Przejdź do głównej zawartości

ŻYCZENIA NOWOROCZNE

 ... aby wreszcie skończyć naszą wojenkę w/o teatrze!

To jest dziedzina poddana konkurencji, owszem, co nie musi oznaczać chodzenia do celu po trupach!

Twierdzę, że dostęp do pracy na scenie jest u nas uwarunkowany mnóstwem zachowań, które mają niewiele wspólnego z profesjonalizmem, to raczej kumoterstwo jest w cenie! Kto z kim i nie tyle za ile, ile: co może zyskać ten, kto rozdaje angaże... A zaczyna się ta gangrena już przy konkursach na dyrektorów, które są permanentnie u s t a w i a n e przez Organizatora, by mieć swojego/posłusznego wykonawcę. I to nie tyle cenzura, lecz "kręgosłup z gumy" widzi się decydentom jako partner.

To z gruntu fałszywa personalna polityka, bo poprzez teatr nie obala się dzisiaj władzy, a i Dejmka           w Nowym już nie ma, zatem czego boi się władza? By jej "czterech liter" na scenie nie zobrazować?

Dzisiejszy teatr nie ma tej siły, która wyprowadzałaby ludzi na ulice - vide casus "Dziadów" Dejmka - lecz ciągle, w oczach władzy, ma znaczenie w propagandzie, a nasi rządzący nie tyle rozwiązują problemy, co patrzą na słupki poparcia i sondaże...

Zatem, nie tylko wódka za wódką w bufecie - w SPATIFie - ile "zdjątko" w gazecie i szeptanka                   o gwiazdeczce fundują prestiż dzisiejszym rządzącym.                                                                             Czemu my się godzimy na takie pomiatanie, o, to jest pytanie?

Pewnie dlatego, że chętnych w/do teatru jest więcej niż możliwości dania pracy, zatem konkurencja przenosi się ze sceny do gabinetów decydentów dziennikarzy-lanserów. Szczególnie to ostatnie, gazetowe, zjawisko należy zwać po imieniu, jako karykaturalne-szkodliwe. Widz jest namawiany na wydawanie pieniędzy nie ze względu na wartość "towaru" i gust redakcyjny, lecz z powodu  p o l i t y k i , czyli stronniczości partyjnej.

Teoretycznie nie ma na to rady, bo przecież "wolnoć Tomku w swoim domku (redakcji)", ale dopiero prawdziwa konkurencja, także na rynku wydawniczym, mogłaby zrównoważyć te "interesa".            Dzisiaj jest tak, że otwierając szpaltę z recenzją prawie zawsze wiem, co się komu podoba, a co nie. I oto także bym nie łamał krzeseł, gdybyśmy mieli krytykę, która naprawdę o czymś decyduje (tak, jak np.      w Londynie recenzja persony z autorytetem po premierze, rozstrzyga o powodzeniu, lub klęsce). U nas - nie, to raczej drobne "geszefty" i wymuszanie posłuszeństwa, które łamie charaktery i produkuje przewidywalnych.

Dlatego zabiegać należy o różnorodność oferty i takie doświadczenie widzów, by badziewie było zwane/oceniane po imieniu.

Zdaje się, że trochę marzę, a rzeczywistość skrzeczy, zatem, każdemu to, co mu się podoba, niech sobie będzie, a prawdziwą aksjologię kształtuje rodzina, szkoła i  k s i ą ż k a ...

I tego bym się trzymał promując przewagę Gutenberga nad Holoubkiem. 


 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

carstwo, proszę bardzo. Na chwałę Moskwy

Bałem się tej premiery i wiem, czego się bałem. Widziałem Peter Steina kiedyś "Oresteję" i "Księcia Homburgu", oraz dekadę temu "Wallensteina" i "Mewę" w Berliner Ensemble i w Rydze; to był zawsze wielki teatr idący za literaturą i piorunująco grany - powiedziany! Szanuję wiedzę reżysera o epoce i to, że uważa t e k s t za skarbnicę wszystkiego, co teatrowi najpotrzebniejsze. Nie ma w nim tylko wykonawców; aktorzy są, albo nie ma takich, którzy potrafią udźwignąć konwencję, w której to od nich wszystko - sens, wyraz, energia - zależy, bo mimo "filmowej" obrazowości inscenizacji, to aktor decyduje o wadze sprawy; albo to, co robi przechodzi przez rampę, albo zostaje w jakimś muzeum Pana Steina, jako ilustracja... W teatrze Peter Steina trzeba, jak (niektórzy) Niemcy, Anglicy i Rosjanie - umieć mówić , czego Seweryn swoich nie nauczył, albo nie wymagał.  Pod tym względem premierę w Teatrze Polskim "Borysa Godunowa" Alek...

SZTUKA BYCIA

 Ostatnio pasjami zaczytuję się w Coeetzee'm - ulubionym autorze Warlika (?) Po Gombrowiczu, Dostojewskim, Szekspirze, T. Mannie i Orhanie Pamuku to się zrobił mój "topowy" pisarz. Przyznaję się do tego troszku z konfuzją, bo mam wrażenie, że ulegając trendom zaniżam poziom; to literatura na służbie - słuszna, owszem, owszem - ale, przede wszystkim, poprawna politycznie, czyli nie żeby wolna myśl i wyobraźnia, ale... Nie człowiek / psychologia, lecz "sprawa", zatem, jakby na to nie spojrzeć, p o l i t y k a. Nie żebym wymagał od pisarstwa spełniania jakichś określonych zadań, lecz bez rozpętywania wyobraźni i sięgania tam, gdzie wzrok nie sięga, twórczość mnie interesuje i ... horyzontów nie poszerza. Dla siebie mam takie osobiste kryterium tego, co mnie zachwyca: nie, że coś jest "nowatorskie", ale, że mi się to śniło - przeczuwałem to - nie potrafiąc samemu zapisać, zrealizować... Czyli, kręci mnie nie tyle nowatorstwo, co sięganie do tajemnicy mojej...

Sobie życzę w Nowym Roku

 Zdrowia - po rozjechaniu mnie przez samochód - przede wszystkim, i nowych fascynujących k s i ą ż e k. Mam ich w bibliotece już tyle, co na zdjęciu u Marii Janion, ale ciągle mi mało; nie papieru, lecz doznań. Bo w książkach jest zapisany świat, którego brakuje za oknem: ciekawszy, bardziej złożony i, co ważne, dający do myślenia. To z książek wyrusza się w podróż, która nie ma końca i żadnych ograniczeń. To z papieru można wykreować rzeczywistość ze swoich/naszych marzeń! Tylko z książek.  Dlatego czytanie - nie mówiąc o "czernieniu papieru" - jest remedium na świat, w którym brakuje wzorów. Tylko w książkach można znaleźć emocje i bohaterów, z którymi chciałoby się spotkać i pogadać; tylko  tam, tylko w książkach... Jeśli propaguję tu jakiś "eskapizm" to jako obronę przeciw przeciętności i małości naszych codziennych dążeń, bo to tam świat rozpościera się na miarę naszych potrzeb. Dlatego więcej czytając nie muszę tak uważnie "patrzeć przed siebie"... C...