21 LUTEGO 2017
KLĄTWA
Nie, nie jakiegoś tam krakowskiego Wyspiańskiego , tylko sprowadzonego tam przez Klatę a tu przez Łysaka Frljicia (przepraszam, czy ja muszę pamiętać te nazwiska?).
Owszem, nie byłem i nie wybieram się, bo nie muszę…
A zdanie posiadam! Na „Dziadach” Dejmka też nie byłem i też posiadałem. Bo teatr to fakt społeczny i znaczy w kontekście a nie tylko w dyspozycji kolegów i ładnego oświetlenia.
Już tu na to uwagę zwracałem przy okazji nieprzyzwoitości Lecha Raczaka, który publicznie udawał, że nie wie, co znaczy jego „Spisek smoleński” (wtedy, kiedy wreszcie poszedłem to przekonałem się, że jest jeszcze gorzej), teraz mi się nie chce!
No dobrze, ulegam, ulegam, jak po mnie przyjeżdżają to jadę, bo mam parcie na szkło i od rana się gorzej miewam jeśli w telewizji nie występywam. C.b.d.o.
Tym się różniąc od Bałkańczyka, że pieniędzy za to nie biorę (a przecież podatki nimi płacę), a i comme des garcons pachnę – a nie, co by zostawić po sobie smród…
Żartuję. Ale to niezawodny Paweł Sanakiewicz – a jakże, z Krakowa – przypomniał mi rano Herostratesa, którego tu nieudolnie parodiuję, a w telewizorze, gdy stwierdziłem, że nie będzie dyskusji, lecz przesłuchanie, i że od rana wszyscy już wszystko powiedzieli, nawet wiceprezydent miasta, chyba o Gramscim, ale głowy nie dam czy ze zrozumieniem, to wydukałem, że po szewcu z Efezu zostało wspomnienie zniszczenia a nie buty. A po o F?
Tak, tak, wiem, Majmurek, Urbaniak, Urbaniak i Majmurek, bo Mrozek dopóki Gazownia nie upadnie i jeszcze ciamajda-nowa blondynka na naszym utrzymaniu w Izbie. Nie mylić z blondynką wrocławską – tamta też dobra…
Wczoraj byłem na cudnej pani Annie Dymnej (no przecież z Krakowa), która przekonywała, że aktorów trzeba kochać. No pewnie, dlatego zwracam się do Maryśki R.: bój się Boga, Marysiu, jak Cię kocham, na co Ci to było? Po co ludziom krzywdę robić (nie mówię o premierowych krewnych i znajomych królika – bankiet do szóstej rano, tak, wiem)? Przemoc symboliczna w przestrzeni publicznej zawsze jest krzywdą, krzywdą wyrządzaną innemu człowiekowi czyli po Waszemu Innemu! Po co?
Więc o czym tu rozmawiać? O „wolności w sztuce”? Terefere-ku-ku: miała baba majtki z drutu… Czyli, brałbym ich śmiechem!
Ale dopiero jak mnie odwieźli (telewizja to jest panie telewizja) i zadzwoniłem do Krakowa zaczęło mi świtać. Jeszcze poczytałem pana Zarembę, co skomentowałem – i tu zacytuję:
... wyważona wypowiedź. Czegoś mi jednak w opisie brakuje, więc spróbuję dopowiedzieć od siebie…
Jest zgoda na stwierdzenie, że teatr jest u nas własnością aktorów, ale nie ma zgody na brak oceny, czy to dobrze. Nie, niedobrze!
Teatr jest własnością obywateli, bo jest d l a widzów, a aktorzy (reżyserzy and co) są w tym układzie pracownikami i sługami (analogicznie jak ministrowie). Dopóki ta prosta prawda („jedynym suwerenem teatru jest widz” – K. Dejmek) nie zakorzeni się w powszechnej świadomości będziemy skazani wiecznie na tego typu bunty, pucze i mordoklejstwo… i ustawki „konkursowe” przy wyborze kierownictwa.
Władza, na ogół, chce mieć spokój, a aktorzy, w większości, boją się ryzyka. Obie motywacje są psychologicznie zrozumiałe, ale nie oznaczają zgody na łamanie obowiązującego prawa. A prawo powinno być równe dla wszystkich. A nie jest…
W wyniku wojny kulturowej jest inne dla środowiska nowo-lewicowego i reszty świata; to znaczy ci, którzy deklarują swój światopogląd jako lewicowy prawa nie przestrzegają, i z ostatnich wypadków wynika, że przestrzegać nie muszą. Wszystko spływa po znajomości (na tym przecież była ufundowana pozycja Mieszkowskiego i tu „cienkim Bolkiem” okazuje się Morawski, ze swoją przyzwoitością, która przegrywa z telefonem do przyjaciela…).
Najżałośniejsze jest to, że przecież wszystko rozgrywa się w obozie lewicowym (prawie wszystko, bo skandal ze Starym pokazuje, ze prawica naśladuje lewicę), bo praktycznie innych teatrów w Polsce nie ma – wszystko zostało zawłaszczone przez „lewicę”, to znaczy SPÓŁDZIELNIĘ dbającą o własne interesy z ciągle tymi samymi udziałowcami…
Studio Agnieszki to nie była lewica, i Natalki nie jest? I jakie tu światopoglądowe różnice z Teatrem pod Krzysiem? ŻADNYCH…
Tu i tu był sojusz i kooptacja. Do czasu partyjnej (kole-wsiowatych układów w łonie samorządu) dintojry o podział tortu.
Oczywiście, o b ł u d a w naszym środowisku jest tak wielka, że czasem chce się krzyknąć nie tylko, że ta dupa jest goła, ale, że sami sobie zgotowaliśmy ten los…
Tym większa rola ministerstwa...
Frljicz Frljiczem, ale musi być jeszcze Dostojewski (na setną rocznicę przewrotu bolszewickiego) i Krasiński oprócz Demirskiego, Ibsen w tanecznym Peer Gyncie, a nie w prymitywnej publicystyce, Słowacki, Wyspiański, Szekspir, Molier, Czechow, Bułhakow, Witkacy, Gombrowicz, Mrożek, Iredyński, Tomczyk i Houellebecq w reżyserii Zbiga Rybczyńskiego, Lecha Majewskiego, Daniela Horovitza, Jana Komasy, Włodka Staniewskiego, Jarka Gajewskiego, Zosi Rudnickiej, Doroty Latour, Darii Kopiec, Marty Malinowskiej, Kasi Łęckiej, Jarka Kiliana i młodszych najzdolniejszych.
To nie jest teatr narodowy, niekoniecznie lewicowy?
Nie lękajcie się polscy AKTOROWIE: jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie…
I wtedy już wiedziałem, choć tylko cytowałem: nie palmy ani Paryża, ani F-Ilicza tylko zakładajmy (by nie powiedzieć obejmujemy) własne – lepsze.
Szanowna Pani Minister, Droga Wando, proszę o egzekutywkę: profesjonalnego dyrektora teatru w królewskim mieście Krakowie! Żeby było tak, jak, a nawet lepiej…
Ku chwale…
*
fota: mentalny, ale i organizacyjny patron wszystkich tych naszych postępowców, ze stołecznego Powszechnego, wrockiego Polskiego we władzy mordoklejek, krakowskiego Starego pod przewodem pana Janka i całej tej post-bolszewickiej lewizny (Gramsci to współzałożyciel Komunistycznej Partii Włoch z czego wyrósł "narodowy socjalizm" w wydaniu Mussoliniego i niemieckiego malarza), która z braku postulatów ekonomicznych zawłaszcza instytucje kultury, aby oddziaływać na świadomość i w ten sposób przechwytywać władzę.
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi... Lenin cuchnie!
KLĄTWA
Nie, nie jakiegoś tam krakowskiego Wyspiańskiego , tylko sprowadzonego tam przez Klatę a tu przez Łysaka Frljicia (przepraszam, czy ja muszę pamiętać te nazwiska?).
Owszem, nie byłem i nie wybieram się, bo nie muszę…
A zdanie posiadam! Na „Dziadach” Dejmka też nie byłem i też posiadałem. Bo teatr to fakt społeczny i znaczy w kontekście a nie tylko w dyspozycji kolegów i ładnego oświetlenia.
Już tu na to uwagę zwracałem przy okazji nieprzyzwoitości Lecha Raczaka, który publicznie udawał, że nie wie, co znaczy jego „Spisek smoleński” (wtedy, kiedy wreszcie poszedłem to przekonałem się, że jest jeszcze gorzej), teraz mi się nie chce!
No dobrze, ulegam, ulegam, jak po mnie przyjeżdżają to jadę, bo mam parcie na szkło i od rana się gorzej miewam jeśli w telewizji nie występywam. C.b.d.o.
Tym się różniąc od Bałkańczyka, że pieniędzy za to nie biorę (a przecież podatki nimi płacę), a i comme des garcons pachnę – a nie, co by zostawić po sobie smród…
Żartuję. Ale to niezawodny Paweł Sanakiewicz – a jakże, z Krakowa – przypomniał mi rano Herostratesa, którego tu nieudolnie parodiuję, a w telewizorze, gdy stwierdziłem, że nie będzie dyskusji, lecz przesłuchanie, i że od rana wszyscy już wszystko powiedzieli, nawet wiceprezydent miasta, chyba o Gramscim, ale głowy nie dam czy ze zrozumieniem, to wydukałem, że po szewcu z Efezu zostało wspomnienie zniszczenia a nie buty. A po o F?
Tak, tak, wiem, Majmurek, Urbaniak, Urbaniak i Majmurek, bo Mrozek dopóki Gazownia nie upadnie i jeszcze ciamajda-nowa blondynka na naszym utrzymaniu w Izbie. Nie mylić z blondynką wrocławską – tamta też dobra…
Wczoraj byłem na cudnej pani Annie Dymnej (no przecież z Krakowa), która przekonywała, że aktorów trzeba kochać. No pewnie, dlatego zwracam się do Maryśki R.: bój się Boga, Marysiu, jak Cię kocham, na co Ci to było? Po co ludziom krzywdę robić (nie mówię o premierowych krewnych i znajomych królika – bankiet do szóstej rano, tak, wiem)? Przemoc symboliczna w przestrzeni publicznej zawsze jest krzywdą, krzywdą wyrządzaną innemu człowiekowi czyli po Waszemu Innemu! Po co?
Więc o czym tu rozmawiać? O „wolności w sztuce”? Terefere-ku-ku: miała baba majtki z drutu… Czyli, brałbym ich śmiechem!
Ale dopiero jak mnie odwieźli (telewizja to jest panie telewizja) i zadzwoniłem do Krakowa zaczęło mi świtać. Jeszcze poczytałem pana Zarembę, co skomentowałem – i tu zacytuję:
... wyważona wypowiedź. Czegoś mi jednak w opisie brakuje, więc spróbuję dopowiedzieć od siebie…
Jest zgoda na stwierdzenie, że teatr jest u nas własnością aktorów, ale nie ma zgody na brak oceny, czy to dobrze. Nie, niedobrze!
Teatr jest własnością obywateli, bo jest d l a widzów, a aktorzy (reżyserzy and co) są w tym układzie pracownikami i sługami (analogicznie jak ministrowie). Dopóki ta prosta prawda („jedynym suwerenem teatru jest widz” – K. Dejmek) nie zakorzeni się w powszechnej świadomości będziemy skazani wiecznie na tego typu bunty, pucze i mordoklejstwo… i ustawki „konkursowe” przy wyborze kierownictwa.
Władza, na ogół, chce mieć spokój, a aktorzy, w większości, boją się ryzyka. Obie motywacje są psychologicznie zrozumiałe, ale nie oznaczają zgody na łamanie obowiązującego prawa. A prawo powinno być równe dla wszystkich. A nie jest…
W wyniku wojny kulturowej jest inne dla środowiska nowo-lewicowego i reszty świata; to znaczy ci, którzy deklarują swój światopogląd jako lewicowy prawa nie przestrzegają, i z ostatnich wypadków wynika, że przestrzegać nie muszą. Wszystko spływa po znajomości (na tym przecież była ufundowana pozycja Mieszkowskiego i tu „cienkim Bolkiem” okazuje się Morawski, ze swoją przyzwoitością, która przegrywa z telefonem do przyjaciela…).
Najżałośniejsze jest to, że przecież wszystko rozgrywa się w obozie lewicowym (prawie wszystko, bo skandal ze Starym pokazuje, ze prawica naśladuje lewicę), bo praktycznie innych teatrów w Polsce nie ma – wszystko zostało zawłaszczone przez „lewicę”, to znaczy SPÓŁDZIELNIĘ dbającą o własne interesy z ciągle tymi samymi udziałowcami…
Studio Agnieszki to nie była lewica, i Natalki nie jest? I jakie tu światopoglądowe różnice z Teatrem pod Krzysiem? ŻADNYCH…
Tu i tu był sojusz i kooptacja. Do czasu partyjnej (kole-wsiowatych układów w łonie samorządu) dintojry o podział tortu.
Oczywiście, o b ł u d a w naszym środowisku jest tak wielka, że czasem chce się krzyknąć nie tylko, że ta dupa jest goła, ale, że sami sobie zgotowaliśmy ten los…
Tym większa rola ministerstwa...
Frljicz Frljiczem, ale musi być jeszcze Dostojewski (na setną rocznicę przewrotu bolszewickiego) i Krasiński oprócz Demirskiego, Ibsen w tanecznym Peer Gyncie, a nie w prymitywnej publicystyce, Słowacki, Wyspiański, Szekspir, Molier, Czechow, Bułhakow, Witkacy, Gombrowicz, Mrożek, Iredyński, Tomczyk i Houellebecq w reżyserii Zbiga Rybczyńskiego, Lecha Majewskiego, Daniela Horovitza, Jana Komasy, Włodka Staniewskiego, Jarka Gajewskiego, Zosi Rudnickiej, Doroty Latour, Darii Kopiec, Marty Malinowskiej, Kasi Łęckiej, Jarka Kiliana i młodszych najzdolniejszych.
To nie jest teatr narodowy, niekoniecznie lewicowy?
Nie lękajcie się polscy AKTOROWIE: jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie…
I wtedy już wiedziałem, choć tylko cytowałem: nie palmy ani Paryża, ani F-Ilicza tylko zakładajmy (by nie powiedzieć obejmujemy) własne – lepsze.
Szanowna Pani Minister, Droga Wando, proszę o egzekutywkę: profesjonalnego dyrektora teatru w królewskim mieście Krakowie! Żeby było tak, jak, a nawet lepiej…
Ku chwale…
*
fota: mentalny, ale i organizacyjny patron wszystkich tych naszych postępowców, ze stołecznego Powszechnego, wrockiego Polskiego we władzy mordoklejek, krakowskiego Starego pod przewodem pana Janka i całej tej post-bolszewickiej lewizny (Gramsci to współzałożyciel Komunistycznej Partii Włoch z czego wyrósł "narodowy socjalizm" w wydaniu Mussoliniego i niemieckiego malarza), która z braku postulatów ekonomicznych zawłaszcza instytucje kultury, aby oddziaływać na świadomość i w ten sposób przechwytywać władzę.
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi... Lenin cuchnie!
PAWEŁ SKUTECKI: Tym co mnie naprawdę uderzyło, była miałkość. Ponadgodzinny wylew czystej, prawdziwej, śmiertelnie poważnej, euforycznej nienawiści. To jest odbierająca rozum nienawiść do wszystkiego czego się nie rozumie i do wszystkich, którzy są inni. Każdy ksiądz to pedofil, każdy muzułmanin to terrorysta, każde dziecko to przyszły katolik, każda aborcja to manifestacja wolności. A każdy Polak - oprócz "nas", ale "my" jesteśmy uberPolakami, kosmoPolakami - to degenerat, hipokryta i faszysta.
OdpowiedzUsuńKiedy podczas jednego z monologów aktorka ujawnia się, mówi że jest w trzecim miesiącu ciąży, pokazuje zdjęcie płodu i informuje, że uzbierała już pieniądze na aborcję, którą wykona w Holandii, publika dostaje szału radości. Kiedy aktorka obiecuje, że za trzy tygodnie na tej scenie pokaże w słoiku płód - słyszę szmer podziwu. Ale kiedy zapewnia, że jak będzie trzeba, to żeby nie dopuścić do narodzin dziecka, które mogłoby być Polakiem i katolikiem, będzie jeździć do Holandii co trzy miesiące - dostaje brawa.
Wstrząsające jest to, że całe przedstawienie jest na najwyższym poziomie powagi. Tutaj nie ma momentu wahania, zaproszenia do dyskusji. To jest ostatnia, szalona szarża śmiertelnie trafionego szynszyla. Kojarzyłem lewicowych intelektualistów z pewnymi brakami logiki, ideologicznym postrzeganiem rzeczywistości, ale też z jakąś elementarną, choćby pozorną, zgodą na dialog. Wydaje się, że oni ten dialog przegrali i nie zostało im już nic innego niż tylko rozpaczliwie cieniutki, choć możliwie najgłośniejszy pisk rozpaczy.