Przejdź do głównej zawartości

kodziawerka


Kolejna (42) imprezka kodziawerska dobrnęła swego końca, stukając od spodu w inteligencję i gust widza spod znaku
feminonazizmu i niedokształcenia.

Publika dowaliła, niejaka Płatek ("Wiosenka Roberta Biedronia", która już wcześniej publicznie nie odróżniała Moliera od Gogola i Nowego od Starego Testamentu - ot, autoryteta) doznała intelektualnego wzmożenia na Krakusach, jak nie przymierzając wcześniej Sitkowa, przy ścinaniu Krzyża przez Friljcza, i prawie padła na kolana zachwycona występkami aktorusów, których było - wyjątkowo, dlatego na plus im to zaliczam - słychać; w jakiej sprawce, to już inna sprawa.

Słownictwo na narodowej scenie z nadania konserwatywnego, choć lewicowego rządu, powala:          "z a p i e r d a l a j ą" i chujami rzucają et cetera.  

                         

Babskie spotkania przebiegały na ogół pod hasłem, że się im "zabrania", zatem brały odwet na "opresji" męskiej - kto by je zapładniał (w tym rozumowaniu do dupy) nie zdradziły; intelektualny poziom samorództwa (generatio spontea) plewił się w Pałacu im. Stalina, jak te robaki w gnijącym mięsie, doprawione chamstwem Słobodziana, któremu z białoruskim wdziękiem do łba roztytego nie świta, że gości się wita (nie tylko - usłużnie - Palikota) i gęby za lud krzyczącej nie sznuruje na sam widok tego, kto mu płaci za bilety... 

Ale, i tak we własnym zbolszewizowanym, gównianym sorcie już pozamiatane. Kto komuchowatością wojuje, od komucha pada - taka w miejskiej gangsterce zasada ("mamy to!" - wrzasła Machnowska-Góra, po osadzeniu Strzępki na fotelu Tadzia), i ekipka znika...

Jedno, czego się ta sortująca gromada darmozjadów organizujących trzymała (parę lat temu spłacając długi popierającym na posadzie, kwalifikowała cosik, czego NIE WIDZIAŁA), to że ma być d r o g o - za nawet ulgowy bilet po kilkaset zeta.

Nie warto było dla jednego przejmującego spektaklu, Małgosi Bogajewskiej, z mądrze beznadziejną refleksją doktora Czechowa, tak sobie rachować. 

Czy prezentacja lewicowego nieuctwa warta jest dofinansowania i organizowania opozycji  (widziałem covidian w podwójnych mordoklejkach - sic! - co charakteryzuje poziom stołecznego słoikowstwa i udowadnia, że przecież "swój do swego po swoje"), oto są pytania, których rządzące ministerstwo nie stawia - jeno opłaca?

Błazeńskie komedianctwo Starego Teatru widać tu z daleka, odkąd zapanowała tam                 (nie)dobra zmiana, tradycję i poziom intelektualny mając tylko do pogardliwego ośmieszania.

Dekonstrukcję i "post-teatr" nosi się na scenie, która miała kiedyś o b o w i ą z k i wobec kultury, a nie modnej bzdury.

Temu się nie wzbrania małżeństwo Krzyżowskich, otwierając "Spotkania" kalectwem portretu Polaków NIE WŁASNYM - lecz w propagandzie zapośredniczonym - a kończyły błazeństwa męża, w skolaborowanym aktywizmie estradowym, w niegóralskich przyodziewkach. 

Będzie tak, że wstyd ich przeżyje (duch Kondzia popędzi - już Strzępka ich w tv przestrzegła, że z duchami w teatrze żartów ni ma).

Po sceno-widowni przechadzała się także pewna Aldona w siwej peruce, tak wiarygodna, jak jej dykcja.

Wymachiwania flagą niebiesko-żółtą nie brakło: tak teatralne faworyty Majcherka (młodszego) uspokajały swe sumnienia; za to wygłupił się inny jej krajan, sympatyczny Iwan, który za teatralne pieniądze zmierza do teatru końca - jego wyzerowania w teoteryzowaniu na zmyślony temat, który ani z katharsis, ani z "pułapką na myszy", czy działalnością chociażby Dejmka, związku nie ma, lecz w dobrym samopoczuciu i honorariach pozostawia.

O Piaskowskim w czapce zmyślającym sobie dla ułatwienia jakiś "kanon", który rzekomo obala, sensu nie ma.

Taki jest współcześnie lewicowy teatr?

Można by jeszcze długo o tym, o czym nie ma co gadać... Gust uroda ich - wybierających repertuar - sam się narzuca. Ale, jako się rzekło (miejską decyzją), bractwo zmietło!

I to jest p r z e s t r o g a .


                                                                                       





Komentarze

  1. Jacek Zembrzuski
    ·
    za kuriozalnym k i c z e m z Krakowa spadła kurtyna za wstydu; pytałem: im wstyd siebie nie było.
    Smolarowa wyznała, że poszła na "Halkę" do opery i... znienawidziła dzieło, więc wzięła się za jego destruowanie, a rozpędzone aktorusy polecieły z dalszym ciągiem na całość. Pytanie o tradycję swej sceny zbywając śmiechem - Leoncavalla dopełniali trzy i półgodzinnym pajacowaniem...
    Feminonazistowska postmoderna, czyli, jaja jak berety podszyte ideologią = kompromitacja inteligencji i katastrofa teatru!
    Brak literatury, brak myśli i aktorstwa, dekor z gutaperki, tylko leci kabarecik z chałturą.

    Do wyburzenia Pałaca od kulturni należy konicznie dodać postulat: rozwiązać badziewny NST, póki nie jest za późno.
    Kto nie szanuje siebie na scenie i swojej historii, ten nie wart jest bym mu płacił - za gówno!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

A(n)da - to nie wypada, czyli zwierzenia celebrytki

  Anda Rotenberg: "Schyłek (Dziennik 2019-2020" Ada - to nie wypada: tak KOD-ziawerzyć, łgać i wmaślać się       w tylne częścią ciała możnym tego PO-lszewickiego zadupia, udając uparcie, że to tylko właśnie śtuka i Jewropa, o ciągle tak samo modnych, w pewnych kręgach, pochodnych, kontaktach  i znajomościach. Po co to kupiłem - 450 stroniczek najczęściej w czerwonych barwnikach z Vogue'a - ktoś zapyta? I słusznie: to  c e l e b r y c k a  makulatura, ale ja już tak mam, że lubię wiedzieć,     co pika na tych salóónach u przeciwnika - nie żeby mojego sortu, po prostu braku rozumu    na swoim miejscu, a nie na sprzedaż i do kupienia, gdy nastaje koniunktura... A właśnie się spełnia: obraz świata, pseudo  a k s j o l o g i a  tego towarzystwa (adoracji wzajemnej), zatem listkę wymienianych przyjaciół, przyjaciółek i przydupników warto zachować dla przyszłych pokoleń, jako przykład, jak może upaść "entelygencj...

Polityczna poprawność, czyli jak literacki k i c z podnieca naszą zlewaczałą Warszawkę u Warlika

Stado baranów - nie wiedzieć czemu - przyświeca z projekcji na ścianie - czyżby samokrytycznie (?) ostatniej premierze Nowego (choć propagandowo przestarzałego) Teatru o Elizabeth Costello dla warszawskiej snobizerii z Palik(mi)otem i PO-lszewickim czyścicielem w prokuratorii na widowni. Stolyca się bawi! Nieistniejąca postać w publicystycznej rozprawce rodem z filozofijki niejakiej Grety Thunberg inscenizowanej jak dziennik telewizyjny: obrazek plus polityczny komentarzyk - oczywiście pod nowymi rządami. Teatru i dziania się w tym jak na lekarstwo, za to postępową - przodem do przodu, a jakże - ideologijkę serwują pełnymi garściami. Grafomania tej g ł u p o t y ściga się z nudą , ale nie przestaje trzymać ręki na pulsie modnego zaangażowania w jedynie słusznej sprawce... I o to w tej politgramocie chodzi. Obywatel-widz ma być uświadomiony do spodu, co w Eurokołchozie piszczy i spływać z prądem wytycznych. Prezentują dekor, który znamy do przesytu, lodow(at)e projekcje z recyklingu i...

Monia w Waginecie

Zwalniają? Znaczy będą przyjmować! Lejzorek Rosztwaniec                                                                                    Aferka ze Strzępka(mi) w Dramatycznym Teatrze w PKiN im. Józefa Stalina jest symptomatyczna dla naszego, przesiąkniętego obłudą i hipokryzją, teatralnego zamtuza. Zgodnie z modą i "tryndami" rządzi nimi w większości lewica, czysta jak Wisła przez nich gównem zaśmierdziała, a w tingel-tanglach, poziomem, na łopatkach ledwo, ledwo intelektualnie rzężąca... A przecież do przejęcia tej zasłużonej sceny potrzebna była "konkursowa" u s t a w k a, w której Monika Strzempka, za pośrednictwem Gazety Wyborczej zagrała va banque  poskarżywszy się na warunki, które ją - n i g d y nie kierującą instytucją artystyczną - autowały, co natychmiast, choć pr...