Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami.
Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami.
Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą, ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce...
I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych.
Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i aktorstwo - najczęściej tyłem do widowni - jak z partyjnej nasiadówki; dopiro w drugiej tercji chłop za babę w peruce z włosami daje popalić i jest się z czego pochichotać - kubłami (Przemo wprawdzie twierdzi, że to ma jakiś związek z "Faustem", ale Przemysław zmyśla recenzencko na felietonik*).
Takimi to spazmami modnymi entuzjazmuje się stołeczna publika, i jak zwykle sygnalizuje przy oklasku, że jest i przyszła - na stojaka...
PS: A ja myślę, że czas najwyższy w stołecznym teatrze przywrócić literaturę i zacząć robić teatr o czymś, a nie tylko onanizować się własnymi kompleksami. Zrobić inteligentny (T)teatr (D)dramatyczny. Wiem dobrze, że to potrafi Boguś Jasiński - wspomnicie sami!
*) inspiracja czyimś utworem to nie jest paro-słowny cytacik, czy grzywka aktora, lecz m y ś l przenoszona z utworu do utworu... A o czym jest "Faust" Goethego i o czym te podróbki z siebie samego u Krzysia?
Komentarze
Prześlij komentarz