Przejdź do głównej zawartości

palmy samojezdne

Koniec teatru litewskiego odbył się na scenie narodowej z przyłożenia ręki kumoterstwa i braku zawodowego przygotowania komisarz Doroty Buchwald, klepiącej w wywiadach banialuki i nie potrafiącej odpowiedzieć na najprostsze pytania - np. o ideologiczne zaangażowania - Marka Kochana; w ten sposób demolującej standardy i wiarygodność tego opiniotwórczego kiedyś przeglądu. To nie rzecz gustu, tylko wiedzy i przyzwoitości. Gdybyś niedźwiedziu cicho w lesie siedział, to by(m) się o tobie [ja] Wojski nie dowiedział...
Ale stało się: ideał sztuki teatru sięgnął bruku p r e t e n s j o n a l n o ś c i !
Lupa przy Bernhardzie w Wilnie załatwił. Trzeba mu oddać, co lupiaste, czyli destrukcyjną rolę permanentnego wprowadzania do teatru przydupasów, nieudaczników i niezdolników. Łukasz Twarkowski się ten tu grafoman nazywa. Herbut ręki przyłożyła. Kurtyny nie ma.

Zapośredniczenie goni tu zrzynkę i Castorfem sprzed dekady pogania, nawet z Zadary skopiowane filmowanie makiety dekoracji, więc nagrodzenie tej kradzieży własności intelektualnej świadczy o Litwinach znacząco, ale nie najlepiej. Polak (monter video) wziął odwet za Wilno i skompromitował. Wszystko już było.
Z zażenowaniem patrzyłem na tę banalną telewizję śniadaniową kręconą z ręki jak reklama ogrodnictwa szklarniowego (palmy, jak Boga kocham, same jeżdżą i Twarkowskiemu odbijają) okraszoną ironijkami na poziomie: dziś wieczór gramy, że nie gramy, bo przecież się nie wygłupiamy, że to jakaś literatura (banalne rozmówki), akcja (kryminał z gazety), aktorstwo i rola (prywatna prywata) i sens (wybujałe ego asystenta Krystiana). Postdramatyzm w całej swej durno-ogłupiającej krasie. I polityczne deklaracje, a jakże, o manipulowaniu przez media, co to tu wicie - Polacy - rozumicie...
Poziom intelektualny tego do niedawna czołowego w Europie teatru, oryginalnego i wyróżniającego się zakorzenieniem w historii i mitologii sięgnął dna i zapukał "nowocześnie" (multimedialnie) od spodu... 
Za to lewizna mentalna kuratorki wydającej ministerialne pieniądze na myślowy b a d z i e w, brak czegokolwiek do powiedzenia i modne zapowietrzenia, po raz kolejny objawił kiepszczyznę rządzącą lewicowym / spółdzielnianym biznesem teatropodobnym na (przy)rządowych posadach.
To sobie poszedłem, bo są granice, które im przekraczać wolno. Dlaczego? Jak długo jeszcze? Po co i po ile? SPADAJCIE!

https://www.facebook.com/lionel.lutringer/videos/1133797406659969/


Komentarze

  1. Byłam, widziałam, potwierdzam. Pretensjonalność tej telewizji potwierdza diagnozę Drewniaka, że w litewskim teatrze zachodzi zmiana. Ale nie "wypowiedzieli niewypowiedziane", tylko skopiowali dawno realizowane, czyli dołączyli do trendów i tendencji. Szkoda, bo kiedyś się wyróżniali.
    Krystian Lupa bywa bezkrytyczny i bardzo zaangażowany. Jeszcze raz: szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. i to jest problem litewskiego "rządu" i p. t. publiczności.
    Ale, co mi z tego za moje pieniądze? Jakbym nie widział Castorfa?
    Obrażam Castorfa, bo ten tu przy-lupie, tylko montuje obrazki, ale po co, tego już nie wie, miszcz go nie nauczył

    OdpowiedzUsuń


  3. „Światła stroboskopowe, głośna muzyka, dym, dozwolone od lat 18”, tak ostrzegają twórcy widowiska, nim ktoś zdecyduje się na spotkanie. I rzeczywiście, jest głośno, są dręczące wzrok światła, migające obrazy. Piszę te słowa ogłuszony, ale i zaciekawiony, co w przyszłości pokaże Łukasz Twarkowski. To widowisko bowiem traktuję jako laboratorium. Rodzaj ćwiczenia formy i wyobraźni, w którym autor posługuje się klockami swojej scenicznej, mobilnej instalacji, łączącej rozmaite media i sposoby oddziaływania na widza, aby go sobie podporządkować.

    W jakiej mierze to się udaje, trudno powiedzieć, bo opowieść Twarkowskiego cierpi na niedotlenienie dramaturgii. Zastępuje ją gra i nawiasy. Bo całe widowisko najpierw wkłada reżyser w nawias teatralnej przygody, z której wynika, że ekipie Twarkowskiego nie udało się porozumieć z litewskimi aktorami Teatru Narodowego (to, oczywiście, gra, żart, teksty o tej rzekomej katastrofie opowiadają aktorzy litewscy „udający” twórców przedstawienia). Po tej mylącej introdukcji wchodzimy w świat filmu. Rzeczywistość oglądana na scenie to plan filmowy, na którym rejestrowane są sceny do realizowanych filmów. Widzimy zresztą, jak te sceny są filmowane, jaki to przynosi efekt na ekranie – możemy jednocześnie oglądać filmowanie i rezultat filmowania. Nawet podczas przerwy ściga nas świat sceniczny, bo po foyer krąża wszędobylskie odkurzacze, ozdobione sztucznymi palmami.

    To wszystko wreszcie wchłania studio telewizyjne (na scenie), w którym spotykamy się z jednym z twórców filmowych-mordercą. Scenariusz korzysta wszak z opowieści grozy Prospera Mériméego „Lokis” i z prawdziwych zdarzeń kryminalnych o podobnym charakterze. W końcu kontury rzeczywistości rozpływają się, zamazują. Więcej tu dymu niż twardego podłoża, na którym da się tę układankę sensownie złożyć. Pojawiają się sceny halucynogenne, rodzi się duszna atmosfera, ale niewiele ponadto. Może to komuś wystarczy do pełnej satysfakcji. Ja jednak oczekiwałbym czegoś więcej niż tylko wyjątkowych efektów, choć trzeba przyznać, że ogromny ekran-lampa, zawieszony nad sceną i zmieniający wielokrotnie położenie czyni silne wrażenie jako maszyna do wywoływania efektów. Czy jednak dzięki temu zbliżamy się choćby o krok do tajemnicy ludzkiego szaleństwa, nie jestem pewien. Chociaż – być może – immanentne szaleństwo tego pokazu-spektaklu jest obrazem trudnej do zrozumienia psychiki mordercy, który nagle budzi się w wydawałoby się zwyczajnym człowieku. Obraz jest wszystkim, powtarzają natrętnie twórcy spektaklu. Ten napis, przede wszystkim po angielsku, pojawia się wielokrotnie na wielkim ekranie. Twarkowski jest świadomy, że dotarcie do prawdy jest właściwie niemożliwe, można jedynie symulowac prawdę albo zastąpić ją obrazem, który sam mówi. Ale co mówi? Oto tajemnica.

    Tomasz Miłkowski

    reżyseria: Łukasz Twarkowski

    dramaturgia: Anka Herbut

    OdpowiedzUsuń
  4. Postmodernizm + postmarksizm + postkrystianizm = KICZ

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac