Autobiografia dokumentuje inteligencję, autokrytycyzm i fenomenalne poczucie humoru na własny temat.
Wracam do jego filmów i wszystko się zgadza.
W przeciwieństwie do marksistowskiego krytyka filmowego Bartosza Żurawieckiego, który na łamach skrajnie lewicowego "Dwutygodnika" ubolewa, że reżyserowi należałoby natychmiast odebrać legitymację klubu lewicowych intelektualistów, nie uważam "A PROPOS NICZEGO" za przegadane, tym bardziej uwikłane w dwuznacznie dramatyczny związek z Mią Farrow, oskarżającą go o molestowanie nieletniej córki. Przeciwnie, to znakomicie intelektualne świadectwo szczerości i uczciwości moralnej i zawodowej. Przypominam: na każdym kroku wentylowane sarkastycznymi uwagami przekłuwającymi balon publicznego wizerunku artysty obsadzonego w roli celebryty.
Paradoksalna natura jego inteligencji sprawia, że nigdy się z nim nie nudziłem, i nie byłem w stanie przewidzieć, co wymyśli: zawsze zaskakiwał.
Woody bawi się sobą, ale nie krzywdzi innych... Dowody są pomieszczone w jego filmach i świadectwach aktorów. "Po prostu kocham pana" - Bardzo miło było otrzymać taki list - pisze Allen - od sławnej kobiety, a w dodatku pięknej. Jego autorką była doskonała Mia Farrow.
Woody kręci film i wraca we czwartek; odpowiada ci spotkanie o ósmej trzydzieści? To sekretarka...
Jego dalsze wspomnienia - szczególnie w dzisiejszych czasach obłudy i zakłamania (to prawda, że przede wszystkim rządzących, ale i poddanych), wskazują, że nie potrafił dostrzec "znaków ostrzegawczych"... Chcę mieć z tobą dziecko - przy oglądaniu jakiegoś filmu, a w chińskiej restauracji zasugerowała nagle, aby się pobrali.
W końcu była aktorką i miała skłonność do odgrywania scen - zauważa przytomnie Woody Allen.
Wszystko psujesz...
To była dużo bardziej skomplikowana osoba niż tylko krucha i piękna supermama.
I będzie grał Na swoim klarnecie Kiedy ja rozpaczam Z moim Tatą na strychu
Oto moja teoria - pamiętajcie, to wyłącznie mój ogląd. Zobaczymy, co sobie pomyślicie. Na początku - pamiętacie - Mia odwróciła się do mnie w kinie i powiedziała: 'chcę... z tobą...'. Teraz, kilka lat później, w końcu trafiła na żyłę złota, faktycznie zapłodniona przez uniżonego sługę. I wtedy mnie odtrąciła, i powiedziała, że nigdy więcej nie będzie nocować w moim domu, i że nie powinienem zbytnio przywiązywać się do dziecka, które ma się urodzić, gdyż ma wątpliwości, co do kontynuowania tego związku... Byłem, jak to zeznał mój psychiatra, przede wszystkim sponsorem domowego gniazdka.
Tylko Poe! Tylko Edgar Allen Poe... umiałby to nazwać!
Ludzie są cholernie niedobrzy. Naukowcy, psychologowie dziecięcy z Yale: Córka nie była molestowana przez pana Allena. Jej twierdzenia wydawały się przećwiczone. Prawdopodobnie matka wpoiła je lub wpłynęła na ich powstanie.
Od tego - medialnych nagonek i plotkarskiego magla - lawina poprawności politycznej ruszyła... Weinstein, szaleństwo #metoo, powtórka ze ścigania Polańskiego, u nas wykluczająca hipokryzja Instytutu Teatralnego, dintojra urządzana publicznie Gardzienicom i "wściekłe macice" na ulicach.
Bycie "winnym oskarżenia", to dziś postulat feminonazizmu i postmarksistowskiej międzynarodówki opluwania i wykluczenia! Taki makkartyzm, tylko w drugą stronę: fundamentalne fanatyzmy mentalnie się przyciągają i odbijają w sobie, jak w lustrze.
Zmiana cywilizacyjna. Po sfałszowaniu wyborów w USA należy się spodziewać potopu obyczajowego, w którym prawda i miłość mogą nie mieć żadnego znaczenia. Liczy się wyrównywanie rachunków klasowych podszyte zbrodniczą ideologią, która już nie raz w dziejach czyniła z "pokrzywdzonych" mięso armatnie. "Aurora" w ramach tej bolszewickiej mentalności p i e r d z i a ł a !
Ta książka - autobiografia, i opis krzywd doznanych przez Woody Allena - winna być obowiązkowym podręcznikiem denazyfikacji feminizmu i szkolenia z przyzwoitości; konieczności przestrzegania prawa, oraz przewag rozsądnego myślenia nad "poprawnością" równającą do upartyjnienia i ideologicznego zaczadzenia.
To, że bezmyślne fałszywe oskarżenie szkodzi naprawdę molestowanym i nękanym kobietom, wydaje się nie mieć dla aktywistek (aktywistów) znaczenia.
Owszem, w filmach Woody Allena kobiety nie mają łatwo, z mężczyznami - szczególnie, gdy on sam gra siebie, neurastenika, lecz, chciałoby się powiedzieć, że dobro zwycięża, i jego twórczość zmierza do oczyszczenia. Może nie na miarę tragedii greckiej (teatralnej parafrazy nie udało mi się ukończyć - raz w życiu - ze studentami), ale jednak pojęcie katharsis nie jest na wyrost. Mieszając kapitalnie prywatne z aktorskim osiąga wyrafinowany efekt wielopoziomowej ironii (autoironii), gdy demolując własny obraz w oczach odbiorcy, wzbija go na wyższy poziom wglądu w siebie - w autora/aktora i widza - nie przestając być sobą. Czyli, ta gra "w zeliga" (kameleona) właśnie oczyszcza z głupstwa i fałszywego mniemania. Można to nazwać wyższym sposobem kontaktowania się - z ludźmi, bo boga w tym nie ma (?)
To geniusz! Samopoznania i... komunikowania prawdy: ZAWSZE BĄDŹ SOBĄ.
Zdobywszy się na szczerość wobec własnego ego widz ma szansę się przejrzeć w tych nowojorskich (paryskich, weneckich) przygodach damsko-męskich, jak w lustrze.
A słodka Mia grała u niego, jak z nut, w tak wielu i tak różnych rolach. Zawsze perfekcyjnie napisanych, ponieważ wiedział, że sztuka - filmowa, czy teatralna - zaczyna się od scenariusza, od rozpisania relacji i dania podstaw do pokazania emocji. Kapitalnie prowadzi aktorów, nawet w epizodach, zawsze są wiarygodni, mimo, że twierdzi, iż się nie miesza - nie przeszkadza; ci sami aktorzy - to ważne! - grają inaczej, nie powtarzając się, w różnych filmach. Zatem, mając swój styl, charakter pisma, nie jest stereotypowy ani formalnie nieciekawy i sformalizowany. Pewnie dlatego, że nie uważa, iż coś odkrył i nazwał, więc ciągle szuka z pozycji "nieudacznika", co być może jest skutecznym sposobem na życie (na kobiety?), ale napewno przydaje się i jest płodne w sztuce... Taka sokratejska postawa.
Fenomenalnie zna duszę ludzką, tak, tak, to dobra definicja jego zainteresowań.
Wreszcie, jakie to wszystko funny (!), że aż wzrusza.
Nie ukrywam, że się (częściowo, choć przecież też w intelektualnych "cynglach") utożsamiam - bywałem utożsamiany - i mam swoje za przetrąconymi uszami. Obsadź świetnymi aktorkami i nie wchodź im w drogę...
Dobra rada, ale nie zawsze mogę!
Kiedy reżyseruję, wiem, co chcę uzyskać, lub, co ważniejsze, wiem, czego nie chcę.
PS:
Zależnie od stężenia cukru we krwi mogłem postrzegać życie jako tragiczne lub komiczne, ale zawsze uważałem je za bezsensowne. czułem się tragikiem zamkniętym w ciele stand-upowego komika... Artyści są pełni wątpliwości i wiedzą, że nic nie wiedzą...
Gdzieś powinienem mieć list (dobra, może od agenta) od Woody Allena. Nie wkładaj nigdy palca między drzwi. Dziękuję, Panie Allen.
PPS:
Zwykle żegnam się z obsadą raczej uściskiem ręki niż bardziej ekstrawaganckim całusem w policzek czy pretensjonalnym zagranicznym pocałunkiem z dubeltówki. Następnego ranka po wszystkich tych tych emocjach i bliskości nie ma śladu, a jedni obgadują drugich... Zawsze radowało mnie tworzenie; byłem dobrze opłacany i pracowałem wśród wśród uzdolnionych, charyzmatycznych mężczyzn oraz uzdolnionych, pięknych kobiet. Poszczęściło mi się, miałem poczucie humoru... Zamiast mieszkać w sercach i umysłach widzów, wolę mieszkać w swoim apartamencie.
Komentarze
Prześlij komentarz