Przejdź do głównej zawartości

Żydzi. Marzec. TR Warszawa i jaja jak berety

Omijałem szerokim łukiem tegoroczne obchody Marca '68, może dlatego, że na początku zbrzydził mnie roztyty Blumsztajn, który w Nowym Teatrze przy okazji rozmowy (?) o dziennikarstwie rzucał "szmatami" i ział językiem miłości pod adresem adwersarzy, jednym słowem "pierdolił" (jak na manifie), ale nic nie urodził, poza antykaczyzmem... uraz mi pozostawiając.
Mam osobiste wspomnienia z tego okresu, straciłem dwóch kumpli, biegałem pod Mickiewicza, napatrzyłem się na uliczne zamieszki i zarobiłem pałką pod Uniwerkiem, więc nie bardzo mi jest w smak, by mnie ktoś pouczał "analogiami".

W każdym razie temat obrodził, pieniądze na "projekty" się znalazły, to i chętni zaczęli nóżki podstawiać.
Uczucia mam przy tym ambiwalentne, bo to niewątpliwie czarna plama na honorze mego kraju, tyle, że wtedy to był niekoniecznie mój kraj - bardziej taki radziecki: najweselszy barak w obozie...

Ale co z młodzieżą i jej wiedzą o wypadkach? Sprawdzam w kiedyś najszybszym teatrze w mieście...
Panowie Piaskowski i Sulima nie udając, że to skończone przedstawienie zapraszają na tzw. "czytanie performatywne", czyli, wcale zgrabnie rozegraną historyjkę z egzemplarzami w ręku. Ale ważniejsze, o czym - "Juden (ra)us arras" - to jest.
We wstępie karzą patrzeć na trójkę gojów, którzy w muzeum Polin zadają sobie wzajemnie głupie pytania dając do zrozumienia, że nie mają pojęcia. "Pedagogika wstydu"? Pojawienie się Matki Boskiej, za chwilę, oczywiście Królowej Polski, uruchomia retrospektywę.
Jesteśmy w rodzinie, która "pod wpływem" tego, co się dzieje w 1968 dokonuje rozpoznania - ujawnienia, że przybrany syn jest Żydem. I mają z górki. Wprawdzie o "polskim antysemityzmie" zaczyna się mówić dopiero na początku drugiej godziny i w relacji otrzymywanych przez mamusię (tu aktora Pawlaka) telefonów, za to w słowach nie nadających się do powtórzenia (na scenie, owszem, czemu nie).
Przedtem polska rodzina uczy swego żydowskiego syna być Żydem: kiwać się, chodzić przechylonym do tyłu i mówić w nieistniejącym języku.
Boska Panienka dokonuje wprawdzie czegoś na kształt odkupienia z grzechu nienawidzenia, ale nie wygląda, by ktokolwiek traktował to poważnie i do siebie. Króluje szydera. Taki stereotyp, według którego w "nowoczesnym" teatrze nie mówi się: powaga, tylko ironia i pokazuje, że dziś wieczór gramy, że tylko odgrywamy, a nie byśmy prowokowali do przeżywania. I temat nie ma znaczenia.
Więc "pakowanie życia w kartony" i wyjazd czyli wygnanie.
Przerywam opis tych niewątpliwie atrakcyjnie wykonywanych na scenie czynności, by zdradzić sekret, że właśnie dramat niczego sekretnego ani oryginalnego nie odkrywa, raczej powiela sentymentalne klisze i przyzwyczajenia części widowni. 

No a co z wiedzą dla młodzieży? Rzecz w tym, że ta (wiedza) jest zastąpiona jajami
niezupełnie "jak berety", bo raczej drugiej świeżości. Był Polakiem i dobrze, komu to przeszkadzało; dlaczego i co to znaczy, że musiał zostać Żydem - oto jest pytanie? 
Z tyłu - na ekranie - rżnie, bez głosu, towarzysz Gomułka swe przemówienie o "Syjonistach do Syjamu", ale kto go tam, drodzy widzowie, wie, bo z czyjego rozkazu nikt się nie dowie. Autorzy nie uznali za stosowne. A przecież łysy, no Polak jak się patrzy. I tak się ta narracja snuje (akurat to określenie pasuje do aktorskiej ekspresji) utartą ścieżką i do celu, którym jest Mazurek Dąbrowskiego... Gdyby ktoś zapomniał: hymnu Polskiego. Nikt nie wstał, ale brawo bili.

Jajcarstwo w Polszcze bardzo pokupna metoda.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

carstwo, proszę bardzo. Na chwałę Moskwy

Bałem się tej premiery i wiem, czego się bałem. Widziałem Peter Steina kiedyś "Oresteję" i "Księcia Homburgu", oraz dekadę temu "Wallensteina" i "Mewę" w Berliner Ensemble i w Rydze; to był zawsze wielki teatr idący za literaturą i piorunująco grany - powiedziany! Szanuję wiedzę reżysera o epoce i to, że uważa t e k s t za skarbnicę wszystkiego, co teatrowi najpotrzebniejsze. Nie ma w nim tylko wykonawców; aktorzy są, albo nie ma takich, którzy potrafią udźwignąć konwencję, w której to od nich wszystko - sens, wyraz, energia - zależy, bo mimo "filmowej" obrazowości inscenizacji, to aktor decyduje o wadze sprawy; albo to, co robi przechodzi przez rampę, albo zostaje w jakimś muzeum Pana Steina, jako ilustracja... W teatrze Peter Steina trzeba, jak (niektórzy) Niemcy, Anglicy i Rosjanie - umieć mówić , czego Seweryn swoich nie nauczył, albo nie wymagał.  Pod tym względem premierę w Teatrze Polskim "Borysa Godunowa" Alek...

SZTUKA BYCIA

 Ostatnio pasjami zaczytuję się w Coeetzee'm - ulubionym autorze Warlika (?) Po Gombrowiczu, Dostojewskim, Szekspirze, T. Mannie i Orhanie Pamuku to się zrobił mój "topowy" pisarz. Przyznaję się do tego troszku z konfuzją, bo mam wrażenie, że ulegając trendom zaniżam poziom; to literatura na służbie - słuszna, owszem, owszem - ale, przede wszystkim, poprawna politycznie, czyli nie żeby wolna myśl i wyobraźnia, ale... Nie człowiek / psychologia, lecz "sprawa", zatem, jakby na to nie spojrzeć, p o l i t y k a. Nie żebym wymagał od pisarstwa spełniania jakichś określonych zadań, lecz bez rozpętywania wyobraźni i sięgania tam, gdzie wzrok nie sięga, twórczość mnie interesuje i ... horyzontów nie poszerza. Dla siebie mam takie osobiste kryterium tego, co mnie zachwyca: nie, że coś jest "nowatorskie", ale, że mi się to śniło - przeczuwałem to - nie potrafiąc samemu zapisać, zrealizować... Czyli, kręci mnie nie tyle nowatorstwo, co sięganie do tajemnicy mojej...

A(n)da - to nie wypada, czyli zwierzenia celebrytki

  Anda Rotenberg: "Schyłek (Dziennik 2019-2020" Ada - to nie wypada: tak KOD-ziawerzyć, łgać i wmaślać się       w tylne częścią ciała możnym tego PO-lszewickiego zadupia, udając uparcie, że to tylko właśnie śtuka i Jewropa, o ciągle tak samo modnych, w pewnych kręgach, pochodnych, kontaktach  i znajomościach. Po co to kupiłem - 450 stroniczek najczęściej w czerwonych barwnikach z Vogue'a - ktoś zapyta? I słusznie: to  c e l e b r y c k a  makulatura, ale ja już tak mam, że lubię wiedzieć,     co pika na tych salóónach u przeciwnika - nie żeby mojego sortu, po prostu braku rozumu    na swoim miejscu, a nie na sprzedaż i do kupienia, gdy nastaje koniunktura... A właśnie się spełnia: obraz świata, pseudo  a k s j o l o g i a  tego towarzystwa (adoracji wzajemnej), zatem listkę wymienianych przyjaciół, przyjaciółek i przydupników warto zachować dla przyszłych pokoleń, jako przykład, jak może upaść "entelygencj...