Przejdź do głównej zawartości

CO BĘDZIE?

DOMINIKA: Co będzie ze Starym, pytam z daleka?
JACEK: Stary Teatr zmierza do moralnej katastrofy przekombinowanej w MKiDN i estetycznie realizowanej przez część aktorów ukonstytuowanych w Radzie Artystycznej. Sami sobie gotują swój los...
D: To znaczy?
J: Powrót do tego, co było. Do repertuaru, stylu, ideologii i estetyki, która leżała u podstaw wyrzucenia z posady Jana Klaty.
D: Dlaczego dla opisu sprawy przywołujesz pojęcie moralności?
J: Bo chodzi o etykę i przyzwoitość... Organizator nie musiał organizować komedii konkursowej, bo miał prawo podziękować dyrektorowi, któremu kończył się kontrakt i mianować wcześniej umówionego Marka Mikosa.
D: Ty od początku uważałeś mianowanie Mikosa za błąd...
J: Nie od początku, bo po komedii, w której udawali, że ich interesuje konkurencja (troje na dziewięcioro), namówiony przez Maćka Pawlickiego twierdzącego, że konsultował (myślę, że dla Wandy) Michała Gieletę, i że ten jest błyskotliwie inteligentny i powinienem mu zaproponować coś ze swego świetnego repertuaru, napisałem na fb do Mikosa z gratulacjami i prośbą o adres mailowy w celu złożenia propozycji. Dostałem natychmiast uprzejmą odpowiedź z podziękowaniami i rzeczonym adresem. Odezwał się też do mnie w internecie Michael, zapraszając na rozmowę, w sposób który mnie zauroczył uprzejmością, elegancją i szybkością reakcji. Dalszą intensywną korespondencję prowadziłem już z Gieletą, który opisywał mi szczegółowo postępki Mikosa.
D: Miałeś wtedy świadomość, że Gieleta jest dyrektorem?
J: On sam mówił o tym, że wie to tylko "z gazety" ("nie mam kontraktu, mimo ciągłego monitowania ministerstwa"), ale przecież wszyscy widzieliśmy i czytaliśmy ministra Glińskiego, który sankcjonował "wybór komisji" i gratulował najlepszemu polskiemu reżyserowi za granicą... Słowo się rzekło!
Michał robił na mnie znakomite wrażenie i niczego nie obiecywał, tylko żalił się na napastliwość Gildii Reżyserów, która nie znając człowieka warczała zawistnie i na nerwowość Mikosa, który z dnia na dzień zmienia wcześniejsze postanowienia, odwołuje umówione spotkania i wreszcie - to Michała bardzo rozgoryczyło - podejmuje zobowiązania artystyczne (przy czytaniu "Wesela" z pominięciem aktorów teatru) wkraczające w jemu przypisane kompetencje.  Michał był tu ewidentnie profesjonalny, a pan Mareczek, tylko po cywilnemu nieprzygotowany.
Czyli, intelektualnym partnerem stawał się dla mnie Michał Gieleta, który unikając konkretów programowych coraz bardziej działał mi na empatię. Wydawać by się mogło, że wszyscy chcą go wykorzystać (płacił za tę grę duże własne pieniądze), dodatkowo sygnalizował lęki uwarunkowane jego prywatnymi doświadczeniami. Trudno było go nie lubić. Choć akceptować jego programu pełnego politycznie poprawnych frazesów i stereotypów na temat kultury i kraju, w którym miał rządzić teatrem narodowym już nie - ale to zrozumiałem dopiero później, po jego wypowiedzi dla Onetu.
D: Pan Mikos wreszcie zabrał głos?
J: Jeszcze przed nominacją udzielił wywiadu Radiu Kraków, gdzie na filmie mogłem sobie obejrzeć spoconego hipokrytę, który pytany o plany wymienił dwa nazwiska: Gielety, jako tego, do którego "stracił zaufanie" i moje, jako "nie lubianego przez aktorów", proponującego kobietę jako Stawrogina (prawda, jak Wajda z Hamletem) i rzekomo wysyłającego mu jakieś e-maile. Poprosiłem o okazanie, to mnie zaczął blokować na fb, i na sygnał "GW", że w Starym może być Mikos bez Gielety odezwałem się, że lepiej by było z Gieletą bez Mikosa; pisałem do ministra, Wandy i w formie petycji - bez odzewu. Przekazałem też Gielecie (do wiadomości Mikosa) swój program i kontakty do artystów, a ich prosiłem o współpracę z kulturalnym i sympatycznym londyńczykiem. W odpowiedzi wspomniał o swoich ambicjach. Rozumiałem...
D: Potem Gieleta wyleciał z nieobjętej posady, a Mikos wziął teatr z innym programem i nazwiskami reżyserów, niż to było obiecane w aplikacji.
J: Bez nazwisk, tylko z codziennie zmyślanymi. Tak jest! Redaktor Skrzydelski ustalił, że obmawiając Mikosa jako chorego psychicznie, co się rozniosło i spowodowało, że ministerstwo zaczęło się dystansować do swego faworyta dając Mikosowi wolną rękę i akceptując Polewkę, mimo przegranej w tym rzekomym konkursie (w analogicznej sytuacji w Ateneum nie wyraziło zgody na Tyszkiewicza). Więc katastrofa wzajemnych pomówień i odstępstw od prawdy i deklaracji powinna była dać organizatorowi ministerialnemu do myślenia.
D: Napisałeś, że to w wyniku walk frakcyjnych w PiS-ie?
J: Nie mając na to dowodów, tylko wściekłe reakcje Morawiec i próbę pozbawienia mnie dobrego imienia przez Piotra Zarembę, czyli obrońców rządu i "prawactwa", którzy nie mieli wątpliwości do całego postępowania, tylko chcieli eliminować oponentów. Ja prosiłem publicznie ministra o powtórzenie konkursu. Zaremba odsyłał mnie do psychiatry i dywagował na temat mojego stanu psychicznego w wyniku "nie poparcia w awanturze o Stary"... 
Czyli, dbając by sprawa nie została zamieciona pod dywan psułem komuś układankę z Mikosem jako "konserwatystą" (w krakowskim klubie KKW - sławnym z "hańba Segdzie i Globiszowi"!) i pogromcą Klaty; cała tak żałośnie nieudolnie przeprowadzona afera była podszyta chęcią poniżenia go za nabranie prawicy na "różaniec", o czym świadczy oświadczenie MKiDN sprzed paru dni dementujące "insynuacje pana Klaty".
Minister nie ma się kim czym zająć, tylko Klatą i uchodźcami... Być może to właśnie rozstrzyga o słabości i braku efektywności nie tylko w tym wypadku.
D: I to pokazuje, jak to nazwałeś, profilowanie konfliktu tylko jako opozycji Klata - Mikos...
J: Jakby nie było na przykład mojego programu, w którym umówieni artyści nie przynależą do Gildii i towarzystwa wzajemnej adoracji, bo w sztuce wiele jest dróg, a nie tylko ideologicznie zakodowane: "tak jak było", kontra, "dobra zmiana"... I Szekspir, Molier, Ibsen, Dostojewski i Wyspiański niczego nie napisali, a ja nie znalazłem dla nich najlepszych na świecie realizatorów (dziś Mikos usiłuje zerżnąć pomysł z "Wyzwoleniem" na rocznicę odzyskania).

Wszyscy, którzy tak widzą świat - niestety, więcej kuchni, choć nie smaku (i skutków), prezentuje tu ministerstwo - uprawiają najzwyczajniej socjalistyczny "teraz-kuźwa-mizm" nie mający nic wspólnego z głoszonymi przez siebie wartościami, raczej bezczelną hipokryzję i oszukiwanie publiczności.
D: Bo Ty nie byłeś dostatecznie pisowski?
J: To ustaliliśmy z niewielką pomocą Maćka M., co nie unieważnia zasadniczego pytania: po co był ten konkurs zamiast ministerialnego mianowania "dostatecznego"? I po co jedliśmy tę żabę z wymianą dyrekcji, chociaż repertuar nie zmienił się w stosunku do Klaty (tego, jak było), a nowości albo nie powstają, albo wszyscy od lewej do prawej, z wyjątkiem lakiernika kartofla, Zaremby, piszą, że klapa, kompromitacja i masakra? Nawet Radek!
D: Szef Rady Artystycznej?
J: Ano właśnie... Nie wiem, czy szef, ale niewątpliwie dowcipnie świetny aktor i komunikujący między wierszami kolega. W czasie tego nieszczęsnego przesłuchania (Elżbieta Morawiec bredzi, że byłem pijany i oczekuje bym udowodnił, że nie jestem wielbłądem) pseudokonkursowego: "panie Jacku, ale pan nie jest z Krakowa"... a teraz, że Mojsiejew nie miał w robocie pojęcia i nie było nikogo kto siadłszy na widowni na generalnych, umiałby profesjonalnie powiedzieć, co robić. Otóż to. Dlatego dyrektorem artystycznym m u s i być reżyser, bo tylko on umie (znam wyjątki).
D: Co sądzisz o powstaniu Rady Artystycznej i deklaracji aktorów?
J: To spełnienie warunku narzuconego statutem ale w tym wydaniu próba przechwycenia faktycznych rządów w teatrze i zawstydzającej kolaboracji z nieakceptowanym i nieudanym dyrektorem.
Podszyty wzajemną hipokryzją układ, za pomocą którego to aktorzy podyktują dyrektorowi repertuar i ulubionych reżyserów, a on w zamian za branie pensji podpisze, ogłosi za własne i zapłaci tym, co zawsze (na początek Miśkiewiczowi i Zadarze, bo Strzępka i Klata chwilowo zajęci?). A minister sfinansuje, bo przecież nie może cenzurować i wygłupiać się twierdząc, że reżyserzy mu się nie podobają; to że ustawa upoważnia do zwolnienia dyrektora "nie realizującego wcześniejszych ustaleń programowych", chyba z powodu zajętości rządowych na Krakowskim Przedmieściu się zawieruszyła w głupich oświadczeniach rzecznika prasowego kompromitującego siebie i urząd, choć ja uparcie przypominam...
D: Wydrukowałeś komentarz, że jeśli organizator pozbawi funkcji dyrektora to rada będzie musiała upaść i aktorzy stracą twarz, którą mogliby zachować w oporze przeciw Mikosowi.
J: To nie mój komentarz, ale nazywający sedno sprawy. W Krakowie przekombinowali: porównania z Wrocławiem są bezzasadne, bo właścicielstwo teatru bardziej skomplikowane, a kodeks pracy i wyroki sądowe obowiązują. Abstrahuję od poziomu artystycznego tam, bo go w tej chwili nie znam, ale stan prawny jest określony: zalepili się "sami sobie"... 
Aktorzy politykujący to poza Reaganem raczej śmiech na sali, w każdym razie nawet nie przypominając co mawiał w takich sytuacjach Dejmek, proponowałbym więcej przewidywania skutków - są przykłady konfliktów prowokowanych w łonach takich rad, nie tylko w Związku R., bo przecież mamy własne: Krysię zwalczającą Joasię z pełną wzajemnością... Mówiąc wprost: grupa uprzywilejowanych (demokratycznym wyborem) narzuci pozostałym kolegom obsady i zarobki - role i halabardy.
Tak jest w teatrze, ale decydować o tym musi ktoś, kto "nie trzyma głowy w garnku" (Gombrowicz), nie jest uwikłany towarzysko z garderoby i ma w umowie o pracę (w kontrakcie dyrektorskim) wpisane obowiązki uwarunkowane personalną odpowiedzialnością, a nie, jak chce się robić w NST, rozmyte i nieprzejrzyste w kolektywie. Statut Starego Teatru takich uprawnień nie przewiduje, więc następca Mikosa będzie miał prawo anulować umowy z realizatorami powzięte w wyniku zmowy... A Twarz i nazwisko ma się - mieć powinno - tylko jedno.
D: Sądzisz, że taka wymuszona konfliktem współpraca się nie uda?
J: Historia światowego teatru nie zna - kolektywnie prowadzonego -  udanego teatru. Prakseologia zarządzania uczy, że udać się nie może wobec praktycznie różnych interesów, za które teraz będą odpowiadać aktorzy: nie zły dyrektor, nie nielubiany minister, tylko sami aktorzy, choć nie bardzo będzie wiadomo którzy, w każdym razie kto, za co i za ile.
I wtedy minister będzie musiał wkroczyć, ale w dużo gorszej dla siebie sytuacji niż dzisiaj, gdy ma podstawę ustawową wyciągnięcia konsekwencji za Argentyńczyka zamiast naszego Anglika z jego kolegami i za bezradność cywila w uleganiu nieakceptowanym u Klaty, a teraz opłaconych z nawiązką i połykaniem języka przez obie strony, z których jedna chciała bojkotować, a druga rzekomo "dobrze zmieniać".
I tylko my obywatele i wyborcy będziemy widzieć, kto nas znowu robi w konia.

PS
Jedyne co mnie w tej kompromitacji wszystkich zainteresowanych dziwi to, że żaden dziennikarz nie chce zdobyć Pulitzera... Wystarczyłoby przelecieć się do Londynu i odpytać Michaela. Coś czuję, że dojrzał do opowiedzenia, jak było, np. ze znajomością z Mikosem. Dużo go ta afera kosztowała, więc... Służę telefonem.

Komentarze

  1. Joanna Kościukiewicz, Kraków
    Powinnam rozumieć, że nie powstanie Rady rozwiązałoby problemy NST?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ skąd! Mikos miał obowiązek powołać RA (Klata zdaje się z tego nie wywiązywał) jako organu doradczego, co jest precyzyjnie opisane w Statucie Teatru nadanym przez MKiDN, i przedstawicielstwa - tu deklarującego się jako zbuntowany - Zespołu. I to ciało powinno pozostawać w opozycji - jak zresztą chciała część młodsza i przegłosowana, aktorów. Zatem, demokracji stało się zadość, ale przyzwoitości i przewidywaniu skutków decyzji już niekoniecznie. Na zewnątrz mówili: Mikos nie nadaje się, a tu, w rozmowach gabinetowych dogadali się: weźmiesz pensje, ale my ci podyktujemy co i jak... Przecież sami to napisali w Oświadczeniu. "Przyszły sezon nasz". Obłuda polega na tym, że Mikos to oczywiście podpisze jako własne "po konsultacjach", mimo, że posadę dostał za krytykę tego, co było i w teatrze był za to skrytykowany, lecz w obecnym układzie wszyscy połkną język (Gildia juz to zrobiła), by było tak jak było i aktorzy wymagali na dyrektorze określonych swoich reżyserów z wiadomą stylistyką.
    Już "Masara" nadawała się do teatru Klaty, bez Klaty, tylko zawiódł reżyser, to się będzie wymyślać - w domyśle, lepiej - zespołowo... Ale grać będą tylko koledzy kolegów i my. A zespół ma pół setki aktorów. A kto będzie winien klapy?
    Gdyby trwali w oporze, nie zaklejaniu się, ale graniu tego, co jest Klaty i odmowach, lub strajkach włoskich nowych prób, to Mikos musiałby upaść i ministerstwo nie miałoby wyjścia. A kolaborując z Mikosem zwalniają ministra z odpowiedzialności, chyba, że przejrzy na oczy i "żaba", którą nam zafundował zacznie okazywać, co to za "dobra zmiana". A konserwatystów krakowskich szlag trafi!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. W takim razie, czemu minister trwa w "zaparte", mimo tak niekorzystnej dla siebie sytuacji?
    Joanna Kościukiewicz

    OdpowiedzUsuń
  4. tego ja oczywiście nie wiem, ale przypuszczam:
    a) jest wicepremierem rządu więc ma na głowie "sprawy państwowe" zamiast rozeznania we własnym gospodarstwie (Majewski rok temu zarzucił mu w twarz brak wyczucia "psychologii artystów", czyli konieczności "wyodrębniania się"), jako socjolog pewnie lubi duże kwantyfikatory gubiąc z uwagi te ułamki elektoratu;
    b) co innego np ustawa o IPN, gdzie przy popełnionych błędach warto się uprzeć, bo idzie o wizerunek Polski i honor Polaków, a co innego jakiś teatr, o którym się powie, że odebrało się go lewakom, a reszta nikogo nie obchodzi...
    To ewidentny błąd, bo to sfera symboliczna, która prędzej czy później zadziała i nieudolność nominata za duże państwowe pieniądze, czyli negatywny wizerunek pozornej zmiany.
    Oczywiście, że Mikos upadnie, tylko szkoda, by to odwlekać. Ale skoro nikt o tym głośno nie pisze, tylko ja, a na rynku funkcjonują "autorytety" w rodzaju moralnego kurdupla Zaremby, który sam nie umie się przyznać do ignorancji i uprawiania lansowania zamiast krytyki i dostarcza władzy usprawiedliwienia frazesami. Mikos na tym jedzie samemu powtarzając "słuszne" dyrdymały bez umiejętności i możliwości wykonania. Czyli swego rodzaju prawactwo jako odbicie dla lewactwa. I nasi zdrowi.
    A powinni - przede wszystkim aktorzy - mówić NIE dyrektorowi a minister iść po rozum do głowy

    OdpowiedzUsuń
  5. ... i - jak rozumiem - mianować Pana?
    J. K.

    OdpowiedzUsuń
  6. przede wszystkim wyrzucić nieprzygotowanego kłamcę! I nie uprawiać amatorszczyzny, szczególnie w teatralnej perle w koronie w sezonie znaczącym.
    Mój program był ewidentnie najlepszy i najbardziej profesjonalnie pomyślany, łatwo sprawdzić. Zawiera wybitne dzieła z różnych parafi i obok artystów genialnych na skalę światową, znakomite młode debiutantki, które obserwowałem w Szkole i widzę dziś ich bardzo interesujące postępy. Łączy doświadczenie z młodością i przebojowością, a wszystko oparte o wartości literackie - jest różnorodny i kolorowy.
    Ale ja nie jestem politycznie "swój", bo jestem tylko tatusia i mamusi

    OdpowiedzUsuń
  7. Minister przegrywa wojnę o teatr na polu prawa, estetyki i inteligencji. Przykro patrzeć.
    Krakauer

    OdpowiedzUsuń
  8. bo jest mentalnie bardziej w rządzie niż ministerstwie, czyli w ogóle zamiast w szczegułach.
    Ale Wanda Z przy swojej inteligencji powinna się orientować, że za chwilę ministerstwo znajdzie się w pułapce, bo stanie wobec "woli zespołu", którego nie moźna będzie ocenzurować, choć trzeba się będzie pożegnać z dobrą zmianą. Walkowerem

    OdpowiedzUsuń
  9. Zastanawiam się, czy do Pani Zwinogrodzkiej dotarło, że jedynym faktycznym skutkiem jej działania na stanowisku wiceministra kultury jest zjednoczenie środowiska przeciwko rządowi? Przecież oświadczenie Rady Artystycznej trzeba tak rozumieć. To deklaracja za powrotem Klaty, choćby symbolicznym, ale dlaczego miałby nie reżyserować, przecież Marek Mikos temu się nie sprzeciwi? Jego konkurent w konkursie, Paweł Miśkiewicz, już stoi na czele Gildii, która powstała przeciwko Gielecie i Mikosowi, ale po podporządkowaniu sobie dyrektora twierdzi, że żadnego bojkotu nie ogłaszała, a sam Miśkiewicz - po niedawnej klęsce z Jelinek w Starym - już jest podobno umówiony.
    Przed konkursem Jan Klata miał w NST wielu przeciwko sobie, a Miśkiewicza jako oficjalnego konkurenta, a dziś wszyscy, lub przynajmniej większość ma poczucie skrzywdzenia go, więc wybaczenia mu grzechów, np. obcesowości w stosunku do ludzi i forowania tylko niektórych aktorów. Dlatego przeciwko ministrowi pójdą frontem, a Mikos w strachu o posadę wszystko podpisze.
    Zatem, nie tylko nie ma żadnej "dobrej zmiany", ale zapowiada się recydywa, bo oficjalnie będzie ją firmował ministerialny nominat.
    I nie tylko wróci to, jak było (czy nie Tomczyk pisał: "wróci, ale więcej?), ale z ciągle tylko garstką "swoich" aktorów, którzy byli za i u Klaty, bo teraz bedą mieli otwarte przez układ Rada-Mikos drzwi do pieniędzy bez ponoszenia odpowiedzialności za efekty.
    Minister nie podskoczy, bo sam wykreował tę sytuację, a Wanda Zwinogrodzka obiecywała "słuchanie zdania aktorów". Rychło w czas i raczej przeciwskutecznie.
    Krakauer

    OdpowiedzUsuń
  10. trudno się nie zgodzić, więc przekazałem komentarz WZ, która pewnie uważa mnie za swojego wroga. I nie ma racji, bo powinna za inteligenta...
    Chyba będę przyjmował zakłady, czy posłucha.
    Wspomniany Wojciech T. twierdzi, że nie ulega wpływom, co w tej sytuacji najskuteczniejsze nie jest, bo ci, którzy mają i tak załatwiają. A rozmawiamy o ratowaniu teatru. Ba!

    OdpowiedzUsuń
  11. Zachodzę w głowę, czemu profesor Gliński trzyma Marka Mikosa i co myśli Pani Wanda Zwinogrodzka o tym, komu to służy? Rządowi na pewno nie. Jeśli rząd ma na głowie ważniejsze konflikty to i tak publiczne przyznanie się do pomyłki w obsadzeniu dyrekcji Starego Teatru przyniosłoby mu punkty i utrudniło życie opozycji, a aktorów uchroniło przed wątpliwym moralnie zawieraniem kompromisów z osobą, na której niedawno psy się wieszało. Zatem same korzyści z dymisji i raczej niewiadome skutki oddania teatru w ręce rady...
    Skoro tak, to bez teori spiskowej (o frakcjach w partii) nie razbieriosz. Analogia z okresem minionym sama się prosi.
    Joanna Kościukiewicz z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  12. J. Krakowska w rozmowie z Karoliną Ochab (NT) w Dialogu 3/2018: "Warlikowski miał dobrą intuicję o faszyzmie (w mieście stołecznym), więc trzeba tworzyć drugi obieg źycia teatralnego i walczyć, wierzyć w finansowanie z zagranicy; budować alternatywną infrastrukturę - latający teatr..." A z Maciejem Nowakiem: " wykorzystywać do maksimum to, co mamy". Otż to: Rada Artystyczna Starego Teatru wykorzystuje

    OdpowiedzUsuń
  13. na Pana wniosek o udostępnienie informacji publicznej z dn. 13 marca br. informujemy, że zawarte pytania nie mogą zostać uznane za żądanie udostepnienia informacji publicznej w rozumieniu ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej.


    Centrum Informacyjne MKDN


    Cc: Wanda Zwinogrodzka;

    stawiam PIĘĆ pytań, które odnoszą się bezpośrednio do s p r z e c z n o ś c i między zapowiedziami MKiDN i obowiązującym prawem, a praktyką realizowaną w Krakowie

    ZWINOGRODZKA: Werdykt komisji konkursowej w sprawie Teatru Starego rozumiem jako sugestię przejścia od teatru autorskiego, jaki realizował Klata, ku teatrowi repertuarowemu, otwartemu na różne dykcje i estetyki, co proponują Mikos i Gieleta.
    W programie pana Mikosa roi się od powtórzeń nazwisk twórców pracujących w Starym Klaty.
    Właśnie dlatego, że to projekt otwarty na różne wrażliwości. Obok nazwisk obecnych już na afiszu są i inne, których tam dotąd nie było. W tym także nazwisko Krystiana Lupy.
    Lupa nie wyobraża sobie współpracy z panem Mikosem.
    Cóż, do tanga trzeba dwojga.
    Ten konkurs nie przypomina jednak poprzednich, o czym kilka dni temu mówił Onetowi Tadeusz Bradecki: "Cztery lata temu, kiedy wygrywał Jan Klata, większość komisji to byli przedstawiciele zespołu. Wiem, bo sam wtedy - na prośbę ministra Zdrojewskiego - kandydowałem. Stary Teatr po 37 latach utracił wpływ na wybór kolejnego dyrektora". Ten konkurs to precedens?
    Hm, ja bym tak nazwała raczej ten poprzedni. To był jakiś dziwaczny wynalazek, w żaden sposób nieumocowany w ustawie i dlatego sam minister Zdrojewski nie nazywał go – i słusznie – konkursem, używał enigmatycznego sformułowania "postępowanie konkursowe". Zaproszono raptem pięć osób wybranych przez MKiDN: Klatę, Bradeckiego, Zadarę, Szydłowskiego i Jarzynę. Ten ostatni nie skorzystał, zatem rozmawiano tylko z czterema pretendentami. A co do wpływu zespołu, to radziłabym przypomnieć sobie stopień konsternacji wywołanej nominacją Klaty, także właśnie w zespole. I późniejsze konsekwencje tego eksperymentu: np. Jerzy Trela, owszem uczestniczył w tym "postępowaniu konkursowym", a potem opuścił S T, po 45 latach pracy na tej scenie. Trudno mi się zgodzić z Bradeckim, że ta osobliwa procedura miałaby być wzorem do naśladowania...
    Dlaczego postulaty zespołu artystycznego Teatru Starego o pozostanie na stanowisku Klaty, wyrażone w głosach przedstawicieli Inicjatywy Pracowniczej i "Solidarności" zostały odrzucone?
    Ponieważ Teatr Narodowy nie jest własnością działających w nim związków zawodowych, ani nawet własnością całego jego zespołu artystycznego. Obserwujemy osobliwy fenomen uwłaszczania się dyrektorów i pracowników na majątku wspólnym. Tu i ówdzie roszczą oni sobie prawo do samodzielnego rozstrzygania o losach instytucji, w której pracują, a która utrzymywana jest ze środków publicznych...

    JA pytam:
    - gdzie się podział Michael Gieleta?
    - co z repertuarem "otwartym na różne dykcje i estetyki"?
    - jakim "wynalazkiem" było zapraszanie do Komisji osób pozostających w ewidentnym konflikcie interesów, bo zarabiających u starającego się o przedłużenie posady Klaty, lub wymienionych jako moi współpracownicy, skoro Rozporządzenie MK wskazuje, że po stwierdzeniu "stosunku formalnego lub prawnego" przewodnicząca Komisji miała ustawowy obowiązek ich wymienić?
    - co ministerstwo zamierza zrobić z "uwłaszczeniem się" części aktorów NST (Rady Artystycznej) na majątku wspólnym poprzez zapowiedź podyktowania dyrekcji repertuaru i wykonawców w sezonie 2018/2019, która to publiczna deklaracja nie ma uzasadnienia ani w obowiązującym Statucie Teatru, ani precedensów w historii światowego teatru?
    - dlaczego MKiDN wyraziło zgodę na mianowanie Jana Polewki dyrektorem artystycznym Starego Teatru, mimo jego udziału w "konkursie" z zerową liczbą głosów - per analogiam Pan Minister i Pani Minister NIE WYRAZILI ZGODY na Artura Tyszkiewicza w Teatrze Ateneum, właśnie ze względu na tak samo negatywną weryfikację w tożsamym postępowaniu?

    OdpowiedzUsuń
  14. By procedura konkursowa w istocie spełniała swą funkcję, należy w końcu uczynić ją transparentną, czyli poddać ją na każdym z jej etapów społecznej kontroli - pisze Michał Centkowski w Krytyce Politycznej.


    - czy procedura konkursowa jest zawsze najlepszym wyjściem? Nie ma żadnego lepszego wyjścia. Pod warunkiem, że z założenia przejrzysta i merytoryczna procedura nie stanowi w istocie jakiejś żenującej quasi-demokratycznej hucpy.

    Zarówno tym zmęczonym demokratycznymi procedurami, jak i tym zadowolonym ze status quo, którym przyjaźń i sympatia kolegów samorządowców z partii rządzącej, czy też bliskie relacje z panem ministrem i jego dworem zapewniają szczęśliwe kariery dyrektorskie oraz dotacje, śpieszę wyjaśnić:

    Otóż, by procedura konkursowa w istocie spełniała swą funkcję, należy w końcu uczynić ją transparentną. Wiele osób w naszym kraju (nad)używa dziś tego zgrabnego pojęcia, nie do końca rozumiejąc, zdaje się, jego znaczenie.

    Co to zatem znaczy: otóż, znaczy to poddać ją na każdym z jej etapów społecznej kontroli. O ile w grę nie wchodzą kwestie strategicznego bezpieczeństwa kraju, czy też inne wyjątkowo istotne sprawy (a takie ponad wszelką wątpliwość nie są przedmiotem spotkań szacownych członków komisji konkursowych mających wyłonić dyrektorów PUBLICZNYCH TEATRÓW), cały przebieg procedury, oraz wszelkie informacje dotyczące jej przebiegu winny mieć charakter publiczny i ogólnodostępny.

    Po upłynięciu terminu składania ofert należy do publicznej wiadomości podawać listę kandydatów, którzy złożyli swoje aplikacje w OTWARTYM konkursie na dyrektora PUBLICZNEJ INSTYTUCJI KULTURY.

    Prócz listy kandydatów zakwalifikowanych do drugiego etapu postępowania konkursowego, do publicznej wiadomości szanowna komisja przekazywać winna listę kandydatów odrzuconych z przyczyn formalnych, z dokładnym wskazaniem punktu konkursowego regulaminu (oczywiście od dawna ogólnie już dostępnego), którego kandydat ów nie dopełnił.

    Co do budzącej tak wiele emocji kwestii upublicznienia składanych przez poszczególnych kandydatów ofert i koncepcji konkursowych, a co za tym idzie: potrzeby ewentualnej ochrony praw autorskich, można pominąć ten etap w przypadku kandydatów niezakwalifikowanych do drugiego etapu postępowania. Jeśli natomiast idzie o "finalistów" postępowania konkursowego, upublicznienie oferty stworzonej przecież właśnie dla tej konkretnej sceny, o której kierownictwo ubiega się kandydat, powinno być standardem.

    I by skończyć z żenującym kabaretem ośmieszania autorytetu państwa i obrażania inteligencji jego obywateli należy PROTOKOŁOWAĆ i UPUBLICZNIAĆ przebieg przesłuchań przez komisję konkursową.

    Z chwilą, gdy każdy obywatel będzie mógł sobie w oparciu o przebieg tych rozmów we własnym zakresie wyrobić pogląd na temat kompetencji i przygotowania poszczególnych kandydatów do sprawowania funkcji, do której aspirują, nagle, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko stanie się jasne i przejrzyste.

    Prócz poziomu przygotowania poszczególnych kandydatów wszyscy będziemy mogli przyjrzeć się także, a może w naszym nieco patologicznym wypadku, przede wszystkim, merytorycznym kwalifikacjom szacownych członków komisji.

    Jasne stanie się, kto zadawał sensowne pytania, kto udzielał na te pytania bardziej, a kto mniej merytorycznych odpowiedzi... I kto z szacownych członków komisji ostatecznie potem nagrodził swym głosem te najzacniejsze umysłowe przymioty, a kto w imię partykularnych interesów głosował podług zgoła innego klucza. Tylko tyle... czy może aż tyle?


    OdpowiedzUsuń
  15. Składam skargę na postępowanie Rzecznika MKiDN, który w korespondencji e-mailowej do mnie
    wielokrotnie wypełnił dyspozycję art. 271 kk zaświadczając na piśmie nieprawdę
    i nie udzielał merytorycznej odpowiedzi na zadawane z dostępu do informacji publicznej pytania,
    łamiąc tym samym ustawę z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. z 2001 r., Nr 112, poz. 1198 ze zm.).
    Proszę o odpowiedź zgodnie z wymogami kpa.

    Z poważaniem
    Jacek Zembrzuski

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor