Przejdź do głównej zawartości

Wesele z Wandą w tle

Był sukces! Niewątpliwie ostatnie przedstawienie Jana Klaty pokazywane na WST wobec licznie zgromadzonej publiczności odniosło bezapelacyjne zwycięstwo nad rządem.

Jak przewidywałem (z kontekstu łatwo było przewidzieć) odbyła się  spontaniczna manifestacja antyrządowa na widowni Teatru Dramatycznego (pomnożona przez wszystkie powtórzenia spektaklu, których nie byłem, jak w finale rozgrywki, przytomny). Wyspiański dał pretekst bardzo ogólny, ale ręki przyłożył profesor Gliński, wicepremier tego rządu, wraz z koleżanką Wandą Zwinogrodzką bezpośrednio odpowiadającą…

To nie pierwszy taki wypadek w dziejach teatru, gdy niemądre decyzje polityków (i w Paryżu i w Warszawie i we Wrocławiu, gdzie władza nie potrafi przewidywać skutków swoich działań) wznoszą przeciętny kształt i robotę realizatorów na poziom wydarzenia, nie tyle estetycznego, co politycznego. Spektakl działa w  k o n t e k s t c i e , czyli jest  faktem społecznym mającym znaczenie wybiegające poza scenę „dwudziestu kroków wszerz i wzdłuż”, oraz czasu spotkania z garstką widzów. Teatr żyje plotką (a Wyspiański, ho, ho) i w legendzie. Wiceminister Zwinogrodzka ciężko pracowała na jej tworzenie i warszawskie występy stanowią rodzaj aktu założycielskiego jej ucukrowania. Dalej będą mieli z górki...

Właściwie rozmowa (recenzowanie) o tym jakie to było nie ma żadnego znaczenia wobec faktu wytworzenia się w i ę z i między sceną a widownią na temat, który leży odłogiem w obowiązkach Centrum Informacyjnego MKiDN.
I to jest w porządku, bo to też jest teatr: iskrzyć „na linii” jest jedną z powinności Aktorów, którzy, „tak kiedyś, jak i teraz”… Reszta u Wyspiańskiego, choć nie u Klaty.

Zawaliło ministerstwo - jeśli weźmie się pod uwagę długotrwałe skutki tego triumfu artystów nad krótkowzrocznością i brakiem wyobraźni urzędnika.

Bo jakie miało być to przedstawienie, jeśli nie wiecowe, wykrzyczane w nos, z pasją rzucone, „jak w pysk” widowni, ale i bez aluzji wiadomo o kim… Nie lubimy rządu, ale jesteśmy przezeń sowicie dotowani! Stanisław W. to przenikliwy gość, „a to Polska właśnie” działało i działa wczoraj i zawsze. Teatrolożka o tym zapomniała? Bo kochani artyści są na granicy moralnej schizofrenii: i chcieliby ("zespół", "integralność", "wolność w sztuce" - nie dla pioruna, raczej dla znajomych) i boją się - utraty ministerialnej kasy. 
Rządowi dziennikarze tego nie ulakierują - wieść poszła w lud.

Tak się tworzy wspólnota! Nie chcę przez to powiedzieć, że Jan Klata obali rząd, ale, że Wanda Zwinogrodzka gra kiepsko najgorszą rolę swego życia - to napewno.

Od teatru rządy upadały nie raz, bo właśnie siła symboliczna teatru multiplikowana w wieści gminnej uruchomia procesy, nad którymi później traci się panowanie. A pycha - przypominam - kroczy przed upadkiem.
Czy, że to zwycięstwo odbywa się kosztem myśli autora i złożonej struktury utworu, że „Furia” (metalowi muzykanci) mają tu rolę uderzeniową, rewolucyjną, a nie autorefleksyjną ma dziś jakiekolwiek znaczenie? Upraszczamy, upraszczamy. Nasza droga prosta...

Sztuka ewidentnie traci na polityce, ale - sami sobie zgotowaliśmy ten los. Wybory były demokratyczne.
PS: niestety, na scenie jest gorzej niż przypuszczałem. Przedstawienie jest bardzo kiepskie, nie daje do myślenia, a momentami przeraźliwie głupio, z pomysłami (dekonstrukcja) od czapy - choć dobrze, owszem, grane.
Np. Poeta do Panny Młodej: "a niech no tam przyłoży ręki..."
Ona: "ano coż, że mi taka nauka"... I tu Wyspiański: "serce". On: "a to..."; no, właśnie... I wszystko jasne.
A u Klaty: ona nie mówi o sercu, tylko on dotyka jej wzdętego brzucha (bo, mimo, że rzecz dzieje się 24 godziny dziewuchy są tak śwarne (to jeden z naczelnych tematów przedstawienia), że zdążyła się dorobić, i on ewidentnie wskazując na dziecko niepoczęte mówi: a to P właśnie...
No dobrze, rozumiem, nadzieja na przyszłość - w dziecku, ale dlaczego np. ja jako mężczyzna mam być wykluczony, jako niezdolny - do ciąż - jako mąż i nie mąż?
Wyspiański napisał, że Polskę każdy nosi w sercu, a Klata, że baba w brzuchu... To chyba trochę mniej niż u autora, chociaż może i modnie i genderowo, ale jakby z sensem zawężającym. I tak to leci: disco-polo, choreograficznie, czyli gwałtownie ruchowo. Poprzez muzykę, że wszystko jasne, że się nie może udać. I sukces i manifestacja i stojące...
Corpus delicti:

Są w kompletnej dupie, w rozsypce, jak dzieci, i p o d z i e l e n i ! 
Dostali zastrzyk owacji, ale po Krzyżowskim widzę (latał po placu jak kot z pęcherzem, oddalał się i przybliżał do mnie, wreszcie uciekł, ale coś pokrzykiwał), i chodzą stadami a nie razem... 

Oczywiście najwięcej korzysta Janek, pławiący się w uwielbieniu, którego rok temu miał za grosz (ale nie z Miśkiewiczem), ale też szybko zwiał, zamiast świętować zwycięstwo do rana. 
Za stary wróbel jestem, by nie wiedzieć, co takie zachowania znaczą… Dają się rozdrabniać, jak sztuka mięsa. I teraz prawdopodobnie już też przez Mikosa, który przecież to wszystko widzi na codzień…
„Bo, panie Jacku, pan nie wie, jak tu jest („Pan nie jest z Krakowa”), pan nie wie, jak tu jest”… Jak pijani płota. 

A Oświadczenie RA to kto podpisał, przecież sygnatariusze siedzieli przede mną. I żadnych wniosków, żadnej nauki ze zmieniającej się sytuacji. Tylko niewiara w cokolwiek własnego, co mogłoby zaowocować… Tylko młodzi. 
G., która za mną nie przepada, aż się rozjaśniła jak powiedziałem o konieczności walki i nie-kolaboracji. A starzy: „bo zespół".

Owszem, grają to zespołowo, ale nie dlatego, że wypracowali sobie taki etos, tylko dla solówek tu nie ma miejsca, bo nie ma z r o b i o n y c h postaci, są tylko marionetki (!) Uruchamiane bardziej do tańczenia i energetyzowania przez Maćko P. niż do myślenia przez Janka K. To INFANTYLNE! I poniżej ich klasy.
I taki to teatr: PONIŻEJ SIEBIE I TEGO CO POTRAFIĄ…

Starym już się nie chce, to, jak Dymna, przespacerują się po scenie i zbiorą śmietankę, albo, jak Gancarczyk, wybebeszy się z Nosa (Dziennikarza) nie wiedząc, co gra… O Edwardzie Lubaszence nie wspomnę, bo mi wstyd. Kiedyś w tym teatrze aktorzy zadawali pytania reżyserom lepszym od Janka. Dziś jadą po chwilówki popularności.

"Aktor, który nie gra, nie próbuje - marnieje", mówi Chrząstowski, i chcą legitymizować Mikosa, który nie umie im tego zapewnić. To podwójna moralność? Pytam, bom zmartwiony.
Owszem, Maryna, Panna Młoda, w tym jest jakaś interpretacja i wdzięk własny, ale już Rachel - skaranie reżysera, a przecież widać, że Krzanowska potrafi, ale idzie na pasku bzdury rozerotyzowanej. 
Oni się tam oduczyli myślenia samodzielnego…
A ja przecież wielokrotnie widziałem, co potrafią! To nie, wolą od brawka do brawka. 
To stary teatr. Bardzo się posunęli ostatnio.
Nie wiedzą, co grają. Choć niektórzy po warunkach (Czepiec, Gospodarz) robią to przekonująco.

Pamięta się z tego jakieś role? Dobra, Pan i Panna Młoda… Ale oni lecą też raczej takimi drobiazgowymi pomysłami (grepsami), od sceny do sceny, a nie, by budowali konsekwentne postaci, które są jakieś, na naszych oczach przeżywają „coś”, i to ich zmienia, więc w finale są inni. 
A tu: chocholi taniec na wejście, to nie ma co grać… Mówię o sztuce, a nie widowisku, w którym zawsze można z furią… Przypierdolić. A odpuścić?
Kto? Gdzie? W Locie nad kukułczym gniazdem Mc Marphy mówi: „przynajmniej próbowałem…”
Która z postaci tu przynajmniej próbuje zmienić w rzeczywistości scenicznej cokolwiek? Nul, zero. Wszyscy wpisani w „wizje”, czyli reżyser ma pomysły. Marta Fik się w grobie przewraca na tę „konfekcję teatralną” (to Puzyna). Wszystko to już było - np. marionetki u Hanuszkiewicza.

Męczące intelektualnie przez p u s t k ę w rozumie reżysera.
I co mnie musi obchodzić, że to się klakierom podoba?





A potem rozmowa: i karesy i dusery, i jacy państwo wspaniali, a oni: robimy co możemy, ale co my możemy - że niby nic!
No to ja do mikrofona - podsumowując:

Że przytaszczyłem swoje 50 kg gipsu, by państwu podziękować serdecznie i pogratulować sukcesu, który był, choć ręki do niego przyłożyła moja koleżanka, Wanda Zwinogrodzka...
Że zgoda, że praca zespołowa - to widać - ale brak zgody, że nic nie możecie. MOŻECIE - mówię im - wszystko (!) i wszystko tylko od was zależy... Nie wolno wam kolaborować z niechcianym dyrektorem, bo go w ten sposób sankcjonujecie na posadzie, a trzeba go usunąć. MIKOS MUSI UPAŚĆ! 
I że bojkot w przeszłości bywał skuteczny, bo Jaruzel był gorszy od Kaczora - i daliśmy radę. Czego i wam życzę...

Jakieś szmery na widowni, że my tu mamy inne zdanie - jakby kto pytał.

I się zaczęło. Ja do taxi, ale na tarasie z młodymi, że dzięki, ale walczcie, bo nikt wam tego nie da... Ze zrozumieniem!
Na co Dymna - jedyna pyta, co się panu stało? I huzia a Józia... Bo pan nic nie wie, my som dzielni i nie ma wyjścia, bo zespół w zespół. I koło niej Karkoszka, którą chciałem wycałować, bo parę lat... I już widzę, że podział: starzy - młodzi...

To ja do taxi a za mną Krzyżowski, członek Komisji konkursowej i dziś w Radzie Artystycznej, która ogłosiła, że będzie współpracować, pod warunkiem podyktowania dyrektorowi repertuaru i reżyserów czyli przechwycenia faktycznej władzy za utrzymanie go na posadzie... Chodzi i przede mną chodzi, ale nie podchodzi, wreszcie:
Pane Jacek, a czy pan zna wypadek zwycięstwa aktorów w starciu z władzą? Ja mu: ZNAM... Nad Jaruzelskim poprzez bojkot!
Ale teraz - on... Jakie teraz? - ja. Co to wojna? Wtedy było gorzej i daliśmy radę komuniście.
CZYLI WYZNAŁ MI SWĄ BEZRADNOŚĆ I PRÓBOWAŁ SIĘ USPRAWIEDLIWIĆ.

Pytam: czy mogę panu uścisnąć rękę z podziękowaniem?
A on: NIE! I uciekł, wykszykując: "bo pan mnie wyzywa od kolaborantów". Taki monolog aktora (po)uczciwego, tylko w głupiej sytuacji. Nerwy zamiast myślenia.
"Wesele" Stanisława Wyspiańskiego jest w Starym Teatrze ciągle do zrobienia... 

Będą Was, Drodzy Koledzy, "dymać" i robić w konia (robi to nawet Mikos), jeśli się nie ogarniecie i nie dojdziecie do swych szans i praw: o d m o w y wykorzystywania, zamiast KOMBINOWANIA. Wasze zdrowie

Komentarze

  1. "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Jana Klaty ze Starego Teatru w Krakowie na 38. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Maciej Stroiński.


    Warszawskie Spotkania Teatralne nie wyobrażają sobie siebie bez Starego Teatru, tak jak większość widzów w Polsce. Tylko Stary Teatr wyobraża sobie siebie bez Starego Teatru. I nie tylko wyobraża - robi to. Stary Teatr gra w Warszawie, a w Starym Teatrze gra, ale kto inny. Nie można powiedzieć, że nie ma "Wesela" w ofercie na miejscu. Stary powoli staje się gościem we własnej siedzibie.

    Nie lubię mówienia, że jakiś zespół aktorski jest "najlepszy w kraju". Bo "najlepszy zespół" najczęściej oznacza, że obecnie ma najgorzej, ma najbardziej przejebane, najlepszy to tyle, co najnowszy pokrzywdzony. Taki polski lans na traumę. Aktorzy Starego byli bóstwami, zanim mieli przejebane. Nie powiem, że "najlepsi", ale tak pomyślę.

    Można było przypuszczać, że źle nie będzie, ale występ w Dramatycznym doprowadził widzów do spadnięcia kapci. Zagrane na pełnej piździe. Na koncertach zdarza się czasem "ściana dźwięku", a tutaj poszła od sceny fala uderzeniowa powybuchowa. Cytując klasyka: świat wypadł z kapci! To było WESELE, czysta radość z grania, czysta radość z oglądania. Byłem dumny, jakbym był ich mamą.

    Najgorszy przelot tego przedstawienia to była premiera i wiecie dlaczego. Po tamtym wieczorze pomyślałem sobie, żeby może rzucić teatr, bo ja tego nie wytrzymam. Rok później szczęka człowiekowi spada, że "Wesele" nie umiera, że jest czymś więcej niż suma wydarzeń, że sztuka w ogóle bywa nie do skasowania.

    Nie wiemy, co będzie - ze Starym, ze wszystkim. Ale wiemy, co jest, widzimy na oczy. Tego zespołu już po części nie ma, ale jest obsada, która czasem wieczorem zbiera się na scenie.

    A żeby było już mega podniośle, zróbmy wycieczkę do świętego Pawła. Na przykładzie "Wesela" w reżyserii Klaty widać sens głęboki Listu do Rzymian. Nasz rząd zachowuje się dokładnie tak, jak w rozdziale siódmym: "Nie rozumiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to czynię". Czego rząd nasz nienawidzi, a mimo to czyni? Niszcząc "Wesele" i teatr, który je wystawia najlepiej obecnie w kraju, rząd wykorzenia kulturę narodu nie gorzej niż zabór. A wynaradawiania podobno nie lubi. Nie trzeba długo się wpatrywać, by w tej partii politycznej zobaczyć nihilizm, czystą chęć zniszczenia.


    "Bóg Wam gości pozazdrości"
    Maciej Stroiński
    24-05-2018

    OdpowiedzUsuń
  2. Oto dzisiejsza wersja historii wesołej, a ogromnie przez to smutnej, która po pokazie na WST większość widzów porwała do owacji na stojąco.

    Tomasz Miłkowski

    OdpowiedzUsuń
  3. Klata jednak nie chce niuansować i stopniować. Zresztą oprócz bardzo ogólnej konstatacji, że Polska jest zarażona śmiercią i dramatycznie podzielona, nie proponuje jakiegoś ciekawszego komunikatu. Owszem, Czepiec na słowa: "Nie polezie orzeł w gówna", rozchyla koszulę i pokazuje "odzież patriotyczną" - czerwony T-shirt z białym orłem w koronie, zaś widmo Rycerza Czarnego, Zawiszy, to eksponująca nagi biust Małgorzata Gorol z powstańczą opaską, która miast opowiadać o triumfach Grunwaldu, uwodzi umiejętnie spreparowanym tekstem o trupach i śmierci. Zamiast mocy i chwały, wiadomo: samobójcza gloryfikacja ofiary i klęski.

    Od początku nie ma nadziei na wielki wspólny czyn: Wernyhora wypowiada jakieś wariackie proroctwo o Polsce od morza do morza i zamiast złotego rogu wręcza Gospodarzowi pustą plastikową reklamówkę.

    Klata prezentuje więc tradycyjne menu współczesnego polskiego inteligenta, nie podejmując próby zrozumienia dynamicznej współczesności.

    Andrzej Horubała DoRzeczy

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka została wybuczana podczas wczorajszego koncertu w Filharmonii Narodowej. Za buczenie dostało się profesorowi orientalistyki UW. Jan Pospieszalski wyraził swoje oburzenie "barbarzyńskim" zachowaniem sprzeciwiających się władzy. Narodowy Instytut Fryderyka Chopina nie komentuje incydentu. Filharmonia odcina się od zdarzenia.

    30 sierpnia w Filharmonii Narodowej w Warszawie odbył się ostatni koncert w ramach 12 edycji festiwalu "Chopin i jego Europa". W trakcie wydarzenia głos zabrała wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka. Jak relacjonuje Gazeta Wyborcza, wyszła na scenę, a następnie odczytała list w imieniu ministra kultury i wicepremiera Piotra Glińskiego. W liście padały m.in. słowa o "wartościach narodowych muzyki Chopina".
    Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas
    Część publiczności zaczęła buczeć i zagłuszać Zwinogrodzką. Inni klaskali i wykazywali dezaprobatę wobec tego typu gestów. Gdyby tego było mało, jak pisze Wyborcza, w przerwie doszło do kolejnego incydentu. Jeden z widzów miał zacząć szarpać za ramię profesora orientalistyki UW Piotra Balcerowicza, znanego melomana, który buczał podczas przemówienia wiceminister. - Ja mam prawo buczeć, pan ma prawo klaskać - miał odpowiedzieć mu profesor. Zdaniem profesora list odczytany przez wiceminister miał wydźwięk polityczny. - Niech sobie robią wiece polityczne gdzie indziej, niech zostawią Filharmonię muzyce. Dobra sztuka obroni się sama - powiedział Wyborczej.
    Więcej: http://metrowarszawa.gazeta.pl/metrowarszawa/1,141637,20624681,incydent-w-filharmonii.html

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor