Przejdź do głównej zawartości

Rita_Ricie

Gombrowicz był skryty, nie roznegliżowany, był samotnikiem, który potrzebował ludzi do rozmowy - Bohdan Paczowski.

Kończę Suchanow. Długo mi zeszło, choć jej „Ja, Geniusz” generalnie mi się podoba, ale (mniej mi się podoba skuta Suchanow rzucająca jajkami w prezydenta, choć nie pamiętam, by protestowała, gdy funkcjonariusze tego od „luja, dupy i kamieni kupy” robili to samo z najuczciwszym antykomunistą nie trafiającym Kwacha)… Ale ten „Pudelek”…
Pies ją trącał w szkolnych streszczeniach utworów Gombrowicza, ostatecznie, lepiej wiem od pani Klementyny o czym jest „Trans-Atlantyk”, więc zanim przejdę do babskich plotek napiszę, co robi z klasą. Rekonstruuje.
Na przykład wyglądy z otoczenia młodego Witka. Choćby umeblowanie mieszkań, trasy spacerów i topografię jego otoczenia. To się przekłada na życie duchowe, na obecność - lub brak - piękna i „(nie)ludzkości tyle”. 
To jest krajobraz, który pobudza wyobraźnię i pozwala mi coś sobie dopowiedzieć o nim - ze źródła.
To samo z kolegami. I pisarzami. Na nich Witold Gombrowicz trenował swój niepowtarzalny styl.

Potem jest z górki.
Da się wytrzymać, gdy Suchanowa usiłuje tłumaczyć - najczęściej tekstem samego Gombra - jego homoseksualizm, ale z rozdziału na rozdział (z tomu do tomu) chęć sensacji bierze górę.
I tu pojawia się Rita. 


Dygresja: znam Ritę od 1994, byłem u niej w Paryżu, zawiozła mnie do Royamont, a ja ją do Wilna, gdzie w podstołecznej parafii znalazła papiery na nazwisko Gombrowicz, bodajże z 1684 roku (opisał to Jurek Jarzębski), a na bankiecie po prapremierze „Ślubu” („skróć go, by tyle nie gadali”) emablowała Nekrosiusa i Ratyńskiego.
Z tym drugim też cała historia. Gdy spóźniliśmy się na umówione spotkanie, nienaganną francuszczyzną wykrzyknął: „to dama, z Paryża przyjechała i się spóźnia…”. Ritę zatkało tylko na moment, bo zaproponowała rozmowę o Maximie, i cały wieczór o „peti-fiurkach”, jak w „Operetce”. Cały Michaś,  zwany Miśkiem (tłumaczyła mi a vista Małgośka Smorąg).


Wracam do Klementyny przepytującej Ritę i pytam i zapytuję: czym by mnie miały ubogacić szczegóły dotyczące skrobanki, albo, że "nerwy Rity, wynikające z braku seksu, uspakajają sesje akupunktury"?
No dobrze, zajął się tym już Andrzej Horubała - rozważaniem, kim by był dzisiaj na przykład syn Witolda G? To płodne… 
Ale takie kwiatki: „życie w Vence zaczęło się niejednoznacznie z Clavelem w tle” (?)  Albo: „zawiera z Witoldem ‚umowę moralną’: ‚jesteś wolny, mogę cię podwieźć do Cannes, ale bez robienia skandalu w Vence"…
„W każdej chwili Witoldowi mógłby wpaść w oko jakiś chłopiec z pobliskiego liceum, których poznaje w kawiarni… Rita czuje, że z demonami chłopców musi walczyć o swoje miejsce… przed prawdziwym sprawdzianem ratuje ją to, że na przygody poza domem Witold nie ma już siły…” (?)
Czuję w tym „emancypacyjny” zapaszek lewicowy - autorki (sufrażystki?), nie Rity.

Przypominam sobie wileńską konferencję prasową*. Tylko Polka - spośród dziennikarek litewskich, rosyjskich i francuskich - była zainteresowana różnicą wieku w tym związku. Rita, jak dama, uśmiechnęła się i zaczęła tłumaczyć, że WG był fascynującym intelektualnie i przystojnym mężczyzną. Dziennikarka pokręciła głową i: "ale ta różnica"...? "Kochałam go" - Rita na to krótko i dobitnie. A nasza feministka (?) swoje, i wtedy Małgośka przestała tłumaczyć i: "proszę o następne pytania...".

Dobra, nie jestem zapalonym czytelnikiem biografii (na półce czekają nowe  Bułhakowa i Hłaski), ale nie mam poczucia, bym wyskakiwał na pruderyjnego twierdząc, że zarówno „Kronos” wydany przez wdowę, jak i takie kwiatki w wydaniu kodziawerki służą tylko i wyłącznie - dla miłego grosza.
Sam w młodości byłem zwolennikiem „personalizmu” przy czytaniu dzieła (co, pamiętam, bardzo denerwowało Danutę Danek), ale biorę pod uwagę, że „kto z kim i za ile”, nie tyle poszerza horyzonty, co zaspakaja nasze czytelnicze potrzeby - plotek i czucia się nie gorszym od mądrzejszego. „Im mądrzej, tym głupiej”…
Wolę widoki za oknem. I refleksję, że niezależna - młodsza - kanadyjka jest „wynagrodzona”, bo: „wreszcie jest pierwsza i jedyna”.
PS
Za to „ostatnią” - nigdy nawet nie zaczętą - sztukę Gombrowicza napisałem za niego… I dedykowałem (vide: „Mucha”) Ricie. 

PPS:
„… Może o tym się nie rozmawiało, ale się wiedziało”… „Zostałam wierna Witoldowi z miłości i z szacunku, choć powiedział mi, że mogę robić, co chcę”.

Tak, tak, to oczywiście, ciekawskie, ale… ten krzyżyk na grobie?

*) obecna wtedy, choć początkująca, Rasa R. dziś (wczoraj) pracownica ambasady litewskiej na spotkaniu marcowym m.in. z S. Blumsztajnem w Nowym Teatrze, aż dygotała z radości po redaktorskim określeniu "Gazety Polskiej" szmatą (sic!) i oklaskiem miała, że tak to sparafrazuję: obrzękłe lewice...
Ot, feministki, łączą się. 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

A(n)da - to nie wypada, czyli zwierzenia celebrytki

  Anda Rotenberg: "Schyłek (Dziennik 2019-2020" Ada - to nie wypada: tak KOD-ziawerzyć, łgać i wmaślać się       w tylne częścią ciała możnym tego PO-lszewickiego zadupia, udając uparcie, że to tylko właśnie śtuka i Jewropa, o ciągle tak samo modnych, w pewnych kręgach, pochodnych, kontaktach  i znajomościach. Po co to kupiłem - 450 stroniczek najczęściej w czerwonych barwnikach z Vogue'a - ktoś zapyta? I słusznie: to  c e l e b r y c k a  makulatura, ale ja już tak mam, że lubię wiedzieć,     co pika na tych salóónach u przeciwnika - nie żeby mojego sortu, po prostu braku rozumu    na swoim miejscu, a nie na sprzedaż i do kupienia, gdy nastaje koniunktura... A właśnie się spełnia: obraz świata, pseudo  a k s j o l o g i a  tego towarzystwa (adoracji wzajemnej), zatem listkę wymienianych przyjaciół, przyjaciółek i przydupników warto zachować dla przyszłych pokoleń, jako przykład, jak może upaść "entelygencj...

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i...

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć pr...