Przejdź do głównej zawartości

Masakra Starego

Chcemy podjąć próbę kształtowania przyszłości oraz artystycznego profilu Narodowego Starego Teatru. Głównym i najpilniejszym zadaniem Rady Artystycznej jest przedstawienie Dyrekcji propozycji repertuarowych na sezon 2018/2019... W trakcie spotkania inaugurującego działalność Rady Artystycznej Dyrektor Marek Mikos podjął zobowiązania, które działalność Rady warunkują – istnienie, sens i skuteczność Rady Artystycznej zależą całkowicie od wywiązania się z owych zobowiązań.
17 stycznia 2018 w Krakowie 
Anna Dymna, Ewa Kaim, Anna Radwan, Dorota Segda, Roman Gancarczyk, Radosław Krzyżowski i Krzysztof Zawadzki.
- Koleżanki i koledzy wybrali jej skład demokratycznie. Każdy z 48 aktorów miał do oddania siedem głosów.
To jest wyrazem oporu czy oportunizmu?
- Jest rozpaczliwym szukaniem szansy, żeby mieć na cokolwiek w teatrze wpływ. Dyrektor prawdopodobnie święci propagandowy sukces, że aktorzy wreszcie się do niego przekonali i będą z nim współpracować. Z mojego punktu widzenia jest to niestety pójście na kompromis z "dobrą zmianą" w teatrze. I od tego, co się wydarzy, zależy, jak daleki będzie to kompromis. Czy okaże się zgniły, czy też rację będą mieli ci koledzy, którzy optymistycznie uważają, że przejęliśmy teatr.
Rada ma być zachętą dla Gildii Polskich Reżyserów i Reżyserek Teatralnych bojkotujących wynik konkursu na dyrektora teatru, by jednak przyszli w Starym pracować?
- Jak rozumiem, rada artystyczna ma mieć wpływ na kształt artystyczny sceny i może rozmawiać z reżyserami bojkotującymi nową dyrekcję. Pytanie, czy reżyserzy gildii zakończą swój bojkot w nowym sezonie i wrócą do Starego. Za ten sezon artystyczny rada artystyczna nie bierze odpowiedzialności.
Możemy się oczywiście zastanawiać, czy nie ma racji Krystian Lupa, który powiedział, że gdyby postawa zespołu była bardziej radykalna, to bylibyśmy w innym miejscu. 
Juliusz Chrząstowski






Mamy pierwszy wypadek we współczesnym polskim teatrze, że aktor - ewidentnie człowiek Klaty, czyli opcji, aby w teatrze było jak było - przyznaje publicznie, kto faktycznie rządzi (chce odzyskać wpływy), mimo ustawy, statutu i cyrku z tzw. konkursami na dyrektora; (istnienie, sens i skuteczność Rady Artystycznej zależą całkowicie od wywiązania się z owych zobowiązań - aktorzy nawet nie wstydzą się formułowanego szantażu*). Czyli potwierdza - "kompromis": przejęcie teatru przez optymistów, kontra zgniłości dobrej zmiany - coś, co wszyscy w środowisku dobrze wiemy i co ćwiczyliśmy destrukcyjnie np. w Teatrze Powszechnym za rzekomych rządów Rudzińskiego a faktycznej władzy skonfliktowanych ze sobą, Jandy i Szczepkowskiej ze swymi frakcjami, lub przy co drugim "konkursie" na dyrektora od Białegostoku do Bielska-Białej, jak polska teatralna skorumpowana i omijająca prawo.

A konsumowanie tej żaby odbywa się na sutek ministerialnej polityki kulturalnej, w której:
a) odrzuciło się antyszambrowanie Klaty o sukcesjonowanie go na stanowisku bez konkurencji,
b) poniżyło ustawionym konkursem,
c) wybrało nieakceptowanego przez zespół Mikosa,
d) nie reagowało na kłamstwo i katastrofę programową i personalną nieprzygotowanego nominata.

Wanda Zwinogrodzka jeszcze przed komedią konkursową zapowiedziała, że "ministerstwo weźmie pod uwagę opinię zespołu", po czym słowa nie dotrzymała, więc teraz ma: Radę wprawdzie tylko części zespołu, ale niewątpliwie demokratyczną, tyle, że oznaczającą powrót do przeszłości z wymianą człowieka na stanowisku, ale nie programu na scenie; mający odmienić oblicze teatru dyrektor właśnie zrzeka się uprawnień i odpowiedzialności na rzecz zarządzania zbiorowego, czyli koterii i interesów w załatwianiu obsad i honorariów dla wybranych.
Jeżeli to jest sukces dobrej zmiany i przejaw profesjonalizmu tego ministerstwa, to wszystkiego najlepszego. Tak się składa, że t e k a e m u doświadczyłem parę razy na własnej skórze... 
Tylko bezgranicznym zadufaniem, pogardą wobec opinii publicznej i oderwaniem od rzeczywistości powierzonej do administrowania można tłumaczyć ten brak profesjonalizmu i umiejętności zarządzania i przewidywania skutków własnych decyzji. To działanie przeciwskuteczne wobec teatru, wobec interesu publicznego i interesu rządu, w którym się zasiada. To patentowana głupota.


Koledzy aktorowie - mimo użycia patetycznych słów - odpowiadacie za masakrę Starego, która zawsze kończy się tak samo, w TP Brzykiem z Bolesto i "młodym jebiącym starego...".

I nikt nie zdejmie z Was skutków tego krótkowzrocznego działania - teraz sami sobie gotujecie swój los - które nie jest żadnym "ratowaniem substancji", lecz usankcjonowaniem cywila, likwidacją bojkotu i opłacaniem dyrektora, który ze względów prawnych i programowych był na wylocie!
Nawet Wasz Krystian L. namawiał i sam nie dawał ciała.

To Państwo fundujecie mu bezkarność, sobie nieustające konflikty, a widzom aksjologiczny zamęt. I tylko nielubiane przez Was ministerium odetchnie, bo "głos ludu" usprawiedliwi jego zaniechanie.

Wszystko przez nieumiejętność wyrwania się z dychotomicznego podziału świata i teatru na Klata (ma być, jak było), albo "dobra zmiana", mimo, że świat i teatr jest przecież dużo bardziej kolorowy i zróżnicowany - więcej jest dróg...
W ten sposób uwikłani będą tylko pozornie i krótkotrwale zadowoleni, bo historia teatru nie zna udanie kolektywnego prowadzenia teatru, w którym za decyzje zawsze musi odpowiadać k t o ś, a za obsady i wynagrodzenia niepozostający w konflikcie interesów i towarzyskich związkach, lecz niezależny, zdystansowany i biorący spersonalizowany moralny i prawny obowiązek (Gombrowicz pisał: "by poznać smak zupy, trzeba wyjąć głowę z garnka"). Dzisiaj władza i aktorzy gotują sobie i publiczności toksyny na zakalcu drugiej świeżości w dziedzinie stosunków międzyludzkich i prakseologii. 
Czas na zmiany! - bo:
Statut Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie:
III/8 Starym Teatrem kieruje i reprezentuje go na zewnątrz dyrektor naczelny i artystyczny.
1. Dyrektora naczelnego i artystycznego powołuje Minister Kultury w trybie określonym stawą.
III/12 1. Organem doradczym dyrektora naczelnego i artystycznego we wszystkich sprawach związanych z realizacją statutowego celu Starego Teatru jest rada artystyczna.
2. Radę artystyczna powołuje dyrektor naczelny i artystyczny na okres dwóch pełnych sezonów teatralnych spośród pracowników i stałych współpracowników Starego Teatru.
3. Posiedzeniom rady artystycznej przewodniczy dyrektor naczelny i artystyczny.
IV/16 2. Do samodzielnego dokonywania czynności prawnych w imieniu Starego Teatru upoważniony jest wyłącznie dyrektor naczelny i artystyczny. 

- więc (do MKiDN):
a) jakim prawem statutowy „organ doradczy”: „przedstawia dyrekcji propozycje repertuarowe na sezon 2018/2019”?
b) jaki przepis prawny upoważnia dyrektora Marka Mikosa do „podejmowania zobowiązań warunkujących istnienie, sens i skuteczność wymienionych zobowiązań”?
c) jak długo rada artystyczna zamierza „kształtować przyszłość artystyczną i profil Narodowego Starego Teatru” wobec istnienia umowy o pracę (powołania) i wynagradzania określonych osób wskazanych przez Ministra KiDN jako zobowiązanych do tych samych czynności - „upoważnionych wyłącznie"?



PS:
Oczywiście, można udawać, że Polacy, nic się nie stało: aktorzy namówią swoich reżyserów, czyli tych, których angażował Klata, a oni zapomną, że gębowali o bojkocie, Mikos to weźmie z pocałowaniem ręki i comiesięczną pensją dyrektorską i ogłosi jako swoje pomysły ("po konsultacjach z RA") i nic w Starym Teatrze się nie zmieni... Młodzież na wejściówki zrobi frekwencję, usłużne dziennikarstwo Morawiec i Zaremby powtórzy coś o dobrej zmianie, grać będą krewni i znajomi królika, a minister kultury zajmie się - jak dziś - sytuacją międzynarodową bardziej niż przestrzeganiem prawa na swojej działce.
I tak PiS będzie reformował Polskę.
Konserwatystów krakowskich ("hańba Segdzie i Globiszowi") szlag trafi,
a ja dopytam, czym się różnią metody lewackie od prawackich (?)

*) w Teatrze Polskim we Wrocławiu uwikłani w nieakceptowaną komisję konkursową (w konflikcie interesów z jednym ze starających się) Koledzy, przynajmniej odmówili skutecznie współpracy z nowym dyrektorem, a tu, w analogicznej sytuacji - dwóch jurorów zarabiało u starającego się Klaty - wydali buńczuczne dźwięki, ale, gdy przyszło co do czego, namawiają do uznania tej krowy Kalego i hipokryzji... A przecież przepisy, o które wołają tak zapalczywie opozycyjni, stanowią, że Mikos złamał ustawę i rozporządzenie MK i powinien być odwołany; warto było poczekać (grając Klatę i słuchając Lupy), także na wyrok sądowy i jako Rada bezkompromisowo formułować stanowisko z oceną sytuacji dla/wobec ministerstwa.
Część aktorów Starego funduje wszystkim niemoralną 
NIEDOBRĄ ZMIANĘ.

A nie mówiłem?

Nieudana kopia dawnego Klaty

«Jaka wiedza płynie z pierwszej za kadencji Marka Mikosa premiery na dużej scenie Starego Teatru? "Masara", która miała być ucieczką od Klaty, zamieniła się w nieudaną kopię stylu jego spektakli.
"Płaska, toporna publicystyka", "Najświętsze uczucia w błocie wyobraźni", "Jego bohaterowie robią miny debilów. Tarzają się po scenie, rżą i macają", "Ten rechot, typowy dla obecnego teatru, wyraża bezradność wobec historii. Gdy nie umie się z niej korzystać, szukać w niej uniwersalnych sensów, zagłusza się ją grepsami". To tylko kilka cytatów ze skierowanych przeciwko Klacie filipik Piotra Zaremby, prawicowego publicysty, teatrologa i niestrudzonego orędownika odwołania poprzedniego dyrektora Starego Teatru.
Plan został wykonany - Klaty w Krakowie już nie ma. Zaremba przyjechał w sobotę do Krakowa, żeby obejrzeć premierę "Masary", sztuki zapowiadanej jako nowe otwarcie sceny narodowej, początek innej (czytaj: lepszej, bardziej przystającej do rangi miejsca) narracji. Narracji, która będzie czymś więcej niż "rechotem" i "szarlatanerią". "Masara", dla której punktem wyjścia stało się zestrzelenie w 2014 r. przez separatystów ze wschodniej Ukrainy samolotu malezyjskich linii lotniczych - miała dać odpór wszystkim okropieństwom teatru współczesnego, tak krytykowanym przez Zarembę et consortes bezeceństwom, bluźnierstwom, nieobecności powagi, wysokiego tonu, jednym słowem - decorum. Na tym przecież opierał się program, z którym do wygranego konkursu stanął Marek Mikos. Na dodatek międzynarodowe towarzystwo (autor tekstu Marius Ivaškevicius to znakomity litewski pisarz, reżyser Stanisław Mojsiejew przyjechał z Ukrainy) miało być dowodem, że drzwi sceny narodowej nadal otwarte są szeroko na świat.
Apel, akademia, wiec
Jaki spektakl zobaczyliśmy w sobotę? Gdybym był złośliwy, posłużyłbym się słowami sztuki i powiedział, że była to "chujowa chujnia": "Masara" jest opowieścią brutalną, pełną przemocy, wulgarną, utopioną we krwi. Aktorzy duszą się sznurami, katują na śmierć, defekują w spodnie, wydłubują sobie oczy i wpychają do ust surowe mięso, gwałcą ukrzyżowaną dziewczynę. Unurzani we krwi "tarzają się po scenie", ryczą, rzężą i wrzeszczą. Takiego natężenia przekleństw i wyzwisk, okraszonych nadzwyczaj obrazowymi szczegółami, na deskach Starego sobie nie przypominam. Historia o wojnie rosyjsko-ukraińskiej, słabości rozleniwionej Europy i Szekspirowskiej żądzy władzy została opowiedziana językiem teatru, który pospołu krytykowali Mikos w swojej aplikacji konkursowej i Zaremba w publicystyce. I co teraz? Klata był zły, bo kazał Dantonowi wyginać się w rytm "Children of the revolution" (zarzut Zaremby), Mojsiejew zasłużył na oklaski, bo kazał aktorom symulować stosunek kazirodczy?
Dalej: jeśli (niesprawiedliwie) uznać, że teatr Klaty i związanych z nim autorów operował "płaską, toporną publicystyką", to słów brakuje na określenie epistoł, jakie znalazły się w tekście litewskiego autora. Jestem ostatnim, który miałby do teatru żal o publicystykę, ale "Masara" osuwa się chwilami w słuszną propagandową czytankę o złym Putinie i konieczności współpracy zagrożonych przez niego narodów. "Proszę, błagam was, pomóżcie nam. Przecież wiele nam nie trzeba - tylko widzieć, że jesteście z nami, wasze braterskie ramię, wasz niezłomny duch i wspólnie pokonamy to przekleństwo. Tego potwora z Mordoru, zło, które przyjęło ludzkie oblicze. Niech ono nas się boi, drży przed naszą jednością, skoro już dziś przypadł nam w udziale ten honor, ten los, by stanąć wobec agresji mroku i nie dać, nie pozwolić mu zgasić światła na tej Ziemi" - krzyczy w histerycznej improwizacji Paulina Puślednik i jest to apel słuszny, tyle że nadający się na deski teatru frontowego albo na wieczornicę patriotyczną. Tak oto realizują się kulturalne marzenia dobrej zmiany: apelem, akademią, wiecem. Na teatralną publicystykę tekst jest już za stary, elementy uniwersalne i intertekstualne (w tym czytelne aluzje do Makbeta) - topią się w sosie odniesień do tego, że facebook jest zły, youtube jeszcze gorszy, a w wojnie chodzi tak naprawdę o cenę ropy. Nie są to, przyznajmy, odkrycia na miarę teatralnego przewrotu kopernikańskiego.
Okrucieństwo bez puenty
Jeśli "Masarę" uznać za nowe otwarcie, to mimo bardzo dobrej gry aktorskiej zespołu, otwiera ono drzwi do przeszłości. Owszem, język "Masary" jest językiem teatru współczesnego i dotyka palącej jak ogień współczesności. Ale środki, jakimi operuje Mojsiejew, są bezlitośnie anachroniczne, a "Masara" sprawia wrażenie spektaklu żywcem przeniesionego z lat 90. Krew i wrzask nie zastąpią braku odwagi scenicznej i pomysłowości. W pierwszej scenie dramatu Ivaškeviciusa na scenę spada trup półnagiej kobiety w fotelu lotniczym. W spektaklu na linie wjeżdża manekin, co zamiast wstrząsu budzi niezamierzony śmiech. Dalej: skoro Marek Mikos przygotował nas na nowe otwarcie teatru narodowego i przywrócenie godności scenie narodowej, dlaczego ze sceny leci rynsztok wyzwisk (nie przeszkadzają mi one, pytam jedynie o zamierzenia artystyczne)? Dlaczego zamiast harmonii widz otrzymuje bałagan i wymyślne tortury? Dlaczego reżyser zmienił scenę w chaos, wrzucając do jednego worka Holandię, Rosję, Polskę, Litwę, Szekspira i Dantego, a sam spektakl w festiwal okrucieństwa bez puenty i rozwiązania? Czy dyrektorzy Starego przeczytali sztukę, czy obejrzeli próby?
Trzeba było dogadać się z Klatą
Nie znam odpowiedzi na powyższe pytania, ale istotniejsze wydaje się, jaka wiedza płynie z pierwszej premiery na dużej scenie Starego Teatru. Tu "Masara" przynosi bezwzględną i jednoznaczną odpowiedź. Spektakl jest koniem trojańskim albo (co bardziej prawdopodobne) nikt nie panuje w tej chwili nad sceną narodową i kierunkiem, w jakim zmierza. Ta sztuka odbija w krzywym zwierciadle to, co działo się na deskach Starego w ostatnich latach, kopiuje rozwiązania, pomysły, środki sceniczne, choć nie ma w niej ręki znakomitego reżysera. I o to przecież chodziło: nie o nowe otwarcie, inną narrację czy tym podobne zaklęcia. Władzy i stowarzyszonym z nią dziennikarzom chodziło o usunięcie Jana Klaty. Cała reszta jest rzeczą wtórną. Może po prostu trzeba było dogadać się z Klatą i zespołem dramaturgicznym, żeby zaczęli robić gorsze spektakle?
Oddajmy raz jeszcze głos Zarembie. W listopadzie ubiegłego roku publicysta pisał: "Wierzę w teatralną zmianę, która niekoniecznie musi być polityczną dobrą zmianą, a może po prostu oznaczać więcej smaku, sensu i zdrowego rozsądku". Po słusznym politycznie spektaklu, który nie miał ani smaku, ani sensu, ani zdrowego rozsądku - bił długo brawo.
Jakie miał zresztą wyjście?
***
"Masara". Reżyseria: Stanisław Mojsiejew, tekst: Marius Ivaškevicius, przekład: Agnieszka Lubomirska-Piotrowska, scenografia i kostiumy: Władimir Kowalczuk, muzyka: Evgeni Galperine.
Obsada: Bogdan Brzyski, Maciej Charyton / Grzegorz Grabowski, Lidia Duda / Anna Radwan, Małgorzata Gałkowska, Roman Gancarczyk, Aldona Grochal, Zbigniew W. Kaleta, Paulina Kondrak, Katarzyna Krzanowska, Radosław Krzyżowski, Paulina Puślednik.»

Komentarze

  1. Tak się sypie Narodowy Stary Teatr

    Program artystyczny Narodowego Starego Teatru, autorstwa duetu Mikos-Polewka, leży w gruzach. Styczniowa premiera okazała się spektakularną klapą, pokazana zaś w sobotę "Masara"... przeczytajcie powyżej [w dziale recenzje]. Na tym nie koniec: właśnie z powodu zerwania umowy z reżyserem Rolfem Alme odwołano zaplanowaną na kwiecień "Norę" Ibsena - pisze Małgorzata Skowrońska w Gazecie Wyborczej - Kraków.


    «Z relacji aktorów i pracowników Starego Teatru: Alme (norweski reżyser i scenograf) już na pierwszej próbie, podczas której miał być czytany tekst jego adaptacji "Nory", uznał, że zaproponowani mu przez dyrekcję aktorzy nie odpowiadają jego koncepcji. Prosił o młody zespół, a dostał... dojrzały. Szczególnie nie odpowiadały jego pomysłowi na Ibsena Dorota Segda i Ewa Kaim. O obu miał powiedzieć, że są za dobre, by brać udział w jego spektaklu. W geście solidarności z aktorkami reszta zespołu złożyła role, a Norweg w czwartek podczas drugiej próby poinformował, że rezygnuje z projektu.

    Zerwanie współpracy potwierdza dyrektor teatru. - Do rozwiązania umowy doszło w związku z różnicą w kwestii obsady. Żałuję, że reżyser nie porozumiał się z proponowanymi mu znakomitymi aktorami - mówi Mikos. I zapewnia, że Norweg nie wziął za swoją pracę żadnych pieniędzy.

    Odpowiedzialność za porażkę

    Co na to zespół Starego? Komentuje Juliusz Chrząstowski, aktor i od miesiąca szef działającego na narodowej scenie związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza: - Odwołanie premiery to jest zawsze porażka teatru, ale takie sytuacje się zdarzają, bo tworzenie spektaklu to jest zawsze proces twórczy obarczony ryzykiem. Natomiast fakt, że próby "Nory" przerwano po pierwszym spotkaniu, świadczy o tym, że dyrekcja tak naprawdę nie miała pojęcia, kogo zaprasza do współpracy. I za tę porażkę, za ten blamaż teatru, pełną odpowiedzialność ponosi dyrektor artystyczny Jan Polewka, a pośrednio Marek Mikos, dyrektor naczelny z nadania ministerialnego.

    Aktorzy obarczają także duet Mikos-Polewka odpowiedzialnością za porażkę pokazanej w sobotę "Masary". Po spektakularnej klapie pierwszej premiery nowego kierownictwa, jaką był pokazany w połowie stycznia "Dom Bernardy A." w reżyserii Alejandro Radawskiego, spektakl na podstawie sztuki uznanego litewskiego twórcy Mariusa Ivaškeviciusa mógł okazać się przełomem. Szansę Mojsiejewowi, któremu Mikos powierzył reżyserię, postanowili dać aktorzy Starego Teatru (w "Domu..." zgodziła się zagrać tylko Ewa Kolasińska), m.in. Radosław Krzyżowski, Katarzyna Krzanowska, Roman Gancarczyk, Paulina Puślednik, Małgorzata Gałkowska.

    Co z następnym sezonem?

    Jeszcze zanim zaczęły się próby, o spektaklu zrobiło się głośno, bo dyrektor teatru, zmuszony procedurami prawnymi, musiał podać do publicznej wiadomości kwotę, jaką chce wypłacić reżyserowi - 30 tys. euro. Mikos tłumaczył wówczas, że Mojsiejew jest "znacznym i znaczącym twórcą teatralnym", a "Masara" to spektakl o wysokim stopniu trudności, wymagający zaangażowania wieloosobowego zespołu.

    Jak wyglądała praca nad spektaklem z rekomendowanym przez Mikosa reżyserem? - W tym spektaklu nie było reżysera. Próby to był horror. Mojsiejew nie rozumiał kompletnie niczego. Kiedy go pytaliśmy, czy zdaje sobie sprawę z sytuacji w Polsce i w Starym Teatrze, wzruszał tylko ramionami i odpowiadał, że nic nie wie - mówi anonimowo "Wyborczej" jedna z aktorek występujących w "Masarze".

    Powołana przez aktorów miesiąc temu Rada Artystyczna odcięła się jak na razie od wszystkich propozycji duetu Mikos-Polewka. Trwają rozmowy na temat kształtu następnego sezonu. Dyrektor na razie żadnych nowych nazwisk nie zdradza. - O reżyserach rozmawiam z radą i z pewnością będzie to też temat naszego kolejnego spotkania - zapowiada Mikos.»

    Małgorzata Skowrońska
    Gazeta Wyborcza- Kraków online
    19-02-2018

    OdpowiedzUsuń
  2. W "Masarze" nowym spektaklu Starego Teatru w Krakowie pojawia się wątek ...opryszczki. Choroby zakaźnej, na którą do tej pory nie ma skutecznej szczepionki... W ten sposób reżyser Stanisław Mojsiejew niezamierzenie stworzył komentarz do sytuacji w Starym.

    Niezamierzenie, bo podczas prób, według relacji zespołu, kompletnie nie orien-tował się ani we współczesnej rzeczywistości społeczno-politycznej w Polsce, ani w tym co się dzieje w teatrze. I mimo obciachowości całego spektaklu, stał się on niczym innym jak właśnie rodzajem opryszczki na teoretycznie wygładzonym, prawilnym ciele teatru...

    W pewnym momencie Radosław Krzyżowski jako tytułowy Masara mówi do jednej z kobiet ze swojej świty, żeby myła ręce po tym jak dotyka ust z wykwi-tami opryszczki. Myła je po to, żeby nie przenieść choroby do "pizdy". To jeden z lżejszych momentów spektaklu, który w całości zbudowany jest z wrzasków, bluzgów i perwersyjnych zagrań. Kurwy, chuje, pizdy, suki są stale obecne. Jest też trochę gwałtów, zmuszanie do kazirodztwa, tortury, kilka okaleczonych trupów i sporo krwi. Pojawia się motyw ukrzyżowania i seksu, więc tylko czekać na odpowiednią reakcję. Wiemy przecież jak to z ukrzyżowaniami czy papieżami w polskim teatrze bywa. Nie żebym miało coś przeciwko umiejętnie dawkowanej perwersji. Bywa ona szalenie atrakcyjna. Tyle, że u Mojsiejewa staje się momentami perwersją dla czystej perwersji, nie wnoszącej nic innego poza przegiętą formą. W związku z tym wzbudza raczej politowanie, zamiast wytrącać ze schematów myślowych.

    W każdym razie tekst... można potraktować jako przestrogę dla nowego dyrektora teatru. Nie wiadomo czy Marek Mikos zdaje sobie do końca sprawę z tego szalejącego wirusa, który zafundował Staremu Mojsiejew. Bo przecież miała być taka piękna narodowa sce-na, taki zwrot ku dobrej zmianie, takie nowe otwarcie i całkiem inna narracja. A okazuje się, że spektakl ukraińskiego reżysera (który zresztą zgarnął horrendalne jak na polskie standardy wynagrodzenie w wysokości 30 tys. euro) jest karuzelą bynajmniej nie śmiechu ciężką do zatrzymania. Mojsiejew pokazał jak łatwo ze swoją momentami bełkotliwą wizją zaburzyć działania narzędzia legitymizacji narzuconego porządku.

    .... Monolog Krzyżowskiego, który jest też najlepszym momentem "Masary", wybrzmiewa szalenie aktualnie i naturalnie. Natomiast nie można już tego powiedzieć o również wypowiadanej z widowni kwestii Pauliny Puślednik ("aktorka w sali" czytamy na stronie Starego), będącej bardzo prostym i miałkim chwytem propagandowym. Słuchając o potworze z Mordoru, honorze czy świetle, któremu nie można pozwolić zgasnąć, albo patrząc na sytuację Jał-tańską czyli rozłożoną na scenie wielką mapę i podział świata według karcianej rozgrywki, robi się słabo.

    Takiego dosłownego młotkowania jest więcej. To choćby estetyka telewizyjna albo odwołania do mediów społecznościowych, karmiących się "widokiem cudzego cierpienia". Przy tego rodzaju wyborze nie mogło zabraknąć oczywiście na scenie wideo i zapośredniczeń scenicznego obrazu przez kamery czy tablety. Tyle, że wykorzystane przez Mojsiejewa narzędzia przypominają jakiś wczesny najntis. Zresztą ze scenografią czy kostiumami nie jest lepiej. Ta pierwsza to czerwony stół i ogromna ściana niby żelazna kurtyna z dziwnym podświetlanym wzorem, przypominającym geometryczne zadania w testach na inteligencję. Z kolei kostiumy są pomieszaniem wojskowych uniformów, garsonek pań z urzędu czy wreszcie dziwnych inspiracji jakby z "Kill Billa". Nie zabrakło też efektów wyciągniętych rodem z Tarantino. Na przykład w pewnym momencie Paulina Puślednik podpina się do lin i z wrzaskiem znika w czeluściach sufitu. Wypada tylko podziwiać aktorów za zachowanie na scenie powagi... Miało być pięknie, mieliśmy marzenia a wyszedł koszmar...

    "Myj ręce (Masara)" Katarzyna Oczkowska www.e-splot.pl
    Link do źródła
    20-02-2018

    OdpowiedzUsuń
  3. "Na deskach teatru frontowego"
    Michał Olszewski
    Gazeta Wyborcza - Kraków nr 41 online
    Link do źródła
    19-02-2018

    "Wirus zła"
    Aleksandra Suława
    Dziennik Polski nr 41 online
    Link do źródła
    19-02-2018

    "Witamy w brutalnym piekle polityki"
    Mariusz Cieślik Program III Polskiego Radia
    Rzeczpospolita nr 42
    20-02-2018
    "Myj ręce (Masara)"

    Katarzyna Oczkowska
    www.e-splot.pl
    Link do źródła
    20-02-2018

    "Tak się sypie Narodowy Stary Teatr"
    Małgorzata Skowrońska
    Gazeta Wyborcza- Kraków online
    Link do źródła
    19-02-2018

    "Barbarzyńca w teatrze"
    Mariusz Cieślik
    Rzeczpospolita nr 43
    21-02-2018

    ""Masara", wampir bez zębów - o spektaklu Stanisława Mojsiejewa w Narodowym Starym Teatrze."
    Tomasz Domagała
    Blog DOMAGLAsieKULTURY
    Link do źródła
    21-02-2018

    "Stary Teatr odwołuje premierę. Powód: rezygnacja reżysera"
    Aleksandra Suława
    Dziennik Polski nr 42
    20-02-2018

    OdpowiedzUsuń
  4. Donos do wicepremiera

    Po przemarszu Glińskiego w Starym Teatrze zostali wkurzeni aktorzy i dwóch zagubionych dyrektorów, z którymi żaden polski artysta nie chce pracować.

    Panie ministrze, Mikos robi jak Frljić! ...doszło do zamazania granic między rzeczywistością społeczną a sceniczną fikcją! A na tym polega podstawowa strategia bałkańskiego reżysera, twórcy "Klątwy".

    Chodzi o zamówioną przez dyrektora Starego "Masarę" Ivaškeviciusa. Tytułowy Masara kopuluje ze swoimi diabelskimi służącymi czy znęca się nad jeńcami.

    ...do salonu wpada przez dach kawałek samolotu z martwą pasażerką. Tak, jesteśmy w Donbasie. Potem są żołnierze, potwornie źle zagrane przemowy Holendrów wzywających do zemsty na córce Tupina, przywódcy Rosji obwinianej o zestrzelenie samolotu. ...scena męczenia młodej Rosjanki, wziętej za prezydencką latorośl.

    Po paru scenach ostentacyjnie źle granego realistycznego teatru ktoś z widowni rzuca: "Ej, nie wstyd wam?". "Kompromitujecie się". Aktor Garncarczyk na scenie najpierw udaje, że nic się nie dzieje, wreszcie - przestaje grać.

    Spomiędzy publiczności krzyczy Krzyżowski, też aktor. Ludzie na widowni zaczynają go uciszać: "Mają prawo grać!", "Proszę się uspokoić!", "Wolny kraj!".

    Krzyżowski leci dalej tekstem...

    Długowłosy przerywa mu: "A Hamleta znasz?". Na widowni narasta konsternacja. Ale w pewnym momencie zamiast mówić o "narodowej scenie", zaczyna rzucać faszyzujące, homofobiczne teksty o godności Europy Środkowej, o złym Zachodzie i "Gejropie".

    Pod scenę wychodzi dziewczyna i zaczyna podniosłą, trochę histeryczną przemowę o solidarności z Ukrainą. W tym bałaganie przez chwilę można uwierzyć, że to nie aktorka, Puślednik. Ja się nabrałem. Przerwa.

    To pewnie trochę dzięki zdolnościom aktorów Starego, a trochę przypadkiem. Przede wszystkim zaś - z powodu napiętych emocji wokół tego teatru i teatru w Polsce w ogóle. Pamiętamy przecież o demonstracjach pod Powszechnym i zadymie na widowni Starego w 2013.

    W trakcie "Masary" w pierwszej chwili wydaje się, że do robienia zadymy ucieka się "nasza" strona, ta, której nie podoba się, co PiS zrobił ze Starym... gdyby "Masara" trwała tylko te 50 minut, byłaby ciekawym kawałkiem prowokacyjnego teatru politycznego. Piszę to absolutnie serio.

    Niestety, później następują dwie godziny słabego teatru, który aktorzy starają się ratować, jak mogą, i któremu przede wszystkim rozpaczliwie brakuje reżysera...

    Pewnie mógłoby być jak u Strzępki i Demirskiego, gdzie takie zagrywki z pogranicza zaświatów i politycznego kabaretu bywały normą - gdyby tylko to wszystko tutaj coś znaczyło, gdyby ktokolwiek panował nad konwencją i znaczeniami tego, co dzieje się na scenie.

    ...z tym zespołem dobry reżyser mógłby ten tekst przygotować lepiej....

    Można by mnożyć złośliwości. Przytaczać fragmenty programu z donosem, w którym piętnuje się dokładnie to, co Mojsiejew zrobił na scenie. Multimedia, "postdramatyczne" teksty, bluzgi, przemoc, polityka - "Masara" to słaba kopia tego wszystkiego, co zarzucano Klacie.

    Ale przecież wiadomo, że w całej zagrywce ministerstwa ze Starym chodziło o to, by zaspokoić skrajny elektorat. By dać ujście potrzebie zemsty i odzyskać przyczółek, choćby taktyką spalonej ziemi.

    Minister Gliński zawalił sprawę w Starym i wrócił na ważniejszy odcinek - teraz "naprawia" stosunki polsko-ukraińskie i polsko-żydowskie. Zostali wkurzeni i zdeterminowani aktorzy i dwóch zagubionych dyrektorów, którzy na konferencjach prasowych opowiadali farmazony bez pokrycia i z którymi żaden sensowny polski artysta nie chce pracować.

    Mikos powołał właśnie R A z udziałem aktorów. Wieść niesie, że próbują dogadać się z twórcami Gildii Reżyserów, którzy oprotestowali - słusznie - ministerialną grandę w Starym.

    Z pewnością trudno wyobrazić sobie repertuar układany wspólnie przez aktorski kolektyw i skompromitowanego dyrektora.

    Witold Mrozek
    GW 22-02-2018

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor