Przejdź do głównej zawartości

ROZPRAWA MORALNA

AKTOROM POLSKIM („Starego”) / OSOBOM DZIAŁAJĄCYM / NA / SCENIE / NA DRODZE PRZEZ LABIRYNT / ZWANY / TEATR / KTÓREGO PRZEZNACZENIEM / JAK DAWNIEJ TAK I TERAZ / BYŁO I JEST / SŁUŻYĆ / NIEJAKO ZA ZWIERCIADŁO NATURZE / POKAZYWAĆ / CNOCIE WŁASNE JEJ RYSY / ZŁOŚCI ŻYWEJ JEJ OBRAZ / A / ŚWIATU I DUCHOWI WIEKU / POSTAĆ ICH I PIĘTNO. - Stanisław Wyspiański














(pamięci Zbyszka, 
profesora Osińskiego)
DOMINIKA: Konkretnie: co Ci zrobił pewien starzejący się, podtatusiały krakowianin, od pół roku na posadzie dyrektorskiej, że tak się nad nim publicznie pastwisz?
JA: Wziął udział w oszustwie, bo bez jego współpracy nie dałoby się przeprowadzić ustawki w Starym Teatrze?
DOMINIKA: Masz na tym punkcie obsesję?
JA: Dokumenty, zresztą publicznie ogłoszone, choćby przepisy ustawy o organizowaniu działalności kulturalnej; ja tylko nie odpuszczam i nie chcę się zgodzić na nazwanie przekrętu dobrą zmianą.
DOMINIKA: Pijesz do wielkiej polityki, która w wypadku tego rządu zakrawa na rewanżyzm i obsadzanie stanowisk?
JA: Mianowanie Marka Mikosa w NST dobrą zmianą nazwał Piotr Zaremba (Szanowny Panie. Polecam  rozmowę z psychiatrą. Może to Panu uświadomi jaka jest prawdziwy powód Pana porażek – przy błyskotliwej inteligencji. Ludzie są dla Pana miłosierni. Ja znosiłem Pana prawie dwa lata. Ale nie muszę. Pozdrawiam PZ), na codzień rozsądny publicysta, niewolny w teatrze od chętek do lansowania zamiast krytykowania, przekraczając tym samym miarę przyzwoitości. Zaparł się faktów w imię bronienia rządu. Nie umiał przyznać się do błędu i zaapelować o wycofanie ze złych, bo destrukcyjnych decyzji. Wyrządził szkodę w dobrej intencji.
DOMINIKA: A nie sądzisz, że należy oceniać po efektach?
JA: Przecież pojawiły się natychmiast, jeszcze przed objęciem posady, i już są w całej swej destrukcyjności : bojkot krajowych reżyserów, odejścia z teatru aktorów, bezproduktywność w premierach i fatalna atmosfera, której symbolem jest zdjęcie pokazujące, że artyści odmawiają zajęcia miejsc siedzących na konferencji nowego dyrektora, lecz wyzywająco i manifestacyjnie stoją murem przed jego stołkiem.
DOMINIKA: Widziałam, p o r a ż a j ą c e . Uważasz, że to było sprawiedliwe, czy może odzwierciedlające konflikt polityczny?
JA: Oni zareagowali wspaniale i zdaje się zupełnie spontanicznie w odruchu m o r a l n y m , nie mając zaufania do ciągłych kłamstw serwowanych im od początku przez przyniesionego w ministerialnej teczce cywila wygrywającego ten rzekomy konkurs programem, z którego nic nie zostało, ani  tytuły, ani idee, ani zapowiedziani reżyserzy. Ten pan ich okłamał i siedząc przed zespołem, mając gębę pełną ideałów, usiłował oszukiwać dalej. Gdzie jest, mający gwarantować poziom, kontakty i „dobrą zmianę” Gieleta?
DOMINIKA: No, właśnie?
JA: Skrzydelski, który to badał (i opisał) twierdzi, że poszło o publicznie rozpowszechniane plotki londyńczyka sugerujące brak równowagi psychicznej przejawiającej się w histerycznej zmienności Mikosa, zaprzeczaniu samemu sobie i kłamliwych insynuacjach, na przykład o wygórowanych żądaniach finansowych artystycznego, czemu Gieleta w publicznym oświadczeniu zaprzeczył; był dyrektorem z gazetowej wiadomości i uścisku ręki ministra, bo naczelny obiecał, ale nie realizował podpisania kontraktu: insynuował, obrażał i plotkował… Ministerstwo się dystansowało. Rzecz się na tyle rozniosła i dotarła do Mikosa, że się wściekł.
DOMINIKA: Krakowscy znajomi mówią o nim jako o dobrodusznym histeryku…
JA: Przede wszystkim, pozbawionym honoru konfabulatorze, który nie waha się bezczelnie kłamać – mnie też obsmarował w sprawie naszych kontaktów i mojej dla niego oferty złożonej służbowo w ramach jego obowiązków czytania i rozpatrywania propozycji – by ratować się z sytuacji własnego nieprzygotowania i braku pomysłów na teatr. Czyli, uprawiania magla: jakieś nieprawdziwe propozycje dla nieakceptujących tego osób, wyrzucenie profesjonalisty, który mu wymyślił część merytoryczną aplikacji i zapewniał autentyczne kontrakty; ośmieszenie ministra, który publicznie żyrował i wyniósł (prawdopodobnie bez wiedzy) reżysera tu zupełnie nieznanego. Komu to wszystko miało służyć i kto był politycznym zapleczem tej decyzji mogę się tylko domyślać, bo to zapewne część frakcyjnych gierek w partii. Wydaje się, że Mikos nikomu nie przyniósł bezpośrednich korzyści politycznych, miał dawać gwarancję sterowalności, bo jest gościem bez charakteru (biegał na posługi od „GW”, poprzez platformerską telewizję, aż do „urywania się PiS-owi ze sznurka” – to cytat z rodzonego brata, wobec poparcia jakim cieszy się w środowiskach manifestujących przeciwko Klacie), ale okazał się podwójnie nieprzygotowany: trzeba mu było szukać kierownika od artystyczności, a gdy się go pozbył, łyknąć tę żabę robienia – praktycznie nie robienia – nie tego, co wygrało i zostało ogłoszone. Miała być zmiana na dobre, a została tylko na nasze (rządowe) i nieporadne. Ale przezwany wariatem Mikos nie mógł nie „stracić zaufania” do insynuującego Anglosasa. Dlaczego nie zareagował minister pozostaje dla mnie zagadką.
DOMINIKA: Ty zareagowałeś z nawiązką…
JA: Dwa dni po tym „konkursie” napisałem do ministra z prośbą o powtórzenie postępowania ze względu na „uchybienia prawne”… Tak ogólnikowo nazwałem ewidentne złamanie Rozporządzenia tegoż ministra w sprawie sposobu organizowania i przeprowadzania konkursów na dyrektorów instytucji kultury w aspekcie niedozwolonego udziału w komisji konkursowej „sędziów” pozostających w konflikcie interesów z kandydatami (mną i Klatą), którzy, albo płacą jurorowi, albo w swojej aplikacji obiecują, że będą płacić, bo wskazują konkretną osobę, jako współpracownika – za jej zgodą.
Prawo mówi, że takiego jurora należy wymienić, i to jest ustawowy obowiązek przewodniczącego komisji – urzędniczki ministerialnej.
DOMINIKA: I dorobiłeś się opinii awanturnika…
JA: Powtarzam: uprzejmie poprosiłem… Potem Wandę, wiceminister, w liście otwartym, ale pełnym kurtuazji i wskazania, że źle się dzieje w zmianie, która wygląda na kumoterską i nieprofesjonalną, a miała być naprawą teatru, odnową zasad. Nikt mnie odpowiedzią nie zaszczycił. Rzecznik prasowy na precyzyjnie sformułowane pytania z dostępu do informacji publicznej (co się stało z Michałem, współautorem programu? Co z prawem autorskim do aplikacji pisanej przez dwóch? Jaki program właściwie wygrał, skoro ogłoszony jest nieaktualny?), odpisywał banialuki łamiące kodeks karny i kompromitujące pryncypała, że nie nastąpiły „żadne nowe nowe okoliczności” i w mocy pozostaje decyzja ministra o mianowaniu. Czyli opisywał fakty z bezprawnej rzeczywistości uchylając się przed refleksją, dlaczego tak się dzieje; mimo – wtedy już rozpowszechniających się masowo – protestów: wątpliwości, co do prawomocności werdyktu zgłoszonych przez członka komisji i wiceprezesa ZASP, oświadczenia Gildii, listów teatrologów i krytyków, powtarzających się demonstracji publiczności.
Ministerstwo odpowiadało, że trzeba poczekać na „realizację programu” (jakiego?) i klasycznie szło w zaparte nie pilnując zgodności tego, co się dzieje z prawem. Przecież ustawa stanowi, że odstępstwo od zgłoszonego programu jest podstawą do wypowiedzenia umowy dyrektorowi.
Wtedy ja poszedłem do prokuratora.
DOMINIKA: Czyli „przewróciłeś stolik”…
JA: Wiedziałem co robię. Oni nie przywykli, że obywatel może domagać się realizacji swoich praw w związku z interesem publicznym, a nie partykularnie własnym. Przepraszam, ale ja się z nikim nie umawiałem na pokera ani tym bardziej, na szulerkę. Tu się objawiła jakaś niewyobrażalna amatorszczyzna podszyta ambicjami i brakiem wyobraźni w przewidywaniu skutków takiej „polityki”. Przecież jeśli nie w sądzie – żądam unieważnienia konkursu! – to i tak muszę wygrać w praktyce… Nie da się ukryć, że Mikos jako dyrektor narodowego, to pomyłka! Ale, co to za „zwycięstwo” okupione ruiną prestiżowego teatru w sezonie jubileuszowym: rezygnacją z ról i odejściami aktorów, brakiem nowych premier, fatalną opinią na mieście z narastającą złością zdecydowanej większości środowiska i konsolidacją opozycji. Wreszcie nie dopuszczeniem wybitnych artystów, których udało mi się pozyskać dla Starego! Wszystko przy codziennym realizowaniu repertuaru Jana Klaty mimo, że się go niehonorowo, podławo wyrzuciło dla polepszenia, a nie potrafi zrobić swojego w zamian.
DOMINIKA: I to usprawiedliwia wojnę jaką wydałeś Markowi Mikosowi?
JA: Tak. Uprzedziłem go, że zrobię wszystko, by stracił posadę. Robię to za pomocą państwa prawa; prokurator się wygłupił, bo wydał dwie sprzeczne decyzje w tej samej sprawie – zabronił mi dostępu do akt, po tym, jak je przejrzałem, odpowiednio upoważniony, a gdy się zorientował, to po radziecku dazwolił – popełnił przestępstwo zaświadczenia na piśmie nieprawdy, co natychmiast zaskarżyłem do jego przełożonych i zostałem zmuszony, by pójść do sądu…
Ale, najważniejsze w tym wszystkim jest informowanie opinii publicznej, ponieważ dostęp do informacji to podstawa demokracji…
Ja jestem rolling-stone („wilk stepowy”) i nie nadaję się do dyplomacji i załatwiania pod stołem w rękawiczkach: dobra zmiana musi być transparentna. I d o w c i p n a ! Dlatego jeżdżę sobie po panu Mareczku, jak po łysej kobyle, czyli winnym tej katastrofy.
Każdy „mem”, czy fejsbukowy obrazek, a przede wszystkim wypowiedź, podsyłam mu do skrzynki, do wiadomości ministerium. Niech nie znają dnia ani godziny… Niech wiedzą, że patrzy się im na ręce. To jest demokracja.
DOMINIKA: I zyskujesz opinię wariata…
JA: Powiedz mi kto cię obmawia a powiem ci kim jesteś… I co z tego?
Nikt ze mną nie polemizuje, bo nie ma argumentów. Przynajmniej informacja przedostanie się na światło dzienne i nie da zamieść pod dywan – mnie czytają setki ludzi! Nazwanie nieprawości ma służyć naprawie rzeczywistości.
Pan Mareczek ma u mnie jak w banku, że każdy wywiad, w którym kręci spotka się z ripostą wytykającą mu zmyślenia i kłamstwa… Nie mówimy o interpretacjach, tylko faktach: jego programie dającym mu posadę wbrew zespołowi i o ogłoszeniach, które nie mają z tym nic wspólnego, a służą już tylko zarabianiu pieniędzy, bo zrobienie tam czegokolwiek nie jest w sytuacji bojkotu możliwe. Jemu się nie uda!
DOMINIKA: Chcesz mu doprawić gębę?
JA: Umiem nazwać nieporadność i krętactwa. To nie był i okazuje się w praktyce, że nie jest, profesjonalnie przygotowany ktoś do prowadzenia narodowej sceny.
DOMINIKA: Widzisz dobre wyjście?
JA: Natychmiastową dymisję Mikosa. Ta „Kartagina” musi upaść!
DOMINIKA: Ministerstwo, które tak potraktowało Klatę teraz się do tego przyzna?
JA: Klacie należało dać bukiet i buzi, albo medal, bo kontrakt i tak mu wygasał; to jak go przeczołgano było bez klasy i zupełnie przeciwskuteczne – robiące z niego gieroja, a z jego spektakli (Mikos musi je podtrzymywać) manifestacje antyrządowe. Co za pisowski strateg to wymyślił i kto na tym korzysta? Zmian w repertuarze nie ma, Klata chodzi jako męczennik Zwinogrodzkiej, publika tupie i gwiżdże na rząd nie pod latarniami, ale w przytulnych i opłaconych przez ministerstwo salach NST, Gildia bojkotuje zamiast zajmować się socjalem dla reżyserów, a ja się naśmiewam – to kto tu co wygrywa? I za ile? Naprawdę sytuacja dojrzewa, by ktoś do kogoś zapukał, a tamten zrobił coś ze swoim czołem… Tak trudno przewidzieć, jak to się skończy?
Ministerstwo Mikosa szurnie jeśli sytuacja przestanie mu się opłacać. Mareczek zawali teatr artystycznie i po ludzku. Choć mam nadzieję, że nie uda mu się zdążyć…
DOMINIKA: Trzeba naciskać?
JA: Oczywiście. Na każdym polu i wszystkimi sposobami: powinni zdecydowanie odmawiać współpracy aktorzy i reżyserzy.
Marek Mikos złamał prawo (zgodził się na udział w bezprawnie przeprowadzonym konkursie i czerpie korzyści z jego ustalonego wcześniej wyniku), więc nie zasługuje na podawanie mu ręki, nie mówiąc o podpisywaniu kontraktów.
DOMINIKA: A jeśli potraktowano go jako kogoś do wynajęcia? A konformizm?
JA: Oczywiście, ale trzeba było domagać się mianowania bez konkursu, a nie udawać, że się „wygrało” programowo. Jak, z kim? Proszę sobie porównać to, co ja ogłosiłem jeszcze przed przesłuchaniami z tymi jego niedotrzymaniami – na poziomie zgłoszenia też stereotypowymi i pozbawionymi konkretów personalnych; miał je gwarantować MG.
W naszym środowisku konformizm jest rozpowszechniony i podparty podwójną moralnością i hipokryzją, ale to się musi przestać opłacać – wszystkim. A tak się stanie przy pierwszej katastrofie z realizacją – lub odmową – wymysłów Mikosa. Na razie on tylko płaci, ale żeby umiał zrobić nic nie wskazuje…
DOMINIKA: Nie ma ludzi nie do zastąpienia?
JA: Nie w tym miejscu i nie w tych warunkach… Teraz wszyscy są przegrani: ministerstwo nie potrafiąc zrealizować swej polityki, Mikos demonstrując brak kompetencji, Gildia reżyserów nadymając się, ale konserwując prymitywny podział na „my – oni”, widzowie klaszczący manifestacyjnie na „Weselu”, ale pozbawieni szans na nowe udane premiery, aktorzy stawiani w dwuznacznych sytuacjach wyboru między solidarnością a koleżeństwem. O to chodziło Profesorowi Glińskiemu?
Wchodzimy w okres rocznicowo prestiżowych wydarzeń – ich się nie da opędzić po amatorsku. Powtórki z Wrocławia nie będzie. Władza się cofnie. A ja twierdzę, że cały czas ma jeszcze w tej sprawie dużo do wygrania. Na przykład „Wyzwolenie” Wyspiańskiego w oryginalnej inscenizacji Lecha Majewskiego w listopadzie, by przypomnieć, że jest a l t e r n a t y w a . Po prostu doskonały teatr dzięki znakomitej literaturze i utalentowanym aktorom we współpracy z inteligentnymi i doświadczonymi realizatorami.
Dymisja Mikosa za odstępstwo od programu – jeśli nie po wyroku sądowym – i zawodowy Najlepszy Świata Teatr… Jego program jest gotowy.
DOMINIKA: To życzę spełnienia w Nowym Roku.
JA: Dziękuję.
PS
W opisie historii tej „walki”, która dla mnie nie jest niczym więcej jak próbą zachowania przyzwoitości, czego ode mnie wymagali Nauczyciele – Grotowski, Huebner, Zapasiewicz, czy Ósemki w okresie przyjaźni – dlatego dedykuję to pamięci o Zbyszku, który był kronikarzem i depozytariuszem tej aksjologii wywiedzionej przecież jeszcze od Osterwy – muszę wspomnieć o Michale i moich o niego staraniach. Opisałem to…
Sprowokowany przez „GW”: „Mikos bez Gielety” zacząłem apelować o odwrócenie tego, jak się okazało realizowanego postulatu, na profesjonalne: Gieleta bez Mikosa… Poświęciłem temu wiele energii w najlepszej wierze wraz z kontaktami i bliższym poznawaniem Michaela. Aż do ogłoszenia, w wywiadzie dla Onetu, jego nieowijanego w bawełnę programu dla teatru narodowego w Krakowie w stulecie odzyskania niepodległości. Ponieważ to był zbiór poprawnie politycznych frazesów lewicowej proweniencji poczułem się wystrychnięty na dudka (a Wanda Zwinogrodzka?) i poinformowałem go o tytule „Kameleona”, który mu publicznie przyznaję – za inteligentne dostosowywanie się do osób i ich oczekiwań, ale nie rozpoznanie sytuacji, w której prawicowy rząd zapłaci lewicowemu doktrynerowi za propagowanie w sezonie jubileuszowym farmazonów równościowych o kobietach, gejach i Polsce likwidującej – w 1918 – wielokulturowość na rzez wydumanego bicia Żyda i geja na Sławkowskiej. Kandydat na dyrektora artystycznego Starego nie miał co do tego wątpliwości, tym bardziej, że czytuje „The Times”…
To było kuriozum i trudno się dziwić, że w ministerstwie zgłupieli i przestali go forować oddając inicjatywę panu Mareczkowi, a ten – j. w.
Żałuję, i uważam, że byłby on przydatny w Krakowie np. jako reżyser „Kupca weneckiego” nie jako sztuki „antysemickiej”, ale godnościowej (co się odwlecze, to może nie uciecze), bo poznałem go jako człowieka wykształconego, kulturalnego i słownego dżentelmena – wyjątkowego na rynku! – co jednak nie predysponuje go do funkcji kierowniczej w opisanych warunkach. Czekam na jego pamiętniki z „konkursu” i historię znajomości z Mikosem…
Michałku, do pióra…                                                                                                  (Przemek Skrzydelski przecież proponował wywiad o tym dla wSieci, toś uciekł)





Komentarze

  1. ~Elżbieta 2 STYCZNIA 2018 — 08:02
    Dzisiaj o 18-tej spotkanie z Markiem Mikosem w Krakowskim Klubie Wtorkowym. Temat: przyszłość teatru i krakowskiej kultury.
    Serdecznie pozdrawiam panie Jacku, dziękuję za wytrwałość i życzę Panu dobrego, szczęśliwego roku.

    http://krakowskiklubwtorkowy.pl/pl/spotkania/przyszlosc-teatru-i-krakowskiej-kultury

    ~Adam 3 STYCZNIA 2018 — 11:36
    Proszę: http://www.blogmedia24.pl/node/79220 Słuchać się tego nie da…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gostek kłamie: w Starym robiło się 5 tylko na dużej scenie, a w sumie na trzech (czterech) powinno tych premier w sezonie być 12 do 15, bo takie tam są „moce przerobowe” – liczny zespół i ogromna dotacja. To jedne z najlepszych warunków w kraju i warto porównać ile produkują inni.
      Gdy zabraknie repertuaru Klaty, bo np. aktorzy poodchodzą, to Mikos s t a n i e w rozkroku, mimo, że obiecywał grać sześć razy w tygodniu na trzech scenach. Co? Z kim? Jak? Bo teraz realizuje niedobrą (?) nie-zmianę i w zamian kradnie pomysł „Wyzwolenia”, tyle, że u mnie miał to robić Majewski, czyli geniusz zdolny przetłumaczyć to na swój język.
      Kodeks przewiduje ośmiogodzinny dzień zajęć, w teatrze pracuje się cztery godziny wieczorem przy spektaklu i cztery rano, na próbach – gdzie u niego są próby nowych dzieł? Kiedy tam się pracuje ze swoimi aktorami nad nowym repertuarem? Co to ma wspólnego z tym, że Klata zaplanował repertuar do grania wieczorem? Ministerstwo cierpliwe (?), i jak widać, można opowiadać bajki.
      On cały czas kręci z personaliami, bo kogo nie wymieni, ten zaprzecza, a przecież konkurs to przygotowanie repertuaru wraz z realizatorami, i to poddaje się pod osąd komisji, a nie to kogo pan MM zna w rządzie i partii…
      Wszystko co mówi, nawet jeśli bywa to słuszne, jest na poziomie nauczyciela szkoły parafialnej. I ta publiczność: z całym szacunkiem – zasłużona grupa emerytów, kiedyś gwiżdżących na Klatę, a teraz ma być zapleczem Mikosa. Tyle, że do teatru chodzi młodzież, przede wszystkim młodzież! Klubowiczów wystarczy na premierę, a dalej będzie to, co we Wrocławiu, czyli więcej aktorów na scenie niż ludzi na widowni. Żaden tam „konserwatyzm”, tylko najzwyczajniejsza ignorancja: brak rozeznania, o czym się mówi.
      I ani słowa o Gielecie, tylko łatwy atak na Klatę…
      Jak go traktują aktorzy widać na zdjęciu („aktor jest do grania” – to Dejmek); BEZWZGLĘDNY BOJKOT: widz będzie pamiętał… Bo bojkot nie ma być ignorowaniem zespołu, tylko doprowadzeniem Mikosa do dymisji. I to się stanie ze względu na niski poziom tego co pokarze. C.b.d.o.
      - dla p o r ó w n a n i a (mój drugi sezon):
      W kolejnym sezonie na Dużej Scenie zaproponuję:
      Wyzwolenie Wyspiańskiego – kulminacja programu „Niepodległa” – Lecha Majewskiego;
      - wielki artysta wizjoner reinterpretuje w swoim języku protoplastę nowoczesności w teatrze, by podyskutować o Polsce!
      Śluby panieńskie Fredry – Anny Wieczur-Bluszcz;
      - klasyka, wiersz i młodzieńcza energia w niepostmodernistycznym wykonaniu!
      Operetka Gombrowicza – Włodzimierza Staniewskiego;
      - zetknięcie „akademizmu” aktorów z “awangardowością” reżysera, o naturze i kulturze – summa teoretycznych przeciwieństw w celu wielkiej pełni sztuki poprzez warsztat!
      Troilus i Kresyda Szekspira – Darii Kopiec;
      - kontynuacja starcia dwóch światów, tego, który nadchodzi z odchodzącym w ramach wojny kultur!!
      Medea Eurypidesa – Karoliny Labahua;
      - pathos znaczy cierpienie: jak to dzisiaj brzmi!
      Fedra Racine’a w przekładzie Antoniego Libery – moja;
      - kontynuacja wątku toksycznej miłości i ekstremalnych emocji w niezwykłym języku tłumaczenia szekspirowskim jedenastozgłoskowcem;
      Na Scenie Kameralnej:
      Siedem sekund wieczności Turriniego – Doroty Latour (prapremiera monodramu);
      - prawdziwa historia o brawurowej gwieździe kina dla znakomitej aktorki!
      Bitwa o Wiedeń Turriniego – Norberta Rakowskiego (prapremiera);
      - przewrotny moralitet o emigrantach, bardzo niepoprawny politycznie!
      Czekając na Godota Becketta – Antoniego Libery;
      - podręcznikowy przykład problematyki egzystencjalnej czytanej i interpretowanej jak nuty a nie dopisywanej
      i przypisywanej!
      Tango Mrożka – Zbigniewa Rybczyńskiego z Anną Polony (?)
      - geniusz wraca do swoich źródeł, by o pytać o inteligenta i zdradę klerków!
      Kartoteka Różewicza – z Jerzym Trelą (?) – Agaty Koszulińskiej (debiut);
      - debiutantka pokazuje nam, co znaczy(ła) nasza młodość!
      Żegnaj Judaszu Iredyńskiego – Katarzyny Łęckiej (debiut);
      - kolejna młoda debiutantka przekłada biblijne tematy na współczesny język! (a także Leszek Mądzik, Krzysiek Kelm, młody Janek Komasa, Daniel Horovitz, Zośka Rudnicka)…

      Usuń
  2. ~Krakauer 4 STYCZNIA 2018 — 13:07
    Marek Mikos jest ciężko przestraszony! Spotkanie w KKW miało być dla niego wzmocnieniem w gronie znajomych i przeciwników Klaty ustawiających problem tylko w płaszczyźnie nowoczesność – dla nich: rewolucja kulturowa, kontra konserwatyzm.
    To źle opisana sytuacja, bo sprowadza się do uprzedzeń ideologicznych u jednego i nie akceptowaniem drugiego przez większość.
    Sprowadzanie Starego Teatru do konfliktu z Klatą i jego zwolennikami daje Mikosowi czas, bo powrót Klaty wydaje się nie być możliwy, a własną zawodową bezradność można wtedy usprawiedliwiać wrogimi posunięciami tamtego. Ale czas płynie i nie za wszystko jest winien poprzedni dyrektor. Na przykład za brak prób, czyli regularnej pracy w teatrze przedpołudniami.
    Mikos nie przyznaje się do bojkotu i niedługo będzie wspominał o reżyserach spotkanych w tramwaju: jego: „rozmawiałem” – np. z Grabowskim i Miśkiewiczem. I co z tego wynika?
    Wiem, ale nie powiem. To blaga i gra na czas. Dysponując pieniędzmi liczy, że kogoś kupi, a musi mieć przekonanie, że ministerstwo go nie wyrzuci zanim coś się nie spali i już nie da się tego ukryć; o premierach zawsze będzie można powiedzieć, że przecież komuś się podobało. Dlatego odmowy są takie ważne, bo czarno na białym pokazują, że w tych warunkach nie ma szans zrobić wartościowy teatr.
    Dopiero, gdy zacznie brakować sztuk do codziennego wystawiania pokarze się, ile był wart Marek Mikos jako ulubieniec ministerstwa.
    Jego wymuszona spolegliwość („moje drzwi są otwarte”) nie będzie spoiwem jeśli nie będzie wyników, co aktorzy ocenią sami we własnym gronie, a Gildia Reżyserów, gdy będzie miała autorytet i zdolność przekonywania, to wskaże, że wstrzemięźliwość w produkowaniu nowych przedstawień nie służy dyrektorowi, ale nie zaszkodzi aktorom i reżyserom, bo może doprowadzić do szybszej zmiany.
    Spotkanie było demonstracją słabości, także na poziomie intelektualnym.

    ~jkz 4 STYCZNIA 2018 — 14:55
    dziękuję. Powiem więcej: ustawianie konfliktu na tylko z Klatą sankcjonuje Mikosa i kreuje go na jedynego sprawiedliwego, jakiegoś strażnika wartości, o których on sam rozprawia z wdziękiem hipokryty, a poczciwi słuchacze nawet nie wiedzą, co ma za uszami.
    Klata nie powinien być dyrektorem NST, a Mikosowi tej funkcji sprawować NIE WOLNO, ze względu na złamanie prawa przy wyborze, kompletne nieprzygotowanie zawodowe i demonstrowanie codziennie bezradności. A ministerstwo pije to piwo i nie ma czkawki (caracale się kupują, albo nie kupują i gospodarka wzrasta, to kto by się tam przejmował kulturą). To jest myślenie post-socjalistyczne, wykluczające rynek i konkurencję: my i oni, ja i reszta świata. A świat jest bardziej kolorowy od wypieków pana Mareczka.
    Obmawiając Klatę a jednocześnie grając jego repertuar i nie będąc w stanie niczym lepszym go zastąpić Mikos unieważnia się na tej funkcji. Dobra zmiana byłaby wtedy, gdyby nowy dyrektor konkurował z teatrem Klaty jakością swoich spektakli, a widzowie, by dokonywali wyborów!
    Postronnym może się wydawać, że Mikos potrzebuje czasu (a ministerstwo?), podczas, gdy on najzwyczajniej czas marnuje i nie potrafi. Próby to 6, 8, 10 tygodni (Lupa więcej, ale on jest jedyny), więc od 1 września można było mnóstwo zrobić, jeśliby się wiedziało „co”, kim i dlaczego… A Mikos tego nie wie, nie ma pojęcia, więc zmyśla i odwleka ostateczną klapę; jedzie na tym, że jak zapłacimy to zobaczymy – tak było z całym tym szemranie obłudnym programem.
    To Wanda Zwinogrodzka ma o b o w i ą z e k wiedzieć, co to znaczy dla rozwalenia teatru; co sobie fundują wobec opinii publicznej. I poinformować tych, którzy nie wiedzą. Wziąć odpowiedzialność, a nie czekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Koleżanka 4 STYCZNIA 2018 — 17:26
    Robiąc z Klaty wroga publicznego Mikos usiłuje odwrócić uwagę od własnego niepowodzenia. Klata w opowiadaniu o Starym używa merytorycznych, choć ideolgicznycznie przebarwionych, argumentów. A Mikos na to: „jego problem”, co ma być rzekomo eleganckie, a znaczy: argumentów brak.

    ~xl 4 STYCZNIA 2018 — 22:26
    Cokolwiek się myśli o Klacie warto było z jego teatrem polemizować, a nie zaorać. Robić inny, lepszy, mądrzejszy i równie chętnie odwiedzany, choć może przez trochę inną publiczność.
    Destrukcja bez pomysłu pozytywnego i możliwości realizacyjnych nie jest przejawem szczytu intelektu tego, kto to wymyślił. Zresztą, poza, jakoś to będzie, trudno tu się dopatrzyć jakiegokolwiek pomysłu; może Gieleta coś gwarantował, ale dziś… Przedłużanie tego stanu, czyli podejmowanie współpracy to droga do degradacji teatru, wyraźny opór daje nadzieję na zmianę stanowiska ministra. Wszystko w rękach, to znaczy sumieniach, reżyserów. Sprawdzian dla środowiska…

    ~Krakauer 5 STYCZNIA 2018 — 07:39
    Krakowski Klub Wtorkowy sytuuje się na prawo od ściany. Mikosowi schlebiał m.in. Stanisław Markowski, czyli lider „hańby” wykrzyczanej w czasie „Do Damaszku” Jana Klaty.
    To zacne, i marginalne, towarzystwo bez zdolności do widzenia świata-teatru w ich pluralistycznej złożoności. Oni toczą bój ich ostatni?
    Znaczące, że Mikos właśnie tam ma kolegów i próbuje się ideologicznie przytulić, zmyć z siebie mentalność Unii Wolności.
    Ponieważ za tym stoi pan Sakiewicz i Kluby Gazety Polskiej, więc jako siła polityczna to gracz na rynku niepozbawiony znaczenia. Czy to wyjaśnia kulisy tej nominacji?

    ~jkz 5 STYCZNIA 2018 — 08:16
    „skądinąd nie przychodzi się pod gazem na przesłuchanie i nie rozsiewa
    potem fałszywych legend, co wiem o tobie od osoby t a m obecnej, zrobiłeś tam niezły cyrk”. Elżbieta Morawiec
    Nigdy dosyć przypominania dzieł wybranych (z większego oszołomienia „prawactwem”), jakimi była koleżanka zapełniała moją skrzynkę mailową, gdy powiadomiłem ją, że odwołuję się do prof. Glińskiego w sprawie konkursu (było tam też coś o erotycznym zainteresowaniu Klatą, a jakże, i o warchołach), czyli źle skrywana złość na to, że mogę popsuć taaki wynik… tak dobry dla nas (dla nich) wynik!
    Wcześniej to były telefony i maile z gorączkowymi pytaniami, co w ministerstwie mówią o konkursie i wprost eksplikowane nerwy, że konkursu może nie być. Ani słowa reakcji na przesłanie (przed przesłuchaniem) mojej oferty konkursowej, wreszcie, cytaty (niepodpisane) z nie wydanej książki Morawiec w aplikacji Mikosa. A więc wyraźne lokowanie siebie po stronie fundamentalnej prawicy – z życiorysem wprost przeciwnie. Tak „ulokowany” politycznie produkt, jako pomysł na Kraków wydaje się być na poziomie dotychczasowych personalnych zagrywek tej władzy. Stąd koncentrowanie rozmowy na Klacie, a nie tym, co można by zrobić w Starym.
    Niestety, to tylko egzemplifikacja t. k. m. – po stronie ministerialnego organizatora i KOMPLETNY BRAK CHARAKTERU, inaczej, konformistyczny kameleonizm (przecież Mikos na etapie dogadywania się nie mógł nie wiedzieć o lewicowości Gielety, ale widocznie coś mu to załatwiało, dopiero osobiście dotknięty „wariatem” zaczął podskakiwać wbrew wyraźnej ministerialnej deklaracji personalnej), być może czując się umocowanym politycznie. O!
    W każdym razie opowiadanie, że to był konkurs jest robieniem z ludzi balona!
    PS: to tylko ostatnie kwiatki: Dnia 09.12.2017 o godz. 17:31 „elmorawiec@gmail.com” napisał(a):
    jesteś nie tylko chamem , ale jadowitym gadem! Ja – w PiS- owskim spisku. !!! Em
    - proszę bardzo, jaki bolszewicki język i sposób widzenia rzeczywistości: z kim się wojuje, takim się samemu staje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Jacek K Zembrzuski 5 STYCZNIA 2018 — 12:45
      Reasumując: wiele p o s z l a k świadczy o tym (łącznie z reakcjami na to, co piszę, np. CENZURA na KKW), że rzekomy konkurs na dyrektora Starego Teatru był ustawką dla zaspokojenia ambicji radykalnie prawicowych środowisk krakowskich (w skrócie: Sakiewicz, Kluby Gazety Polskiej, itp.), czyli twardego elektoratu, który ma wiele zasług dla Polski, ale w teatrze to tylko okrzyki przeciw Dorocie Segdzie i Krzysztofowi Globiszowi…
      Przy tamtym zdarzeniu nie potępiałem „warchołów” (cytat z Morawiec, zasłużonej bojowniczki, ale, o ile mnie pamięć nie myli także z Gomułki i Gierka, bo niedaleko pada ziarenko „buntu” od mentalnego źródła), ale dziś jestem smutny, więc pytam.
      To materiał do przebadania dla niezależnych i niezłomnych dziennikarzy:
      PANIE PIOTRZE ZAREMBO CZEKAM NA PAŃSKĄ RECENZJĘ ZE SPOSOBU PRZEPROWADZENIA I SKUTKÓW KONKURSU W NST.
      Ważniejsze jest stawianie pytań z domeny dostępu do informacji publicznej:
      1. Dlaczego Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeprowadził konkurs w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie zamiast m i a n o w a ć wybranego kandydata, do czego ma pełne prawo?
      2. Czemu nie sprawdził kompetencji Michała Gielety namaszczając go publicznie na stanowisko dyrektora artystycznego, co nie ma konsekwencji w praktyce?
      3. Dlaczego minister nie korzysta z ustawowych uprawnień do wyciągania konsekwencji wobec nominowanego ODSTĘPUJĄCEGO od zadeklarowanego programu konkursowego?
      Więcej grzechów nie pamiętam i przesyłam na Krakowskie Przedmieście.

      Usuń
    2. ~Koleżanka 6 STYCZNIA 2018 — 14:15
      Cui bono? Komu to służy? Wszystko się logicznie układa. Hańba Segdzie i Globiszowi, wściekłość Morawiec, lewoskrętność nierozpoznanego Gielety i bezradność MKiDN wobec nie dotrzymania warnków konkursu prowadzą do konfitur dla Gazety Polskiej i zaspokojenia ambicji Sakiewicza. Prawicowy beton musi się w ramach TKM-u pożywić. Jeśli guru dla nich jest Macierewicz, to bezczelna nieprzemakalność Mikosa staje się zrozumiała. Po nich tylko potop!
      Albo rekonstrukcja w rządzie, albo klapa po klapie w teatrze coś zmienią.
      Na inteligencję Wandy bym nie liczyła, to się decyduje wyżej.

      Usuń
  4. ~jkz 11 STYCZNIA 2018 — 10:00
    Janusz Majcherek (kiedyś mąż Wandy, dziś na jej zawodowym utrzymaniu, podskakuje po kodziawersku pod latarniami):
    „Na obronę środowiska teatralnego trzeba jednak powiedzieć, że znalazło ono sposób s p r z e c i w u – nie artystycznego, lecz etycznego i obywatelskiego. Myślę o BOJKOCIE, jaki w trakcie „wojny jaruzelskiej” podjęli aktorzy poczuwający się do ideałów „Solidarności”. Bojkotowi towarzyszyły społeczne akcje PIĘTNOWANIA „kolaborantów”, czyli tych aktorów, którzy łamali środowiskową umowę i występowali w tak zwanych wtedy „środkach musowego przykazu”.
    …pomyślałem, że ideę bojkotu można dostosować do nowych okoliczności…
    - dziś ja to dedykuję Narodowemu Staremu Teatrowi (!)

    ~jkz 13 STYCZNIA 2018 — 16:27
    z poczty:
    Niech Pan nie ustaje
    Niech te Chwieje czują oddech
    Szczególnie Glina, i ZwinnaNiezwinna, MaMik, Dżentelmen, i Ci z komisji
    Kombinatorzy
    Trzymaj się Jacku Z
    To poświęcenie
    Vaclavu
    Moje nazwisko bez znaczenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~jkz 18 STYCZNIA 2018 — 11:56
      Udzielona mi przed chwilą odpowiedź jest niezgodna z prawem:
      WYROK T. K.
      z dnia 9 kwietnia 2015 r.
      Sygn. akt K 14/13*
      *Sentencja została ogłoszona dnia 16 kwietnia 2015 r. w Dz. U. poz. 532.
      Prawo do informacji publicznej.
      3.1. Art. 61 ust. 1 Konstytucji przyznaje obywatelom prawo dostępu do informacji o działalności organów państwowej oraz samorządowej władzy publicznej, a także do informacji o działalności osób pełniących funkcje publiczne. Prawo to obejmuje także uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego, a także innych osób oraz jednostek organizacyjnych w zakresie, w jakim wykonują one zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa. Należy zauważyć, że na poziomie ustawowym zakres podmiotowy prawa doinformacji publicznej został rozszerzony. Zgodnie z art. 2 ust. 1 ustawy z dnia 6września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. z 2014 r. poz. 782 ze zm.; dalej: u.d.i.p.) prawo do informacji publicznej przysługuje każdemu, a nie tylko obywatelom.
      bo pytania nie dotyczą „intencji”, tylko DZIAŁALNOŚCI ORGANU PAŃSTWOWEGO I INFORMACJI O DZIAŁALNOŚCI OSÓB PEŁNIĄCYCH FUNKCJE PUBLICZNE:
      1. dlaczego był konkurs a nie przewidziane prawem mianowanie?
      2. dlaczego nie sprawdzono kompetencji wymienionego publicznie kandydata?
      3. dlaczego nie jest realizowana ustawa w kwestii odstąpienia od warunków konkursu?
      - zatem, po raz kolejny, wypełnia dyspozycję art. 271/1 kk o zaświadczaniu na piśmie nieprawdy przez urzędnika uprawnionego do wystawiania dokumentu mającego znaczenie dla sprawy
      i jako d o w ó d w sprawie zatajania informacji publicznej zostanie dołączona do akt S.R. (II Kp 3041/17) na rzecz unieważnienia konkursu na dyrektora NST w Krakowie
      z poważaniem
      JKZ, pokrzywdzony
      Wiadomość napisana przez BIP w dniu 18.01.2018, o godz. 11:51:
      Szanowny Panie,
      W odpowiedzi na Pana wniosek o udostępnienie informacji publicznej z dn. 5 stycznia br. uprzejmie informujemy, że pytania o motywację, zamiary, opinie oraz poglądy nie mogą zostać uznane za żądanie udostępnienia informacji publicznej w rozumieniu ustawy.
      Z wyrazami szacunku
      Centrum Informacyjne
      Wydział Informacji Publicznej
      Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
      (: +48(22) 42-10-555 | Fax: +48(22) 42-10-441
      @: bip@mkidn.gov.pl| http://www.mkidn.gov.pl
      From: Jacek K Zembrzuski [mailto:ja_zembrzuski@op.pl]
      Sent: Friday, January 05, 2018 2:02 PM
      To: Sekretariat Ministra ; Centrum Informacyjne
      Cc: Miasto Słowa ; piotrzarem ; Przemysław Skrzydelski ; gildiarezyserow@gmail.com; Danuta Labijak
      Subject:
      W związku z ustawą o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. z 2016 poz. 1764) uprzejmIe proszę o wyjaśnienie:
      1. dlaczego Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeprowadził konkurs w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie zamiast m i a n o w a ć wybranego kandydata, do czego ma pełne prawo?
      2. Czemu nie sprawdził kompetencji Michała Gielety namaszczając go publicznie na stanowisko dyrektora artystycznego, co nie ma realizacji w praktyce?
      3. Dlaczego minister nie korzysta z ustawowych uprawnień do wyciągania konsekwencji wobec nominowanego ODSTĘPUJĄCEGO od zadeklarowanego programu konkursowego?
      z poważaniem

      Usuń
  5. ~jkz 19 STYCZNIA 2018 — 22:07
    już się zaczyna połykanie własnego języka: Obłuda (!) Państwa Gildii puka od spodu osiągnąwszy dno: „W sprawie bojkotu Teatru Starego Paweł Łysak, jeden z założycieli Gildii – Członkowie Gildii Reżyserek i Reżyserów nigdy nie głosowali nad uchwałą dotyczącą bojkotu NST. Brak chęci podjęcia współpracy z nową dyrekcją tej sceny jest indywidualną decyzją reżyserek i reżyserów. Sprzeciw wobec sposobów wyboru nowego kierownictwa i modelowi zarządzania Starym Teatrem był czynnikiem, który zjednoczył środowisko – tłumaczy Łysak.
    W podobnym tonie oświadczenie Rady Artystycznej skomentował reżyser i członek Gildii Michał Zadara: – Gildia nigdy nie bojkotowała Teatru Starego, wręcz przeciwnie. Na spotkaniu założycielskim mówiono o tym, że zespół aktorski chciałby, żeby reżyserzy dalej tam pracowali. Mam nadzieję, że tak się stanie. Nie w odniesieniu do mojej osoby, ale do innych reżyserów – dodał reżyser.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć przed przesłuchaniami , spotkało się z publiczną deklaracją jurora-władzuchny: "pani Moniko, pani się nie martwi - pomyślimy..." Reszta była już nie tyle milczeniem, co politycznym zamac

gówno-burza w Pałacu im. Stalina

Niejaka Szpila rujnuje publicznie wizerunek Moni i tylko potwierdza znaną prawdę, że                                 r e w o l u c j a  p o ż e r a  w ł a s n e  d z i e c i  *                                                                                                          "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie, jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu, zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów Heksowy przewrót jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja ".   Ustawka w T. Dramatycznym  kompromituje się zanim zaczęła na dobre zarabiać (Strzępka, co miesiąc 18,5 tyś). Mobbing, ideologiczny szantaż, wulgarność i zastraszanie aktorów to się okazał  p r a w d z i w y program ustawionej na posadę lewackiej

elyty stołeczne

Jacek Zembrzuski Administrator       Lis przed chwilą usunął film który udostępnił od Andrzeja Seweryna; dlaczego trzeba przypierdolić faszyście Kaczyńskiemu , Orbanowi  https://t.co/LYgsMXJZ9Z   pic.twitter.com/LYgsMXJZ9Z   https://twitter.com/ZaPLMun.../status/1664756736215904256... https://platform.twitter.com/widgets.js TWITTER.COM   ochujał ten kodziawerski b ł a z e n e k, kiedyś aktor