Twardocha Szczepana "Zimne wybrzeża" - jak go nie cenię za politykę, jaką uprawia dla "usamodzielnienia się" Śląska oderwanego od macierzy, czyli nacjonalizm, oraz Koreankę Jiyoung Kang "Mordercza pani Shim" - reklamowaną przez wydawnictwo jako nowe Delicatessen, i słusznie, jest coś na rzeczy... To kryminał o jedzeniu: o smakach i potrawach.
Jako wieczny kawaler (nie tak całkiem, bo zawżdy prowadzany przez Mieszka po różnych oryginalnych barach i miejscach do konsumowania - np. na Siekierkach - uważam się za smakosza nie potraw gastronomicznych tylko strawy duchowo-papierowej).
Brukselka, kalafior i b ó b (mniam-mniam), to owszem, ale umówmy się nie samymi kaloriami intelektualista (tfu-tfu) żyje, zatem zadrukowany papier też działa, szczególnie na wyobraźnię i rozwija nie tylko kulturę fizyczną i tzw. aparycję, tak użyteczną wśród dam, ale i to co pod czaszką.
Mnie smakuje najbardziej coś (powieść, albo dramat), co już znam, co w czytaniu przywołuje mi własne marzenia i domniemania. Dostojewski, Gombrowicz, Pamuk, czy Atwood, oczywiście, że się nie wzbraniam, ale do serca trafia mi raczej, co mnie samemu przyśniło się wcześniej. Poważnie... Zachowując proporcje nie entuzjazmuje mnie odkrywanie nowych lądów (wszystko już było), lecz oryginalna f o r m a o rzeczy, która mnie samemu się "śniła"! Bo literatura daje napęd do twórczego bytowania - że można - i wyznacza cele do zdobycia.
Pamietam siebie sprzed lat, gdym spacerował przed Uniwerkiem - zawsze z tomem pod pachą, albo przesiadywał w Ogrodzie Saskim z książką na kolanach (do dzisiaj nie trawię MZK, czy metra jeśli nie mam co czytać). To pewnie przekonanie, że świat na papierze jest ciekawszy od tego, co za oknem. I to jest bezsprzeczny fakt, pytanie zatem, czy tak można? Czy tak się robi na przykład karierę, lub zarabia duże pieniądze?
I tu dochodzimy do sedna: ważne jest w życiu to, co ważne, a nie to, co się komu wydaje. Inaczej myślącym - proszę bardzo - poleca się Pirandella!
Komentarze
Prześlij komentarz