekawości to dla aktora starość i warsztatowe obumieranie (tak, jak nie granie w nowych sztukach); zastępowanie tego ideologizowaniem to podważanie swego wizerunku i wiarygodności… 

Od roku ten Zespół jest poddawany swoistemu praniu zbiorowego mózgu. Najpierw, wcale tak gremialnie nie akceptowany ze względu na metody i sposób traktowania ludzi Jan Klata został wykreowany przez ministerstwo kultury na bohatera i autentycznego przodownika, a potem nieprzygotowany (bo przygotowanego profesjonalnego artystę wyrzucił) „cywil” Marek Mikos, z wątpliwego pod względem prawnym i niewątpliwie niemoralnego nadania, zdestruował wszystko, co było do zepsucia w tej drużynie. Nie dał jej - im szans na role, na ciekawy repertuar i na spotkanie z osobowościami.
Wszystko zaczęło się robić małe, złe, niezrobione i coraz mniej oglądane. I było tak, że tylko wstyd miał ich przeżyć…

Statut Teatru nakazuje powoływać Radę Artystyczną jako organ doradzający dyrektorowi. Po wieloletnim jednowładztwie Klaty Mikos zdecydował zwołać reprezentację aktorów w sytuacji, gdy co i rusz nadziewał się na odmowy reżyserów i kompromitujące go dementi tych, których zapowiadał w publicznych wystąpieniach. Ze zwycięskiej aplikacji konkursowej nic mu nie zostało ani w sensie personalnym, ani merytorycznym. Ktoś czymś „wygrał”, ale nie oglądamy tego, tylko kogo-co innego… Mikosa zbłaźnionego.

A „młot” ustawy o „odstępstwie” od programu wisi nas głową odstępującego… 

Wtedy Rada uradziła, że podyktuje („weźmie odpowiedzialność”) dyrektorowi repertuar i wykonawców na kolejny, po już straconym, sezon w Krakowie.
On zostanie na posadzie a oni będą „programować”, czyli faktycznie decydować. Precedens w historii światowego teatru, bo takie artystyczne kolektywy nie sprawdzały się nawet w Związku Radzieckim. O indywidualnej odpowiedzialności - w końcu za pieniądze, bo obsady - ani słowa. O tym, kto kogo tam lubi a kogo mniej, więc z grania nici - ani słowa. Ale w wywiadach o „integralności” i „dobru” zespołu pełno skarg Kalego…

Wreszcie, na samą wieść o zawłaszczeniu Rady, niejaka Gildia pań reżyserek i panów reżyserów, niewątpliwie polskich, powstała po nominacji Mikosa z Gieletą, by wyrazić swe zaniepokojenie i bez owijania w bawełnę wezwać do odmowy współpracy z ministerialnymi nominatami zmieniła zdanie i zaczęła głosić, że żadnego bojkotu nie proklamowała, a że z wymienionymi aktorami się znała to - i hipokryzja kwitnie…

A ja twierdzę, że tylko od nas samych zależy nasz los. Niedawna historia aktorów łamiących przymierze z publicznością zna skutki postępowań takich jak bojkot versus kolaboracja…
Widz pamięta. Wybór należy do nich!
I nie jest tak, że aktorzy są bezsilni w tej sytuacji. Zawsze stoi za nimi ich dorobek i zaufanie widowni. Triumf woli, a nie komedia na pokaz.
                                       a u mnie nawet te Panie były razem

Komentarze

  1. R. A. wdaje się w bardzo ryzykowny i moralnie dwuznaczny układ, bo "programując" (przepychając) np. panią Monikę Strzępkę naraża dyrektora na odwołanie przez ministra za nie realizowanie wcześniej uzgodnionego programu ("dobrej zmiany") i siebie na rozwiązanie po dymisji Mikosa. I wtedy wszystkie umowy z kolegami reżyserami biorą w łeb, a aktorzy zostają z ręką w nocniku. Ciekawe, czy któryś z Radców o tym pomyślał?

    OdpowiedzUsuń
  2. Monika Strzępka na drugim posiedzeniu Gildii R i R była uprzejma słusznie ostro atakować Marka Mikosa i nawoływać do bezwzględnego bojkotu i odmawiania pracy w Starym. Ale na kolejnym etapie, gdy propozycja zostanie zasuflowana przez jej aktorów to pójdzie na współpracę z pogardzanym Miksem z pocałowaniem ręki. To jeszcze teatr, czy już tylko Towarzystwo Adoracji Wzajemnej, które w ramach spółdzielczości dysponuje kaską ministra.
    A wystarczy odmówić (mieć charakter) i w ten sposób pozbawić Mikosa i ministra złudzeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Koncept Rady Artystycznej przykrywa chęć powrotu do układów sprzed Mikosa za gwarancję dla Mikosa. Tylko wybrana grupka aktorów gra i zarabia - tutaj obsadzając swoich kolegów u kolegów reżyserów. Różnorodności w tym nie ma, tylko kumoterstwo, choć dyrektor ogłosi, że przecież był zwolennikiem zapraszania wszystkich i nie przyzna się do narzucenia mu dyktatu.
    Ministerstwo się ośmiesza i dociera do ściany własnego braku kompetencji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowny Pan
    Piotr Gliński,
    Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego

    Szanowny Panie Ministrze,
    Pragniemy wyrazić ogromne zaniepokojenie sytuacją, w jakiej znalazł się Narodowy Stary Teatr po wyborze na jego dyrektora Marka Mikosa, a przede wszystkim po ujawnieniu przez dyrektora Mikosa braku jakiejkolwiek koncepcji na prowadzenie tej sceny. Marek Mikos złożył aplikację konkursową, w której jako współautora wymieniał Michała Gieletę, rekomendując go jednocześnie na swojego zastępcę do spraw artystycznych. Wymieniał również dramaty, które chciałby realizować w Starym Teatrze, nazwiska dramatopisarzy i reżyserów, których pragnąłby zaprosić do współpracy, czym przekonał komisję, że jego propozycja jest najlepsza.
    Marek Mikos i Michał Gieleta wygrali konkurs wbrew woli dużej części środowiska teatralnego, ekspertów oraz samego zespołu Narodowego Starego Teatru.
    W sierpniu 2017 pojawiły się informacje o tym, że Marek Mikos zrezygnował ze współpracy z Gieletę, który miał być odpowiedzialny za kształt artystyczny kolejnych sezonów w Starym Teatrze. Aż do 1 września, kiedy to Marek Mikos oficjalnie został dyrektorem Narodowego Starego Teatru, nie chciał przedstawiać żadnych planów ani ujawniać pomysłów na prowadzenie tej sceny. Po konferencji prasowej dyrektora Mikosa, która odbyła się 6 września 2017 w Starym Teatrze, nie ma już wątpliwości: przedstawiony na niej chaotyczny zestaw tytułów i tematów nie ma nic wspólnego z programem zawartym w aplikacji konkursowej. Program, którym Mikos i Gieleta wygrali konkurs, przestał być aktualny. Naszym zdaniem jest to podstawa do odwołania dyrektora Mikosa, który nie realizuje żadnego punktu programu zaprezentowanego komisji konkursowej, co potwierdza w licznych wypowiedziach medialnych*.
    Niejasna jest sprawa Michała Gielety – Marek Mikos utrzymuje, że Gieleta zrezygnował z pracy w Starym Teatrze, natomiast sam zainteresowany temu zaprzecza w rozesłanym do mediów oświadczeniu. Konferencja prasowa pokazała również, że nowy dyrektor nie ma absolutnie żadnego pomysłu na prowadzenie Narodowego Starego Teatru i nie ma do tego koniecznych narzędzi, czyli przede wszystkim artystów, którzy mieliby realizować spektakle. Reżyserzy, z którymi rzekomo Marek Mikos rozmawiał i którzy mieliby reżyserować w Starym Teatrze, jak Józef Opalski czy Giovanny Castellanos, dementują te informacje.
    Pozostawienie Marka Mikosa na stanowisku dyrektora grozi zapaścią Narodowego Starego Teatru i jej regresem do podrzędnej, lokalnej sceny**.
    Apelujemy o pochylenie się nad sprawą Starego Teatru i ocalenie go przed artystyczną klęską.
    Kraków, 08.09.2017 (503 podpisy)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzialność ministra Glińskiego jest tu bezsporna i kompromitująca. Nie osiągnął żadnego ze swych celów. Teatr gra to, co grał za poprzedniego dyrektora. Nowe premiery nie są konserwatywne, tylko nieudane. Publiczności ubywa, aktorzy odchodzą, a w perspektywie szykuje się wprost powrót do tego, co było za Jana Klaty. Na co czeka Piotr Gliński z dymisją Marka Mikosa, na utratę zaufania dla swego rządu?

    OdpowiedzUsuń
  6. najwyraźniej na barbarzyńców! To ostatni moment ratowania dobrego imienia i Teatru, który powinien pozostawać w polu szczególnej troski.
    Miejmy nadzieję na mądrość po szkodzie...

    OdpowiedzUsuń
  7. – Tę piosenkę dedykujemy obecnemu dyrektorowi Teatru Starego, Markowi Mikosowi. Proszę Państwa, „DEBIL”.

    Swój apel o wolność wykrzykiwano, odwołując się do postaci Jakuba Szeli czy Piotra S. Ze sceny padały zwroty: „Punk is Dad”, „Prawicowa kurwo, „obrońco życia” – przeciw Tobie podpalił się człowiek. Co na to powiesz? Podpalił się człowiek!”, „Ja jestem stąd i stąd mam miesiące. Nie dorobią mi zdradzieckiej mordy narodowce. Jestem stąd i stąd mam miesiące”, „Od kiedy stała się taka wściekła? Może od ławkowego getta? Albo jak mówił ksiądz ekscelencja – że pedofilia to wina dziecka?”, „Nudzą mnie Twoje pytania; ‘co z nami będzie, co się z krajem stanie?’. Odpowiedź w siedmiu słowach mogę Ci dać – jebać, jebać, jebać i się nie bać”.
    CZERWONE ŚWINIE - Strzępki i Demirskiego... Dobra zmiana w Starym Teatrze?

    OdpowiedzUsuń
  8. Reasumując (nie tylko za "Gazetą Wyborczą"):
    - Rada Artystyczna narzuca ("programuje") Mikosowi Monikę Strzępkę, która wywrzaskuje z estrady, że on jest debilem, a prof. Gliński ("jebany, jebany, jebany...") za to płaci opowiadając, że to "dobra zmiana" i tylko Gildia zaciera ręce zamiast starać się o emerytury.
    - Marek Mikos nie dogaduje się z aktorami i zostaje z niczym przekupując kolejnych niezorientowanych reżyserów, którzy wobec wrogości zespołu masakrują NST powodując kolejne odejścia aktorów i publiczności. Gildia po raz trzeci zmienia zdanie a Gliński, jako wicepremier zajmuje się sprawami wagi państwowej nie mając czasu na komediantów. Wybory: i państwu dziękujemy.
    - MKiDN zapoznaje się z ustawą "o organizowaniu" i wyciąga konsekwencje wobec ustawionego dyrektora, który który robił je w konia i mianuje kogoś profesjonalnego. Rada jest automatycznie rozwiązana i lepiej, by zapomniała, co oświadczała, a Gildia zajmuje się byciem czymś w rodzaju zz rir, zamiast kumoterstwa.
    Wszyscy zdrowi. Profesor przecina kolejną wstęgę

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie jestem ze środowiska i z zażenowaniem czytam, że aktorzy decydują za dyrektora, że będzie ich reżyserowała na przykład osoba, która publicznie wymyśla dyrektorowi od debili i wulgarnie odnosi się do rządu, który będzie za te wszystkie układy państwa artystów płacił. Przecież konkurs odbył się po to, by sytuacja w teatrze ewoluowała, a nie utwierdzała poszczególne grupy interesów w swych wcześniejszych okopach. Jeżeli ktoś - minister kultury? - popełnił błąd, to powinien go jak najprędzej naprawić.

    OdpowiedzUsuń
  10. mój komentarz jest taki, że RA już otwarcie deklaruje KOLABORACJĘ z Mikosem kontentując się pozorami działania wobec Polewki!
    CZEMU KOLEDZY NIE ŻĄDAJĄ NATYCHMIASTOWEGO USTĄPIENIA MARKA MIKOSA!?
    Co powoduje nimi w tych konszachtach?
    Wymuszenie udziału w tym interesie (podziale ministerialnej dotacji, jednej z największych w kraju) tylko (ich) krewnych i znajomych królika?
    Co?
    Gdzie jest w tym dobro teatru, skoro młodzi aktorzy odchodzą nie godząc się na metody i poziom (!) Mikosa?
    Czy starzy są naprawdę tacy starzy, że nic im się nie chce, tylko święty spokój (kredyty, pożyczki) i leci kabarecik, czyli, by było tak, jak było za Klaty, i tak się poukładało, że R. A. musi dopilnować?

    Gdzie w tym jest minimum przyzwoitości i zapisanych w Statucie Teatru uprawnień Rady, która nie ma prawa niczego programować i dyktować: w teatrze obowiązuje odpowiedzialność indywidualna!
    MIKOS MUSI UPAŚĆ.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kompromitacja moralna części aktorów NST postępuje w trybie przyspieszonym i to, co było przedmiotem spekulacji staje się przykrym faktem.
    Atak na Polewkę, jako lekarstwo na wszystko kiepskie, które się tam odbywa jest prowadzony tak bez klasy i z takim brakiem wyobraźni, co do konsekwencji, że tylko Dejmka "dupa do srania" tłumaczy tę intelektualną zapaść, którą, koledzy koledze, brudzą sobie łapska.
    Co za strateg krótko-myślowy wypuścił takiego bąka? Przecież to wyrok na siebie i swoje kombinacje. Podkładka dla ministra, by rozpędzić całe to umawianie się na publiczne pieniądze i publiczne świadectwo wobec ludzi, że państwu artystom w głowach się poprzewracało i należy z nimi zrobić porządek. Szkoła Jana Klaty przynosi zatrute owoce

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor