Ostatni film Quentina mnie znudził i usypiał. Te zabawy z kinem w kinie i kino może ekscytujące dla fanatyków, ale stoją w miejscu i ciągną się jak guma do żucia. Zresztą znak firmowy Tarantina. Przeżuć, przełknąć ślinę i splunąć - nic nie zostaje w głowie po wyjściu z kina. Owszem, przewrotny finał, w którym reżyser ucieka paradoksalnie przed pseudo-dokumentem, którym raczył nas przez trzy godziny.
W tym widać przede wszystkim tę jego pańszczyznę w wypożyczalni kaset wideo i godziny, z nudów, nad filmidłami trzeciego gatunku. Czyli zamiłowanie do kiczu i komercji.
Jak mnie to ubogaca, skoro nie ubogaca? A że Brad Pitt dobrze wygląda w odróżnieniu od naszego i tego drugiego? Co za różnica?
Wspomnienie z "krainy snów", które niczego nowego nie odkrywa, tylko syci się same sobą.
Bo czy wąż ma ogon? Wyłącznie. I co z tego? Puste to to jak sztuka Quentina Tarantina.
W tym widać przede wszystkim tę jego pańszczyznę w wypożyczalni kaset wideo i godziny, z nudów, nad filmidłami trzeciego gatunku. Czyli zamiłowanie do kiczu i komercji.
Jak mnie to ubogaca, skoro nie ubogaca? A że Brad Pitt dobrze wygląda w odróżnieniu od naszego i tego drugiego? Co za różnica?
Wspomnienie z "krainy snów", które niczego nowego nie odkrywa, tylko syci się same sobą.
Bo czy wąż ma ogon? Wyłącznie. I co z tego? Puste to to jak sztuka Quentina Tarantina.
Komentarze
Prześlij komentarz