Przejdź do głównej zawartości

Spieszmy się...

Spieszmy się kochać ludzi, bo tak prędko odchodzą....Ks. Twardowski

Piotrek i Jego teatr nie był mi jakoś szczególnie bliski, raczej traktowałem go jako naiwny i beztroski.

Cosik miałem z nim na pieńku w czasie Jego Rozmaitości - Halinka Chmielarz pewnie pamięta, bo ja nie hoduję w sobie złości.                                                                                                                                Jego dendrologiczne hobby i uniwersalne wartości w dobie, gdy trzeba było "przywalać" komuchowi trąciły mi eskapizmem i unikami. Za to rowerem do Barcelony (nie mylę geografii?) - o! to było to, sam przecież wiem, co to wiatr we włosach (Piotra fryzura pozbawiała go tej radości).

Usiłował uprawiać "alternatywę" w instytucji, co mnie z sercem zostawionym w Teatrze Ósmego Dnia nie mogło wystarczyć, lecz intencję doceniałem, a juści. Jego TN też mnie nigdy nie porwał do radości, której - jak sądzę - oddawał się z rozkoszą.

Jawił mi się jako troszku "Filip z konopii", czyli zabawniś, gdy ja uważałem, że należy w teatrze orać komunistów. Z upływem czasu sądzę, że to on miał rację.

Uprawiamy zajęcie, po którym niewiele zostaje - dokumentacja spektakli to mało - zatem pamięć przechowuje specyficzną aurę, żart i mądrość, lub jej brak na scenie. U niego to było lekko, jakby nigdy nie wyrósł z Kubusia i dziecięcej ferajny.

Sądziłem, że nie wykorzystywał wszystkich instytucjonalnych możliwości - na teatr "zaangażowany" - jakie były mu dane, co dzisiaj oceniam jako "w gorącej wodzie kąpane".                                      Wprawdzie metafizyki (wiem, bo studiowałem) nie da się zaprogramować, lecz jego duchowe rozterki  nie ubogacały mej wrażliwości.                                                                                                                         Był - niewątpliwie kimś - o sprecyzowanym systemie wartości, w którym nie doraźność, a pielęgnowanie kryło to, o co mu chodzi.

Sam mając swoje lata nie rozumiem, jak można było tak szybko przenieść się do innego świata, lecz Piotrek za pan brat ze Św. Piotrem, to wizja optymistyczna.

Jak mawiał Zapasiewicz (o! jakichś jego wypowiedzi o Profesorze było mi nie w smak): "muszę widzieć na scenie, czy gada do mnie łysy, czy rudy", u Piotra było wiela, tyle, że raczej o drzewach, a nie politycznych rozstrzygnięciach. Czyli, według mnie, "odlatywał", gdy Rzeczywistość domagała się natychmiastowej reakcji. W tym tkwiło sedno mojej, dla tego teatru, braku całkowitej akceptacji, i mojego  przewrażliwienia na punkcie dętych egzaltacji.

Z tego jak przebiegła Jego kariera wynika, że to On miał rację. Cześć Jego pamięci! 


 


 

Komentarze

  1. Jacek Zembrzuski zaliczany do tzw. "nowych młodych zdolnych" (z Kilianem i Brzozą) sam to przerabiałem, jako pierwsza formacja MŁODYCH ZDOLNYCH z Babickim, według Notatnika Teatralnego

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

carstwo, proszę bardzo. Na chwałę Moskwy

Bałem się tej premiery i wiem, czego się bałem. Widziałem Peter Steina kiedyś "Oresteję" i "Księcia Homburgu", oraz dekadę temu "Wallensteina" i "Mewę" w Berliner Ensemble i w Rydze; to był zawsze wielki teatr idący za literaturą i piorunująco grany - powiedziany! Szanuję wiedzę reżysera o epoce i to, że uważa t e k s t za skarbnicę wszystkiego, co teatrowi najpotrzebniejsze. Nie ma w nim tylko wykonawców; aktorzy są, albo nie ma takich, którzy potrafią udźwignąć konwencję, w której to od nich wszystko - sens, wyraz, energia - zależy, bo mimo "filmowej" obrazowości inscenizacji, to aktor decyduje o wadze sprawy; albo to, co robi przechodzi przez rampę, albo zostaje w jakimś muzeum Pana Steina, jako ilustracja... W teatrze Peter Steina trzeba, jak (niektórzy) Niemcy, Anglicy i Rosjanie - umieć mówić , czego Seweryn swoich nie nauczył, albo nie wymagał.  Pod tym względem premierę w Teatrze Polskim "Borysa Godunowa" Alek...

SZTUKA BYCIA

 Ostatnio pasjami zaczytuję się w Coeetzee'm - ulubionym autorze Warlika (?) Po Gombrowiczu, Dostojewskim, Szekspirze, T. Mannie i Orhanie Pamuku to się zrobił mój "topowy" pisarz. Przyznaję się do tego troszku z konfuzją, bo mam wrażenie, że ulegając trendom zaniżam poziom; to literatura na służbie - słuszna, owszem, owszem - ale, przede wszystkim, poprawna politycznie, czyli nie żeby wolna myśl i wyobraźnia, ale... Nie człowiek / psychologia, lecz "sprawa", zatem, jakby na to nie spojrzeć, p o l i t y k a. Nie żebym wymagał od pisarstwa spełniania jakichś określonych zadań, lecz bez rozpętywania wyobraźni i sięgania tam, gdzie wzrok nie sięga, twórczość mnie interesuje i ... horyzontów nie poszerza. Dla siebie mam takie osobiste kryterium tego, co mnie zachwyca: nie, że coś jest "nowatorskie", ale, że mi się to śniło - przeczuwałem to - nie potrafiąc samemu zapisać, zrealizować... Czyli, kręci mnie nie tyle nowatorstwo, co sięganie do tajemnicy mojej...

Sobie życzę w Nowym Roku

 Zdrowia - po rozjechaniu mnie przez samochód - przede wszystkim, i nowych fascynujących k s i ą ż e k. Mam ich w bibliotece już tyle, co na zdjęciu u Marii Janion, ale ciągle mi mało; nie papieru, lecz doznań. Bo w książkach jest zapisany świat, którego brakuje za oknem: ciekawszy, bardziej złożony i, co ważne, dający do myślenia. To z książek wyrusza się w podróż, która nie ma końca i żadnych ograniczeń. To z papieru można wykreować rzeczywistość ze swoich/naszych marzeń! Tylko z książek.  Dlatego czytanie - nie mówiąc o "czernieniu papieru" - jest remedium na świat, w którym brakuje wzorów. Tylko w książkach można znaleźć emocje i bohaterów, z którymi chciałoby się spotkać i pogadać; tylko  tam, tylko w książkach... Jeśli propaguję tu jakiś "eskapizm" to jako obronę przeciw przeciętności i małości naszych codziennych dążeń, bo to tam świat rozpościera się na miarę naszych potrzeb. Dlatego więcej czytając nie muszę tak uważnie "patrzeć przed siebie"... C...