Tak piszą w źródłach, a ja widziałem na własne oczy. Myślę o permanentnych awanturach między Szczepkowską i Jandą (na moją propozycję "Wiśniowego sadu" z Ewą Dałkowską jako Raniewską usłyszałem od Rudzińskiego - w towarzystwie Semil - "ale rada artystyczna wolałaby panią Jandę", i zrezygnowałem z narzucania mi obsady), i teatr jechał od monodramu do monodramu z pełną widownią, ale nawet po latach nikt przytomny nie ma wątpliwości, kto tam rządził.
Ten sam klucz przećwiczono w Ateneum najpierw nieudanie z Tyszkiewiczem, Nyczkiem, by sobie wybrać biznesmena.
Nie inaczej w Toruniu, Bielsku-Białej, Białymstoku - wszędzie: polskim teatrem rządzą aktorzy, którzy jeśli dogadani z władzą, biorą wszystko, a jeśli skonfliktowani, jak we Wrocku, mordo-się-zaklejają.
Pytanie, czy to dobrze? Uważam, że nie, szczególnie dla nich, bo publika "teatr gwiazd" kupi, przyjdzie i zapłaci. Dlatego, chcę mówić o ambicjach artystycznych i rozwoju zawodowym, a nie rozdysponowaniu subwencji.
Mówię o zarządzaniu, a nie tym, kto jest solą ziemi i centrum sztuki teatru. Oczywiście, aktorzy, o różnych interesach (dosyć egoistycznych, bo ról przewodnich jest mniej od osób potrzebnych każdorazowo na scenie) i patrzeniu raczej po sobie niż po całości.
I w tym "egoizmie" (egotyzmie) nie ma niczego złego, powiem więcej, to istota tego zawodu, w którym musi się być w i d o c z n y m, bo bajki o satysfakcji z drugiego planu (nie ma złych aktorów, są tylko źle wykonywane role) należy właśnie między bajki włożyć.
Dobra - zespołowa - współpraca, to raczej akceptowanie a nie wypieranie tej prawidłowości i takie kierowanie grupą, by każdy miał wrażenie wysłuchania i współtworzenia - minimum sprawiedliwości i solidarności. Ogarnianie całości nie tylko mojej (swojej) roli.
Dlatego pragnienie dobrego (niekoniecznie naszego) dyrektora to raczej wskazanie na reżysera, który komponuje teatr z różnych elementów i charakterów współpracowników niż na aktora, który, gdy już rządzi, musi grać inaczej i co innego (egzemplum: Dejmek, Hubner, Hanuszkiewicz, Englert).
Dyrektor teatru odpowiada za często przeciwstawne interesy i powinien umieć spowodować, by stawały się dobrem wspólnym, a nie realizacją ambicji gwiazd.
Dlatego teatrem nie morze zarządzać ciało zbiorowe jakim jest rada! Tak, jak przedsiębiorstwem nie zarządza rada powiernicza. W myśl zasady pomocniczości niech ma wpływ na decyzję o mianowaniu dyrektora, lecz po tym akcie niech doradza, a nie decyduje.
Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść!
Zespół nigdy nie jest "gwiazdorski" w całości i przysłowiowa halabarda jest konieczna, tyle, że kto ją ma trzymać (to się przekłada przecież na zarobki) nie powinno być decydowane zbiorowo a indywidualnie w ramach ponoszenia odpowiedzialności, którą można zaadresować do kogoś a nie rady kolegów w ogóle...
Piję do decyzji rady artystycznej aktorów NST, którzy w ten sposób chcą przejąć faktyczne zarządzanie teatrem pozostawiając na pensji nieakceptowanego dyrektora. To postanowienie z gruntu nieprzyzwoite i całkowicie przeciwskuteczne, nawet jeśli u jego podstaw leży przekonanie o słabości charakteru i sterowalności Marka Mikosa.
Jest jeszcze ministerstwo, które narzuciło dyrektora wbrew woli zdecydowanej większości zaintersowanych, ale nie ma żadnego (kompromitującego siebie) interesu w powrocie do sytuacji "jak było", bo tak przecież gremialnie nazywana jest sytuacja z "Masarą". Ja pierwszy pisałem, że to sztuka "pod gust" Jana Klaty, co wraz z graniem innych sztuk wymyślonych przez niego oznacza "najedzenie się żabą": zmianę zarabiającego bez żadnej zmiany w repertuarze i profilu teatru.
Gdzie mam szukać tej osławionej "dobrej zmiany"?
Rada artystyczna ma obowiązek myśleć o rozwoju młodszych kolegów (na razie biorą i odchodzą), przecież zasiada w niej pani rektor i profesorowie; tak jak w Akademii obraduje i deliberuje Senat, ale decyzje podejmuje i konsekwencje ponosi Rektor.
Jedynym konstruktywnym rozwiązaniem kryzysu w Starym Teatrze jest odwołanie Mikosa przez ministerstwo, które ma do tego podstawy prawne; legitymizując status quo pogłębia chaos i destrukcję instytucji, oraz zaprzecza głoszonym przez siebie ideałom.
Nikt nie ugra tu swoich interesów. Potrzebne jest nowe, profesjonalne otwarcie.
Jeśli w Starym w dalszym ciągu będą powstawać klapy, to co, Rada Artystyczna będzie opiniować - np. wnioskować o odwołanie - s i e b i e (?) czy dyrektora? Na tym polega paradoks tego "jakoś to będzie" - koledzy z poprzedniej ekipy coś zaradzą...
Ministerstwo urządziło ustawkę, by sankcjonować opozycję? Bo, że Koledzy poprzez kolaborację UTRZYMUJĄ faktycznie Mikosa na posadzie, zamiast go zbojkotować i doprowadzić do dymisji, to widać, słychać i czuć... To był błąd!
Komentarze
Prześlij komentarz