Przejdź do głównej zawartości

kuku na muniu?


Do: "minister@mkidn.gov.pl" <minister@mkidn.gov.pl>, Wanda Zwinogrodzka  
Dw: Lech Śliwonik, Marek Mikos, "sekretariat@stary.pl" <sekretariat@stary.pl>, "gildiarezyserow@gmail.com", Michael Gieleta, przemek skrzydelski, "Piotr Zaremba,  "Drewniak, Horubala
@MKIDN_GOV_PL @StaryTeatr Michael Gieleta publicznie pytał, czy Marek Mikos nie jest niezrównoważony psychicznie. Czy ostatnie wypadki w Starym Teatrze nie pozwalają traktować tego pytania poważnie? Co na to MKiDN i opinia publiczna?

jkz


PRZEMYSŁAW SKRZYDELSKI O SPRAWIE STAREGO TEATRU W KRAKOWIE: KILKA CHWIL PRZED KATASTROFĄ

Co właściwie dzieje się w Narodowym Starym Teatrze? Najbliższe miesiące będą wyjątkowo trudne, ale najbardziej znaną na świecie polską scenę mogą uratować jeszcze odważne decyzje ministerstwa.
(...)
23 maja minister Piotr Gliński powołał na dyrektora naczelnego NST Marka Mikosa, niegdyś krytyka teatralnego, później przez krótki okres kierownika literackiego krakowskiego Teatru Ludowego. Mikos na początku maja zwyciężył w ministerialnym konkursie aplikacją programową złożoną wspólnie z Michałem Gieletą, reżyserem związanym przede wszystkim z brytyjskimi scenami offowymi, wystawiającym również opery. To, dlaczego konkurs został ogłoszony przez resort tak późno (zapowiedzi pojawiły się rok wcześniej) i jak formalnie przebiegał, to temat na oddzielne rozważania.
Od razu po ogłoszeniu zwycięstwa tandemu Mikos/Gieleta wybuchły protesty, na szybko zwołała się nowa formacja, przypominająca coś na kształt związku zawodowego – Gildia Polskich Reżyserów i Reżyserek Teatralnych – której aktem założycielskim było wykrzyczenie protestu przeciw nowej dyrekcji (...) To prawda, że Klacie udało się złapać oddech na ostatnim etapie i końcówka jego kadencji była o wiele bardziej udana, ale nie da się ukryć, że przy ocenie dorobku dyrektora powinno się wziąć pod uwagę cały okres 2013–2017. Twierdzenie, że Klacie należało poza konkursem przedłużyć dyrekcję, bo sytuacja Starego Teatru zaczęła się poprawiać, nie wytrzymuje zderzenia z faktami.
Marek Mikos i Michał Gieleta spotkali się zatem z falą krytyki, musieli działać wbrew wszystkim, w dodatku konfrontując się z odmowami reżyserów, którzy odcięli się od NST, zapowiadając, że od tandemu nie przyjmą żadnej propozycji. Taką deklarację złożył m.in. Krystian Lupa, oświadczając, że program Mikosa i Gielety to część strategii zmian w kulturze planowanych przez rząd, choć powołani dyrektorzy pochodzą ze sfer odległych od polityki rządowej (Marek Mikos do dziś jest kojarzony raczej ze środowiskiem „Gazety Wyborczej”, Michał Gieleta to kandydat poza polskimi podziałami).
... Dziś tajemnicą poliszynela jest to, że obaj panowie już na początku wspólnych rozmów odnotowali kilka punktów spornych; wiadomo też, że niefortunnie doszło między nimi do nieporozumień wynikających raczej z bałaganu w kontaktach z zespołem NST i niedoprecyzowania w komunikacji na odległość: dziś Gieleta utrzymuje, iż trzykrotnie nie udało mu się spotkać na umówione w czerwcu spotkania z aktorami, mimo że w tym celu przylatywał do Krakowa. Choć być może też doszło wówczas do ochłodzenia ich relacji z powodu wywiadu, którego Gieleta udzielił „Gazecie Wyborczej” 12 maja. Kandydat na dyrektora artystycznego w kilku odpowiedziach na pytania delikatnie zdystansował się do krytyki Marka Mikosa wobec linii repertuarowej Starego Teatru w ostatnich latach, prezentując się jako bardziej kompromisowy, ale też w pewnym momencie wyraźnie zaznaczył: „Dyrektor naczelny powołuje wicedyrektora artystycznego. W strukturze teatru pracuję »pod« Markiem”.
Czy rozmowa ta mogła realnie zaniepokoić Mikosa? W późniejszym czasie dyrektor naczelny odniósł się do niej krytycznie (podczas wywiadu dla Radia Kraków z 7 sierpnia), ale w ten sposób raczej ukrywał prawdziwe powody utraty zaufania wobec Gielety.
Jak się okazuje, pod koniec czerwca do konfliktu na linii Mikos–Gieleta nie było trzeba intryg nieprzychylnego środowiska ani dodatkowych akcji medialnych, tym bardziej że właśnie rozpoczynały się wakacje. Wystarczyły ambicje i brak umiejętności budowania menedżerskich relacji. A później, gdy spór zaczął się przebijać na światło dzienne, zadecydował również PR na zerowym poziomie.
Nieporozumienia zrodziły się na gruncie podziału kompetencji, choć należy pamiętać, że to Marek Mikos odebrał ministerialną nominację jak dyrektor naczelny, zatem zarówno formalnie, jak i faktycznie to na nim spoczywała odpowiedzialność ułożenia sobie stosunków z dyrektorem artystycznym.
Gieleta zaś przybywający z inaczej uformowanego teatralnego świata chyba rozumiał swoją pozycję odmiennie: chciał raczej prezentować się jako lider czy nawet frontman, dla którego dyrektor naczelny jest jedynie specjalistą od biurokracji. Trudno rozstrzygać o początkowych intencjach Gielety, ale jego działanie było wbrew logice i wbrew rzeczywistości. Mógł w rozmowach z Mikosem negocjować wiele, ale jednak nie zapominając, że to właśnie on zaprosił go do współpracy (panowie utrzymują, że poznali się w 2016 r. przy okazji festiwalu w Centrum Judaica w Krakowie). Gieleta zresztą dla swoich propozycji, które zawarł w programie, używał określenia „addendum” („dodatek”), niejako przyznając, że jego rola w fazie początkowej polegała na składaniu propozycji i dzieleniu się doświadczeniem zdobytym na scenach także pozaeuropejskich.
Jednak czy nie działało to również w odwrotną stronę? Czy Marek Mikos zaraz po otrzymaniu nominacji nie chciał ograniczać pozycji Michała Gielety? To mało prawdopodobne. Dla dyrektora naczelnego reżyser z Wielkiej Brytanii otwierał przede wszystkim możliwości współpracy narodowej sceny z twórcami z zagranicy, dawał gwarancję otwartości, tak ważną dla zespołu NST. To Gieleta w tym duecie był kimś, kto jako teatralny praktyk budził ciekawość aktorów, szczególnie że Mikos jest postrzegany jako absolutny teoretyk; aktorzy ze Starego są z kolei przyzwyczajeni do tego, że rządzi nimi artysta reżyser. Usytuowanie Gielety było całkiem mocne i w tym miał swój interes Marek Mikos.
Wiele wskazuje na to, że to Michał Gieleta dość szybko rozpoczął przeciwko dyrektorowi naczelnemu grę, w pewnej chwili stawiając wszystko na jedną kartę. Z moich informacji potwierdzonych u kilku zorientowanych w sytuacji rozmówców wynika, że już pod koniec czerwca Gieleta powziął działania, które miały mu pomóc w zdobyciu Starego Teatru tylko dla siebie. Tak to można określić.
Zaczęło się od początkowo szeptanych propozycji ze strony Gielety. Jeszcze formalnie niezatwierdzony szef artystyczny narodowej sceny (Mikos miał podpisać umowę dla Gielety z początkiem września, na razie więc Gieleta pozostawał tylko kandydatem) wystąpił przeciwko swojemu zwierzchnikowi, podważając jego kompetencje. Tego rodzaju działania docierały m.in. do ważnych osób w środowisku teatralnym.
Co więcej, nie wiadomo skąd w całej sprawie pojawił się wątek z kolportowaną plotką dotyczącą kłopotów Marka Mikosa ze zdrowiem. Nie wchodząc w szczegóły, chodziło o zdyskredytowanie naczelnego zarówno w środowisku teatralnym, jak i u decydentów odpowiedzialnych za narodową scenę. Oczywiście Gieleta żadnych dowodów na swoje słowa nie przedstawił, mimo że w pierwszej połowie lipca prowadził poważne dyskusje w tej sprawie na najwyższym szczeblu.
(...)
W tym kontekście inaczej należy spojrzeć na późniejsze zachowanie Marka Mikosa. Kuriozalny wywiad, którego udzielił 7 sierpnia Radiu Kraków, również wskazywał na utratę kontroli, ale tym razem ze strony dyrektora naczelnego. Jednak jeżeli choć część informacji o zakulisowej grze Gielety przedostała się drogą pośrednią do Mikosa, to jego nerwy do pewnego stopnia można usprawiedliwić: w radiowej rozmowie szef NST właściwie wyśmiał kandydata na dyrektora artystycznego, i to w marnym stylu. To właśnie wtedy odniósł się też do majowej rozmowy Gielety z „Gazetą Wyborczą”, choć w jego słowach dało się usłyszeć raczej konieczność wyszukania pretekstu do swojego niezadowolenia, bo prawdziwy jego powód był już gdzie indziej i musiał dotyczyć zdarzeń z lipca. Powrót do wywiadu z „GW” mógł być tylko wybiegiem, Mikos wyolbrzymiał jego znaczenie na użytek zewnętrzny.
Ale dyrektor naczelny kłopotów z Gieletą nie powinien w tamtym czasie przedstawiać na forum publicznym, bo zaczął działać także przeciwko sobie: wszem wobec ujawnił, że już w połowie wakacji jest w tarapatach, poza tym zaprezentował się jako całkowity dyletant w komunikacji medialnej. Jego frazy i sposób, w jaki je wypowiadał, udowadniały, że brak mu doświadczenia i minimum umiejętności taktycznych, by stawać na czele najbardziej znanej na świecie polskiej sceny. W tamtym momencie należało cały problem rozwiązywać po cichu.
Z kolei 28 sierpnia Michał Gieleta udzielił dziwacznego wywiadu portalowi Onet, w którym zaprezentował się jako obrońca teatru lewicowego sprzed dekady. Biorąc pod uwagę aplikację programową, którą podpisał z Mikosem, słów, które padły w tej rozmowie, nie da się tłumaczyć inaczej jak tylko jako rozpaczliwej próby ułożenia sobie relacji z bardziej postępową stroną środowiska, która być może wsparłaby Gieletę na ostatniej prostej. Dziwacznie też zabrzmiały w tym wywiadzie oskarżenia, jakoby reżyser z Wielkiej Brytanii miał się stać ofiarą antysemickiego zastraszania (przyznał, że czuje się w Polsce jako ktoś „inny”). Co miał z tego zrozumieć czytelnik? Że teraz Gieletę trzeba wesprzeć w jego szczerych próbach dogadania się Mikosem? Rozmowa z Onetem to raczej ostatni, smutny akord nieudanej rozgrywki, w której Gieleta prezentował różne poglądy w zależności od tego, które z nich na danym etapie były bardziej opłacalne. Kilka dni po tej mało przekonującej wypowiedzi niedoszły dyrektor artystyczny wyjechał z Polski, chyba zresztą zorientowawszy się, że zaszachował sam siebie.
Dziś już jesteśmy w zupełnie innej sytuacji, obaj panowie skompromitowali się, z tym że każdy na swój sposób. Po konferencji prasowej w Starym Teatrze z 6 września wiemy już na pewno, że Marek Mikos nie poradził sobie z zadaniem, które przed nim postawiono. Wiele można tłumaczyć jego problemami z Gieletą, ale niemal całkowity brak programu dla narodowej sceny jest porażający.
Dyrektor nie przedstawił żadnego kalendarza premier, nawet w przybliżeniu nie określił, co chce jako dyrektor osiągnąć, chyba że na poważnie przyjmiemy jego stwierdzenie, iż tak jak Luter wywiesił swoje reformatorskie tezy w wittenberskim kościele, tak on metaforycznie zrobił to w Starym Teatrze.
Mikos zapowiedział, że w najbliższym czasie chciałby współpracować reżyserami, ale już kilka godzin po jego konferencji pojawiły się oświadczenia tych twórców po kolei tłumaczących, że ich współpraca z narodową sceną przynajmniej przez najbliższy sezon nie będzie możliwa, gdyż mają swoje harmonogramy ustalone na dłuższy czas. Nie wiadomo też, dlaczego dyrektor naczelny oświadczył, że jednoaktówki Janusza Głowackiego wystawi w Starym Teatrze Józef Opalski, skoro reżyser ten wystawia je, owszem, ale w krakowskim Teatrze Barakah, co sam zaskoczony całą sytuacją potwierdził.
Dyrektor zapowiedział również, że rozpoczynający się sezon chciałby przede wszystkim poświęcić Wyspiańskiemu, ale nie do końca wiadomo, co to znaczy – oprócz tego, że Mikos jest niezwykle zadowolony, iż „Wesele” w reżyserii Jana Klaty, które miało premierę pod koniec ubiegłego sezonu, jest najbardziej przez widzów pożądanym spektaklem w repertuarze NST. Podpieranie się w tej sytuacji sukcesami Klaty to dość śmieszna strategia (trzeba też przyznać, iż to, że poprzedni dyrektor przed odejściem ułożył kalendarium przedstawień do końca tego roku, to ruch sprytny).
... Podobno Anna Dymna jeszcze na spotkaniu nowego szefa z zespołem Starego Teatru dzień przed konferencją zwróciła się do Mikosa bezpośrednio: „Mówił pan długo, ale ja nic z tego nie zrozumiałam”.
(...)
Teraz zatem mamy do czynienia z prawnym zawirowaniem: Mikos wywrócił do góry nogami program, który sam przygotował z Gieletą, a teraz na dyrektora artystycznego dobiera sobie konkurenta sprzed kilku miesięcy, który z nim przegrał. Jak to w ogóle możliwe? Czyj program tak naprawdę zwyciężył w wiosennym konkursie i dlaczego teraz ma być realizowany miks pomysłów, który jeszcze w maju nie był nikomu znany? Komisja ministerialna jako zwycięski wskazała zupełnie inny program .
Podczas konferencji z 15 września nie dowiedzieliśmy się właściwie niczego nowego. Jan Polewka jako doradca Marka Mikosa przyjął podobną strategię wymieniania nazwisk bez pokrycia – z większością z twórców rozmowy dopiero mają się rozpocząć...
(...)
Co na to aktorzy? „Nasza obecność na konferencji prasowej jest wyrazem dezorientacji i poczucia, że chaos programu pana Marka Mikosa pogłębia się”.
Czy dziś kryzysowi w Starym Teatrze można jeszcze zapobiec? Jedno jest pewne: nie warto czekać. Marek Mikos kompromituje się każdym kolejnym oświadczeniem, teraz jeszcze wciągając do swych kłopotów Jana Polewkę, który nie jest w stanie mu pomóc.
Ruch należy teraz do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Szansa na trwałą zmianę w Starym Teatrze, w którą wielu wierzyło i która z pomocą tandemu Mikos/Gieleta była teoretycznie prawdopodobna, została zaprzepaszczona. Konflikt będzie narastał, a MKiDN będzie tracić na nim bardzo wyraźnie. Stary Teatr to temat, którego nie da się odsunąć na boczny tor. Przede wszystkim jednak nie da się obronić tego, że dziś dyrektor naczelny przedstawia „plan” o lata świetlne odległy do tego, który zaprezentował przed komisją konkursową w maju.
Chyba że założymy, iż da się wykonać jeszcze jedną woltę, zmienić „program” po raz kolejny i doprowadzić do jakiegoś kompromisu z zespołem NST, w którym uzyskałby on mocniejszą pozycję, być może jako rada artystyczna. Ale dla ministerstwa to z kolei kolejna zagrożenie: możliwe, że dojdzie do chaosu kompetencyjnego i konstruowania naprędce nowego programu – tym razem przez aktorów. Programu nawet w kontrze do oczekiwań ministerstwa. W każdym teatrze jest grupa chętnych do rządzenia zza kulis, historia najnowsza polskich scen zna takie przypadki, co więcej, są one często układem prowizorycznym, lecz i jednocześnie nad wyraz trwałym. Zauważmy też, że działania Mikosa są na tyle nieprzewidywalne, iż może się zdarzyć dokładnie wszystko.
Co powinno zrobić ministerstwo? Porzucić rozważania o potencjalnym nowym konkursie w nieokreślonej przyszłości (sugestia takiego rozwiązania padła ostatnio ze strony prof. Piotra Glińskiego) i wyznaczyć dyrektora naczelnego i artystycznego w jednej osobie. Konkurs w bieżącym kontekście nie ma żadnego sensu, zabierze zbyt wiele czasu i spowoduje trudności proceduralne. Natomiast mianowanie z pominięciem procedury pokaże, że resort reaguje na kryzys w newralgicznej instytucji kultury i uprawia dobrze pojętą, odważną politykę: nie udało się, zatem bierzemy na siebie pełną odpowiedzialność. Wydaje się, że po konsultacjach znalezienie kandydata z autorytetem, umiejącego swoim dorobkiem przekonać do siebie również umęczony zespół Starego Teatru, jest możliwe, choć na pewno trudne. Jeżeli kontrakt Jana Englerta w Teatrze Narodowym został nie tak dawno przedłużony, to z jakiego powodu resort boi się podjęcia konkretnej decyzji odnośnie do drugiej narodowej sceny? Tak należało postąpić już dawno temu.
Pozostawienie NST samemu sobie do końca czerwca 2018 r. to dla MKiDN brnięcie w o wiele groźniejsze kłopoty – w najbliższych miesiącach Stary Teatr pozostanie na ustach wszystkich. Warto temu zapobiec i wykonać konkretny, także w pewnym stopniu strategicznie zaskakujący, ruch. Nowe otwarcie pozwoli na wejście w obszar zupełnie nowej dyskusji.

Jacku drogi, 
Dziękuję za wszystkie wiadomości. Wysiadłem właśnie pod dwunastogodzinnym locie z Los  Angeles; wszystkie informacje, które przesyłasz po kolei trawię dopiero teraz jedną po drugiej.
Zapomnijmy o słowie "dymisja", bo ja w życiu takiej nie składałem i nie mam zamiaru złożyć. Namaściło mnie Ministerstwo Kultury po ogłoszeniu wyników konkursu i niech ono z Markiem to załatwi czy Markowi wolno było wygrać konkurs używając mojej postaci, profilu i programu, a od września postawić zamiast mnie innego figuranta.
Mam wrażenie ze może mieć to wpływ na aspekt legalny całego konkursu.
(...)
Pamiętaj, ja się nie poddaje w niczym; ale jeżeli nie mam mocy prawnej w danej sprawie, to jestem takim samym reżyserem/wolnym strzelcem-jak ktokolwiek z nas. I o ten status prawny zmagam się z Markiem i z Ministerstwem od maja. Widać nie bez powodu...
Najserdeczniej, 
Sent from my iPhone
Michał

Widziałem się z Markiem, który zdecydowanie wybiera się w wyimaginowaną podróż w kosmos beze mnie. 
Nie widzi problemu w niczym co sie stało: ani prawnie ani moralnie. 
Sezon ma zacząć od czego smoleńskiego: więc chyba poczuć można już trop jego myślenia.

Próbowałem się w Krakowie zobaczyc z aktorami, ale ten zespół jest chyba już w stanie totalnego wrzenia. Tak czy owak, z nikim się nie widziałem.

Nie mogę Ministerstwa dopytać się o ich pozycję w tej sprawie. Będę ich (WZ) pytał raz jeszcze jutro. Wiem też, że MM jedzie jutro do Warszawy na rozmowę w Ministerstwie.

(...) 
Dyskusja z Markiem nie ma sensu; on nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. 
Jakim cudem Wanda Zwinogrodzka nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji jest trudne do pojęcia.
Dziękuję Ci za wiadomość o rozmowie z panem Łukaszewiczem. ZASP może się już przygotowywać do wniosku o unieważnienie konkursu. 

Jeżeli Ministerstwo nie podąży drogą, którą Ty sugerowałeś (i ja, w osobistej rozmowie w zeszłym tygodniu w Warszawie z WZ) - ja obejmuję obie funkcje w sposób ekstraordynaryjny - będziemy mieli dyrektora Marka, z pustą radą artystyczną, do której nikt wejść nie chce (oprócz Jana Polewki)...

MM będzie - w ramach celebrowania początku własnej dyrekcji - również występował w ogólnym czytaniu "Wesela" 2 września. Nie wiem jaki procent zespołu jest w to zaangażowany.

Tak czy owak, będzie to koniec Starego jaki znamy.

Widzisz, gdyby nasi koledzy postąpili tak mądrze jak Ty i nie stawali z zasady w contrze do mnie, ja miałbym o wiele silniejszą pozycję obronną. To samo tyczy się zespołu. 
A tak to mój arsenał ma bardzo mało amunicji i wszyscy padniemy ofiarą jednego szaleńca i jego megalomanii.

Ja czekam na teraz na ruch Ministerstwa i dam Ci znać jeśli takowy nastąpi. 

Jestem cały czas w stanie gotowości, aczkolwiek jeśli WZ nie zdaje sobie sprawy ze stopnia obłąkania MM, może jutro do niej to dotrze. Chyba, że szaleństwo to popiera i chce ze Starego zrobić prowincjonalny teatr wystawiający lektury szkolne.

Ściskam Cie mocno i będziemy w kontakcie!

M


PS
Jest jeszcze taka możliwość, że Mikos obsmarkany o posadę skorumpuje aktorów i coś: 
swój ze swoim po swoje
ogłoszą i zaprogramują.
To będzie wystrychnięcie na dudka Glińskiego ze Zwinogrodzką
i ostateczna kompromitacja korporacji aktorskiej, która kładzie na szali swój dorobek i przyzwoitość na rzecz partykularnych interesów i braku otwarcia na autentyczne zmiany.
SPISANE BĘDĄ CZYNY I ROZMOWY.
I będzie tak, że wstyd ich przeżyje!

Komentarze

  1. Ogłoszą, ogłoszą, bo chcą zarobić. I minister nie zastosuje cenzury prewencyjnej, ale powinien porównać te propozycje ze zgłoszonymi w aplikacji, która rzekomo wygrała konkurs i zastosować prawo, które określa konsekwencje takich zmyśleń i działania, by było tak, jak było i NIC się faktycznie - mimo "konkursu" - NIE ZMIENIŁO.

    OdpowiedzUsuń
  2. to, że się żrą między sobą jest jakoś zrozumiałe, bo RA będzie reprezentować interesy tylko części swoich kolegów - a za tym idą pieniądze z obsad. Niech sumienia aktorów obciąży, że chcą w to wchodzić w imię wyimaginowanego, bo nie do zrealizowania, "bronienia zespołu", co pozostanie tylko zatrudnianiem niektórych zaprzyjaźnionych. I minister będzie musiał łyknąć tę żabę powtórzoną z teatru Klaty, chyba, że przypomni sobie na co się z Mikosem umawiał, i co w zamian ma firmować.
    Panie Ministrze, proszę przestrzegać ustawę (15/4)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejne odłożenie komunikatu o przyszłorocznym repertuarze jest dowodem na to, że trwają targi między RA i Mikosem, który miał się "zobowiązać do akceptacji propozycji Rady". Ale nie może, bo te propozycje są z góry personalnie określone i oznaczają kontynuację teatru Klaty, a więc kompromitują Mikosową "dobrą zmianę". Prawdopodobnie usiłuje on dorzucić coś swojego, co niekoniecznie jest jego, ale byłoby do zaakceptowania przez ministerstwo.
    Taki festiwal obietnic i nazwisk z kapelusza MM uprawiał już rok temu.
    Aktorzy muszą sobie odpowiedzieć, czy mają zamiar legitymizować trwanie Mikosa, czy doprowadzić do jego przyspieszonej dymisji. To samo dotyczy ewentualnie współpracujących reżyserów; kolaboracja albo dymisja. Innego wyjścia nie ma. A ministerstwo poczeka jak się partnerzy wykrwawią i podejmie decyzję polityczną, a powinno merytorycznie profesjonalną.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor