Przejdź do głównej zawartości

MUCHA


M u c h a
                                                                komedia ludzka (?)

Przy stoliczku rodzineczka – nad nią lep
MUCHA: Oni. Oni mają mnie w nosie!
Ostro, bez pardonu: każdy w swojej roli
ONA: Ajeju. Boli! 
ONO: Musi, musi...
ONA: To wiesz gdzie... bo u nas?
MAMA: Dość!
ONA: Jak kto chce...
ONO: Gadanie. Gderanie. Bywsze narzekanie. Teraz będziemy my i jak nam się podoba. Młodość! Młodość! Młodość!
ONA: A inność niż wszystkość to nie? Doświadczalność? Oryginalność?
ONO: Przejrzała na oczy i siedzi cicho!
MAMA: Będzie, będzie na obiad potrawka z kury.
TATA: (gorączkowo) Nad wszystkie przyjemności jedną przedkładałem.  Za Syzyfa przykładem toczyłem głaz wytrwale.
MAMA: Jedz!
TATA: (z pełnymi usty) A w połowie swej drogi żywota mojego pośród ciemnego znalazłszy się lasu spostrzegłem, że las ten, co gorsza, zielony. No wracać, przeczułem, natura...
ONO: Bzdura!
MAMA: Hop, dziś, dziś wtorek.
ONA: Rozporek będzie dzisiaj - ten tego, a mnie nic to i nic to. Wcale nie kręci...  
MAMA: No bo zważcie u siebie: jeżeli rodzimy się swawolni, to czemu kobiety rodzą się, na ten przykład, niewolni-cami? Co? Bo czyż istoty poddane niestałej, niepewnej, nieprzewidywalnej i arbitralnej woli-niewoli męskiej nie są doskonałym przykładem tego o czym nadmieniam?
ONA: Tak, tak, mnie to w smak: przecież, trudno jest, ach jak trudno, odróżnić uwodzenie i uwielbienie od tego drugiego. Uwodząc gwałciciel zadaje sobie przynajmniej nieco trudu i kupuje wino. 
ONO: Krówa!
ONA: Mnie się to nie podoba, mnie się nie podoba. 
ONO: Co?
ONA: Równo... Na g.
TATA: Bo jeżeli, załóżmy teoretycznie, ja, w naturze tak sobie poleżę, to zaraz napadnie mnie coś i zje, jakieś ,powiedzmy, żywe zwierzę...
ONA: Wszystko mi doskwiera. Rozumiecie? Dokumentnie.
MUCHA: No! A co ja mam powiedzieć? Nic tylko to bzykanie i bzykanie...  A co, jeśli ja też mam duszę?
TATA: Cip, cip, cip, nie brońcie, nie zabraniajcie maluczkiemu przyjść do mnie.
ONO:  Jezu... Tylko nie belfrem, pimkiem wysofistyfikowanym.
MUCHA: Zachwycenie poznawać mam przez bolesne bolenie? Jak ślepcy poznają słońce?
MAMA: Nie ze mną. Ze mną, nie.
TATA: Być z naturą, czy przeciw naturze? Oto jest pytanie, kulturalne.
MAMA: Sprawdziłam: skórzana mięsność męska – cielesna. Brrr... Naturalne jest piękne! Szczególnie, gdy jest inne.
ONO: Nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz!
TATA: Gdy mijam krowę, ona zwraca ku mnie głowę i nie spuszcza oka, póki nie przejdę. Kiedyś się tym nie przejmowałem, ale za sprawą krowy, która mnie zobaczyła, te spojrzenia wydają mi się widzące.
MUCHA: Cierpieniem bezmierne, głucho krzyczące.
TATA: Ich boleść. Stropiłem się jako człowiek
MUCHA: S-t-w-o-r-z-e-n-i-e-m jestem... No, nie? Czuję, myślę, mówię... Ból wypiera i zastępuje rutyna cierpienia. Jak trawa groby, tak wasze nerwy porasta znieczulica obojętności i konwenans. Nosicie do prania swoje sumienia? Zważcie, żeby się nie zmydliły. Stwardniałe serca już nie wiedzą, do czego służą ćwieki i czy naprawdę utkwiły w mięsie? Kiedy? Wczoraj, czy przed wiekami? 
Cisza
ONA:  Cisza... Tylko lata...
MAMA: Jakoś narowiście. Nie daj boże, żeby seksualnie?
ONO: Mówienie o seksie i o Bogu, to w końcu tylko mówienie. Tylko. 
ONA: Aż!
ONO: Tylko nie zaczynaj...
ONA: Jeszcze nie skończyłam.
TATA: Dziadki... Kosztujcie dóbr naszych tako i waszych.
MAMA: No, no, sama pichciłam, to znaczy dusiłam.
TATO: Żeby nam się...
MAMA: Komu, co? I za ile?
TATA: Eee, takie tam... Mówi się, dobra zupa.
MAMA: Łyżkę wznosząc przed ojcem swoim, bez uszanowania, czci i tym podobnych tradycyjnych przeżytków. Dziś spożywamy, każdy na własne kopyto i wedle smaku swojego, nienarzuconego. Jest wolno...
ONA: Jest wszystko... znaczy się, jedno.
ONO: E, tam... Nie macie pałera. 
ONA: Cholera. 
ONO: Umierająca klaso.
Zaniosło się na burzę, ale przeszło – jak zwykle: życie
ONA: Oczko mi...
MAMA: Dwadzieścia jeden kobiecych postulatów w sprawie zdrowego żywienia.
TATA: Tak. Dziś będę zabijającym muchy.
MUCHA: Ratunku! Nasze dusze, nasze dusze... Pomocy, nie zbawienia, ale chociażby miłosierdzia i empatii. „O nadziejo, matko bogów”... Także elizejskich pól i asfodelowatych łąk... Mych mąk. Bo boli. 
TATA: Ale biadoli…
MUCHA: Ból w punkt. W nim wszystko się zaczyna, z niego wszystko nieuchronnie się wypoczwarza. Piekło moje staje się powszechne i uniwersalne – nie da się już „nie wiedzieć”. Ból jako ból w bolesności swojej okazałej – samej w sobie – wykłada się na stół, przed oczy, nie do schowania, nie do ukrycia. I co? Czy dla innych też – poruszający, sumieniem targający?
Oni nic
ONO: No, wiesz... Nikt się nie przejmuje, co kto inny truje.
MUCHA: Eli, Eli lama sabachtani. Czemu? Jak zapisano w księdze.
ONO: Kryształowym słowem wykrzywiając usta, rzekł mędrzec do głupca: twoja głowa pusta.
MAMA: Pomyślcie tylko: mężczyzna odkrywa, że jego genitalium może być bronią, która wzbudza strach. To obok umiejętności krzesania ognia i strugania kamiennego topora, zapewnia mu ogólnie akceptowane przerażenie. Na wieki wieków.  
ONO: Czy to pojedyncze kobiety i mężczyźni - czy płeć żeńska i męska, społeczna nie biologiczna – cierpią?
MAMA: Przecież mówię: samorództwo! Precz z odnaturalnianiem i usztucznianiem tego, co powinno być naszą tajemnicą. Tylko naszą – waszą, nie. Niech żyje to co rośnie, rozwija się i rozkwita – samo z siebie. Przyrodo, witaj. 
MUCHA: Cierpienie moje twardnieje w kwarc nie-pogodzenia. Jest przykładem... I wykładem tego, co jest… pominięte, zepchnięte i wyklęte.
Bo o nas bez nas, mimo, że nas takie mrowie, choć nikt się nie dowie, co czujemy. Gdy bytujemy: fruu, mrru, a nawet bździu, i już mnie nie ma.
Jestem wzburzona. Mówię, że jestem wzburzona. Wiem, że mówię, że jestem wzburzona.
ONO: Trupie – mamy cię...
MAMA: Na przykład: suka mokra po deszczu, lub tylko wilgotna, do wyboru, do koloru, w te i z powrotem.
ONO: Przesądy, zabobony – tradycyjno-konserwatywne gorzkie żale. Pozbawione energii młodszej.
MAMA: Suczka biaława, smaczna, dobrze odżywiona, przy kości...
TATA: To przeze mnie. Przeze mnie droga do smętnej krainy. Przeze mnie droga do wiecznej żałoby. Przeze mnie droga w plemię zatraconych... 
MAMA: Ogłaszam: zamienię psa czarnego, gryzącego, szczekającego, na dwie stare, jare, ale wierne.
MUCHA: Ból stał mi się kimś nieodłącznym...
ONO: I bardzo dobrze, postępowo.
TATA: Albowiem zło absolutne musi być złe. Zło pragnące zła i tylko zła, nie może urzeczywistniać się dobrze, czyli w pełni. Człowiek zły popełnia coś złego, ale to zło dla niego samego jest dobrem. On nie robił tego, bo złe, ale dlatego, że, dla niego dobre, że odpowiada jego interesom... i chce to robić nie źle, a dobrze. Ten człowiek jest więc, taki jak inni - szuka dobra. Jedyna różnica, że dobra upatruje w złu.
ONO: Ssseksy, seksssy!
MAMA: Psy! Przygryzają sobie w mżawkę z góry.    
MUCHA: Zgubiona – w trakcie zbawienia?
ONO: Jakże nieerotyczna...
MUCHA: Kto wrócił, tak jak ja, zwiedziwszy pogranicze / Ten pragnąłby 
wyjawić jego tajemnice...
MAMA: Płowy, nadgryziony, zresztą nowy, czy nowszy i najnowszy – na nic. Pies żeński, gorętszy na wiosnę.
MUCHA: Wymachuję łapkami? Kto mnie zrozumie?
ONA: Ktoś mnie pokocha, bez zobowiązań?
Pauza
TATA: Wszyscy będą odwróceni, wszyscy...
ONA: Chciałoby się powiedzieć: i tak w kółko, w kółko – od początku do końca.
ONO: Myśl tylko o własnym. O sobie w tym wszystkim. Konkuruj. Wygrywaj. Ćwicz mięśnie twarzy. Wyluzuj!
ONA: Ba... Samotność boli.
MAMA: Ciało uwiera.
TATA: Egzystencja koegzystuje.
MUCHA: O, właśnie! Byt uwiera.
ONO: Sytuacja wpierdala.
Cóż robić
MAMA: Cierpienie tylko człek ludzki na świecie tym zyska. Krew obfitym strumieniem już przecież wytryska. Nagie członeczki zbite i zaczerwienione. Także i moje serce –  współczujące, cierniem zranione.
Gaśnie światło
Po chwili to-to łazi i gmera się w sobie
MUCHA: Stół. Stolik. Stoliczek. Podstołeczny? Po stole. Na stole... z powyłamywanymi. Muszę przestać myśleć, analizować, jeżeli nie chcę zwariować. Na zawsze pozostać w niewoli swojego języka? Ba, ale to przecież granice mojego mówienia wyznaczają granice mojego sumienia... Nie mam wyjścia. Muszę się męczyć – zapomniana i sfrustrowana, zredukowana, wykluczona z pańskiego stoła. Usunięta poza obręb współczucia. Wyżej nie pofrunę, żeby nie wiem co... Mój los, moje przeznaczenie – to cierpienie i odrzucenie... Trzeba widzieć mnie podfruwającą? No, właśnie. (płacze) Ja chcę na łono... Do rodziny.          W rodzinie. Z rodziną... Urodziłam się na marginesie. Umieszczono mnie na aucie. Dokuczam – a nie chcę... Ja chcę...
Packa pacnęła 
O rzesz! Pudło! (odsapnąwszy) Najeżonam? Nieutulonam. Ot, co, pająki jedne!
Gdzieś indziej
ONO: A ja? „Ja byłem już tak złym poetą, że nie umiałem dotrzeć aż do końca”... I to się stało! Teraz będę mówić do wiersza. Młodość we mnie - mnie wyzwoli: przenicuje w inny wymiar odczuwania. Ulegając transgresji zamienię siebie na siebie w całkiem nowych okolicznościach. Ponowoczesnych. Rewolucja obyczajowo-płciowa, od zaraz. Trzeba tylko chcieć, kreatywnie. Przemiana, modernizacja, destrukcja i dekonstrukcja. Pocieranie jednego o drugie: rozkładanie i składanie na nowo. Teraz my będziemy spółkować!
MUCHA: Pomyśl: mózg, rozleglejszy może być niż niebo... tego się trzymaj.
ONO: Inteligenckie złudzenia klerków zdradliwych.
MUCHA: Żywe.
ONO: Bezpłciowe. Subiektywne. 
MUCHA: Prawdziwe...
ONO: Obiektywnie nie istniejące – tylko skonstruowane. Zależne od punktu widzenia. To znaczy, siedzenia albo leżenia, czyli zachcenia.
MUCHA: Zawsze z krzywdą – straszliwą, bezmierną i nieludzką?
ONO: Konieczną. Uświadomioną? Nowoczesną.... Nie ma różnicy między faktem a fikcją, tak, jak między sztuką a kiczem. Lecę.
Spada
ONA: Gdzieżeś mi, gdzieżeś, fijołecku miły... Ja cię kręcę, to był język, emocjonalny...
MUCHA: Cierpiętniczy, ciągle uwikłany...
ONA: Namiętny, zmysłowy. Wołał, wołał, aż przywołał. A dziś?
MUCHA: Ból ma w sobie coś z luki w pamięci – nie umie ustalić, kiedy się zaczął – czy był czas, kiedy nie było go wcale.
ONA: Wyrastamy z miłości jak z ubrań... Na przykład ja, taka mała czarna, a nie bardzo mi się chce, i żeby wiedzieć, co, to nie.
MUCHA: Ba!
ONA: Egoizmem rozpasani popadamy w siebie bez powodu...
MUCHA: Daruj im. Nie wiedzą, co czynią .
ONA: E, tam... Czynić to kochać, i chcieć pięknie o tym mówić. Posłuchaj tylko i zważ to u siebie:
Recytuje, ale przekonująco
„My zabywajem czto wlublionnost
Nie prosto poworot lica,
A pod kupowami biezdonnost,
Nocznaja panika płowca.
Pokuda snitsja, sniś, wlublonnost,
No probużdienijem nie mucz,
I łuczsze niedogoworionnost,
Czem eta szczeł i etot łucz.
Napominaju czto wlublonnost
Nie jaw, czto mietiny nie tie,
Czto możet-byt potustoronnosost
Protworiłas w tiemnotie.
Pauza
MUCHA: Wzruszające.
ONA: Nie wiem, „nie rozumim” - ale jak brzmi! Tak, świat mógłby być piękny, gdyby tylko chciał.
TATA: To dlatego, że ludzie przeważnie widzą rzeczy takimi, jakie one są,  i pytają: „dlaczego?” A ja marzę o rzeczach, których nigdy dotąd nie było, i pytam: „a dlaczego, nie?”
MAMA: Jesteś kochany, ale taki nienaturalny, męski.
TATA: Jestem? Czasami, sam się zastanawiam, gdzie ja w ogóle jestem?
MAMA: Kryzys? Destrukcja, dekonstrukcja, brak zasad. Musisz wrócić na łono natury.
TATA: Myślisz, że to coś da?
MAMA: Związek partnerski... Dieta śródziemnomorska. Już nigdy kurczaków. Cholesterol. Tylko warzywa i owoce. Będziesz, jak nowy i rasowy, a ja się zdeklaruję.
TATA: Nowy kto? Zdeklarowana jak?
MAMA: Mój buch i ruch i zuch. I podpora rodziny. Nie ogier i właściciel męskiego wizerunku. Nie szowinistyczny wieprz. Partner, druh, wybawiciel. I oto chodzi, hierarchia, porządek, harmonia.
ONA: Nasz tato, nasz tato, nasz tato…
TATA: Konserwatywnie?
MAMA: Kobieco. 
ONO: Tata ma coś naprzeciwko?
TATA: No, modernizacja...
ONO: Śmacja, a porządek musi być. 
MAMA: Pomyślmy o rodzinie - skonsolidowanej.
TATA: No, właśnie, oni tak... każdy sobie.
MAMA: Muchy! Muchy obłażą!
TATA: Czy ja wiem? Muchy też ludzie...
MUCHA: Zawsze to powtarzam. I co? I nic. I tak w kółko i w kółko – jak mawia ta smutna młoda pani.
TATA: Ty się nie odzywaj, bo cię pacnę... 
MAMA: Właśnie! Smutna, bo bezideowa. Ja w jej wieku.
TATA: Ty w jej wieku świata poza mną nie widziałaś.
MAMA: No, właśnie...
TATA: Co właśnie?
MAMA: Zapomniałam.
TATA: A, właśnie.
MAMA: Bo trzeba pracować nad sobą.
TATA: Ja pracowałem nad tobą.
MAMA: Nieskutecznie.
TATA: Właśnie...
MAMA: Jeszcze raz powiesz „właśnie”, to cię pacnę!
TATA: Mnie?
MAMA: A kogo?
TATA: Muchę! Jeżeli już...
MAMA: To sprzeczne z zasadami. I moimi tajonymi preferencjami. Ona jest rodzaju żeńskiego...
MUCHA: O!
Światło 
Z off`u i po ciemku
CHÓR: No-Mo-Po-Mo-No-Mo-Po-Mo-No-Mo-Po-Mo...
TATA: Ale, kto zacz?
ONO: No More Post Modernism! Czyli…
CHÓR: Koniec z postmodernizmem!
TATA: Aha...
Zapala się. Tak jak poprzednio
MUCHA: „Ku różnym stronom linie życia wiodą / Jak gór granice są i jak 
kierunki dróg / To czym jesteśmy tu może dopełnić Bóg / Harmonią i spokojem i wieczną nagrodą”...
TATA: Moi kochani. Godzina wybiła. Jutrzenka... itp. Czas najwyższy, żebyśmy się spotkali, zrozumieli i porozumieli.
ONO: Nie ma o czym...
MAMA: Buntowszczyku... Zrzuć  maskę. Nie do twarzy ci. To już nie modne, trzeba konstruktywnie.
ONA: Z miłością.
TATA: Wyrozumiałością.
MAMA: Bez potrawki. Teraz tylko warzywa.
TATA: I bez belferstwa. Tylko partnerstwo.
ONA/ONO: O!
TATA: No! My, z mamą wszystko przemyśleliśmy. Od teraz będzie inaczej.
MAMA: Zdrowiej.
Milczenie
TATA: Czemu nikt, nic nie mówi?
MUCHA: Mucha nie siada...
TATA: Widzisz?
MAMA: Co?
TATA: Mucha nie siada.
MUCHA: Bo oswojona, przyswojona, żeby nie powiedzieć, przyszpilona. Nie narzucam się specjalnie przed oczy, ale mnie pobolewa.
ONA: Co?
MUCHA: Ogólnie... trud istnienia.
ONA: Aha. To tak jak ja. Ogólnie...
ONO: Widzisz! Szukałaś przyjaciela. Już masz. Trzeba optymistycznie.
ONA: Myślisz?
ONO: Racjonalizuję.
ONA: Aha!
MUCHA: Ból zgęszcza czas
W jednym punkcie ciosu
Skupia nieskończoną
Panoramę losów...
MAMA: No, to smacznego.
WSZYSCY: Na zdrowie!
TATA: Mimo, że nikt nie kichał... ha, ha, ha.
Kontemplują
MAMA: Jak przyjemnie...
TATA: Atmosfera.
MAMA: Brakuje tylko nastrojowej muzyki.
Rozlega się odpowiednia muzyka
A nie mówiłam?
TATA: Jak ty coś powiesz...
MAMA: A, widzisz?
TATA: Słyszę...
ONA: Mnie też, mnie też się podoba.
ONO: I mi...
ONA: Mnie...
MAMA: Do, re, mi, fa ,sol, la – Posłuchajcie i zważcie u siebie... Harmonia. Niezakłócona.
Przeżywają
ONA: Muzyka sfer.
TATA: Anielskie pienie.
MAMA: Wielogłosowe.
To trwa
ONO: Dobrze łoją...
TATA: Kolektywnie.
ONA: Raczej zespołowo.
TATA: Zgadzam się, zgadzam! Aprobuję, współpracuję i koegzystuję.
MAMA: Amen. Z panem Bogiem, albo i bez niego.
TATA: Takie życie...
ONO: Taka karma. 
ONA: Taki przypadek, niepoprawny.
Wzajemne dusery
MUCHA: „Radość jest z bólu” – tak jest w Fauście. Niech będzie...
ONO: Moje dziecięce dzieciństwo niepoprawne i ciężko dla innych strawne, zapowiedziało jednak kogoś przemienionego, tak jak ranek zapowiada dzień. Stało się!
MAMA: Dajcie nam dziecko, a oddamy wam człowieka – ha, ha, ha , Jezuici...
TATA: Nie mówmy już o tym kontrowersyjnie. Zjednoczmy się przy tym stole, symbolicznie i duchowo.
MAMA: Pojednawczo.
TATA: I poznawczo.
ONO: Sprawnie sprawczo.
MAMA: Samczo-męsko. Nie prześmiewczo
ONA: A ja już nie będę czekać na miłego. Sama będę miła.
TATA: Właśnie tak, trzeba dawać przykład...
ONO: Ale bez kaganka?
TATA: Bez, bez! Spontanicznie.
ONO: To ja też chcę!
MAMA: I ja...
ONA: I ja...
TATA: Ja też...
Sielanka
MUCHA: Tak więc, w naturze człowieka znajdujemy te właśnie trzy zasadnicze przyczyny waśni. Pierwsza to rywalizacja; druga to nieufność; trzecia to żądza sławy.
Pierwsza sprawia, że ludzie dokonują napadów dla zysku; druga, że czynią to dla swego bezpieczeństwa; trzecia zaś, że czynią to dla sławy. 
Pierwsza posługuje się gwałtem, ażeby uczynić się panem innych mężczyzn, kobiet, dzieci i trzody; druga ażeby tych samych rzeczy bronić; trzecia czyni użytek z gwałtu dla takich drobnostek jak słowo, uśmiech – ha, ha, ha - odmienna opinia czy też jakowyś znak inny niedostatecznego uważania - bądź bezpośrednio własnej napadającej osoby, bądź pośrednio przez niedostateczną oceną krewnych, przyjaciół, jego narodu, wyznania, zawodu czy imienia.
I tak w kółko, kółko, kółko i nie raz do koła...
Po lepie spuszcza się…
Wielkie pacnięcie
MUCHA: O rzesz wy! A ja chciałam z wami po ludzku.
Może kurtyna ?


(Ricie, 2005)

https://youtu.be/kKJu-OT_Yhc
https://youtu.be/sAZhG9fL5bY

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor