Kolejny raz Instytut Teatralny nudzi... Tym razem o swoim patronie, profesorze Raszewskim. A przecież - byłem jego studentem i magistrantem - On uczył nas, że to dziedzina komunikacji, która nie powinna umierać za drzwiami teatru; że teatr musi być po coś, że ambicją teatrałów winno być zmienianie świata poprzez teatr (proszę wspomnieć Hamleta), a nie tylko dostarczanie taniej rozrywki.
Pamiętam jak mnie odpytywał o Grota i jego pozateatralne poczynania, w które się angażowałem. Proszę pana - opowiadał mi, poza lekcją - swego czasu jeździliśmy z Gawlikiem WFM-ką (to taki motocykl na licencji NRD) do Opola, by ratować Jerzego przed tamtejszą władzą, która chciała go/ich zlikwidować; zrobili to o tyle "nieskutecznie", że Grot sam się wypisał z teatru na rzecz kulturotwórczych poszukiwań, które - może poza Brookiem - nie miały wtedy precedensu, a w komunistycznej Polsce były oazą wolności, tak, tak... Profesora bardzo to interesowało, choć kręcił głową z niedowierzaniem - być może szkoda mu było "Apocalipsis (z figurami)", ponieważ teatr dla niego to był świat widowisk.
Nie mam poczucia - chociaż nie śledzę tego zbyt pilnie - by pozostawił po sobie następców i uczniów. Współczesny teatr się "zperformatyzował" i mało kto ceni sobie opowieść od początku do końca, a obywatelskość - vide Bogusławski - zamienił na partyjne dusery i łaszenie się do władzy. Dziś w modzie są inne zaangażowania i gust raczej zpsiał; nie sądzę by Profesor był w stanie zaakceptować na przykład pana Janka.
To, oczywiście, signum temporis i świadectwo, że teatr jest powiązany ze swoją epoką i razem z nią umiera, ale z drugiej strony trochę żal, że wartości - jak choćby w muzyce - tak prędko się starzeją; starzeje się przede wszystkim forma i ekspresja aktorska. Pytanie, czy starzeje się sposób opowiadania o teatrze, czyli krytyka? Jeśli przypomnieć sobie choćby Jana Kotta, to chyba tak...
Dziś nie ma autorytetów ani na scenie ani w opowiadaniu o niej, jest "postmodernizm", czyli każdy sobie rzepkę skrobie po swojemu i w gronie zblatowanego recenzenctwa ogłasza się odkrywcą - patrz współczesny Teatr Narodowy. A ja tu wyrażam tęsknotę za autorytetem i przykładem dla innych.
Nie ma co płakać za rozlanym mlekiem, ale dystans do gazetowych list przebojów spektaklowych zachować trzeba.
Wreszcie s t y l i elegancja Profesora to model nie do podrobienia, a szkoda, bo odrobina staroświecczyzny nikomu by nie zaszkodziła. Zmierzam do tego, że warto by było, aby teatr przechowywał coś czego się nie widuje na codzień za oknem, czy w tramwaju. Nie zgiełk, nie szum (i zlep), a więcej refleksji, za przeproszeniem, egzystencjalnej, wszystkim nam by wyszło na zdrowie.
Z drugiej strony - nie pamiętam, czy to Raszewski, czy Koenig - przekonywali nas w Szkole, że poszczególne mody/formy teatralne nie żyją dłużej niż przeciętne życie psa, czyli... (?)
Nikomu źle nie życzę, ale najwyższy czas na zmiany!
Komentarze
Prześlij komentarz